Prof. Maciej CHOROWSKI: Stan irracjonalny zamiast racji stanu. Czy tak musi być?

Stan irracjonalny zamiast racji stanu. Czy tak musi być?

Photo of Prof. Maciej CHOROWSKI

Prof. Maciej CHOROWSKI

Profesor zwyczajny nauk technicznych. Dyrektor Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Były dziekan Wydziału Mechaniczno-Energetycznego Politechniki Wrocławskiej. Współpracował z CERN, był pełnomocnikiem MNiSW ds. infrastruktury badawczej w CERN, w latach 2002–2011 prezes Wrocławskiego Parku Technologicznego. Członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Bez oddania odpowiedzialności za stan spraw państwowych inżynierom, Polska będzie nadal odbijać się od ściany do ściany coraz bardziej egzotycznych i nierealnych pomysłów w energetyce, transporcie, obronności i innych kluczowych dziedzinach. Kolejne fale młodych, zdolnych do myślenia osób będą emigrowały już nie za chlebem, ale po prostu za zdrowym rozsądkiem i brakiem wszechogarniającej, zbiurokratyzowanej i miałkiej bezmyślności – pisze prof. Maciej CHOROWSKI

Coraz więcej obszarów polskiego państwa wchodzi w stan strukturalnej niewydolności. Dobrym przykładem jest energetyka. To, że w przeddzień sylwestra 2018 roku przyjęto w formie ustawy (sic!) pakiet rozwiązań mitygujących skutki znanych od miesięcy, a dających się przewidzieć co najmniej od kilku lat procesów, takich jak wzrastające koszty węgla czy uprawnień do emisji, jest niewątpliwie dowodem na sprawność organizacyjną czynników rządowo-legislacyjnych, ale bardzo silnie nadwerężyło zaufanie myślących propaństwowo osób (przede wszystkim o wykształceniu przyrodniczym oraz inżynieryjnym), że rząd ma jakikolwiek plan rozwoju i transformacji polskiego systemu elektroenergetycznego.

Podobne przykłady można mnożyć. Powszechne staje się przekonanie, że władza wykonawcza nie ma planu ani metody rządzenia, natomiast nawet szczegółowe sprawy załatwiane są za pomocą pisanych ad hoc ustaw, przyjmowanych w pilnym trybie i przy wzrastającym chaosie. Coraz bardziej zbliżamy się do sytuacji, którą pierwszy ambasador USA w II Rzeczypospolitej Hugh Gibson określił następująco: „Cały system rządzenia staje się coraz bardziej wschodni pomimo polskich zapewnień, że państwo nie ma niczego wspólnego ze Wschodem. Doświadczenia ostatnich dwóch lat utwierdziły mnie w przekonaniu, że Polacy są tak naprawdę ludźmi Wschodu pod czarującą politurą zachodniej cywilizacji. To przekonanie znajduje potwierdzenie w stopniowym załamywaniu się mechanizmów administracyjnych, opracowanych początkowo do prowadzenia spraw w normalnym trybie, i narastającej tendencji do załatwiania wszystkiego przez tajną policję, szpiegów, nadzwyczajne komisje śledcze, organizacje kontrwywiadowcze, komisje do zwalczania spekulacji i lichwy…”1.

Czy tak musi być i czy z tej spirali coraz większej liczby drobiazgowych spraw, przenoszonych na coraz wyższy poziom decyzyjny przy rosnącej bierności sparaliżowanych strachem o utratę posady albo możliwością naruszenia kompetencji urzędników administracji centralnej, samorządowej i zarządów firm państwowych, można się wyrwać? Tak, ale po analizie przyczyn, które doprowadziły do obecnego stanu, i podjęciu próby likwidacji przynajmniej niektórych z nich.

Wydaje się, że jedną z przyczyn załamywania się systemowego podejścia do załatwiania spraw państwowych na rzecz systemu prowizorycznego i nieanalizującego wzajemnych powiązań podejmowanych decyzji jest zanik myślenia inżynierskiego na rzecz socjologiczno-prawniczo-finansowego.

O ile na szczęście jeszcze nikt nie powierzyłby zaprojektowania samolotu czy nawet ręcznej drezyny zespołom bez przygotowania technicznego i nieznającym praw fizyki sprowadzonych do praktyki inżynierskiej, o tyle całe dziedziny gospodarki są zarządzane przez ludzi kompletnie nierozumiejących kontrolowanych przez siebie obszarów w kategoriach czasu, złożoności technologicznej i niezbędnych nakładów do osiągnięcia zamierzonych celów. Prowadzi to do marnotrawstwa środków, które są wydawane w zbyt małych ilościach, aby dojść do zamierzonych rezultatów, a w zbyt dużych, by nie zauważyć uszczerbku w budżecie. Dobrym przykładem jest branża farmaceutyczna, która sięga po środki pomocowe na opracowanie innowacyjnych leków zbyt duże, jak na dojście do proof of concept, i zdecydowanie zbyt małe, aby wprowadzić nowy lek na rynek.

Racją stanu jest więc powierzenie zarządzania procesami gospodarczymi osobom nazwanym na potrzeby tej analizy inżynierami, czyli zdolnym do myślenia systemowego i dążącym zawsze do tego, żeby system działał, a nie np. w maksymalnym tempie wydawał środki, powodując drastyczny spadek ich efektywności. Słowo inżynier pochodzi od łacińskiego ingeniosus, oznaczającego osobę wykształconą. Do języka polskiego termin ten przeszedł z języka francuskiego, od ingénieur, oznaczającego osobę będącą zarówno autorem koncepcji nowego urządzenia lub technologii, jak i konstruktorem oraz wykonawcą, czyli realizatorem. To dzięki doskonałym inżynierom Francja zbudowała w kilkanaście lat energetykę jądrową (oddając w latach 80. XX wieku do użytkowania po kilkanaście reaktorów rocznie), a następnie system szybkich pociągów TGV i ośrodki rekreacyjne w Alpach, pozwalające na stabilizację i zrównoważenie poborów energii elektrycznej.

Myślenie inżynierskie charakteryzowało Sadi Carnota, syna jednego z przywódców rewolucji francuskiej i absolwenta École Polytechnique, który doszedł do wniosku, że ostateczne zwycięstwo Anglików nad Francuzami nie wynikało jedynie z ich kunsztu militarnego, ale z przewagi technologicznej. Sadi Carnot w swej fundamentalnej pracy Réflexions sur la puissance motrice du feu et sur les machines propres à développer cette puissance podjął skuteczną próbę zrozumienia maksymalnej ilości pracy, którą można uzyskać z ciepła, odkrywając niejako przy okazji II zasadę termodynamiki, będącą chyba najbardziej fundamentalnym prawem przyrody. Można więc opisać inżyniera jako osobę, która jest w pełni świadoma praw przyrody, dąży do założonego przez siebie celu z wykorzystaniem będących w jej dyspozycji zasobów i przyczynia się do rozwoju nauki, często dokonując przełomowych odkryć naukowych lub falsyfikując zastane paradygmaty.

Ciekawą definicję inżyniera sformułował kilkanaście lat temu dyrektor jednego z narodowych laboratoriów w USA. Stwierdził on mianowicie, że inżynier jest to osoba, która za dolara potrafi osiągnąć to, na co ludzie innych profesji potrzebują stu dolarów. Zwrócił tu uwagę na podstawową cechę myślenia inżynierskiego, którą jest racjonalne gospodarowanie będącymi do dyspozycji zasobami (finansowymi, energetycznymi, ludzkimi oraz czasem), jak również na umiejętność zakończenia pracy koncepcyjnej i przystąpienia do realizacji zadania w momencie, kiedy materializacja nowej idei wydaje się możliwa i uzasadniona.

Myślenie inżynierskie musi charakteryzować odwaga przejścia od prac badawczych do prac wdrożeniowych i przyjęcie wręcz osobistego ryzyka za prawidłowość proponowanych rozwiązań.

W Polsce dzięki inżynierskiemu podejściu do badanego problemu fizycznego Karol Wróblewski i Zygmunt Olszewski po raz pierwszy w historii skroplili w 1883 roku gazy uważane do tego czasu za trwałe. Było to możliwe dzięki doskonałemu wykształceniu obu uczonych oraz ich nieprzeciętnym zdolnościom technicznym, połączonym z możliwościami technologicznymi oferowanymi wówczas przez Collegium Physicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Osiągnięcie Polaków stworzyło podwaliny europejskiego przemysłu gazów technicznych.

Osiągnięcia gospodarcze i naukowe II Rzeczypospolitej, takie jak budowa Centralnego Okręgu Przemysłowego, miasta i portu w Gdyni czy przemysłu chemicznego i lotniczego, były możliwe dzięki dominującemu udziałowi inżynierów we władzach Rzeczypospolitej oraz zaufaniu, którym obdarzono ludzi tej profesji. Ignacy Mościcki, inżynier, profesor, rektor Politechnik Lwowskiej i Warszawskiej, Prezydent Rzeczypospolitej, autor innowacyjnej metody wytwarzania kwasu azotowego, inicjator budowy zakładów azotowych w Mościcach, wpisując się jako pierwszy do księgi pamiątkowej Zakładów, zwrócił uwagę, że państwo, którego podstawa jest produkcja rolna, musi mieć zaplecze przemysłowe służące właśnie tej produkcji i tym, którzy z ziemi żyją. Począwszy od dwumorgowych gospodarstw, a skończywszy na obszarniczych majątkach ziemskich. Amerykański dziennikarz H.R. Knickerbocker podróżujący w roku 1934 po Europie i próbujący zrozumieć procesy, które wtedy zachodziły na Starym Kontynencie, tak podsumował fakt zbudowania Gdyni: „Przez porty Gdańska i Gdyni razem przechodzi dziś w jedną i drugą stronę dwanaście milionów ton towarów rocznie, tj. 70% całego polskiego handlu zagranicznego. Niemcy zaś przewożą przez korytarz z Rzeszy do Prus Wschodnich i z powrotem tylko dwa miliony ton rocznie. Polacy stworzyli więc dziś najzupełniej nową sytuację. Stworzyli fakty, z których wynika, że gdyby korytarz oddać dziś Niemcom, strata Polski byłaby większa niż zysk Niemiec. (…) Polska, która nie jest krajem bogatym, wydała na Gdynię przeszło milion dolarów w złocie, ale ten wydatek jest niczym w porównaniu z tym, co znaczy Gdynia dla Polski”2. Tak więc doceniony został wysiłek inżynierski, a przede wszystkim jego zakończenie i osiągnięcie nowej sytuacji gospodarczej i politycznej. Inicjatorami budowy Gdyni i jej budowniczymi byli inżynierowie, między innymi Eugeniusz Kwiatkowski oraz Tadeusz Wenda.

Po II wojnie światowej w Polsce nauki przyrodnicze i techniczne stanowiły pewien azyl dla ludzi niezależnie myślących i tworzących dzieła, które przetrwały realny socjalizm. Fakt, że po roku 1989 możliwe było szybkie uniezależnienie się polskiego systemu elektroenergetycznego od powiązań z obszarem byłego Związku Radzieckiego, był zasługą myśli inżynierskiej ówczesnych twórców polskiej elektroenergetyki, którzy niejako przewidzieli rozejście się Polski z sowiecką strefą wpływów.

Bez oddania odpowiedzialności za stan wielu spraw państwowych zdefiniowanym powyżej inżynierom, zdolnym do podjęcia dyskusji z ich odpowiednikami sterującymi gospodarkami tzw. krajów rozwiniętych, Polska będzie nadal odbijać się od ściany do ściany coraz bardziej egzotycznych i nierealnych pomysłów w energetyce, transporcie, obronności i innych kluczowych dziedzinach. Kolejne fale młodych, zdolnych do myślenia osób będą emigrowały już nie za chlebem, ale po prostu za zdrowym rozsądkiem i brakiem wszechogarniającej, zbiurokratyzowanej i miałkiej bezmyślności. Polska stanie się po raz kolejny łupem różnych grup interesów, lobbystów, ambasadorów i zwykłych oszustów.

I znów aktualne stają się słowa cytowanego już Hugh Gibsona napisane w roku 1920: „Istnieje klasa, która mogłaby zapewnić sprawnych wojewodów; są kompetentni przemysłowcy, inżynierowie, bankierzy, profesjonaliści, biznesmeni i właściciele ziemscy, którzy ewentualnie mogliby przejąć kraj i nim pokierować. Obecnie jednak pozostają oni poza rządem i twierdzą, że w żadnym razie do niego nie wejdą. Wszystkich ich cechuje patriotyzm, który skłania ich do wstępowania do armii w charakterze szeregowców w okresach klęski narodowej; jedynie nieliczni cechują się takim patriotyzmem, który skłoniłby ich do tolerowania niezliczonych trudności związanych z pracą na rzecz rządu trawionego korupcją i niesprawnością”1.

.Jeżeli mielibyśmy się pokusić o sformułowanie racji stanu Polski AD 2019, to jest nią niewątpliwie wprowadzenie w obszar spraw publicznych propaństwowo myślących inżynierów, którzy wyprowadzą kraj ze stanu irracjonalnego. Ci ludzie są. Ale coraz słabiej wierzą, że od nich cokolwiek może zależeć, nawet jeśli zaangażują się w sprawy publiczne. I trudno im się dziwić.

Maciej Chorowski

Tekst jest zapowiedzią bloku tekstów o polskiej racji stanu w najbliższym, 11 nr miesięcznika „Wszystko Co Najważniejsze”, zapraszamy do Salonów EMPIK, dobrych księgarni oraz do księgarni wysyłkowej i prenumeraty: [LINK].

1 Hugh Gibson, Amerykanin w Warszawie, ISBN: 978-83-240-4297-5, Znak Horyzont 2018. 2 H.R. Knickerbocker, Europa w mundurze, Warszawa 1935, nakładem księgarni M. Fruchtmana.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 1 lutego 2019