Tomasz KAMIŃSKI: "Uniwersytet nie umarł. Polemika z Prof.Piotrem Nowakiem"

"Uniwersytet nie umarł. Polemika z Prof.Piotrem Nowakiem"

Photo of Tomasz KAMIŃSKI

Tomasz KAMIŃSKI

Adiunkt w Zakładzie Azji Wschodniej, na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego. Stały współpracownik „Liberté!"

Profesor Piotr Nowak, w wywiadzie o dramatycznym tytule „Uniwersytet umarł”, przedstawił szereg propozycji reanimacji rzekomego trupa. Problem w tym, że diagnoza zgonu jest przedwczesna, a wiele z przedstawionych w tekście postulatów to raczej pomysły na faktyczne dobicie chorego, a nie jego uzdrowienie.

.To, że system nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce wymaga naprawy nie ulega żadnej wątpliwości. Wdrażane od kilku lat reformy spowodowały pewne pozytywne zmiany, ale jednocześnie naruszyły akademickie status quo i spowodowały bardzo wyraźne napięcia w środowisku. Zarysował się wyraźny podział na dwie grupy uczonych, który w dużej mierze przebiega po linii pokoleniowej (choć oczywiście z wyjątkami). Naukowo, w oparciu o rozległe badania, opisuje ten podział prof. Marek Kwiek, w swoim artykule pt. „Młoda kadra: różnice międzypokoleniowe w pracy naukowej i produktywności badawczej. Czym Polska różni się od Europy Zachodniej?” [LINK].

Grupę pierwszą możemy umownie nazwać „lokalsami”. Obejmuje ona przede wszystkim starsze pokolenia naukowców, w większości niezdolne do takiej produktywności naukowej oraz umiędzynarodowienia, jakich wymaga się w nowych regulacjach prawnych. Może właśnie dlatego, jak pisze prof. Kwiek, to starsze pokolenie kadry cechuje „brak zrozumienia dla nowych, konkurencyjnych mechanizmów finansowania nauki i publikowania jej wyników, zrozumienia dla szerszej idei, wedle której nauka jest przedsięwzięciem niezwykle konkurencyjnym”.

Grupę drugą nazwijmy, trochę może na wyrost, „kosmopolitami”. Stanowią ją w większości młodsi naukowcy, którzy są świadomi, iż konkurują z kolegami z zagranicy: o fundusze na badania naukowe, o akademickie uznanie, o publikacje w najlepszych czasopismach naukowych. Mogą mieć krytyczne podejście do sposobów mierzenia indywidualnych osiągnięć badawczych, ale nie odrzucają ich z góry. Mogą mieć poczucie nierównej konkurencji z naukowcami z zagranicy, ale mimo wszystko akceptują reguły wprowadzanego w Polsce nowego porządku akademickiego.

.Nie chciałbym prof. Nowaka i siebie na siłę wciskać w ramy schematu, który zarysowałem powyżej. Co więcej, wiele jego obserwacji i postulatów mógłbym uznać za sensowne i trafne. Niemniej jednak, czytając wywiad z nim miałem nieodparte wrażenie, że pochodzimy z zupełnie różnych naukowych światów. To co dla mnie jest koniecznością, dla niego nieakceptowalnym, biurokratycznym wymysłem. To co dla niego jest oczywistością, dla mnie jest nonsensem.

Nonsens 1. Ministerstwo trzeba zaorać

.Prof. Nowak postuluje likwidację Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, które jego zdaniem udowodniło, że „nie zna problemów nauki i dlatego ją dusi kolejnymi aberracyjnymi przepisami, algorytmami, rozporządzeniami”. Jako żywo przypomina mi to słynne słowa Lecha Wałęsy: „Stłucz Pan termometr, nie będziesz miał Pan gorączki”. Organy administrujące nauką i szkolnictwem funkcjonują wszak w każdym kraju i są niezbędnym elementem systemu. Przyznaje to zresztą sam Profesor trzy zdania niżej twierdząc, że „bez aparatu urzędniczego nie da się zarządzać nowoczesnym państwem. To elementarz”.

Jeśli więc dobrze rozumiem intencję prof. Nowaka, chodzi mu o to, żeby za administrację odpowiadali sami uczeni, poprzez „centralną instancję kontrolną”. W niej „uczeni powinni rządzić się sami – powinni mieć swoich urzędników do zarządzania sprawami administracyjnymi, a nie ministerialnych, narzuconych im z góry”. Absurd tego postulatu polega na tym, że już dziś tak właśnie jest. Ministrami nauki od lat są naukowcy, w komisjach ministerialnych zasiadają naukowcy, o rozdziale funduszy w procedurach konkursowych też decydują naukowcy… Co więcej, system zarządzania nauką jest przecież w olbrzymiej mierze zdecentralizowany i oparty o autonomię uczelni, również rządzonych przez naukowców.

To nie brak uczonych w systemie administracji nauki jest problemem, tylko ich nadmiar!

Oddanie większej władzy w ręce menadżerów nauki i dobrze przygotowanych merytorycznie urzędników, przyniosłoby z pewnością większe korzyści niż udawanie, że to właśnie profesura jest najlepiej predystynowana do zarządzania wielkimi instytucjami akademickimi i wielkimi pieniędzmi, którymi te obracają.

Nonsens 2. Uniwersytet niepiśmiennych

.Profesor Nowak proponuje też absolutnie rewolucyjne rozwiązanie problemu umasowienia studiów wyższych i spadku średniego poziomu studentów: „na uniwersytetach powinny powstać dwie ścieżki – dla osób piśmiennych i niepiśmiennych. Są ludzie, którzy nie mają smykałki do pisania – nie zmuszajmy ich do tego! Zaznaczajmy te ścieżki na dyplomie. Zlikwidujemy w ten sposób (…) fikcję prac pisemnych, które dziś są często kupowane, kradzione albo ich poziom jest zwyczajnie rozczarowujący.”

Na pytanie, czy naprawdę uniwersytet nie powinien uczyć pisać, odpowiada: – „Powinien uczyć tych, którzy chcą pisać. I ci ludzie powinni się uczyć od tych, którzy to rzeczywiście potrafią.”

Przyznam, że trzy razy czytałem ten fragment wywiadu, przecierając oczy ze zdumienia. Oto bowiem profesor filozofii zupełnie na serio przedstawia receptę na faktyczną śmierć uniwersytetu. Tym bowiem co faktycznie dziś zabija uczelnie wyższe są całe zgraje studentów, którzy nigdy nie powinni na nie trafić, bo nie są dostatecznie uzdolnieni.

.Studiowanie nie może być prawem, tylko przywilejem dla najlepszych! Niskie wymagania i brak selekcji to patologia wielu współczesnych szkół wyższych, ale z patologiami przecież trzeba walczyć, a nie je umacniać.

Nonsens 3. Reformy zabiły uniwersytet

.Według Profesora za wszystko co złe na polskich uczelniach odpowiadają reformy wprowadzone przez rząd Platformy Obywatelskiej, która „dowiodła, że jest formacją antykulturalną i antynarodową – formacją, która po prostu niszczy państwo”. Pominę może tę jakże głęboką analizę partii rządzącej i skoncentruję się na tezie o szkodliwości wprowadzanych przez nią od kilku lat reform.

Nie jest prawdą, że przed zmianami wprowadzanymi przez minister Kudrycką uniwersytety działały lepiej niż teraz. Nepotyzm, biurokracja, niedofinansowanie, brak perspektyw dla młodych – to wszystko było i to w większym natężeniu niż dzisiaj. Można oczywiście spierać się co do szczegółów wprowadzonych rozwiązań, niemniej jednak ogólne kierunki zmian, wypracowane zresztą w porozumieniu ze środowiskiem akademickim, były sensowne. Zwiększono finansowanie nauki, choć pewnie zbyt dużo (aż 27 mld zł) wydano na infrastrukturę, a zbyt mało na naukowców. Wprowadzono zasady oceny jakości uczelni i stworzono bardziej przejrzyste (konkursowe) mechanizmy podziału środków na naukę. Do podziału finansowego tortu dopuszczono też młodych naukowców, na skalę nigdy w Polsce nie widzianą. Zmieniono przepisy dotyczące zamówień publicznych, aby odbiurokratyzować zakupy o wartości do 200 tys. euro. I co najważniejsze, wprowadzono realny system zachęt dla naukowców, aby publikowali, starali się o granty i współpracowali z otoczeniem.

Rozumiem, że można nie lubić zasady „publikuj albo giń”, ale sytuacja, w której 43% polskich naukowców (wedle danych prof. Kwieka z 2010 r.) nic nie publikowała była patologią, której nie wolno było tolerować. Choć produktywność naukowa od ministerialnych reform pewnie skokowo nie wzrosła, to jednak wprowadzenie mechanizmów konkurencji i realnej groźby wyrzucenia z pracy tych nieproduktywnych jest zmianą na lepsze, a nie na gorsze. Przy malejącej liczbie studentów nie ma bowiem innego sposobu na szersze wpuszczenie do akademii młodych i zdolnych naukowców, niż wyrzucenie z niej tych, którzy pracują najsłabiej. A do tego potrzebne są przejrzyste kryteria i jasne reguły konkurencji.

Pacjent żyje i ma się lepiej

.Nauka jest z zasady sferą niezwykle konkurencyjną. Prof. Marek Kwiek słusznie zauważa, że „idea ta w ostatnich dziesięcioleciach w Polsce była niemal nieznana, a z pewnością nie stanowiła fundamentu myślenia o pracy akademickiej. Podziały wśród kadry wynikające z bardziej i mniej konkurencyjnego dorobku naukowego niemal nie istniały, podobnie jak nie prowadziły do poważniejszych różnic w prestiżu i w dostępie do zasobów”.

Świat, w którym badania naukowe były jedynie dodatkiem do kariery akademickiej, wykonywanym przez naukowców jak im się podoba, o ile im się podoba, i tylko wtedy, kiedy im się podoba, powoli odchodzi w niebyt.

Cieszy mnie ta sytuacja, choć jako adiunkt przed habilitacją jestem poddawany instytucjonalnej presji, która nie była znana starszemu pokoleniu kolegów. Czuje też, że mam wyżej od nich zawieszoną poprzeczkę. Przyjmuję jednak, że konkurencja w poszukiwaniu finansowania badań naukowych i w publikowaniu ich wyników na świecie stanowi po prostu element mojej pracy. Kiedy więc jestem proszony o ocenę sprawności przeprowadzenia konkursu grantów, w którym odrzucono mój wniosek, to się na to nie zżymam jak prof. Nowak, tylko traktuje jako szansę na dołożenie mojej cegiełki do doskonalenia systemu rozdziału funduszy. Przecież jestem w stanie ocenić, czy recenzje, które dostałem były pisane na kolanie przez laika, czy też stanowią rzetelną, wartościową ocenę mojej pracy naukowej – nawet jeśli krytyczną.

.Nie jest więc prawdą, że uniwersytet w Polsce umarł, bądź umiera. Jest dokładnie odwrotnie. Ciężko chore uczelnie powoli zmieniają się, żeby sprostać wymogom globalizacji i wolnorynkowej konkurencji. Te zmiany w moim przekonaniu mogłyby być nawet szybsze i głębsze, ale z całą pewności nie powinny iść w kierunku proponowanym przez prof. Nowaka.

dr Tomasz Kamiński

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 11 października 2015
Fot: New York Public Library | Oscar F. Hevia via Flickr License by CC