
"O widzialności i niewidzialności w nowych mediach. A także o tym, że ich popularność wynika z deficytu bycia razem"
.Każde medium służy ludziom pomagając im być bliżej siebie. Nigdy medium nie jest celem samym w sobie, lecz wykracza poza swoje możliwości i ograniczenia technologiczne. Dyskusja o mediach i technologiach jest więc w gruncie rzeczy dyskusją o tym, jak zmieniają się relacje pomiędzy ludźmi, w jaki sposób chcemy być ze sobą, co dzieję się pomiędzy nami i jak wytwarzają się więzi społeczne.
.Jedną z klasycznych koncepcji marketingowych – równie często wykorzystywanych, jak krytykowanych – jest cykl życia produktu. Zakłada on, że funkcjonowanie produktu na rynku, podobnie jak ludzkie życie, przebiega od „narodzin” do „śmierci”. Cztery klasyczne fazy, przez które przechodzi produkt, to wprowadzenie, wzrost, nasycenie i spadek. Każda z nich związana jest z odmiennymi strategiami marketingowymi, różnymi zasadami promowania i finansowania. W każdej z nich istnieją również odmienne oczekiwania co do zasad funkcjonowania produktu i czerpanych z niego zysków – tych materialnych i niematerialnych i to zarówno po stronie producentów, jak i konsumentów.
W podobny sposób można rozważać cykl życia mediów i technologii. Każda z nich „rodzi się”, czemu towarzyszą zazwyczaj dwie skrajne i sprzeczne wobec siebie postawy. Z jednej strony to utopijne przekonanie, że nowe media i technologie staną się remedium na problemy świata. Nie bez powodu przez pewien czas myślano w ten sposób o internecie, który miał niwelować nierówności społeczne, polepszać funkcjonowanie systemów edukacyjnych czy też być gwarantem światowego pokoju. Z drugiej strony, to postawa, którą można określić jako „obojętne zafascynowanie”. Postrzega ona technologie raczej jako nowinkarstwo czy efekciarstwo, ale bez potencjału rzeczywistych zmian i zysków, które można z nich czerpać. W tym kontekście sukces biznesowy odnoszą więc ci, którzy dzięki szerokim horyzontom wyobraźni potrafią te możliwości dostrzec i w ten sposób wyprzedzić konkurencję.
Poszczególne etapy życia mediów i technologii różnią się oczywiście od siebie popularnością, a więc liczbą osób, które z nich korzystają. Niektóre umierają szybko, szczególnie wtedy, gdy są monotematyczne, nastawione na jeden sposób wykorzystywania (tutaj dobrym przykładem jest Nasza Klasa, której popularność bardzo szybko spadła, gdy użytkownicy zrealizowali stawiany przez nią cel: odnowienie kontaktów z dawnymi znajomi). Inne trwają właśnie dlatego, gdyż proponują zupełnie nowe sposoby wykorzystywania. Telewizja nie umiera, gdyż zaczyna się przemieniać w posttelewizję, łączącą się na poziomie technologicznym i społecznym z nowymi mediami.
Oczywiste jest również to, że wraz ze wzrostem popularności poszczególnych mediów i technologii pojawiają się coraz to nowe propozycje dotyczące korzystania z nich. Medium przestaje być niszą odpowiadającą specyficznym potrzebom technofobów (korzystam z tego pojęcia bez wartościowania) lub różnych kategorii zawodowych. Staje się w zamian za to miejscem współistnienia obok siebie różnych potrzeb technologicznych i różnych sposobów ich realizowania.
Kluczowym staje się pytanie: co to znaczy być kompetentnym użytkownikiem mediów i technologii?
Wielu stara się na to pytanie odpowiadać w bardzo prosty sposób, sprowadzając kompetencje wyłącznie do umiejętności technologicznych. Kompetentnym użytkownikiem nowych mediów byłby tu więc ten, kto potrafi wysyłać wiadomości, zamieszczać zdjęcia, odpowiadać na prywatne informacje, korzystać z aplikacji mobilnych etc. Takie myślenie jest o tyle błędne, gdyż medium sprowadza do narzędzia, traktuje je jak przykładowy młotek, którego jedynym zadaniem jest wbijanie gwoździ (tak jakby młotek nie mógłby być np. dziełem sztuki albo ułatwieniem w drapaniu się po plecach). Na tym też polega problem polskiej edukacji informatycznej.
Tak długo, jak długo polskie szkoły będą traktowały lekcje informatyki wyłącznie w kontekście obsługi urządzeń i oprogramowania – polskie dzieci i młodzież będą „cyfrowo niepełnosprawne”. Będą się doskonale posługiwać narzędziami, ale nie bez umiejętności oceny społecznych skutków tych działań.
Moim zdaniem nie sposób jest wskazać jednego, powszechnego i obowiązującego wszystkich wzoru kompetencji medialnych i technologicznych. Wynika to nie tylko z tego, że każdy z nas wykorzystuje medium według własnych potrzeb, dopasowując je do własnej sytuacji życiowej, zawodowej, towarzyskiej czy rodzinnej. W takiej sytuacji tworzenie powszechnych i ogólnych reguł byłoby powrotem do logiki charakterystycznej dla mediów masowych: z jednokierunkowym przekazem opartym na trwałym oddzieleniu nadawców i odbiorców oraz standaryzacją treści dopasowywanej zazwyczaj do potrzeb najmniej wymagających odbiorców. Co więcej, takie podejście podskórnie zakładałoby także pewną formę determinizmu technologicznego, przekonania, że to technologia sprawuje nad nami władzę, a nie że my jesteśmy w stanie dopasowywać ją do własnych potrzeb.
Kluczowa jest jednak dla mnie inna kwesta, związana z odpowiedzią na pytanie po co nam w ogóle media i technologie. Tak naprawdę każde medium służy ludziom pomagając im być bliżej siebie. Nigdy medium nie jest celem samym w sobie, lecz wykracza poza swoje możliwości i ograniczenia technologiczne. Dyskusja o mediach i technologiach jest więc w gruncie rzeczy dyskusją o tym, jak zmieniają się relacje pomiędzy ludźmi, w jaki sposób chcemy być ze sobą, co dzieję się pomiędzy nami i jak wytwarzają się więzi społeczne.
Tak pogardzany przez wielu telewizor do dzisiaj jest niekiedy jedynym pretekstem do spotkania się ze sobą rodziny – choćby po to, żeby wspólnie, obok siebie posiedzieć i pomilczeć. Zauważmy zresztą, jak zazwyczaj ustawiamy w swoich domach i mieszkaniach odbiorniki telewizyjne: najczęściej tak, aby programy telewizyjne mogły być na nim oglądane przez jak największą liczbę osób. To trochę odpowiednik dawnego pieca, który ogrzewał jedno pomieszczenie, ale w ten sposób gromadził blisko siebie całą rodzinę. Z kolei każdy chyba kibic sportowy przyzna, że jakość kibicowania zmienia się w zależności od tego, czy śledzimy mecz samodzielnie, czy wspólnie.
Ten więziotwórczy potencjał technologii jeszcze większe znaczenie zyskuje w przypadku nowych mediów. Przyszłość mają tylko takie media, które nie zamykają się same w sobie. To dlatego błędne są badania, książki czy artykuły związane z takimi tematami, jak np. „kształtowanie tożsamości w mediach społecznościowych”. Nie chodzi oczywiście o to, że tożsamość (pamięć, biografia…) w ten sposób nie mogą być wytwarzane. Chodzi raczej o to, że podejście takie zazwyczaj błędnie zakłada odrębność światów online i offline. A przecież zamieszczając zdjęcie na Instagramie chce się podzielić z innymi tym, co widziałem na własne oczy. Wpisując przed snem posta na Facebooku być może rozpoczynam dyskusję, którą kolejnego dnia będę kontynuował ze znajomymi w pracy. A wpis na Twitterze może być rezultatem spotkania się z kimś, uczestnictwa w jakimś wydarzeniu.
To wszystko w jeszcze większym stopniu podkreślane jest przez mobilność technologii, która granice on/offline zaciera jeszcze bardziej. Media przestają unieruchamiać moje ciało, jak to ma miejsce wtedy, gdy korzystam z nich za pośrednictwem komputera. Doświadczanie i komunikowanie o nim staje się symultaniczne, a czasami zaczynamy mieć wątpliwości co do tego, co tak naprawdę w tej relacji było pierwotne. Jean Baudrillard byłby tym zachwycony, widząc tu ziszczenie się jego koncepcji precesji symulakrów.
.Kompetentne korzystanie z nowych mediów to takie, w którym użytkownik odczuwa łączność pomiędzy sferami online i offline. Takie, w którym użytkownik sam wybiera sposób wykorzystywania nowych mediów do kreowania więzi społecznych i relacji z innymi. Wydaje mi się, że zróżnicowanie korzystania z nowych mediów – a tym samym wielość kryteriów kompetencji – związana jest z dwoma aspektami aktywności.
Pierwszy z nich to WIDZIALNOŚĆ. Przyzwyczailiśmy się do myślenia, zgodnie z którym wiarygodny jest ten, kto ujawnia swoją tożsamość (imię i nazwisko, twarz, miejsce zamieszkania, zajęcie etc.). I oczywiście w wielu sytuacjach jest to prawda. Trudno wyobrazić sobie skuteczne działanie na portalu LinkedIn bez uwidzialniania siebie i swojego doświadczenia. W innym kontekście, o wiele większą szansę na zawieranie znajomości na portalach randkowych mają ci, którzy uwidzialniają tam swój wygląd (choć już niekoniecznie dane personalne). Istnieją jednak sytuacje zupełnie odwrotne. Dla wielu ciekawszy może być taki profil na Instagramie, na którym znajdują się wyłącznie zdjęcia architektury i o którego właścicielu niewiele wiadomo, od takiego profilu, który składa się wyłącznie z selfies. Twitterowy nick zastępuje w wielu przypadkach imię i nazwisko, funkcjonuje jako identyfikacja tożsamości online, jak również offline. Co więcej, ten sam użytkownik na różnych portalach może prezentować się w różny sposób (posługiwać się różnymi nickami), co wcale nie oznacza zaburzeń osobowości, tylko inne podchodzenie do kwestii widzialności.
Nie bez powodu media społecznościowe wprowadzają możliwość samodzielnego decydowania o tym, dla kogo dostępne będą zamieszczane tam treści.
Czynienie niektórych z nich publicznymi, a innych prywatnymi (dostępnymi tylko wybranym użytkownikom) to nic innego, jak zarządzanie własną widzialnością w sieci. Tezy te znajdują potwierdzenie w świetnej książce D. Boyd (@zephoria) „It’s complicated. The Social Lives of Networked Teens”. Opisując aktywności internetowe nastolatków autorka wskazuje, że swoboda zarządzania własną widzialnością w sieci jest powiązana z pozyskiwaniem przez nich poczucia podmiotowości, czyli działania na własną rękę, niezależnie od opinii świata dorosłych.
Drugi aspekt to OBIEKTYWNOŚĆ, czyli innymi słowy pytanie o to, czy w mediach poszukuję informacji, czy opinii. Gdy obserwujemy Twittera, to wyraźnie widać, że niektóre z profili mają wyraźnie charakter nastawiony na opinie – tam wpisy zaczynają się od „moim zdaniem…”, „mam wrażenie..” etc. Opinie są o tyle atrakcyjne, gdyż nie zamykają dyskusji, lecz ją rozpoczynają. Wiele osób właśnie dla tych dyskusji, również tych emocjonalnych „flejmów”, przebywa w mediach społecznościowych. Nie poszukuje tam wiarygodnych informacji, ale chce wyrazić swoje zdanie – be względu na to, czy dotyczy ono poglądów politycznych, zamiłowań technologicznych czy ulubionych autorów książek. Tak wyrażona opinia spotyka się z inną, sformułowaną przez kogoś, kogo offline być może trudno mi spotkać, ale kogo jednocześnie uważam za kompetentnego partnera do dyskusji. Na tym mechanizmie opiera się zresztą marketing szeptany i działalność ewangelistów marki. Wyrażanie opinii jest więc również opowiadaniem o swoim życiu i próbą pokazania, że jest ono ciekawe. Z drugiej strony, to świat mediów społecznościowych nastawiony na informacje. To obszar szczególnie atrakcyjny dla gwiazd socjometrycznych – osób dobrze poinformowanych, ekspertów w swoich dziedzinach, często reprezentujących różnego rodzaju instytucje. Wpis na Twitterze może w tym przypadku zastępować informację z tradycyjnych portali informacyjnych, jest bowiem szybszy a niekiedy również bardziej wiarygodny. Różnice opinie/informacje związane są również z poziomem aktywności poszczególnych użytkowników w sieci. Wydaje się, że ci nastawieni na opinie chętniej wchodzą w interakcje online, z kolei ci z nastawieniem informacyjnym mogą pełnić rolę podobną do biernych odbiorców starych mediów, być może wykorzystując zebrane w ten sposób informacje w inny sposób i w innym kontekście.
.Aktywności w mediach społecznościowych są realizowane na swoistym kontinuum. Jego początkiem jest nastawienie na widzialność i obiektywność, końcem z kolei: na niewidzialność i subiektywność. Pomiędzy nimi znajduje się sytuacja pośrednia (widzialność i subiektywność), stosunkowo rzadko spotykamy się natomiast z profilem niewidzialności i obiektywności.
Chciałbym jednak wyraźnie podkreślić, że z punktu widzenia kształtowania kompetencji cyfrowych nie powinniśmy tych podejść w żaden sposób wartościować. Każdy użytkownik ma prawo do tego, aby z internetu korzystać na własny sposób, według własnych potrzeb, odnosząc się do własnej sytuacji życiowej. Uzyskując w ten sposób podmiotowość dostanie również do ręki narzędzie do swobodnego kształtowania więzi społecznych. Różne poglądy na ten temat i różne sposoby funkcjonowania w sieci wynikają z tego, że w różny sposób patrzymy na bycie razem. Inne są nasze przyzwyczajenia i zwyczaje wyniesione z domu. Innych więzi potrzebujemy w różnych etapach naszego życia. Innego są motywy i cele wchodzenia ze sobą w relacje. Nie bez powodu to kryterium wieku najbardziej różnicuje sposoby korzystania z internetu – jest tak dlatego, bo w różnych okresach naszego życia potrzebujemy odmiennych więzi.
Gdyż, co by nie mówić, popularność mediów społecznościowych wynika właśnie z deficytu bycia razem.
Łukasz Rogowski