Prof. Tarif KHALIDI: Śmierć cywilizacji! Niech żyją barbarzyńcy!

Śmierć cywilizacji! Niech żyją barbarzyńcy!

Photo of Prof. Tarif KHALIDI

Prof. Tarif KHALIDI

Palestyński historyk, który kieruje Katedrą Studiów Islamskich i Arabskich im. Szejka Zajida na Amerykańskim Uniwersytecie w Bejrucie w Libanie.

Wraz z objęciem władzy przez Benjamina Netanjahu i Donalda Trumpa retoryka „cywilizacji” osiągnęła swój szczyt – wystarczy przypomnieć ich przemówienia w Kongresie i tyrady w Knesecie – pisze prof. Tarif KHALIDI

.Na początku XX wieku słynny grecki poeta Konstandinos Kawafis opublikował wiersz Czekając na barbarzyńców, który jak każdy głęboki, wieloznaczny utwór poetycki wywołał lawinę analiz i interpretacji. Przeczytałem go po raz pierwszy jako młody człowiek. Byłem już wówczas pod ogromnym wrażeniem, lecz uchwyciłem sens wiersza tylko powierzchownie, nie dostrzegając jego istoty, co bez wątpienia wynikało z niecierpliwości i ograniczonego sposobu myślenia charakterystycznego dla młodości. Do wierszy Kawafisa powróciłem w podeszłym wieku, zmęczony kakofonią hałaśliwych głosów wypełniających dzisiejszy świat paplaniną o cywilizacji i barbarzyństwie. Miałem nadzieję, że odnajdę w nim to, czego nie dostrzegłem w młodości. Aby dobrze zrozumieć temat, zacznijmy od krótkiego streszczenia wiersza.

Czekając na barbarzyńców przedstawia dialog ludzi zgromadzonych na rynku: jedni zadają pytania, inni odpowiadają. Dlaczego cesarz zasiadł tak wcześnie u bram miasta, na tronie i z głową przystrojoną koroną? Bo tego dnia mają przyjść barbarzyńcy. Dlaczego senatorowie siedzą bezczynnie? Bo barbarzyńcy i tak ustanowią swoje własne prawa. Dlaczego dostojnicy wyszli w swych najwspanialszych szatach, z dłońmi przyozdobionymi pierścieniami, w których lśnią szmaragdy? Bo takie rzeczy robią wrażenie na barbarzyńcach. Dlaczego retorzy nie przychodzą, jak zwykle, by wygłaszać swoje oracje? Ponieważ barbarzyńców nudzą ich deklamacje.

Ostatnie wersy wiersza wprowadzają ton tajemnicy: skąd ten nagły niepokój i zamieszanie? Dlaczego ulice i place tak szybko pustoszeją? Dlaczego wszyscy wracają do domów pogrążeni w myślach? Bo zapadła noc, a barbarzyńcy nie przyszli. A ci, którzy przybyli z granicy, mówią, że barbarzyńców już nie ma. Wiersz kończy się słowami: „Bez barbarzyńców – cóż poczniemy teraz? / Ci ludzie byli jakimś rozwiązaniem”.

Co możemy odczytać z tego wiersza obecnie, w epoce „cywilizacji” i „barbarzyństwa”? Na pierwszy rzut oka postać cesarza symbolizuje dawne imperia, które traciły siłę i pogrążały się w chaosie, gdy zabrakło im jednego z podstawowych powodów istnienia – barbarzyńców. Bez nich nie może istnieć żadne mocarstwo. Są zarazem źródłem lęku i czymś, co się przyjmuje z ulgą; niezbędnym elementem w definiowaniu własnej tożsamości. „My” przeciwko „nim”. Przynajmniej tak rozumiałem ten wiersz, kiedy czytałem go po raz pierwszy.

Obecnie światem arabskim rządzą dwa imperia – amerykańskie i izraelskie. Widzimy je przystrojone z całym splendorem, z bronią błyszczącą w dłoniach. Wszystkie historyczne imperia w podobny sposób olśniewały i zastraszały swoich poddanych. Te dwa wyróżnia jednak przekonanie, które dla nas, ich poddanych, brzmi jak anachronizm: że Stwórca wybrał ich spośród całej ludzkości, by wypełniali Jego wolę, niezależnie od tego, co powiedzą niedowiarkowie. Znów więc trafiamy do świata manichejskiego, w którym światło stawia czoła ciemności, człowieczeństwo – brutalności, dobro – złu, a cywilizacja – barbarzyństwu. To nie są jedynie pojęcia polityczne, które wyznaczają kierunek działań obu tych imperiów; to powszechnie podzielane przekonania, głęboko zakorzenione w ich społeczeństwach.

W oczach dzisiejszych Amerykanów barbarzyńcami są imigranci z krajów, które „cesarz” Donald Trump określił mianem nędznych i zapóźnionych, a także wszyscy ci, którzy nie chcą się podporządkować amerykańskiej cywilizacji. W oczach Izraelczyków barbarzyńcami są Palestyńczycy, Arabowie i – szerzej – muzułmanie. Przywódcy stojący na czele obu imperiów zdają się odurzeni, upojeni marzeniami o wyższości i dominacji, zdecydowani zmiażdżyć wszystkich znajdujących się niżej na drabinie ludzkości. Stoją za nimi całe społeczeństwa, które wyniosły ich na szczyty władzy.

.Każdy, kto śledzi aktualny bieg wydarzeń, ma rzadką okazję obserwować, jak historia w zdumiewający i zarazem fascynujący sposób cofa się w czasie. Ja sam – podobnie jak wielu ludzi z mojego pokolenia – żyłem w naiwnym przekonaniu, że powołanie Organizacji Narodów Zjednoczonych po II wojnie światowej, uchwalenie Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, zwycięstwo nad faszyzmem i nazizmem oraz rozprzestrzenienie się „liberalno-demokratycznej” myśli na całym świecie raz na zawsze wymazało retorykę Hitlera i Mussoliniego, a pomogły przy tym górnolotne stwierdzenia takich postaci, jak Winston Churchill, generał Lyautey, Theodore Roosevelt i innych wpływowych ludzi tamtego okresu.

Jako historycy mamy obowiązek wyznaczać początki i końce zjawisk, lecz w tym przypadku nie potrafię powiedzieć, kiedy wskazówki tego zegara zaczęły poruszać się wstecz. Być może upadek liberalnego klimatu, wraz z towarzyszącymi mu przemianami politycznymi, społecznymi i gospodarczymi, rozpoczął się już tuż po rozpadzie Związku Radzieckiego. Runęło wówczas imperium „barbarzyńców”, a wraz z nim polegli barbarzyńcy Wschodu i Zachodu. „Cywilizacja” odniosła spektakularne zwycięstwo.

Wraz z objęciem władzy przez Benjamina Netanjahu i Donalda Trumpa retoryka „cywilizacji” osiągnęła swój szczyt – wystarczy przypomnieć ich przemówienia w Kongresie i tyrady w Knesecie. Niestety, barbarzyńcy nie okazali się szczególnie podatni na ich elokwencję. W związku z tym wysłannicy ich obu przybyli na nasze ziemie, by przypomnieć nam o ich ucywilizowaniu i naszym barbarzyństwie. Jeden z tych emisariuszy zganił grupę libańskich dziennikarzy za „zwierzęce” zachowanie, podczas gdy panna Kwiat Pomarańczy, była miss Miami, pouczała pewnego polityka o zgubnych skutkach narkotyków. Tymczasem izraelski minister nazwał Palestyńczyków „zwierzętami”, a jego kolega zagroził Saudyjczykom „powrotem do czasów wielbłądów”. Oto kilka wonnych oparów cywilizacji, którymi każą nam codziennie oddychać.

Dziś niektóre reżimy znad Zatoki Perskiej usiłują dołączyć do cywilizacji i podpisują Porozumienia Abrahamowe albo rozważają ich podpisanie. Niestety, nigdy nie uda im się wyzbyć barbarzyństwa, choćby wlewali w postęp nieograniczone pieniądze, stroili się w najwspanialsze szaty i wznosili coraz wyższe budynki (a według Proroka Mahometa konkurencja w budowaniu wysokich budowli jest jednym ze znaków Dnia Ostatniego). Są i pozostaną tylko bogatymi, barbarzyńskimi reżimami, które dostarczają cywilizacji wszystkiego, czego potrzebuje, by mogła spełnić swoją „misję dziejową”.

Wracając zaś do wiersza Kawafisa, można dostrzec, że wśród euforii obu zwycięskich imperiów pojawia się cień niepokoju i dezorientacji. Czy nasze cywilizacje naprawdę odniosły zwycięstwo nad barbarzyństwem? Czy na zawsze stępiliśmy jego szpony? Czy wypełniliśmy już wszystko, co Stwórca nam nakazał? Czy barbarzyńcy powrócą, by nas dręczyć? Jak usprawiedliwić nasze istnienie, naszą cywilizacyjną tożsamość, jeśli nie będziemy nieustannie potwierdzać, słowem i czynem, naszej wyższości i ich niższości?

.Żyjemy więc w czasach pijanych demagogów, którzy powtarzają slogany o cywilizacji i barbarzyństwie, wygłaszają tyrady o antysemityzmie, terroryzmie i obronie świętych wartości, dorzucając przy tym inne frazesy, które dzielą świat na cywilizowany i barbarzyński. Skoro zaliczono mnie do barbarzyńców, odnajduję w tym jednak pewną pociechę – świadomość, że należę do tych, którzy burzą spokój ludzi cywilizacji. Zatem bracia barbarzyńcy, zawołajmy razem: Śmierć cywilizacji! Niech żyją barbarzyńcy!

Tarif Khalidi

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 listopada 2025