Agata KAŁABUNOWSKA: Fala wznosząca niemieckiej skrajnej prawicy

Fala wznosząca niemieckiej skrajnej prawicy

Photo of Agata KAŁABUNOWSKA

Agata KAŁABUNOWSKA

Politolog, doktor nauk społecznych w dyscyplinie nauk o polityce i administracji. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, stypendystka Narodowego Centrum Nauki, obecnie Starszy Analityk w Instytucie Zachodnim.

zobacz inne teksty Autorki

W debacie publicznej pojawiły się hasła, których nigdy wcześniej nie odważono się tak dobitnie wypowiedzieć, takie jak „Niemcy są większe niż RFN”, czy gloryfikacja paktu Ribbentrop-Mołotow – pisze Agata KAŁABUNOWSKA.

.Polityczny radykalizm jest jednym z tych zjawisk, które w sprzyjających okolicznościach rosną w siłę, a w niekorzystnych warunkach wątleją (raczej nie zanikają) do tego stopnia, że nie zwraca się na nie zbyt dużej uwagi. Współczesne Niemcy długo tkwiły w pozornej wolności od problemu radykalizmu politycznego, a konkretnie interesującej nas w tym momencie prawicowej jego formy, o której w zależności od intensywności mówi się jako o extreme Rechte lub radikale Rechte. Również wśród badaczy panowało przekonanie, że Niemcy są państwem, którego prawicowy radykalizm się nie ima. A to ze względu na wyśrubowany system kontroli, obserwacji i możliwości inwigilacji, a to ze względu na doświadczenia historyczne.

Uważano więc, że dawno już minęła moda na popieranie skrajnej prawicy jako politycznej alternatywy wobec dużych, ogólnoniemieckich Volksparteien. Lata świetności takich partii skrajnych jak Narodowodemokratyczna Partia Niemiec czy Republikanie przypadły odpowiednio na lata 60. i początek lat 90. XX w. Mniejsze partie o skrajnie prawicowej proweniencji pojawiały się i znikały, odnotowując wyniki rzadko przekraczające próg wyborczy, i to jedynie w wybranych krajach związkowych.

Rozluźnienie na najdalej na prawo wysuniętej części niemieckiej sceny politycznej zakończyło się w drugiej dekadzie XXI w. O tym, jak bardzo pozorny był wspomniany spokój, świadczyło wykrycie skrajnie prawicowej jednostki terrorystycznej Narodowosocjalistyczne Podziemie (NSU) w 2011 r. Organizacja ta, działając w podziemiu przez ponad dekadę, dokonała serii rabunków, ataków bombowych oraz – co najważniejsze dla określenia jej charakteru – morderstw na mieszkańcach Niemiec o pochodzeniu migracyjnym. Zanim w 2018 r. dobiegł końca proces sądowy w tej sprawie, skrajna prawica za Odrą zdołała już w pełni pokazać cały wachlarz swoich organizacyjnych, retorycznych i wizerunkowych możliwości.

Choć pytanie o to, jak to możliwe, że przez tyle lat prawicowym ekstremistom z NSU udało się pozostać niezauważonymi, pozostaje wciąż bez jednoznacznej odpowiedzi, administracja państwowa i służby bezpieczeństwa po wykryciu tej grupy zareagowały oczywiście przykręceniem śruby. Ze względu na skalę wspomnianego procesu sądowego wszelkie grupy w jakikolwiek sposób powiązane z NSU, a więc np. NPD, musiały mieć się na baczności. Przeprowadzono też serię delegalizacji grup prawicowo ekstremistycznych na poziomie landów i federacji. Radykałów czekało przegrupowanie, a cichych zwolenników – nieoczekiwana wielość form, z których wkrótce mogli zacząć wybierać.

Na efekty przegrupowania radykałów nie trzeba było długo czekać. Pojawiły się nowe „małe partie” (Kleinparteien) o charakterze skrajnie prawicowym, np. Der III. Weg czy Die Rechte, zachęcające nietypowymi formami przekazu grupy młodzieżowe, jak identytaryści, ruchy społeczne o charakterze stricte antyimigracyjnym, jak PEGIDA, ruch „Obywateli Rzeszy” i ruch „Samorządowców”, no i najgłośniejszy przypadek – Alternatywa dla Niemiec (AfD). Pomimo licznych sporów co do stopnia skrajności wspomnianych grup ich oferta ideowa jest spójna, przynajmniej w odniesieniu do zasadniczych dla skrajnej prawicy spraw tożsamości narodowej, suwerenności, tradycyjnych wartości, identyfikowania zagrożeń czy stosunku wobec wszystkiego, co obce. Różnice tkwią w formie ekspresji oraz zawoalowaniu przekazu – koniecznym z uwagi na system formalnej, ale i społecznej kontroli.

W związku z tym mniejsze i mające mniej do stracenia grupy skrajne krzyczą na proteście po prostu „Obcokrajowcy, won!”, podczas gdy „zatroskani obywatele” demonstrujący pod szyldem PEGID-y stwierdzą, że jako patriotyczni Europejczycy obawiają się o los swoich dzieci i wnuków. Wychowani na ideach Nowej Prawicy i w duchu etnopluralizmu identytaryści wyjaśnią z kolei, że ponieważ kultura decyduje o tym, kim jesteśmy, niekorzystne i dla migrantów, i dla społeczeństwa przyjmującego jest to, aby ich kultury się mieszały. Odnosząc się do idei homogenizacji narodu, NPD zapisze w programie, że „Niemcy są krajem dla Niemców”, AfD zaś, lawirując, zaznaczy, że to „Islam nie należy do Niemiec”. Ale przy okazji nie należą do narodu niemieckiego także ci, którzy preferują inne modele rodziny aniżeli małżeństwo heteroseksualne, propagatorzy gender mainstreamingu, alkoholicy i narkomani, no i może jeszcze reprezentanci mediów, nie wspominając już o zaprzedanych Brukseli i idei poprawności politycznej politykach partii mainstreamowych. W polityce historycznej Die Rechte na dystrybuowanych przez siebie wlepkach oznajmi, że „Niemcy są większe niż RFN”, a prominentni działacze AfD przy każdej możliwej okazji wytkną rządzącym, że propagują politykę wstydu i że zanadto kajają się za wybory swoich przodków.

Nie obywa się to bez przeinaczeń. Za przykład niech posłuży tutaj wypowiedź Björna Höckego, który odnosząc się do pomnika Pomordowanych Żydów Europy, stwierdził, że Niemcy są jedynym krajem na świecie, który w sercu własnej stolicy postawił pomnik wstydu. Prym wiedzie jednak Alexander Gauland, który m.in. podważył zasadność obchodzenia 8 maja jako Dnia Zwycięstwa, ponieważ był to też dzień absolutnej porażki i utraty ogromnych połaci Niemiec. Niedawno na forum Bundestagu stwierdził natomiast, że pakt Ribbentrop-Mołotow był słuszną decyzją, a do jego zawarcia przyczyniła się też poniekąd Polska, która „nie chciała tolerować wojsk sowieckich na swoim terytorium”.

Jeśli zaś chodzi o politykę europejską, wachlarza inwektyw, które w stronę UE kierują w zasadzie wszystkie grupy skrajnie prawicowe bez wyjątku, nie sposób tu streścić. Zatem dla obywatela Niemiec o poglądach politycznych plasujących się bardziej na prawo od chadecji – do wyboru, do koloru.

Zważywszy na wielość form skrajnie prawicowej agitacji oraz jej zasięg, zwielokrotniony dzięki social mediom, sugerowany przez Federalny Urząd Ochrony Konstytucji „potencjał osobowy” sceny skrajnie prawicowej, wynoszący ponad 33 tys. (dane za 2019 r.), zdaje się jedynie mglistą statystyką. Wyniki Leipziger Autoritarismus-Studie wykazały, że 4,3 proc. badanych obywateli Niemiec wykazuje jawnie skrajnie prawicowy światopogląd, przy czym istnieje duża różnica między wschodem (9,5 proc.) a zachodem kraju (3 proc.).

Ekstremizm prawicowy przysparza Niemcom wielu kłopotów. Konieczność pożegnania się z wizerunkiem państwa odpornego na tego typu problemy zdaje się być najmniejszym z nich. W debacie publicznej pojawiły się hasła, których nigdy wcześniej nie odważono się tak dobitnie wypowiedzieć. To zaś pociąga za sobą konieczność ustosunkowania się partii mainstreamowych do wskazywanych przez skrajną prawicę, nieartykułowanych wcześniej potrzeb społecznych. Pojawienie się relatywnie silnego gracza w postaci AfD skłania z kolei do zastanowienia nad sposobami postępowania z tego typu partiami w Bundestagu i samorządach. Konieczne stają się wreszcie wzmocnienie służb bezpieczeństwa, walka z mową nienawiści czy poszerzanie oferty programów deradykalizacyjnych – na te cele w budżecie na lata 2021–2024 rząd przeznaczył aż 1,1 mld euro.

.Najbardziej problematycznym skutkiem obecności radykałów w przestrzeni publicznej wydaje się jednak debata dotycząca tego, kto i do jakiego stopnia decyduje o tym, co można, a czego nie można powiedzieć.

Agata Kałabunowska

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 czerwca 2021
Fot. Thomas PETER / Reuters / Forum