Wołodymyr JERMOŁENKO
Pięć źródeł wiedzy o Katyniu
Badanie historii epoki sowieckiej, w tym represji i terroru politycznego, oraz upowszechnianie rzetelnej wiedzy historycznej to nasze dążenie do przeciwstawienia się próżni w tej dziedzinie w świadomości społecznej – twierdzi Aleksandr GURJANOW
Manipulacje w doraźnych celach politycznych, przeinaczanie faktów z przeszłości, kłamliwa propaganda moralnej wyższości swojego narodu – to wszystko może być skuteczne tylko pod warunkiem niewiedzy społeczeństwa o historii własnego kraju, o zbrodniach popełnionych przez własne państwo. Masowa ignorancja jest wielkim niebezpieczeństwem. Choćby to pokazuje, jak ważna jest praca historyków i dlaczego warto włożyć wysiłek w to, by dokładnie wyjaśnić przeszłość.
Tylko że to nie wystarcza, bo pojawia się następna przeszkoda. Historycy często przypominają o wydarzeniach, o których nie chcemy pamiętać. Pamięć człowieka jest nastawiona na odpychanie od siebie przykrej wiedzy, przełamanie tego jest trudne. Mechanizm odrzucania wiedzy o zbrodniach jest uniwersalny. Nie dotyczy tylko epoki Związku Radzieckiego, taka jest natura ludzka.
Ale nie tylko z tego powodu mało kto w ZSRR znał prawdę o zbrodni katyńskiej. Władze sowieckie serwowały światu i własnym obywatelom „kłamstwo katyńskie” – twierdziły, że jeńców polskich rozstrzelali Niemcy. Dopiero w 1990 r. ZSRR oficjalnie przyznał, że dopuścił się zbrodni w Katyniu. Doszło do tego za przyzwoleniem ostatniego przywódcy ZSRR Michaiła Gorbaczowa, który przedtem przez co najmniej dwa lata sprzeciwiał się oficjalnemu uznaniu sowieckiego sprawstwa tej zbrodni.
Pamięć o zbrodni katyńskiej przetrwała, bo od samego odkrycia w 1943 roku grobów w Katyniu przez Niemców i ujawnienia sowieckiej zagłady polskich jeńców z obozu w Kozielsku była pielęgnowana przez wiele osób, przede wszystkim przez rodziny ofiar.
Z perspektywy współczesnego badacza zbrodni katyńskiej najważniejszych jest pięć źródeł.
Pierwsze źródło to niemiecka publikacja wyników ekshumacji 1943 roku w Katyniu w postaci księgi Amtliches Material zum Massenmord von Katyn (Berlin, 1943) oraz dokumentacja Polskiego Czerwonego Krzyża, którego Komisja Techniczna brała udział w tamtej ekshumacji.
Drugie źródło to książka Lista katyńska. Jeńcy obozów: Kozielsk, Ostaszków, Starobielsk zaginieni w Rosji Sowieckiej. Jej autor Adam Moszyński był jedną z 395 osób, które w kwietniu 1940 były przetrzymywane w trzech wymienionych obozach, ale na których nie wykonano wyroku śmierci. Moszyński podjął się odtworzenia imiennej listy swoich współtowarzyszy, którzy znaleźli się w tych obozach – przede wszystkim w Starobielsku, w którym sam był więziony. Moszyński tworzył tę listę, opierając się na pamięci własnej, ale też osób, które podobnie jak on zdołały uniknąć śmierci z rąk sowieckich katów. Z oczywistych powodów było w niej wiele błędów, ale mimo to jej znaczenie jest bardzo duże.
Trzecie bardzo ważne źródło to opracowanie przygotowane przez Jędrzeja Tucholskiego, który w 1989 r. jako pierwszy na wielką skalę zaczął zbierać świadectwa rodzin osób zamordowanych w Katyniu oraz rodzin jeńców obozów w Starobielsku i Ostaszkowie. Na tej głównie podstawie wydał w 1991 r. książkę Mord w Katyniu. Kozielsk, Ostaszków, Starobielsk. Lista ofiar (Warszawa, 1991). Nie umniejszając wagi wielkiego dokonania Jędrzeja Tucholskiego, można powiedzieć, że współautorami jego księgi były polskie rodziny, dzięki którym pamięć o ofiarach przetrwała. Kiedy była opracowywana ta książka, nastąpiła chwila, gdy Związek Radziecki przyznał, że ponosi odpowiedzialność za zbrodnię.
Za oficjalny moment przyznania się jest uważany komunikat agencji prasowej TASS z 13 kwietnia 1990 r. W parze z tym gestem poszło ujawnienie niektórych materiałów źródłowych dotyczących mordu na jeńcach polskich, przede wszystkim tzw. list wysyłkowych NKWD, które pomogły ustalić pełną listę ofiar z obozów w Kozielsku i Ostaszkowie, oraz ujawnienie mniej pewnej listy jeńców obozu starobielskiego. Dwa lata później przyznanie się zostało potwierdzone przez prezydenta Rosji Borysa Jelcyna, który ujawnił dokumenty naczelnej władzy ZSRR, przede wszystkim formalną decyzję Biura Politycznego KC WKP(b) o zagładzie polskich jeńców (głównie oficerów i policjantów) oraz określonych kategorii osób aresztowanych, trzymanych w więzieniach tzw. Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi. Odtajnione archiwalne dokumenty sowieckie – to dla badacza czwarte kluczowe źródło.
Piąte źródło to materiały śledztwa prowadzonego od 1990 roku przez sowiecką, od 1991 roku rosyjską Główną Prokuraturę Wojskową, która ustaliła miejsca zagłady i pogrzebania jeńców obozu starobielskiego (Charków) i obozu ostaszkowskiego (rozstrzelanych w Kalininie i pogrzebanych w Miednoje) oraz przebieg zbrodni i niektórych sprawców.
W 1992 roku badaczom z Memoriału udało się znaleźć w dokumentach sowieckich i ogłosić wzmianki świadczące, że polscy jeńcy zostali zgładzeni na mocy decyzji Biura Politycznego z 5 marca 1940 r., co stało się jednym z czynników, które doprowadziły do oficjalnego ujawnienia w tymże roku dokumentu z tą decyzją. W późniejszych latach historykowi Natalii Lebiediewej (jednej z odkrywców sowieckich archiwalnych dokumentów „katyńskich”) oraz w wyniku badań Memoriału udało się udowodnić, że wcześniej odkryte „kozielskie” i „ostaszkowskie” listy wysyłkowe NKWD to imienne wykazy osób skazanych na śmierć. Było to o tyle ważne, że postanowienie Politbiura z 5 marca 1940 r. mówiło ogólnie o rozstrzelaniu określonych kategorii polskich jeńców – bez wyszczególniania ich nazwisk. Nazwiska były na listach wysyłkowych, ale nie ma na tych listach ani słowa o rozstrzelaniu! Dlatego udowodnienie, że listy wysyłkowe były w istocie listami śmierci, stało się takie ważne. Niestety, do dziś nie udało się znaleźć list wysyłkowych dla obozu w Starobielsku – z tego też powodu do dziś nie udało się ustalić pełnej imiennej listy zgładzonych osób z tego obozu, ta lista ma ciągle wiele znaków zapytania.
Jako Memoriał zajęliśmy się pracami nad ustaleniem list imiennych ofiar katyńskich przede wszystkim ze względów ludzkich. Uważamy, że pamięć o ofiarach powinna być zachowana – by nie powstało zjawisko próżni. Ale do zachowania tej pamięci potrzebne są personalia zgładzonych osób. Dlatego wkładamy tyle wysiłku, by odtworzyć wiarygodną kompletną imienną listę ofiar katyńskich. Jest to tym ważniejsze, że wyraźnie wyczuwalne jest pragnienie władz rosyjskich, by odwołać te wszystkie akty, w których przyznawały się wcześniej do sowieckiego sprawstwa zbrodni katyńskiej. Dotyczy to nie tylko mordu katyńskiego, ale także zbrodni, których władze sowieckie dopuszczały się wobec obywateli Związku Radzieckiego. Szacuje się, że w czasie istnienia ZSRR miliony osób zginęły w wyniku represji politycznych. Jednocześnie władze bardzo dbały o to, by nie wyszły na jaw imienne listy ofiar. Bo gdy ofiara nie ma imienia, zbrodnia się rozmywa, po latach w odbiorze masowym staje się niemal abstrakcją i łatwo ją zepchnąć w obszar niepamięci.
Spychanie w niepamięć to świadome działanie władz. Na to nakłada się inne zjawisko: brak rozliczenia systemu komunistycznego w Rosji. Nazizm doczekał się swoich procesów norymberskich, które – choć w mocno niedoskonały sposób – były jednoznacznym przyznaniem, że był to zbrodniczy system rządów. Nic takiego nie miało miejsca w przypadku stalinizmu. Nie został on uznany za zbrodnię w kategoriach prawnych. Podobnie nigdy nie wskazano winnych zbrodni katyńskiej.
Prowadząca w latach 90. śledztwo w tej sprawie prokuratura rosyjska wskazała jedynie czterech funkcjonariuszy kierowniczego szczebla NKWD (można się domyślać, że chodziło o Berię oraz o trzech jego podwładnych: Wsiewołoda Mierkułowa, Bogdana Kobułowa oraz Leonida Basztakowa wyznaczonych przez Politbiuro do formalnego „załatwiania” dla każdego z jeńców i więźniów wyroku, już wydanego wcześniej przez Politbiuro ogólnie na nich wszystkich). Tej czwórce z kierownictwa NKWD postawiono zarzut „nadużycia władzy”. Natomiast prokuratura nie uznała za sprawców faktycznych zleceniodawców tej zbrodni, czyli Biura Politycznego, jak również wszystkich wykonawców niższego szczebla.
.Dlatego pamięć o zbrodni katyńskiej pozostaje cały czas tak ważna – do tej pory nie osądzono, nawet symbolicznie, osób za nie odpowiedzialnych. Nie można pozwolić, żeby w tym miejscu znowu pojawiła się próżnia.
Z Aleksandrem Gurjanowem rozmawiał Arkadiusz Jordan