Prof. Alina DRAPELLA-HERMANSDORFER: Łódź – utkać miasto na nowo, czyli o Expo 2022

Łódź – utkać miasto na nowo, czyli o Expo 2022

Photo of Prof. Alina DRAPELLA-HERMANSDORFER

Prof. Alina DRAPELLA-HERMANSDORFER

Architekt, prof. nadzw. na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej. Współautorka m.in. projektu Parku Tysiąclecia, koncepcji ogrodu Chińskiego oraz parku Mamuta. Współtworzyła kierunek architektura krajobrazu na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu, była pierwszym redaktorem naczelnym czasopisma „Architektura Krajobrazu”, członek Rady ds. Ekologii i Zieleni przy Prezydencie Wrocławia. Od roku 2000 organizuje seminaria „Krajobrazy XXI wieku”.

Zgłoszenie Łodzi jako gospodarza EXPO 2022 stwarza pole do różnych  spekulacji na temat potencjalnych korzyści, jakie może z tego tytułu odnieść miasto. Prestiż międzynarodowy, rozwój infrastruktury komunikacyjnej, nowe inwestycje i miejsca pracy. Chętnych do ubiegania się o ten przywilej nie brakuje, chociaż doświadczenia poprzedników wskazują, jak wielkie łączą się z tym trudności. Spróbujmy więc spojrzeć na wszystko od końca, żeby móc wrócić do początku z mniej marzycielskimi wyobrażeniami.

Problem 1: „życie po życiu” terenów wystawowych

Zawodzą nawet najbardziej przemyślane rozwiązania. Modelowe osiedle Kronsberg w Hanowerze od 2000 roku nie znajduje chętnych do rozbudowy, od „Wieku Odkryć” w Sewilli 1992 minęło jeszcze więcej czasu, a pustych przestrzeni publicznych na Isla de La Cartuja nie może zapewnić ani park rozrywki ani bardziej ambitne ogrody tematyczne. Z podobnymi trudnościami boryka się Lizbona, gdzie Park Narodów pozostał słabo zintegrowaną z otoczeniem atrakcją dla turystów. W Saragossie od Expo nie minęło jeszcze 10 lat, a już znaczna część pawilonów oraz urządzeń w Parque del Aqua została zdewastowana. Nowe wartości zyskują natomiast rozległe tereny parkowe, w które coraz bardziej wkracza dzika przyroda. Zgodnie i niezgodnie z planem. W projekcie najwyraźniej nie wzięto pod uwagę nakładów, jakie będą potrzebne na utrzymanie terenu o tak wysokim stanie zainwestowania. Postępująca naturalizacja nie wygląda więc na proces zamierzony, lecz wydaje się skutkiem zaniedbań, co budzi negatywne emocje. W „parkach natury” ludzie akceptują nawet minimalny udział infrastruktury o ile jej jakość nie budzi zastrzeżeń.

W historii ostatnich wystaw trudno pominąć EXPO 2010 w Szanghaju, gdzie przygotowanie imprezy dziesięciokrotnie przekroczyło planowany budżet, sięgając rzędu 60 mld dolarów. Źródła podają różne kwoty, więc bilans zysków i strat wydaje się niemożliwy do oszacowania. Z jednej strony 18 tysięcy przesiedlonych rodzin i 270 zlikwidowanych fabryk, z drugiej zrekultywowane brzegi Huangpu, czysta woda w rzece, imponujący naturalistyczny park, teren przygotowany pod zabudowę nowoczesnej dzielnicy. „Lepsze miasto – lepsze życie”. Tej  kwestii była poświęcona wystawa. Wydawałoby się, że w Szanghaju nie może być mowy o niewykorzystanej przestrzeni, a jednak po kilku latach pozostaje równie pusta, jak w mniej zaludnionych ośrodkach.

Tak rozhuśtanych ambicji chciano uniknąć w czasie przygotowań do Expo 2015 w Mediolanie. Bez efektów. Na znak protestu zespół Herzog & de Meuron wycofał się we wczesnym etapie prac nad koncepcją zagospodarowania terenu. Po Szanghaju chcieli zaproponować coś radykalnie odmiennego, skromnego w użyciu środków i bogatego w cele. Nowe podejście miało zapobiec auto-celebracji samych pawilonów, koncentrując uwagę na pytaniu, w jaki sposób „wyżywić świat”, dostarczając mu „energii dla życia”? Temat fundamentalny i świetnie korespondujący z miejscem, a zwłaszcza porywającą wizją Bio-Milano, którą Stefano Boeri oczarował świat. Jednak nie na tyle, aby państwa uczestniczące zechciały się wyrzec tradycyjnych wyobrażeń o EXPO, zastępując  „targowisko próżności” spotkaniem pomysłów oraz idei. Herzog & de Meuron zgodzili się w końcu zaprojektować jeden pawilon dla organizacji Slow Food, zrzeszającą drobnych producentów w ochronie ludzkiego prawa do smaku zdrowych regionalnych potraw, zagrożonych przez kulturę fast foodów.  Zaproponowali prostą konstrukcję drewnianą, którą otoczyli wewnętrzne podwórko z wysokimi grzędami podstawowych upraw. Kształt nawiązywał do tradycyjnej lombardzkiej zagrody (Cascina),  uprawy – do programu 'Orto in condotta’, promowanego przez Slow Food na terenie szkół. Po zakończeniu wystawy zdemontowane elementy budynku zostały zamontowane w wybranych placówkach edukacyjnych. Rozwiązania alternatywne znajdują się więc na wyciągnięcie ręki, ale potrzebna jest zmiana optyki, aby po nie sięgnąć.

Problem 2: Miasteczko versus patchwork

Jedną z głównych trudności związanych z „życiem po życiu” terenów wystawowych wydaje się ich skala oraz położenie. Odpowiednio duże tereny można znaleźć z reguły poza miastem, na peryferiach, co z kolei znacząco opóźnia proces ich przyszłej asymilacji z resztą tkanki miejskiej. Na krótki czas powstaje więc eksterytorialne „miasto w mieście”, nastawione na wielkich udziałowców oraz tłumy odwiedzających skumulowane w jednym miejscu. Część z nich przyjeżdża tylko po to, żeby zwiedzić EXPO, po czym albo od razu wraca z powrotem do domu, albo szuka tańszego noclegu gdzieś poza miastem-gospodarzem. Pytanie: jak zatrzymać zwiedzających na dłuższy czas? – prowadzi często do nieszablonowych odpowiedzi.

Wydaje się, że takim rozwiązaniem może być wystawa rozproszona. Patchwork terenów wystawowych zamiast miasteczka. Od kilkudziesięciu lat stosują je z powodzeniem Niemcy, organizując imprezy w typie Międzynarodowych Wystaw Budowlanych (IBA), wystaw ogrodniczych na poziomie międzynarodowym (IGA) lub federalnym (BUGA). Nie zawsze przyjmują strukturę patchworkową, ale w ostatnich dekadach ta tendencja zdaje się dominować. Tłum zwiedzających rozdziela się na mniejsze potoki, które przepływają w sposób zorganizowany przez miasto aby dotrzeć do wyznaczonych miejsc, gdzie mają lepsze warunki kontaktu z daną przestrzenią oraz tematem ekspozycji. Odmienność tych miejsc ułatwia dopasowanie prezentowanych obiektów do konkretnej sytuacji, co w konsekwencji oznacza lepszą adaptację do „życia po życiu”. Takie rozwiązanie przyjęto podczas wystawy IBA 2013 w Hamburgu, BUGA 2001 w Poczdamie, BUGA 2009 w Schwerinie, czy BUGA 2011 w Koblencji. Wystawy w 2007 i 2015 roku obejmowały nawet po kilka sąsiadujących miejscowości, nie wspominając już o IBA Emscher Park czy IBA Fürst Pückler Land, które trwały po 10 lat na obszarach porównywalnych wielkością do regionu.

W patchworkowej formule Łódź miałaby wiele do zaoferowania, zważywszy jeszcze jej bliskie położenie względem Warszawy. Miasto od dawna rozwija, a może raczej „tka” swoją błękitno-zieloną sieć infrastruktury, umiejętnie próbuje wychodzić z nią na zewnątrz, szuka sąsiedzkich aliansów. Buduje swoją tożsamość na dziedzictwie ery przemysłowej, w czym znajdzie wspólny język z wieloma podobnymi ośrodkami świata. Nie poraża wielkością, jak Szanghaj, ale też nie jest odosobnionym miastem średniej wielkości, jak Saragossa. Formuła „City RE: Invented”, czyli „Miasto wymyślone na nowo” wydaje się tak pojemna, że daje szansę nie tylko na uniknięcie potencjalnych zagrożeń, ale też na inteligentne wykorzystanie rozwojowego przyspieszenia, jaką daje wystawa światowa.

Problem 3: EXPO-naty

W koronkową strukturę łódzkiej przestrzeni wpisują się świetnie zarówno małe, jak i duże interwencje, które będą zasługiwały na pokazanie w warstwie obiektów towarzyszących. W Mediolanie zaprezentowano całą sieć parków podmiejskich oraz nowe funkcje, jakie dawne gospodarstwa rolne w typie „Cascina” przejmują w kontekście tychże parków. Dopełnieniem EXPO 2015 stał się też Parco Agricolo Sud Milano – obszar chronionych wsi oraz terenów rolnych położony na południe od miasta. Razem z parkami podmiejskimi oraz Zielonymi Promieniami tras pieszo-rowerowych stworzyły system nowych połączeń współczesnej metropolii z jej terenami żywicielskimi. Wcześniej podobną strategię autoprezentacji  zastosował Hanower – miasto jak ogród, gdzie pokazano wspaniałe dziedzictwo architektury krajobrazu. Ponadto na liście EXPO-natów znalazły się wszystkie większe inwestycje miejskie w zakresie zrównoważonego rozwoju. Ale nie tylko. Wystawa światowa u progu nowego tysiąclecia miała swój wymiar wirtualny. EXPO-naty można było zgłaszać i afiliować w każdym miejscu na Ziemi, o ile znalazły się w dokumentacji wystawionej na terenie EXPO, zaś dostęp do tych osiągnięć został zapewniony w cyberprzestrzeni poprzez rozwijający się już dynamicznie internet.

Dla Łodzi jest to więc szansa zdyskontowania całej koncepcji akupunktury, którą rozwija się tutaj od lat w sposób mniej lub bardziej konsekwentny. Pozostając wielkim intelektualnym wyzwaniem dla władz lokalnych, w przypadku wygranej EXPO stanie się również pierwszą otwartą „akademią urbanistyki” dla pozostałych samorządów, obywatelską akademią od której jako społeczeństwo skutecznie uciekamy od lat. Poza znakomitym polskim pawilonem w Szanghaju, nie było polskiej ekspozycji tam, gdzie szukano nowej formuły na „Lepsze miasto – lepsze życie”. Poza mało czytelnym odniesieniem do skrzynek na owoce w koncepcji polskiego pawilonu w Mediolanie, nie podjęliśmy próby odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób zabezpieczyć żywność dla współczesnych metropolii? Te i inne pytania powinny się stać przedmiotem poważnej wewnętrznej debaty o tym, jak utkać miasta na ich własną miarę? Jak je wymyślić na nowo w kontekście nowych zagrożeń? Jak wykorzystać światowe „targowisko próżności” do uzyskania pożądanych lokalnych celów?

Zamiast wniosków

Miasto wymyślone na nowo” jest hasłem inspirującym, nośnym, potrzebnym. Łódź jako tło a jednocześnie przedmiot dla tego typu rozważań wydaje się miejscem wręcz znakomitym. Posiada odpowiednią skalę i dobre zaplecze. Kapitał ludzki i trudne problemy do rozwiązania. Dysponuje wspaniałym dziedzictwem „ziemi obiecanej”, jak ją postrzegał Władysław Reymont i jakim je sfilmował Andrzej Wajda. I wciąż zachowuje ten klimat, intensywność życia oraz odwagę eksperymentowania.

Alina Drapella-Hermansdorfer  

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 13 grudnia 2016
Fot.: Wikimedia