Igor MERTYN: Łódź. Europejska Jerozolima

Łódź. Europejska Jerozolima

Photo of Igor MERTYN

Igor MERTYN

Socjolog, autor scenariuszy filmowych, kierownik produkcji filmowej. Absolwent Socjologii Kultury Uniwersytetu Łódzkiego oraz PWSFTViT w Łodzi.

Mój dziadek mylił się. 11 listopada 1939 roku Niemcy nie wysadzili Wielkiej Synagogi, lecz ją podpalili, dokładnie w nocy z 10 na 11 listopada. Rozebrana natomiast została na początku 1940 roku.

.W poprzednich tekstach pisałem już, że Łódź przez dwa stulecia była prawdziwym tyglem narodowościowym. Miastem, w którym obok siebie żyli Polacy, Niemcy, Żydzi, Rosjanie oraz Ukraińcy, a nawet Czesi i Węgrzy. Cztery nacje reprezentowane najliczniej odcisnęły swoje piętno na wizerunku miasta. Jak wyglądała ta koegzystencja różnych żywiołów? Niech przytoczę przykład budowy wielu łódzkich kościołów katolickich, które współfinansowali ewangelicy. Na przykład rodzina Schaiblerów przekazała środki na budowę kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, można też wspomnieć inicjatywę rodziny Herbstów na rzecz budowy dzisiejszej bazyliki archikatedralnej. Wspólnie budowano kościoły katolickie, ewangelickie, synagogi i domy modlitewne oraz cerkwie.

Do dziś widocznym świadectwem wielokulturowej i wielonarodowej Łodzi są świątynie rzymskokatolickie, ewangelickie, ale też pozostałe dwie cerkwie prawosławne i dwie żydowskie synagogi.

Nie mamy co prawda w Łodzi gotyckiego zamku, „dopieszczonych” renesansowych kamieniczek ani barokowych kościołów, z jedynym wyjątkiem — w największym lesie miejskim w Polsce, w Łagiewnikach. Łódź ma wspaniałe, wielkomiejskie, eklektyczne, secesyjne i modernistyczne kamienice, pełne przepychu fabrykanckie wille i pałace oraz fabryki budowane „jak zamki krzyżackie”, ale przede wszystkim ma ducha przeszłości, ducha, którego trudno uchwycić.

Nasz noblista Władysław Reymont pisał o „Ziemi obiecanej”, nazywano Łódź również „polskim Manchesterem”, ale nie z racji wielkiej drużyny piłkarskiej, lecz monokultury włókienniczej. O „czerwonym mieście” wolałbym nie wspominać. Było jeszcze jedno określenie, o którym zapomniano: „Europejska Jerozolima”. O Łodzi mówili tak nie tylko jej żydowscy mieszkańcy, ale również przyjeżdżający, i skojarzenie to nie było nadużyciem. Wcale nie chodziło tylko o zamieszkiwanie tu licznej społeczności żydowskiej. Nazwa ta używana była również z powodu licznych w łódzkim krajobrazie synagog i żydowskich domów modlitwy. Do wybuchu wojny łącznie funkcjonowało ich ponad 200 (niektóre źródła podają 266). Były małe, prywatne bożnice, w oficynach i podwórkach kamienic, ale były też okazałe synagogi, gdzie w dni żydowskich świąt gromadziły się setki wiernych.

Przed wojną dużych i znaczących synagog było sześć. Niemcy podpalali i zburzyli je między listopadem 1939 a początkiem 1940 r.
Najokazalsza synagoga to Mosha Weis. Wybudowana w XIX wieku, przy ulicy Wolborskiej. Dziś nie ma śladu zarówno po tej ulicy, jak i po okazałej świątyni; zanim wytyczono łódzkie getto, synagoga została zburzona.

11 listopada 1939 roku Frank lub po prostu Franek Martyn, stojąc u zbiegu al. Kościuszki i ul. Zielonej, prawdopodobnie był jedynym łodzianinem niemieckiego pochodzenia, który przed południem patrzył ze ściśniętym gardłem i oczami szklistymi od łez na Wielką Synagogę spaloną przez żołnierzy Wehrmachtu — największą i najpiękniejszą synagogę przedwojennej Łodzi. To był początek przyszłych nieszczęść, które go spotkały. Nie podpisał listy folksdojczów, a do tego zakochał się nieszczęśliwe pewnego majowego dnia 1939 roku w pięknej dziewczynie o śniadej cerze, czarnych włosach i oczach czarnych jak węgielki. Zobaczył ją pierwszy raz przed Wielką Synagogą, jak czekała na swojego brata. Przychodził pod synagogę, by ją tylko zobaczyć, aż któregoś razu zdobył się na śmiałość i zaczepił ją. Zaczęli rozmawiać, a później się spotykać. Miała na imię Ewa.

1

Druga okazała świątynia to właśnie Wielka Synagoga, ta, przy której mój dziadek poznał swoją największą miłość. Były jeszcze inne duże synagogi, takie jak Wilker Shul przy ulicy Zachodniej, Ezras Izrael przy ulicy Wólczańskiej i Ohel Jakow przy ulicy Gdańskiej.

2

Na ich miejscach są dziś parkingi, puste place, bazary, ohydne budy z kebabem, stacje benzynowe, a niektóre są zabudowane nowym budownictwem mieszkalnym. Miejsca, które niegdyś były pełne gwaru i życia.

Niemcy w 1940 roku na terenie Starego Miasta, czyli części Bałut i Marysia, wydzielili łódzkie getto. Na 4 km kw. ulokowano blisko 200 tys. Żydów, w większości z Łodzi. Była to pierwsza tego typu „zamknięta strefa” na terenach polskich wcielonych do Rzeszy. Stare Miasto nazywano dzielnicą biedy. W tej dzielnicy mieszkało bardzo dużo Żydów, biedoty żydowskiej, ale nie tylko. To było odrębne miasto, z odrębnymi obyczajami, językiem i kulturą. Choć przeważał jidysz, to jeszcze do tego mieszano język polski z niemieckim.

Dziadek (drugi), który jest moim przewodnikiem po tamtych czasach, mówił:

— Znałem ich, było ich dużo. Jedni prowadzili sklepiki, knajpy, drudzy duże firmy przemysłowe. Byli lekarze, aptekarze. Była też inteligencja związana z naszą kulturą, ale byli i tacy, którzy żyli biednie. Franek Martyn starał się wydostać Ewę i jej rodzinę z getta. Chciał ich ukryć na Retkini, która wówczas była wsią, lub w Józefowie. Nie udało się. To było podejrzane. Niemiec chce pomóc Żydom? Trudno było mu zaufać, choć znali go ludzie. Był przecież synem Hainricha Martyna, technika niemieckiego, który przybył do Łodzi jeszcze przed I wojną światową. Wysiadł na dworcu Łódź Kaliska i został na zawsze. Ożenił się z Rosjanką. W Łodzi został też pochowany. Umarł dokładnie rok po śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego.

Obecnie w Łodzi czynne są jedynie dwie synagogi. Pierwsza została założona w 1998 r. w budynku odzyskanym przez Żydowską Gminę Wyznaniową.

Druga świątynia — synagoga Reicherów (zdjęcia poniżej) — ukryta jest w oficy­nie kamienicy przy ul. Rewolucji 1905 roku (przed wojną ul. Połud­niowa). Trzeba przejść przez podwórko posesji, która lata świetności ma za sobą. Fasada kamienicy nawiązywała do budowli świątyni w Petrze. Synagoga jest jedyną zachowaną przedwojenną bożnicą. Została wybudowana na przełomie XIX i XX wieku dzięki fundacji rodziny Reicherów. Mieści się w oddzielnym, piętrowym budynku tylnej oficyny. Nie jest duża, jednocześnie może się w niej modlić 50 osób.

Jak to się stało, że ocalała z wojennej pożogi? Dzięki fortelowi Wolfa Reichera, jej właściciela, który sporządził fikcyjny akt sprzedaży budynku niemieckiemu partnerowi w interesach. Ten potwierdził, że nabył budynek z zamiarem przekształcenia świątyni w skład soli. Po wojnie Edward Reicher, jedyny ocalały z rodu, przekazał synagogę Kongregacji Wyznania Mojżeszowego w Łodzi. Po 1968 r. bożnica została zamknięta. Wyremontowano ją pod koniec lat 80. dzięki inicjatywie Fundacji Rodziny Nissenbaumów i Laudera oraz Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Łodzi.

3

Historia Łodzi, jej kultura i architektura składają się na prawdziwie ekscytującą mieszankę, występującą jedynie w paru miejscach na świecie. Oczywiście nie opisałem wszystkiego, tylko pewne wątki.

Łódź to też miasto wielkich artystów i twórców, przede wszystkim Juliana Tuwima, Artura Rubinsteina, Władysława Strzemińskiego, Katarzyny Kobro, Karla Dedeciusa, Władysława Reymonta.

— Ewa wraz z rodziną została wywieziona do obozu koncentracyjnego, przeżył tylko jej brat, który nigdy nie wrócił do Łodzi. Franek Martyn po jednym z wielu przesłuchań w Urzędzie Bezpieczeństwa, który podejrzewał go o współpracę z Armią Krajową, zarzucając mu jednocześnie, że jest „folksdojczem” i szpiegiem niemieckim, został znaleziony w 1948 r. w zrujnowanej kamienicy. Oficjalna wersja to samobójstwo. Powiesił się na strychu, przerzucając sznur przez belkę stropu. Na nadgarstkach miał świeże, czerwone od zdarcia do krwi ślady skrępowania rąk.

 Igor Mertyn

 

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 września 2016
Fot. Igor Mertyn