Piotr ORAWSKI: "Piękno muzyki (26). O śmiechu"

"Piękno muzyki (26). O śmiechu"

Photo of Piotr ORAWSKI

Piotr ORAWSKI

Muzykolog, nauczyciel i dziennikarz. W Trójce spędził jedenaście lat. Kolejne jedenaście lat zawodowej aktywności to Polskie Radio BIS. Po zmianie formuły programu trafił do Dwójki, swego naturalnego środowiska radiowego. Był tam do samego końca, realizując swoje wielkie marzenie młodości - wieloletni cykl codziennych audycji, w których opowiadał o skomplikowanych i fascynujących zarazem dziejach sztuki dźwięku. www.piotrorawski.pl

zobacz inne teksty Autora

OD REDAKCJI: Dzięki uprzejmości Pana Rafała, mamy przyjemność jeszcze raz podróżować poprzez świat muzyki, który przez wiele lat w niezwykły sposób opisywał Piotr Orawski – człowiek z ogromną wiedzą i pasją muzyczną, którą przekazywał radiosłuchaczom. Polecamy Państwu ten cykl.

Śmiech jest od dawna czymś wyzwalającym, czymś wręcz życiodajnym. Chyba najbardziej w tej materii miarodajną sprawą są wszelkiego rodzaju komedie jako kreacje dzieł sztuki – od Arystofanesa po współczesny nam Bareizm.

Muzyka także w tej kwestii wiele miała do powiedzenia, zwłaszcza, że wymyśliła coś takiego, jak opera buffa, czyli opera komiczna, której największym arcydziełem jest i chyba pozostanie Cyrulik sewilski Gioacchina Rossiniego. Ale śmiech to także sztuka XX wieku ze sławnym tekstem Eugene’a Ionesco w jego najbardziej znanej sztuce Łysa śpiewaczka: A propos? Co z łysą śpiewaczką? Ciągle tak samo się czesze. Myślę, że te dwa utwory wyznaczają bieguny śmiechu – opera Rossiniego i komedia Ionesco, każdy na swój sposób.

W Cyruliku sewilskim humor jest wpisany w wiele scen, ale pod maską humoru kryje się w nich czułość, wzruszenie, miłość, a nawet coś więcej niż opera komiczna potrafiła i chciała nam dać. W sławnej sztuce Ionesco trafiamy w opary absurdu, ale – by zacytować klasyka – w tym szaleństwie kryje się metoda. Mówię jednak o śmiechu, a nie o rechocie.

W moim przekonaniu są dwa rodzaje mądrego śmiechu. Pierwszy wynika z rodzaju sytuacji racjonalnej albo z niezamierzonego kontekstu zwykłych codziennych zdarzeń, a może także z relacji wręcz emocjonalnych i to jest casus Cyrulika. Anegdota – czy jak kto woli – libretto opowiada czy opisuje wiele zabawnych sytuacji, które się tam dzieją. Syntezą tego rodzaju humoru jest finał pierwszego aktu, w którym Włoch Rossini i jego librecista Cesare Sterbini wyśmiewają własne społeczeństwo i własny naród, parodiując jego własności i jego przywary, ale bez nienawiści, bez sarkazmu, z osobliwą przyjaźnią mimo krytyki. I na tym polega wielkość tej opery.

To zresztą zaczęło już od Pergolesego, od lustra, w którym klasa średnia – jak to dziś mówimy – mogła się przejrzeć w lustrze sztuki i śmiać się z samych siebie, co zawsze ma walor uzdrawiający, chociażby dlatego, że pobudza oddech, przeponę i krążenie.

Drugi rodzaj mądrego śmiechu jest niedorzeczny od samego początku, ale może właśnie z tego powodu tak bardzo nas cieszy.

Dialog małżeństwa, które się nie poznaje przez większość poświęconej im sceny w Łysej śpiewaczce Ionesco, sztuki, która jest wielkim tekstem kultury teatralnej XX wieku i wyczerpuje sens tego, co kiedyś nazwano teatrem absurdu, ale nim do końca nie jest, bo absurd jest nieusuwalną częścią naszego życia.  Albo takie ostatnie słowa: To nie tędy, ale tędy. I wiele podobnych dialogów sztuki Ionesco przyniosło mu zasłużone uznanie, ale również nauczyło nas się śmiać w sposób mądry.

Miał w tym względzie wielkiego poprzednika. Z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie! O ile jednak Gogol był w tym śmiertelnie poważny, o tyle Ionesco był w swoich sztukach śmiertelnie błazeński. I na tym polegała jego siła. Śmiech miał zawsze wartości terapeutyczny nie tylko w wymiarze biologii, także tego, co nazywamy „chorobami duszy”.

Uśmiech może być oznaką odchodzenia, śmiech jest znakiem życia. I nieważne, czy chodzi o śmieszne sytuacje naszego życia, czy o zdarzenia albo odczucia wręcz absurdalne.

Jest tylko jeden rodzaj śmiechu czy humoru, którego się boję. To humor, który płynie z fascynacji złem. W muzyce zapewne największą jego manifestacją jest aria szampańska – jak się ją zwykle nazywa – z Don Giovanniego Mozarta. Tytułowy bohater opery Wolfganga Amadeusza, zwłaszcza w znakomitej filmowej realizacji Josepha Loseya z niezapomnianą kreacją Ruggiera Raimondiego jako Don Giovanniego, pokazuje, że śmiech może być także emanacją zła – i to nie tyle, które fascynuje, ile nas totalnie przeraża.

Zło zawsze jest śmiechem, o czym przekonująco mówią Starzy Mistrzowie w malarstwie, muzyce i literaturze.

Piotr Orawski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 13 lutego 2015
Fot.: Shutterstock