Andrzej KRAJEWSKI: W objęciach wielkiego kryzysu

W objęciach wielkiego kryzysu

Photo of Andrzej KRAJEWSKI

Andrzej KRAJEWSKI

Historyk i publicysta związany z „Dziennikiem Gazetą Prawną”. W latach 2011-2015 doradca prezesa IPN. Autor książek: „Między współpracą a oporem. Twórcy kultury wobec systemu politycznego PRL”, „Największe wpadki tajnych służb” oraz „Jak wykuwały się fortuny”.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Głęboki kryzys ekonomiczno-polityczny z początku lat 30. zaowocował serią kolejnych. II Rzeczpospolita stała w obliczu nowych wyzwań – pisze Andrzej KRAJEWSKI

.„Przypomnę panu słynne zdanie Chłopickiego, który mówił – jeśli się nie mylę – w czasie boju o Olszynkę Grochowską, czyli o Warszawę: »Chciałeś rewolucji jeden z drugim, to strzelaj dobrze, bo kiepsko będzie«. Otóż powiedzmy sobie teraz otwarcie: Chciałeś Polski jeden z drugim – to płać, bo kiepsko będzie” – oznajmił poseł, referent generalny budżetu Bogusław Miedziński w wywiadzie udzielonym dziennikarzowi „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” Konradowi Wrzosowi.

Rok 1933 dla finansów państwa zapowiadał się katastrofalnie. Realne stawało się niebezpieczeństwo, że II RP utraci płynność finansową. Piłsudski w maju 1933 r. uwolnił od olbrzymiej odpowiedzialności swego przyjaciela Aleksandra Prystora, nakazując przekazanie teki premiera dotychczasowemu ministrowi wyznań religijnych i oświecenia publicznego Januszowi Jędrzejewiczowi.

Świadom zagrożenia prof. Zawadzki zaproponował na posiedzeniu rządu, by odwołać się do patriotyzmu Polaków, tak jak to zrobiono podczas wojny z bolszewicką Rosją, gdy rozprowadzano obligacje nazwane „Pożyczką Odrodzeniową”. Ich pełną spłatę państwo gwarantowało po 45 latach, co w niepewnych czasach odsuwało zobowiązanie wręcz na wieczność. Minister skarbu przekonał premiera Jędrzejewicza, a następnie Ignacego Mościckiego, żeby znów poprosić bezpośrednio obywateli o dobrowolne wsparcie, obiecując zwrot pieniędzy w odległym terminie.

Na początku września 1933 r. prezydent Mościcki podpisał dekret o „Pożyczce Narodowej”. Obywatelom zaproponowano obligacje na sumę 120 milionów złotych, oprocentowane na 6 procent rocznie, z przewidywanym terminem wykupienia ich przez państwo w roku 1944.

„Wytrwaliśmy zwycięsko wśród wstrząsów, których organizacje finansowe wielu krajów silniejszych gospodarczo niż nasz nie przetrzymały. Dziś, gdy najniebezpieczniejsze momenty są już za nami, musimy przez własne siły opanować pozostałe jeszcze trudności” – ogłosił w orędziu do narodu 5 września 1933 r. premier Jędrzejewicz.

Jednocześnie ukonstytuował się Komitet Obywatelski Pożyczki Narodowej, któremu przewodniczył marszałek Senatu Władysław Raczkiewicz. Weszli do niego przedstawiciele obozu władzy, armii, Kościołów i organizacji społecznych, m.in.: prymas August Hlond, przewodniczący BBWR Walery Sławek, generał Edward Rydz-Śmigły, żona Marszałka Aleksandra Piłsudska i jego brat Jan oraz wiele innych powszechnie znanych osób.

„Udział w pracy nad przetrwaniem przez podpisanie »Pożyczki Narodowej« jest obowiązkiem. Kto się odeń uchyli – winien zostać potępiony przez ogół jako ten, co dezerteruje z pola walki o lepszą przyszłość kraju” – ogłosił w pierwszej odezwie Komitet.

Jednak władze najwyraźniej nie do końca wierzyły w obywatelską skłonność do patriotycznych poświęceń, utworzyły więc urząd specjalnego komisarza rządowego mającego zająć się na co dzień przekonywaniem ludzi do zapisywania się na listę nabywców obligacji rządowych. Stanowisko to objął wiceminister skarbu Stefan Starzyński.

Przyszły prezydent komisaryczny Warszawy zabrał się do nowej pracy w sposób systematyczny i zorganizowany. Na początek wzywał do siebie na rozmowy przedstawicieli organizacji społecznych i branżowych, wymuszając deklarację, na jaką kwotę członkowie tych stowarzyszeń subskrybują pożyczkę. Najbardziej wpływowy Związek Przemysłu Polskiego, kierowany przez Andrzeja Wierzbickiego i Henryka Strasburgera, zadeklarował i następnie zakupił obligacje na kwotę 42 milionów złotych.

Do zwykłych obywateli o subskrybowanie papierów „Pożyczki Narodowej” apelowały nieustannie gazety, przy okazji informując szczegółowo, kto już wykazał się ofiarnością oraz w jakiej wysokości.

„Polski Przemysł Bekonowy zadeklarował swój udział w Pożyczce Narodowej w sumie z górą 600 tys. zł” – donosił czytelnikom 15 września 1933 r. krakowski dziennik „Czas”. Trzy dni później ta sama gazeta komunikowała, że krakowscy przedstawiciele Zrzeszenia Pracowników Izby Skarbowej, zebrawszy się na nadzwyczajnym konwencie, uchwalili „jednogłośnie, by przystąpić do subskrypcji tej pożyczki”, po czym utworzyli komitet mający zadbać, żeby żaden z pracowników skarbówki się od niej nie uchylił.

Tak nakręcano presję społeczną motywującą wszystkich do wykonania tego, czego domagał się w imieniu władz Stefan Starzyński. Kto odmawiał subskrybowania choć jednego bonu pożyczki o najmniejszej wartości 50 złotych, ryzykował, że zostanie publicznie nazwany osobą bez honoru lub nawet dezerterem.

Po trzech tygodniach zmasowanej akcji propagandowej zebrano tak potrzebne budżetowi 120 milionów złotych. Wówczas rozochocony sukcesem Starzyński ogłosił, że rząd poprosi prezydenta o nowy dekret, pozwalający kontynuować „Pożyczkę Narodową”, gdyż „trzeba pomyśleć nie tylko o najbliższych miesiącach, ale i dalszych”. Ostatecznie zebrano tym sposobem aż 340 milionów złotych.

Jednak rynku nie udało się oszukać. Nazwanie nadzwyczajnego podatku słowem „pożyczka” nie zmieniło faktu, że pozbywszy się zasobów gotówki, konsumenci ograniczyli zakupy. To natychmiast odbiło się na stanie krajowej gospodarki. Ceny znów spadły, podobnie jak produkcja i sprzedaż. Zaciskająca się pętla deflacji opóźniała wychodzenie kraju z kryzysu. Jednak rząd nie utracił płynności finansowej i doczekano roku 1934 r., gdy zaczęły się pojawiać pierwsze symptomy koniunktury.

W tym czasie prof. Zawadzki jeszcze raz dał pokaz kreatywności. Pojawiła się bowiem konieczność spłacania odsetek należnych posiadaczom papierów „Pożyczki Narodowej”. Minister skarbu odkrył wówczas, że w magazynach Państwowej Wytwórni Uzbrojenia w Radomiu zalega kilkanaście tysięcy rowerów, których z powodu zerwania kontraktu armia nie odebrała. Na polecenie ministra skarbu przekazywano je co ofiarniejszym subskrybentom pożyczki jako… odsetki.

Dzięki trikom profesora II RP przetrwała kolejny rok i w 1935 r. po raz pierwszy od wybuchu wielkiego kryzysu budżet zaczął się domykać. Jednak osoba, dzięki której przedsięwzięcie się udało, nie doczekała się należnych wyrazów uznania.

W maju zmarł Józef Piłsudski i w łonie sanacji rozpoczęła się walka o władzę. Ignacy Mościcki, wcześniej zupełnie bierny, teraz zaczął się zachowywać jak rasowy polityk, korzystając z prerogatyw, jakie dawał mu urząd prezydenta. Pechowo dla Władysława Zawadzkiego wybitny chemik nie znosił alkoholików, a jednocześnie w kwestiach gospodarczych ufał jedynie swemu faworytowi Eugeniuszowi Kwiatkowskiemu. Obaj o wszystko, co złego działo się w gospodarce II RP, oskarżyli dotychczasowego ministra skarbu. Na koniec, w październiku 1935 r., wymusili jego dymisję.

Tymczasem cały świat wychodził właśnie z wielkiego kryzysu i na rynkach finansowych powiało optymizmem. Także w Polsce rządzący uznawali, że ciężkie czasy odchodzą do przeszłości. Rozbita przez Piłsudskiego opozycja wegetowała na marginesie życia politycznego, a dzięki budżetowym cudom wykreowanym przez Matuszewskiego i Zawadzkiego państwo pozostało wypłacalne i opanowało falę społecznych buntów.

.Jednak głęboki kryzys ekonomiczno-polityczny z początku lat 30. zaowocował serią kolejnych. II Rzeczpospolita stała w obliczu nowych wyzwań.

Andrzej Krajewski

Fragment książki Rzeczpospolita kryzysowa, wyd. Agora, 2025 r. [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 4 kwietnia 2025