"Coraz częściej sposobem wyrażenia siebie w sieci staje się milczenie"
Codziennie poprzez Internet, Twitter, FB, serwisy dedykowane, poprzez prasę w sieci i niezliczoną ilość portali a nawet serwisy SMS-owe mamy dostęp do ogromnej liczby danych, informacji, analiz i opinii. Nie ruszając się od komputera czy smartphone’a można dowiedzieć się co dzieje się w Nadżafie, co łączy a co dzieli Camerona i Sarkozy’ego, dokąd pojechał premier a co zrobił jego główny oponent.
Miliardy informacji potrzebnych i niepotrzebnych. Tony wiedzy i niewiedzy oraz nieistotnych błahostek.
Informacje płyną do nas zewsząd, kierujemy potokiem wiadomości które otrzymujemy, przekazujemy dalej, albo pomijamy jako nieistotne dokonując w ten sposób selekcji tego co dla nas ważne, a co nie.
A oprócz tego tworzymy własne treści, informujemy otoczenie o zdarzeniach, które bezpośrednio nas dotykają, które są dla nas w jakiś sposób znaczące. W ten sposób tworzymy społeczeństwo informacyjne. Społeczeństwo, w którym jednostką monetarną jest informacja. Dzięki niej można wznosić się na wyżyny władzy i bogactwa ale też błyskawicznie stać się nikim.
Jednak dla zrozumienia potrzebna jest nie sama komunikacja, lecz rozmowa.
Różnica? Rozmowa to coś więcej niż informowanie się – to wzajemna wymiana myśli z pomocą słów. I nie chodzi tutaj o tempo konwersacji, ani o konkretną tematykę. Chodzi o zrozumienie drugiej strony, jej punktu widzenia, sposobu postrzegania świata, zrozumienie – choć niekoniecznie akceptację.
Rozmowa leży przecież u podstaw naszej cywilizacji, pierwsze traktaty filozoficzne – Sokratesa i Platona – to przecież dialogi. Tradycja dialogiczna judaizmu kontynuowana przez Levinasa została w sposób niezwykły przeniesiona na grunt polski przez ks. Tischnera, kształtując moje pokolenie.
To rozmowa weryfikuje wartość pozyskanych informacji, odsłania ich nowe aspekty, wiąże poszczególne komunikaty w spójny obraz świata i ciąg wydarzeń. Pozwala zobaczyć nieoczekiwanie szerokie spektrum zdarzeń, bogactwo faktów.
To poprzez rozmowy kształtuję swoje opinie, staram się je weryfikować i falsyfikować. Bowiem samo operowanie informacją bez głębszego zrozumienia niewiele daje. Owszem, może przynieść satysfakcję i rozgłos, „cytowalność” – ale to nie trwa długo, szczególnie w obecnej dobie gdy „pięć minut sławy” skróciło się do może 30 sekund.
W sieci toczą się rozmowy o wszystkim. Dosłownie. Można dyskutować o filozofii chińskiej V w. p.n.e., o perspektywach zmian w taktyce wojennej w kontekście użycia nowych technologii, śledzić najnowsze badania dot. czarnych dziur albo wysłuchiwać wynurzeń jakiejś celebrytki o stosunkach polsko-koreańskich.
Są w sieci różne rodzaje milczenia – milczenie tych którzy postanowili się odłączyć i skierować swoją aktywność wyłącznie do rzeczywistości pozasieciowej jak np. zrobił to bardzo efektownie i w swoim stylu @Aubrey_tweetuje albo ciche niezapowiedziane zniknięcia z dnia na dzień, które bywają zauważone po paru dniach a czasami tygodniach.
Jest przemilczanie – pewnych komunikatów, których nie chcemy poruszać – bo są drażliwe, bo uważamy że wdamy się w niepotrzebną polemikę. Choć jednak najbardziej cenię milczenie, które płynie z namysłu, potrzeby przetworzenia informacji które do nas dotarły, jakoś zaskoczyły i okazały się ważne.
Milczenie, które jest częścią rozmowy, czasem na wybrzmienie treści i poczynieniem refleksji, obumieraniem dialogu aby mógł narodzić się na nowo, zmieniać i ubogacać.
Milczenie w sieci nie jest „śmiercią”, jeśli daje czas na zastanowienie, nad sobą, nad relacjami i światem. Potrzebuję milczenia, aby zrozumieć ludzi którzy znajdują się w tym samym czasie lecz w innej przestrzeni, innym etapie swojego życia, podejmują decyzje co do swoich dalszych dróg. Otrzymane od innych myśli staram się oswoić, zbudować obraz człowieka. Z tego milczenia buduję więzi międzyludzkie, ułomnym wydawałoby się dla niektórych, lecz jakże doskonałym narzędziem – słowem.
Anna Białoszewska