.Bohater debiutanckiej powieści Jeana-Philippa Toussain postanawia w pewnym momencie na stałe przenieść się do łazienki i z tej zaskakującej perspektywy relacjonuje swe przeżycia i refleksje. Powieść – Łazienka – składa się z trzech części, podzielonych na punkty, z których jeden na przykład brzmi następująco: „14) Teraz.”, stanowiąc przykład spiżowej zwięzłości, choć wydarzenia w grzecznym porządku linearnym odsłaniają fragmenty życia Paryżanina. Eksperyment francuskiego autora zdobył uznanie krytyki i przychylność czytelników, zasługując nawet na przymiotnik kultowej pozycji, jeśli wierzyć reklamie na t.zw. skrzydełku.
Urodzonego prawie wiek wcześniej – w 1877 roku – Raymonda Roussela Jean Cocteau nazwał „geniuszem w stanie czystym”. Powieść Locus Solus to mariaż oniryzmu z fantastyką spod znaku E. T. A. Hoffmanna i Julesa Verne`a (którego Roussel wielce poważał). W posiadłości Locus Solus mistrza Canterela osłupiały czytelnik pozna zadziwiające rozwiązania techniczne, dzieła nieokiełznanej surrealistycznej fantazji, podane w opisie dość rzeczowym i konkretnym, które przez ten stylistyczny zabieg z większą wyrazistością przyoblekają się w wyobraźni w kształt konkretny i plastyczny.
Przywołane dwa tytuły – choć dobrane zgoła przypadkowo: stoją złączone okładkami na półce (co należałoby wybrać w pełną świadomością jako największe eksperymenty literatury pięknej… czemu zamiast o J. Yoysie myślę o Słowniku chazarskim Mirolada Pavića…?) – stanowią przykłady literackiego eksperymentu, awangardy formalnych rozwiązań, który cieszy się zainteresowaniem pewnej – niezbyt chyba dużej – grupy odbiorców.
.Eksperyment jednakże nie jest cechą konstytutywną powieści historycznej. Powiedzmy szczerze i dobitnie: w powieści historycznej eksperymentów unika i autor, i czytelnik. W powieści historycznej szukamy wiernego odwzorowania czasów przeszłych, chcąc poznać koloryt i specyfikę epoki, nasycić się ulotną przyjemnością zanurzenia w wyobrażonych realiach świata istniejącego tylko w dokumentach epoki. Takiej przyjemności dostarcza powieść Jeanne Bourin Sekrety kobiet złotnika, której akcja toczy się w Paryżu czasów Ludwika IX Świętego. Nie wnikając w prawdziwie dramatyczną fabułę, ujawnię jeden detal: średniowieczny Paryż pachnie… – pięknie!
Lektura to zawsze przyjemna dla odbiorcy, lecz wymagająca od autora pogłębionych studiów, pracy, a bywa że wyjazdów, których unikał na przykład cierpiący na agorafobię Aleksander Głowacki, stąd przygotowania ograniczały się do pilnego oglądu map i dostępnych dokumentów, co zaważyło na ukształtowaniu materii fabuły „Faraona”. W związku zresztą z powszechnie znaną przypadłością Bolesława Prusa powieść spotkała się z krytyką, odnoszącą się do wytykanych braków i uchybień. (Ten tytuł został przywołany nieprzypadkowo – w „Faraonie” młody władca poniósł klęskę, tryumfatorem pozostał jego rywal, konkurent i przedstawiciel dominującej kasty. Próba wprowadzenia ładu rękoma niedoświadczonego, choć pełnego zapału i dobrych chęci faraona spaliła na panewce. Co innego – Mieszko…)
.Przechodząc do zasadniczego zagadnienia niniejszego szkicu, czyli polskiej powieści historycznej dotyczącej okresu przyjęcia chrztu, muszę odnotować zasadniczą przeszkodę, którą na zasadzie nietzscheańskiego resentymentu postanowiłam przekuć w atut. Lektur na temat chrztu Polski poszukiwałam, niewielkie mając na ten temat pojęcie (dwa tytuły! – cóż za nauka pokory…). Zakładam jednak, że podobny punkt wyjścia łączy część nawet dość aktywnych czytelników, pomijając starszych bywalców bibliotek. Oczekiwałam więc zaskoczenia, ciekawych odkryć i dreszczu emocji. Przejrzałam informacje na temat twórczości Hanny Malewskiej, Zofii Kossak-Szczuckiej i Teodora Parnickiego, wartych przypomnienia mistrzów polskiej powieści historycznej XX wieku. Zajrzałam do dzieł Henryka Sienkiewicza, licząc, że zapomniałam np. w Baśniach i legendach o opowiadaniu na temat zrębów państwowości Polski. Wróciłam do Śpiewów historycznych J. U. Niemcewicza, który pominął Mieszka, rozbudowując motyw namaszczenia przez anielskich posłańców Piasta i Rzepichy, gładko przechodząc do imponującej postaci Bolesława Chrobrego. Oto wyniki owych poszukiwań.
Niezawodny – jak zawsze – jest Józef Ignacy Kraszewski, który z iście kronikarską dokładnością kreśli okoliczności i motywy podjęcia Mieszkowej decyzji na ciekawym tle społeczności, zdecydowanej bronić pogańskiej wiary i bogów. Jak pisze: „Tak z jednej strony Mieszko wydał potajemnie wojnę starej wierze, a ona z pokorą pozorną broniła się, nie podnosząc głowy”. Złudna to pokora i stanowcza obrona, o czym przekona się rodzina i główny bohater powieści Lubonie (1876), Włast Luboń, po niewoli niemieckiej powracający do rodziny. Mimo właściwie nieobecnego wątku romansowego, za to z wyraźną tendencją dydaktyczną, powieść – daleka od najlepszych dokonań Kraszewskiego, warta jest wznowień i uwagi współczesnego odbiorcy.
Dla dziecięcego czytelnika Jerzy Cepik napisał z trzech części złożony zbiór Wikingowie, gdzie druga poświęcona jest postaci Mieszka. Wystylizowana na opowieść z epoki, wprowadza w odległy świat Polan, byś, czytelniku, wspomniał „skąd wyszliśmy, jak szliśmy i czegośmy dokonali. My, dzisiaj – i oni, pracowici, dumni, waleczni, mądrzy i genialni nasi przodkowie – wczoraj. Ci, co kładli mocne ławy twojego i mojego domu, najcudniejszego na świecie”, jak wykłada w Posłowiu – wcale nie Jerzy Cepik, lecz pilny kronikarz Georgivus Cepicus…
Dwutomowy Dzikowy skarb Karola Bunscha jest pierwszą częścią cyklu piastowskiego, liczącego czternaście tomów. I chociaż „W pogodny dzień kwietniowy wreszcie Mieszko głowę nad chrzcielnicą w nowej bazylice na Lednickim Ostrowiu” a „Za Mieszkiem pochylali kolejno głowy najprzedniejsi dworzanie i rycerstwo” był to początek niełatwej drogi dla księcia i poddanych. Dosyć mroczny jest klimat tej powieści, bogato inkrustowanej słownictwem z epoki, pełnej detali ze świata Polan i sporej liczby obdarzonych indywidualnymi cechami postaci. Co zaś dzieje się, nieco chronologicznie dalej, w Polsce – można przeczytać w powieści Ojciec i syn tegoż autora lub też zaufać niewieściemu oku i zdobyć Drogi wycięte mieczem Janiny Macierzewskiej. Nie jest to sprawa prosta, ponieważ biblioteki – jak poinformowała mnie zaprzyjaźniona pani bibliotekarka – wycofują powoli te tytuły, ze względu na brak zainteresowania i smutną starość książek. Cieszmy się nimi, póki są, bo jak ludzie, odchodzą…
.To, co łączy wspomniane tytuły, to podkreślanie ściśle politycznej motywacji decyzji Mieszka i pełne sympatii nakreślanie postaci czeskiej księżniczki Dobrawy-Dubrawki. Niuanse stanowią o smaku lektury wymienionych pozycji, lecz nie mogę nie wspomnieć o wspólnym przymiocie pierwszej chrześcijańskiej pary polskich władców, którą stanowi dojrzałość lat i charakteru, wspomagająca decyzje przyjętego kierunku działań – zgodnie podkreślana przez narratorów opowieści.
Niestety, mimo poszukiwań – prób wypożyczenia i zakupu – nie udało się przeczytać powieści Kornelii Dobkiewiczowej Największy skarb. Powieść z czasów Mieszka I, tak więc niniejszy tekst ma formułę tekstu otwartego, ponieważ szczerze liczę, że znajdzie się życzliwy czytelnik, który dołączy ważny z założenia apendyks.
Czy jest to katalog obfity? To pytanie pozostawiam Państwu. Jeśli jednak miałabym pokusić się o osobisty komentarz, wyraziłabym życzenie, by pojawiła się współcześnie pozycja, dorównująca mistrzostwem np. polskiej adaptacji gatunku roman fleuve – Nocy i dni.
Zakończę dłuższym cytatem, którego brak poczytałabym za dyshonor wobec zacnej postaci pana Piecyka (Wiech, Helena w stroju niedbałem, czyli królewskie opowieści pana Piecyka), swoją bogatą wersję historii Polski (ilustracje: Antoni Uniechowski) rozpoczynającego od żeberek króla Goździka:
„Bożki, czyli bałwani, to byli drewniane albo kamienne faceci, zarządzające słońcem, wiatrem, deszczem i innem gradobiciem. Sam najważniejszy między niemi był uskuteczniony z dębowej szczapy i cztery oblicza posiadał. A nazywał się Światowid, dlatego że niby jednocześnie na cztery strony świata czterema parami wypalonych w drzewie oczów kapował.
Dzisiej wiemy, że to wszystko był puc, ale ostatecznie wstydu nie ma, bo wtenczas nie tylko u nasz, ale i za granicą do bożków nabożeństwa się odprawiali. (…) Ale koniec końców poznali się nasze na bałwanach. Dowiedzieli się o tem szkopy i koniecznie chcieli naszych pradziadków chrzcić. Wtranżalali się do nasz na Ziemie Odzyskane i co raz chrzciny urządzają.(…)
A trzeba szanownemu panu wiedzieć, że Mietek Piastuszkiewicz był już chłopak po wojsku i w kawalerskiem stanie, jako królowi, nie wypadało mu figurować. Przygruchał sobie jedną Czeszkie, niejaką Dąbrowszczankie, na zapowiedzie dali i w krótkiem czasie się z nią ochajtnął.
Jak się to stało, Dąbrowszczanka – osobistość nabożna, nie miała życzenia, żeby rodzina męża w charakterze ciemnej masy do bożków pacierze mówiła, napuściła Mietka i zaczęli się ogólne chrzciny.(…) Niemcy nic o tem nie wiedzieli. Przyjeżdżają za parę tygodnie do Jeleniej Góry czyli tyż do Wałbrzycha, detalicznie panu nie powiem, i mowę zawalają do Mietuchny, że w dalszem ciągu zamierzają chrzciny nam wyprawiać. A Miecio z gośćmi w śmiech:
– Kogo będzieta chrzcili, kiedy to wszystko ochrzczone?
– Na czysto?
– Na sto procent, niech ja skonam!
– No dobrze – mówią Niemcy – a bożki dlaczego stoją?
– Dla chaseny – czyli dla towarzyskiej draki żeśmy ich zostawili!
I w charakterze dowodu rzeczowego jak nie gwizdnie Mietek Światowida w jedną mordę, jak nie sztachnie w drugą mordę, w trzecią, w czwartą… A Dąbrowszczanka z wierzchu bożka parasolką”.
Anna Makuch