Artur KOŚCIAŃSKI: Społeczeństwo obywatelskie jako element dobra wspólnego

Społeczeństwo obywatelskie jako element dobra wspólnego

Photo of Artur KOŚCIAŃSKI

Artur KOŚCIAŃSKI

Socjolog Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Współautor książek „Obywatele wobec kryzysu. Uśpieni czy innowatorzy”, „Falująca obywatelskość. Stare wzory, nowe tendencje”.

W Polsce cały czas źle definiujemy społeczeństwo obywatelskie, redukując je tylko do wymiaru ruchu społecznego o charakterze emancypacyjnym – pisze Artur KOŚCIAŃSKI

.Społeczeństwo obywatelskie, które powszechnie utożsamia się z klasą średnią, jest jedną z częściej używanych i zarazem jedną z najmniej zrozumiałych kategorii odnoszących się do życia publicznego. Kilka lat wstecz w trakcie zajęć uniwersyteckich zapytałem adeptów socjologii o warunki rozwoju społeczeństwa obywatelskiego w Polsce. W odpowiedzi usłyszałem m.in.: dobrze funkcjonująca demokracja liberalna, dbałość o przestrzeganie praw człowieka, swoboda działania organizacji pozarządowych i – ku mojemu zaskoczeniu – istnienie „Gazety Wyborczej”. Uznali ponadto, że wszystko, co poza ten model infrastrukturalny wykracza, nie jest społeczeństwem obywatelskim, a w każdym razie, jeśli jakaś forma organizacji tak zostałaby nazwana, to cechowałaby ją niedojrzałość, niedostosowanie do warunków modelowych czy wprost ujmując, daleko idąca nieadekwatność wobec tego, co na Zachodzie uznaje się za społeczeństwo obywatelskie.

Obraz społeczeństwa obywatelskiego, obecny w świadomości (chciałoby się rzec) zorientowanych studentów, nie prezentuje demokracji przedstawicielskiej, proceduralnej, dialogu obywatelskiego czy pluralizmu źródeł informacji (zapewne „Gazeta Wyborcza” w tej impresji uosabia „wolne media”). Poza tym „szybkim szkicem” znalazła się także kolebka działań obywatelskich, którą była NSZZ „Solidarność” 1980–81. Niewątpliwie pewien rozdźwięk w tym, jak postrzega się społeczeństwo obywatelskie, pomiędzy pokoleniami, a także pomiędzy badaczem i uczestnikiem życia publicznego może być czymś normalnym, a nawet oczekiwanym. Jednakże nieobecność istotnych elementów zjawiska jest niepokojąca i prowokuje pytania o powody takiego stanu rzeczy.

Sposobów rozumienia społeczeństwa obywatelskiego jest wiele i byłoby nierozsądne uważać, że ten zbiór nie poszerzy się o nowe ujęcia. Sam termin – tak powszechnie używany w publicystyce – jest nieostry i wieloznaczny, a co dopiero w potocznej dyskusji przeciętnych, średnio zaangażowanych w sprawy publiczne obywateli.

Przyjmujemy więc, że społeczeństwo obywatelskie jest m.in. strukturą instytucji politycznych, cywilizowaną i wyzbytą agresji formą redukcji napięć społecznych, stylem kultury opartej na wartościach zapewniających trwałość wspólnoty postrzeganej w kategoriach dobra wspólnego lub zapośredniczonym sposobem zaspokajania potrzeb ludzkich poprzez własną pracę jednostki oraz poprzez pracę i zaspokajanie potrzeb wszystkich innych.

Zbiorowość obywatelska może też być jedną z ważniejszych potrzeb współczesnych ludzi, którzy im silniej akcentują swoją obywatelskość, tym silniej odczuwają słabości społeczeństwa obywatelskiego. Innymi słowy, ich obywatelskie potrzeby ulegają deprywacji, a oni sami poszukują różnych, niekiedy alternatywnych do dominującej kultury politycznej, sposobów ich zaspokojenia.

Jaki zatem sens nadaje się w codziennym życiu społeczeństwu obywatelskiemu? Czy jest to myślenie romantyczne, będące swoistym mechanizmem obronnym wobec ekspansywnych dążeń władzy i urzeczywistniające się w wolnościowej rebelii „sprzymierzonych bojowników o wyzwolenie”? Czy może myślenie pragmatyczne, gdzie społeczeństwo obywatelskie wyręcza państwo w trudnych, ale mało istotnych, z punktu widzenia interesów władzy, obszarach życia społecznego? Czy też myślenie polityczne, w którym widzi się społeczeństwo obywatelskie wprost jako sposób sprawowania władzy? Czy w reszcie myślenie wartościujące: społeczeństwo obywatelskie jako wspólnota zasad moralnych prowadzących do społecznej modernizacji?

Kiedy spoglądam na współczesne społeczeństwo obywatelskie w Polsce, widzę, że ma ono wiele postaci. Żadna z nich nie dominuje nad drugą, a wręcz wzajemnie się dopełniają. Istnieją skłonności do suflowania narracji o bardziej lub mniej obywatelskim charakterze jakichś instytucji, działań czy inicjatyw, ale świadczą one o poszukiwaniu właściwej i skutecznej drogi osiągania istotnego celu.

Możemy wprost powiedzieć, że każdy czas historyczny i każda zbiorowość ludzka ma swoją wizję i tradycje obywatelskości. Narzucenie jednej słusznej jest działaniem zgoła antyobywatelskim i nie ma to nic wspólnego ani ze społeczeństwem obywatelskim, ani z pluralizmem jego sensów, ani też z partycypacją obywateli zgodną z ich przekonaniami czy potrzebami.

Niestety, niemalże od początku polskiej transformacji z komunizmu do systemu „zdrowej” demokracji da się zaobserwować postępujący proces redukowania społeczeństwa obywatelskiego do jednego tylko wymiaru: sformalizowanego, zorganizowanego uczestnictwa w organizacjach pozarządowych i ruchach społecznych o charakterze emancypacyjnym. W tym procesie wprawdzie zauważa się istnienie innych niezinstytucjonalizowanych form obywatelskiej partycypacji, inicjatyw ad hoc, tradycyjnych wiejskich czy miejskich organizacji społecznych, organizacji parafialnych Kościoła katolickiego, lecz w gruncie rzeczy deprecjonuje się ich obywatelski charakter. Wynika to z utrwalanego w Polsce konfliktu tradycji i nowoczesności, w którym demokrację liberalną (traktowaną jako najwyższe stadium rozwojowe ludzkiej cywilizacji) przeciwstawia się demokracji partycypacyjnej, a konserwatyzm progresywności. Ten konflikt doprowadził do absurdalnego i patogennego podziału na liberalne i prawicowe społeczeństwo obywatelskie.

Chcę podkreślić, że ten podział nie jest jedynie wątłą supozycją badacza, lecz rzeczywistością, która ujawnia się w debatach liderów społecznych oddziałujących na szerokie kręgi społeczeństwa polskiego. W czwartej już dekadzie po transformacji mamy do czynienia z poważnym problemem tożsamościowym, gdzie społeczeństwo obywatelskie jest wykorzystane do utrzymywania konfliktu politycznego, z którym obywatele nie chcą się identyfikować, albo gdzie jego rola w kształtowaniu życia społecznego i politycznego jest wyraźnie pomniejszana. Z tego też może wynikać niepewność obywateli powstrzymująca ich przed angażowaniem się w inicjatywy i stowarzyszenia, których charakter jest określony nieprecyzyjnie jako obywatelski (wręcz polityczny), lub też, ze względu na brak ich własnej identyfikacji ze społeczeństwem obywatelskim, delegują oni swoją „moc działania dla dobra wspólnego” gdzieś wyżej, ku wyższym piętrom hierarchii władzy. Jednostka staje się obywatelsko bezwładna.

Zadziwia fakt, jak niewiele miejsca w debatach dotyczących obecnego stanu społeczeństwa obywatelskiego w Polsce poświęca się ruchowi Solidarności lat 1980–1981, a jest to bodaj najważniejsza rodzima tradycja demokratyczna, doświadczenie zbiorowe historycznie bliskie – aktorzy ruchu są wśród nas – znacznie bliższe niż przekazy dotyczące polskiej demokracji szlacheckiej. Nieliczni zdają sobie sprawę, że Solidarność 1980–1981 ukształtowała współczesne nam społeczeństwo obywatelskie na co najmniej cztery sposoby. Po pierwsze, w znacznym stopniu zorganizowała swoistą protomaterię obywatelską, zaszczepiając wśród ludzi myślenie horyzontalne. Po drugie, stworzyła (choć na lata porzucony i dotąd niezrealizowany) projekt oddolnego systemu politycznego. Po trzecie, wygenerowała ducha samorządności. Po czwarte, wyniosła samoorganizację społeczną do rangi wartości.

Solidarność 1980–1981 (poza stereotypem „ruchu masowego”) była zorganizowana poziomo. Podstawową strukturę stanowiły regiony (podział horyzontalny), a nie branże (podział wertykalny), a na regiony składały się setki i tysiące mikrośrodowisk, w których i dzięki którym było możliwe oglądanie danego problemu z wielu punktów widzenia, przez różnych specjalistów pracujących we wspólnej grupie roboczej. Solidarność 1980–1981 była tworem niezwykle kompetentnych i pracowitych takich właśnie mikrośrodowisk, a tylko ważniejsze kwestie podejmowano na poziomie regionów, by wreszcie najważniejsze przenosić na forum krajowe – właśnie forum wymiany idei i konkretnych pomysłów naprawy w zbiorowym gronie delegatów regionalnych. Dopiero wówczas tworzono hierarchię problemów krajowych i wybierano priorytety dla naprawy całego kraju, pozostawiając rozwiązywanie specyficznych dla danego regionu spraw im samym. Tak powstał program „Rzeczpospolita Samorządna”. Tylko dlatego, że ruch ów był zorganizowany poziomo, utrata przezeń legalności nie naruszyła tak bardzo ciągłości prac merytorycznych w mikrośrodowiskach i pozwoliła je kontynuować w podziemiu. Także czasowa utrata przywódców nie wpłynęła na tok prac ich szeregowych podwładnych.

Solidarność nie była odporna ani na działania odśrodkowe, ani zewnętrzne, które zniekształcały ideał organizacji poziomej czy samorządność. Pojawiły się hierarchie i w większym stopniu odgórnie narzucano lokalnym mikrośrodowiskom rozwiązania proponowane przez wyłaniającą się elitę, niż przyjmowano wypracowane oddolnie przez struktury regionalne. Sama idea społeczeństwa obywatelskiego została sprowadzona do roli „pałki na komunizm”.

Po 1989 roku słabość społeczeństwa obywatelskiego tłumaczono m.in. tym, że działacze solidarnościowi porzucili idee społeczeństwa obywatelskiego z chwilą uzyskania politycznej rządności po obradach Okrągłego Stołu i wyborach w czerwcu 1989. Pewien kryzys zapowiadały projekty Bronisława Geremka z 1988 roku, publikowane w „Tygodniku Mazowsze”, w których postulował on zainicjowanie społeczeństwa obywatelskiego opartego na pluralizmie kulturowym i ekonomicznym, oddalając równocześnie możliwość obywatelskiego upodmiotowienia społeczeństwa polskiego w oparciu o pluralizm polityczny. W konsekwencji to, co najważniejsze dla obywatelskości, tj. sprawczość polityczna, wynikająca z konsensusu pomiędzy zdywersyfikowanymi siłami politycznymi, jest w Polsce bardzo ograniczona.

Widzimy wyraźnie, że w pomysłach okrągłostołowych nie było miejsca ani na wolność polityczną, ani też na autonomię obywatelską. Obywatelskość sprowadzono do swobody gospodarczej, którą w późniejszym okresie ograniczono systemem skomplikowanego opodatkowania i koncesji oraz swoiście rozumianej otwartości społecznej, tj. liberalnej, a raczej libertyńskiej wersji wielości światopoglądowej. Nowe elity Trzeciej Rzeczypospolitej były przekonane, że zaangażowanie obywatelskie dotyczy czasów, kiedy toczy się walka o demokrację. Sektor organizacji pozarządowych (nazywany także „trzecim sektorem”) stał się substytutem pluralizmu politycznego. Rozwijanie tego sektora pozwoliło zahamować rozwój innych, nowych sił politycznych oraz ograniczyło rozwój ruchów społecznych, które mogły przekroczyć krytyczną masę pluralizmu i rozpocząć marsz ku politycznej, niekiedy mocno zradykalizowanej ekspansji w społeczeństwie. Jeśli miało to tylko zapobiec radykalizmom, to oczywiście ten zabieg przyniósł pożądany rezultat.

Jednakże jego skutkiem ubocznym było ograniczenie obywatelskości w Polsce.

Przyrost organizacji pozarządowych nie spowodował podniesienia jakości zaangażowania i samoorganizacji obywateli. Przez wiele lat, także dzisiaj, wielu badaczy traktuje liczbę organizacji społecznych jako wskaźnik rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i zarazem nie przeszkadza im to w utyskiwaniach na niedojrzałość społeczeństwa obywatelskiego.

Pozarządowość wyparła polityczność i zsumowana została w pewien rodzaj obywatelskości, który musi się manifestować jedynie poprzez organizacje pozarządowe, dzisiaj rozumiane jako sektor reprezentujący obywateli (niepartyjny) i określający naturę społeczeństwa obywatelskiego w posttransformacyjnej Polsce. Pozarządowość tak silnie zdominowała język opisu i samoidentyfikacji społeczeństwa obywatelskiego w Polsce, że istnienie innych przejawów działań i inicjatyw niż te w ramach organizacji NGO nie było przez lata zauważane.

W ostatnim dwudziestoleciu wielu badaczy społeczeństwa obywatelskiego (a raczej trzeciego sektora) było zaskoczonych faktem, że społeczeństwo polskie chętniej zwraca się ku aktywnościom społecznym w najbliższym otoczeniu i na rzecz znanej mu zbiorowości. Zdarzały się nawet i takie poglądy, iż dokonuje się jakaś głęboka przemiana stylu działania społecznikowskiego. Pozarządowość i przyjęcie jej za centralną zasadę organizującą społeczeństwo obywatelskie zatarły sens działań obywatelskich, które rodziły się z endogenicznych postaw i potrzeb wspólnego rozwiązywania problemów. Pojawia się też tendencja do redefiniowania pozarządowości i trzeciego sektora tak, aby w analizach społecznikostwa dało się włączyć jego nieinstytucjonalną postać. Dzieje się to najczęściej pod wpływem chęci uczynienia trzeciego sektora sferą bliską rzeczywistości i sferą naturalną dla społeczeństwa obywatelskiego. Taka nowa definicja wprawdzie pomogłaby lepiej rozumieć działania trzeciosektorowe zarówno badaczom, jak i samym praktykom, lecz mogłaby zaszkodzić prymordialnej obywatelskości (także i słabej jeszcze polityczności).

Prowadzone w Polsce od dwudziestu lat badania społeczne potwierdzają hipotezę o hybrydowości wzoru obywatela, który kształtują zarówno doświadczenia peerelowskie, jak i potransformacyjne badanych Polaków.

Cztery wymiary wzoru obywatela (legalizm, niezależność opinii, uczestnictwo w wyborach, altruizm) oraz oderwane od niego (nieobecne w nim) wymiary aktywności społecznej i politycznej partycypacji są na tyle silnie wewnętrznie zintegrowane, że prawie niemożliwe jest ponowne ich zintegrowanie w jedną całość. Pęknięcie wzoru nie ma charakteru jednej prostej rysy. Przebiega ono tak wzdłuż, jak i w poprzek dwóch typów doświadczeń.

Demokracja polska wymaga korekt, o ile chcemy, by jej formy przedstawicielskie działały lepiej oraz by zmierzać ku demokracji uczestniczącej. Bez gruntownej edukacji obywatelskiej jako warunku koniecznego, ale niewystarczającego celów tych osiągnąć się nie da. Edukacja taka winna się zaczynać możliwie wcześnie i obejmować także dorosłych. Dalsze odsuwanie się elit politycznych od kwestii aktywności obywatelskiej, pogłębiająca się enklawowość sektora organizacji pozarządowych, brak obecności w dyskursie publicznym problematyki odnoszącej się do pojęcia „dobrego obywatela” czy pojęć takich jak „zaangażowanie obywatelskie”, „obywatelska kultura” mogą, choć nie muszą owocować jeszcze głębszym i rozleglejszym pękaniem wzorca.

Formy nauczania wiedzy obywatelskiej winny się w jak najszerszym zakresie odwoływać do doświadczenia. Kiedyś (Wyka 1984) ten typ nauczania nazwano edukacją aposterioryczną (od a posteriori) i przeciwstawiano wzorcowi powszechnie dominującemu – nie tylko w Polsce, ale wszędzie na świecie – edukacji a priori, apriorycznej. W tym drugim wzorcu wychowanek nabywa wiedzę abstrakcyjną, teoretyczną, której nie potrafi w konsekwencji przełożyć na własne praktyki życia codziennego. Uczy się nazw pojęć, ale ich nie doświadcza (np. pojęcie sprawiedliwości). Wiedza abstrakcyjna poprzedza doświadczenie. Natomiast wychowanek edukowany aposteriorycznie najpierw w czasie, lub co najmniej równolegle, nabywa konkretne doświadczenie: doznaje jakiegoś przeżycia, przechodzi przez pewne zadania-działania i dopiero potem, ex post, uczy się, za pomocą jakich pojęć abstrakcyjnych może swoje doświadczenie wobec nich usytuować.

W ostatnim czasie wiele się pisze i mówi o kondycji społeczeństwa obywatelskiego w Polsce. Zazwyczaj kreśli się dość pesymistyczne diagnozy, omawia się różnorakie bariery tego zjawiska, a i prognozy też nie brzmią optymistycznie.

W oparciu o sondaże społeczne możemy stwierdzić, że Polska jest krajem o dużym potencjale obywatelskim, ale potencjał ten nie rozwija się w sposób właściwy z uwagi na bariery ekonomiczne i świadomościowe. Niski jest poziom zaufania do innych ludzi, słabe jest uczestnictwo w organizacjach, a jedynie poczucie alienacji jest jakby relatywnie, na tle innych społeczeństw europejskich, niższe.

Nie należy również ulegać złudzeniu, że dostęp do zasobniejszego finansowania działalności społecznej jest najważniejszym mechanizmem rozwojowym. System europejski zauważalnie faworyzuje organizacje pozarządowe, szczególnie te, które oparte są na sprofesjonalizowanej strukturze administracyjnej, liberalnej tradycji i skutecznym lobbingu międzynarodowym (europejskim). System finansowania i preferencji zarówno instytucjonalnych, jak i merytorycznych przyczynił się do hiperinstytucjonalizacji, oligarchizacji (przejawiającej się głównie faktem konsumpcji dostępnych funduszy przez kilka największych organizacji pozarządowych), profesjonalizacji zmieniającej charakter działań społecznych na zarobkowe i w ostatecznym wyniku zbliżanie się sektora pozarządowego do rynku (zwłaszcza pod względem działań ekonomicznych) i uzależnianie się od władzy (państwa i Komisji Europejskiej) przyznającej fundusze i rozstrzygającej konkursy grantowe.

Wyraźnie przemianie ulega też etos społecznikowski, który bardziej zmienia się w etos zawodowego działacza niż dobrowolnego uczestnika, inicjatora aktywności obywatelskiej. Utrwala się przez to kategoria pożytku publicznego i obumiera kategoria dobra wspólnego.

Zjawiska zachodzące wewnątrz sektora organizacji pozarządowych, ale także zjawiska w jego bezpośrednim otoczeniu mogą mieć wpływ na osłabianie zaangażowania obywatelskiego, realizowanego w sferze instytucji i swego rodzaju ucieczkę w sferę obywatelskości pozainstytucjonalnej. Głównymi przyczynami są zarówno presja instytucjonalna, zaabsorbowanie w działania grantowe, różnicowanie ekonomiczne uczestników organizacji (zjawisko obecne w większości organizacji pozarządowych ujawniające podziały pomiędzy członkami nawet tej samej organizacji), mit obywatelskiego namaszczenia (weryfikowany poprzez prozaiczną działalność i walkę o przetrwanie organizacji), jak również zjawiska, o których już była tutaj mowa, czyli upodabnianie się do sektorów rządowego i rynków.

Postępowanie procesu dehomogenizacji społeczeństwa obywatelskiego w kierunku równoważenia form działalności instytucjonalnej działaniami nieinstytucjonalnymi jest przejawem dostosowywania przestrzeni działań obywatelskich do lokalności oraz swoiście ukształtowanych orientacji życiowych i rutyny egzystencjalnej Polaków.

Warto wyraźnie podkreślić, że proces dywersyfikacji oferty zaangażowania obywatelskiego w naszym społeczeństwie wskazuje na nowy etap transformacji społeczno-politycznej. Uwalnia się potencjał obywatelski zamrożony poprzez procesy standaryzacji, nadmiernej regulacji życia codziennego („ręcznego” sterowania w przestrzeni aksjologiczno-normatywnej), hiperinstytucjonalizacji, odgórnej demokratyzacji itd. Ta oferta staje się też coraz bardziej dostępna dla ludzi, którzy mogliby uczestniczyć w życiu publicznym na różne sposoby i z różnych motywacji, choć do niedawna albo wykluczano ich z grona aktywnych obywateli, albo pomijano te osoby jako ewentualnych adresatów programów aktywizacji obywatelskiej.

Niestety, przekonanie, że społeczeństwo obywatelskie jest strukturą ekskluzywną, nie jest rzadkie. U jego podstaw leży pogląd, w którym deficyt obywatelskości bierze się z nieufności, pesymizmu czy zachowawczego stylu życia. Przeczą temu studia oparte na modelowaniu matematycznym, które wskazują, że nieufność wobec obcych wzmacnia ufność do grupy własnej i odwrotnie, ufność do obcych współwystępuje z nieufnością do grupy własnej.

Te postawy niosą jednak ważne korzyści dla mobilizacji obywatelskiej, która może się manifestować w działaniach w obrębie organizacji społecznych, ruchów społecznych, a także poprzez uczestnictwo w rezurektywnych sieciach społecznych o wyraźnie obywatelskim charakterze.

Zjawiska uzgadniania formy aktywności obywatelskiej ze sposobem życia są obecne w całej Europie, np. w Słowenii obywatelskość powiązana jest z religijnością i partycypacją w działalności parafialnej; w Czechach łączy się ona z szeroko rozumianą towarzyskością i udziałem w różnych nieformalnych sieciach społecznego zaufania; w krajach bałtyckich obywatelskość to element stylu życia inteligencji i intelektualistów; w Polsce zaś, co może być zaskakujące, aktywna partycypacja obywatelska wiąże się z cechami statusu społecznego (wyższe wykształcenie, aktywność zawodowa czy edukacyjna), a także koreluje z satysfakcją z działania demokracji i zadowoleniem z życia. Inaczej mówiąc, nieufność, zaufanie, pesymizm, optymizm, realizm, naiwność, zachowawczość czy progresywność to orientacje życiowe sprzyjające zróżnicowanemu zaangażowaniu w sprawy publiczne.

Tym, co niszczy aktywność obywatelską, jest społeczny indyferentyzm, który prowadząc do zbiorowej apatii, sprawia, że ludzie wycofują się do swych zindywidualizowanych światów, uciekają od obywatelskości i odpowiedzialnego kształtowania społecznej rzeczywistości w swoim codziennym życiu.

Podstawą funkcjonowania obywateli wewnątrz zróżnicowanych enklaw obywatelskości jest uznanie społeczeństwa obywatelskiego za element dobra wspólnego. Ten element staje się zwornikiem pomiędzy innymi składowymi dobra wspólnego, którymi są: państwo, naród, kultura narodowa, praworządność oraz więź wspólnotowa oparta na indywidualnych postawach obywatelskich. Zachodni liberalizm poprzez akcentowanie indywidualizmu, który przyjmuje najczęściej postać egoizmu, przynosi rozkład dobra wspólnego. Filozofowie i badacze społeczni poszukują dobra wspólnego w relacjach pomiędzy jednostkami, nazywając to „dobrem relacyjnym” tworzonym kolektywnie. Jednak nie jest to trwałe dobro i wydaje się, że nie może ono mieć charakteru powszechnego, uwspólnotowionego.

.Co dla jednych jest dobrem, dla innych już tym być nie musi. Społeczeństwo obywatelskie wyłoniło się z więzi grupowych, nieformalnych sieci społecznej solidarności, powstało poza rodziną i gospodarką. Pomogło stworzyć państwo, naród i współczesne nam systemy społeczno-polityczne. Stabilne funkcjonowanie tych systemów, systemów, jak chcę wierzyć, opartych na demokracji (przedstawicielskiej, proceduralnej i partycypacyjnej), jest jednak zależne od gotowości do umiarkowanego prezentowania w przestrzeni publicznej własnych poglądów politycznych i przekonań moralnych; tolerancji wobec odmiennych poglądów; gotowości do kompromisu opartego na dialogu i porzuceniu przemocy; oraz akceptacji granic wolności własnej, którymi symetrycznie są wolności innych osób. Jeśli więc udałoby się zrealizować tę postulatywną obywatelską konstytucję, to zarazem udałoby się podtrzymać dobro wspólne i skutecznie zaktywizować obywatelsko znacznie szersze kręgi społeczeństwa, niż potrafimy robić to dzisiaj.

Artur Kościański

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 14 stycznia 2022