Unia – absolutnie tak. Jej zasadnicza rekonstrukcja – koniecznie!
Bez uważnego wsłuchania się w nastroje społeczne w Europie może naprawdę dojść do poważnych obywatelskich protestów o nieobliczalnych konsekwencjach – pisze prof. Michał KLEIBER
.Powszechne rozczarowanie wynikiem referendum w sprawie brexitu oraz obwinianie unijnej administracji za działania, które do tego doprowadziły, spotęgowały eurosceptyczne reakcje w ostatnich latach. W Holandii eurosceptyczna partia Geerta Wildersa wyszła na czoło wyborczych sondaży, we Francji domagająca się wyjścia z Unii i strefy euro Marine Le Pen weszła do drugiej tury wyborów prezydenckich, także we Włoszech lider Ligi Północnej Matteo Salvini zyskał znaczącą popularność głosząc podobne żądania. Później wydawało się, że te nastroje ulegały łagodzeniu. Geert Wilders odszedł od swej dotychczasowej antyunijnej narracji, koncentrując się na krytyce islamu, Marine Le Pen zrezygnowała z dalszego artykułowania swych skrajnie krytycznych poglądów na tematy unijne, a Matteo Salvini poparł nawet rząd premiera Maria Draghi, bardzo prounijnego byłego szefa Europejskiego Banku Centralnego.
Sytuację zmieniła pandemia COVID-19. Wiele spraw, a wśród nich poważne zarzuty formułowane pod adresem unijnych polityków o zaniedbania związane ze zwalczaniem pandemii, przywracają dzisiaj bardzo krytyczne opinie na temat administrowania wspólnotą. Choć jednocześnie, podkreślmy dobitnie, znacząca większość obywateli państw członkowskich Unii nadal deklaruje poparcie dla idei europejskiej wspólnoty. Może właśnie dlatego, że pandemia uświadomiła wszystkim, jak bardzo w dzisiejszym świecie jesteśmy zależni od siebie nawzajem. Na poparcie dla Unii, częściowo równoważące krytykę, wpłynęły zapewne szeroko opisywane i niezmierzające do pozytywnego finału komplikacje związane z brexitem, a także przekonanie o konieczności ścisłej europejskiej współpracy w takich sprawach, jak przeciwstawianie się rosnącej gospodarczej potędze Chin i innych państw azjatyckich, polityka bezpieczeństwa, walka ze zmianami klimatu czy właśnie problematyka zdrowia publicznego, tak ważna wobec otwartości granic i mobilności obywateli w skali nie tylko Europy, ale także całego globu.
Już chyba prawie wszyscy Europejczycy dostrzegają, choć z różną motywacją i różnym nasileniem, potrzebę czy wręcz konieczność daleko idącej rekonstrukcji wspólnoty. Przykładem panującej atmosfery może być nasz kraj – ponad 80 proc. naszych rodaków deklaruje w sondażach poparcie dla unijnej idei, a jednocześnie z Polski wyraźnie dobiega głos domagający się zmian w funkcjonowaniu unijnej administracji. Właśnie w duchu niezbędności takiej rekonstrukcji planowany jest obecnie cykl szerokich tematycznie konferencji na temat przyszłości Unii. Mam nadzieję, że w trakcie szerokiej dyskusji sformułowanych zostanie wiele wniosków o fundamentalnym znaczeniu dla unijnej przyszłości. Bez uważnego wsłuchania się w nastroje społeczne przez polityków może naprawdę dojść w nieodległej przyszłości do poważnych obywatelskich protestów o nieobliczalnych konsekwencjach politycznych.
Świadomi dotychczasowych kłopotów jedno wiemy na pewno: musimy zmieniać Unię tak, aby rosło dla niej poparcie społeczeństw państw członkowskich. A to oczywiście oznacza konieczność szerokich, obywatelskich debat i dobitnego przedstawienia ich rezultatów w sposób niejako wymuszający zgodne z nimi zmiany w funkcjonowaniu Unii, zapewne wymagające także zmian traktatowych.
W ostatnich latach silne sygnały o potrzebie podjęcia aktywnych działań modyfikujących obecne funkcjonowanie Unii dochodziły zarówno z państw członkowskich, jak i z samej Brukseli. W raporcie Komisji Europejskiej z 2017 roku (White Paper on the Future of Europe) zidentyfikowano główne kierunki zmian, do których zaliczono wpływ na społeczeństwo szybkiego rozwoju nowych technologii, zmiany klimatyczne, migracje ludności, zagrożenia w zakresie bezpieczeństwa, wyzwania demograficzne czy wreszcie możliwy wzrost tendencji nacjonalistycznych. W tzw. Deklaracji z Rzymu, uchwalonej w tym samym roku z okazji obchodów 60-lecia przyjęcia dwu unijnych umów inicjujących Europejską Wspólnotę Gospodarczą (CEE), szefowie państw członkowskich za kluczowe uznali wspólne działania na rzecz bezpiecznej Europy i swobodnej mobilności, skutecznej polityki imigracyjnej, promocji jednolitego rynku i zrównoważonego wzrostu gospodarczego, przeciwdziałania biedzie i społecznym nierównościom oraz budowy mocnej pozycji Unii na scenie globalnej.
Powyższe ogólne postulaty odpowiadają przekonaniom zdecydowanej większości obywateli UE. Problem zaczyna się, gdy zaczynamy mówić o szczegółach, czyli o sposobach realizacji tych zamierzeń w kontekście tak krytycznie ocenianej unijnej administracji. Sytuację dodatkowo pogarszają dominujące dzisiaj w polityce agresywne antagonizmy, utrudniające osiągnięcie konsensu w najprostszych nawet sprawach.
Na jakie więc podstawowe pytania powinniśmy szukać odpowiedzi, myśląc o europejskiej przyszłości?
Jak precyzyjnie rozdzielić sprawy będące w gestii Unii od spraw wewnątrzkrajowych? To sprawa kluczowa dla praktyki funkcjonowania każdej umowy ponadpaństwowej. Dobrą ilustracją problemu jest aktualny spór o praworządność w Polsce, ale istnieje także wiele innych dowodów na istniejące niejasności, takich jak np. decyzja niemieckiego trybunału konstytucyjnego podważającego wyrok unijnego sądu w sprawie uwspólniania długu czy nieudane próby wprowadzenia unijnej polityki migracyjnej. Innego typu, ale bardzo aktualnym przykładem może być problem utraty konkurencyjności producentów w państwach, których w pandemii nie stać na wspomaganie swych firm, a które w ramach wspólnego rynku dopuszczać muszą u siebie produkty z firm silnie dofinansowywanych w państwach bogatszych. Podobnie niedoprecyzowaną naturę mają problemy dotyczące polityki zagranicznej, w tym sprawy tak fundamentalne, jak relacje ze Stanami Zjednoczonymi, Rosją i Chinami czy problematyka obronności, w których wspólnotowe uzgodnienia są kluczem do skuteczności wszelkich podejmowanych działań.
Jak udoskonalić system unijnej administracji? Legitymizacja i efektywność unijnych organów, czyli sposób ich wyboru i funkcjonowania, od dawna budzą poważne zastrzeżenia. Przy wszystkich swoich niekwestionowalnych zaletach Unię cechuje słabość na kluczowym dla swej przyszłości polu – budowie dobrze zdefiniowanej politycznej przestrzeni służącej rozwojowi europejskiego społeczeństwa. Unia nie zapewnia dzisiaj porządku instytucjonalnego niezbędnego dla pełnej realizacji idei skutecznej współpracy. A to zasadniczo opóźnia kreowanie wspólnej europejskiej tożsamości obywateli.
Nie ma wątpliwości, że większości obywateli UE marzy się silna, harmonijnie działająca Europa. Nie sposób dzisiaj przewidzieć, czy za np. 20 czy 30 lat Unia Europejska będzie bardziej współpracującą wspólnotą ojczyzn czy raczej będzie mieć charakter bliski federacji, może wręcz stając się kiedyś Stanami Zjednoczonymi Europy. Ci spośród nas, którzy chcieliby szybko zrealizować w czystej postaci którykolwiek z możliwych skrajnych scenariuszy, a więc ideę wspólnoty państw narodowych bądź wspólnoty w pełni sfederalizowanej, nie doceniają złożoności tej sytuacji i po prostu opóźniają realizację jakiejkolwiek stabilnej wersji naszej najbliższej przyszłości. Dzisiaj musimy szukać najskuteczniejszych rozwiązań na okres np. najbliższej dekady w nadziei, że doświadczenia harmonijnej współpracy z takiego okresu ułatwią nam dalsze plany. Dyskutując o przyszłości UE warto mieć tego świadomość.
Europejskie elity polityczne, tworzone dzisiaj bez pełnej demokratycznej legitymizacji, nie potrafią dobrze odgadnąć woli politycznej obywateli poszczególnych państw członkowskich, co skutkuje zmniejszającym się poparciem dla aktualnie realizowanej koncepcji integracji. Obywatele coraz częściej traktują unijną ideologię jako instrument sprawowania władzy przez brukselskie elity.
Jak mamy na przykład akceptować wszechmocną rolę Rady Europejskiej, złożonej z szefów rządów bądź głów państw i podejmującej wszystkie najważniejsze decyzje polityczne, z brakiem demokratycznej legitymizacji tego ciała we wspólnotowym kontekście? Czy Rada Unii Europejskiej, składająca się z delegowanych do niej ministrów z poszczególnych krajów, nie gmatwa i tak skomplikowanego systemu podejmowania unijnych decyzji? Jak uchronić się przed stałymi zarzutami poszczególnych państw pod adresem Unii o ingerencję w ich lokalne, narodowe uprawnienia, jeśli nigdy jasno nie sformułowano szczegółów definiujących skądinąd chętnie przywoływaną zasadę pomocniczości, oddzielającą kompetencje europejskie od narodowych? Jak pogodzić sposób wyłaniania Komisji Europejskiej, do której poszczególne kraje członkowskie delegują swoich przedstawicieli, z całkowicie niezależnymi od tych nominacji wynikami wyborów do Parlamentu Europejskiego? Czy organ niemający uprawnień do inicjatyw ustawodawczych może być określany terminem „parlament”? Jak bez zastrzeżeń akceptować regulacje unijne i przyjmować je często w efekcie skutecznego lobbingu, prowadzonego przez poszczególne państwa i korporacje ponadpaństwowe, jeśli odbierane są one jako stronnicze i niesłużące dobru całej Unii? Jak wreszcie stworzyć unijną przestrzeń publiczną absolutnie niezbędną do aktywnego udziału obywateli w funkcjonowaniu każdej demokratycznej organizacji?
Jak wdrożyć nowoczesną strategię gospodarczo-technologiczną? Kluczem do dzisiejszych sukcesów gospodarczych jest tworzenie innowacyjnych rozwiązań i ich komercjalizacja na rynkach całego świata, ale żeby to osiągnąć, niezbędny jest skuteczny ekosystem działań. W Stanach Zjednoczonych bazuje on na dynamicznym rynku start-upów wspieranych przez rozbudowany system venture capital, w krajach Azji – Japonii, Chinach czy Korei Południowej – na wspieraniu narodowych gigantów technologicznych.
Tymczasem Europa stoi w obliczu wielkiego wyzwania, któremu na razie nie potrafi stawić czoła, nie mając jasnej koncepcji wspierania innowacyjnej gospodarki. Jeden z wielu przykładów – w zestawieniu dziesięciu najbardziej wartościowych globalnych start-upów jest dzisiaj sześć firm z USA, trzy z Chin i jedna z Indii, a nie ma żadnej z Europy. Gmatwanina regulacji unijnych i narodowych utrudnia szerokie wchodzenie na rynki unijne i pozaunijne, zasadniczo obniżając naszą konkurencyjność w porównaniu z olbrzymimi, jednolitymi rynkami USA czy Chin. Dzisiaj prawie 60 proc. prób dokonywania drogą elektroniczną transgranicznych zakupów kończy się w Unii odmową!
Dostępne fundusze unijne mają od lat bardzo zachowawczy charakter i kierowane są najczęściej w ramach sprawdzonych modeli biznesowych dotyczących tradycyjnych dziedzin gospodarki. Trudno na przykład powiedzieć, czy realizacja ambitnej skądinąd inicjatywy jednolitego rynku cyfrowego (JRC) rozwiąże szybko europejskie zapóźnienia w zakresie cyfryzacji, na które składają się m.in. regulacje nieadekwatne do współczesnych wyzwań, brak platform cyfrowych zdolnych do konkurencji ze światem czy niedostateczne wsparcie dla przyszłościowych kierunków badań w zakresie np. sztucznej inteligencji.
Wielkim problemem polityki klimatycznej realizowanej w ramach programu tzw. zielonego ładu (green deal) jest wprowadzanie daleko idących regulacji w sposób, który nie obniży konkurencyjności unijnej gospodarki względem państw znacznie wolniej wprowadzających podobne zmiany.
Jak zapewnić Unii znaczącą rolę w polityce globalnej? Wobec skomplikowanej sytuacji politycznej w wielu regionach świata, masowych migracji i zagrożeń dla bezpieczeństwa z jednej strony, a niewątpliwych korzyści wynoszonych przez państwa UE z szerokiej międzynarodowej współpracy z drugiej, problem charakteru unijnej aktywności w polityce zagranicznej ma dla nas wielkie znaczenie. Niestety, także w tym zakresie, niezależnie od problemów wewnątrzunijnych, obserwujemy poważne różnice poglądów. Ostatnie lata pokazują jak relacje poszczególnych państw z Rosją, Chinami czy ze Stanami Zjednoczonymi bardzo często dominują nad interesem wspólnotowym, dodatkowo zakłócając harmonijne funkcjonowanie Unii. Wśród dziesiątek spraw tego typu na szczególną uwagę zasługują kontynuacja aktywnej i wieloaspektowej polityki transatlantyckiej, nierezygnowanie z negocjacji dotyczących stopniowego poszerzania Unii, solidarne wspieranie polityki obronnej w ramach NATO czy konsekwentne promowanie idei unijnej, wielonarodowej organizacji jako wzorca pokojowego współistnienia innych regionów świata.
Zależnie od determinacji i skuteczności w realizacji powyższych działań będziemy świadkami jednego z wielu możliwych scenariuszy unijnej przyszłości. Scenariuszy, które opisać można na przykład tak:
- „Wszystko po staremu”, czyli kontynuacja narzekań i niezdolność do wprowadzania konstruktywnych modyfikacji funkcjonowania wspólnoty.
- Brak formalnych zmian, ale aktywne udoskonalanie elementów dotychczasowej polityki.
- Pełna realizacja idei wspólnego rynku, ale rezygnacja z innych aspektów integracji.
- Poziom wspólnotowości zależny od chęci poszczególnych państw, czyli Unia zróżnicowanych relacji między grupami państw członkowskich (tzw. Unia różnych prędkości).
- Unia w pełni zintegrowana zgodnie z promowaną dzisiaj w niektórych środowiskach ideą federalizmu.
- Unia odmieniona na rzecz większej skuteczności działania i szerokiego pozyskiwania poparcia obywateli, czyli Unia silna w sprawach wymagających jedności, ale akceptująca na zasadzie pomocniczości i solidarności narodowe odmienności.
.Wybór należy do nas – obywateli Europy. Jesteśmy w historycznym momencie, który może przesądzić o kształcie naszego kontynentu na lata. Stawka jest olbrzymia – czeka nas albo przełamanie niemocy w strategicznym myśleniu o Europie, albo piętrzące się kłopoty, grożące stopniową dezintegracją i w konsekwencji marginalizacją państw Europy w świecie. Z pewnością nie możemy pozwolić sobie na spokojne podejście do kryzysu integracji i czekanie na lepszy moment do rekonstrukcji Unii – ten moment nadszedł właśnie teraz!
Michał Kleiber
Tekst ukazał się w nr 29 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].