Eryk MISTEWICZ: Z sercem dla Polski. Prof. Zbigniew Religa 1938 - 2009

Z sercem dla Polski.
Prof. Zbigniew Religa 1938 - 2009

Photo of Eryk MISTEWICZ

Eryk MISTEWICZ

Prezes Instytutu Nowych Mediów, wydawcy "Wszystko co Najważniejsze".  www.erykmistewicz.pl

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

.Był jednym z najuczciwszych, najbardziej charakternych ludzi, z jakimi przyszło mi pracować. Praca z kisielem, budyniem, galaretowatą masą, którą można dowolnie kształtować – to nigdy nie jest frajda. Praca z Profesorem była frajdą. Od pierwszych słów.

Panie Eryku, namawiają mnie, żebym startował. Sam nie wiem…

Chyba sprawiły to operacje chirurgiczne, w których wszystko musiało być na swoich miejscach, przygotowane, za co odpowiadali konkretni ludzie. Tak samo tutaj. Miał zaufanie, cedował zadanie, i oddawał się do dyspozycji. Zająłem się strategią jego kampanii prezydenckiej – od pierwszych do ostatnich chwil.

Potrzebne naprawdę, żebym to zrobił…?

Zaczęliśmy od rozmów o tym, jak działa ludzki mózg (lekarzowi – tłumaczyć sposób działania mózgu z punktu widzenia osiągnięć psychologii poznawczej, struktur narracyjnych, prac moich mistrzów marketingu), o wymogach współczesnych mediów i o tym, jak ludzie odbierają polityków.  Co działa w czasie kampanii, a co nie. Także o tym, dlaczego proponuję „Z sercem dla Polski” i dlaczego nie ma sensu robić własnych badań ilościowych, na tym etapie. Dlaczego jako jedyny powinien ruszyć w kraj, do ludzi, specjalnie przygotowanym autobusem. Co warto, aby zrobił. I jak, w jaki sposób. Ale też z czasem wiedziałem już bardzo dobrze, gdzie jest granica, której nigdy nie przekroczy.

Polityka nie jest tego warta, aby oszukiwać, poniewierać człowieka. Nie jest tego warta. 

Tylko raz powiedziałem – tak sobie, głośno myśląc, nawet nie do Niego, tylko w powietrze, w burzy mózgów z przyjacielem – co byłoby, gdyby wszyscy, których kiedykolwiek wyleczył, których uratował, przyszli w sobotę pod siedzibę sztabu, jeszcze na Placu Dąbrowskiego. To duży plac. Dopiero później zrozumiałem, że dał na nowo tyle serc przez te lata, że ludzie przez niego uratowani nie pomieściliby się na placu. Ale to w ogóle nie wchodziło w grę. Woli te pieprzone wybory przegrać, niż „użyć” pacjentów do wygranej.

Nie był politykiem. Albo jeszcze inaczej: nie był politykierem.

Gdy zaczynaliśmy kampanię był najbardziej szanownym człowiekiem w Polsce. Człowiekiem – ale nie politykiem. W kategorii „polityk” uzyskiwał 6 procent. Autorytet, szacunek – tak, ale nie jako polityk. Po kilku miesiącach kampanii w tej kategorii miał już blisko 30 proc. wskazań. I co chyba ważniejsze, a o czym już nikt nie chce pamiętać: do czasu zalania całej Polski billboardami z Donaldem Tuskiem prowadził w wyścigu prezydenckim. Dzień, gdy dostaliśmy jeszcze SMSem wynik sondażu na dużej grupie -następnego poranka sondaż gonitwy do prezydentury podała na swej czołówce „Rzeczpospolita”. Profesor był pierwszy. Ale niedługo potem weszły billboardy.

Zbigniew Religa i politycy

Znał ich wszystkich, ale nie był z ich świata. Gdy ustawiały się pod biurem komitetu wyborczego kolejki działaczy kolejnych partii – im bardziej szedł w górę, tym nadchodziło ich więcej – doradzałem, żeby nie tracił na nich czasu. Przychodzą do każdego. Nota bene kilka lat później ci sami, choć o te kilka lat starsi, niezmiennie oblegali liderów Polska Jest Najważniejsza, Polska Razem, Solidarna Polska… Wszędzie tam, gdzie pojawiała się jakakolwiek szansa ich wejścia do Wielkiej Gry. Jednak gdy przychodziło co do czego, nie byli w stanie nawet zawiesić plakatu przy swojej szkole. Tak wtedy, jak i teraz. Szkoda było na nich czasu.

RELLL

Kaczor Donald

Politycy mają swoje partie, a on swoje idee. Wszedł do polityki po to, aby je zrealizować. Dokończyć program budowy polskiego sztucznego serca. Pozostawić po sobie to, co dla niego najważniejsze. Każdy, kto mu w tym pomoże, jest dla niego ważny. I nie ma różnicy PiS, PO, SLD, czarne, czerwone, zielone, jeśli świat się tak ułożył, że inaczej się nie da. Dla mnie, po tylu rozmowach, po tylu miesiącach wspólnej pracy – to całkowicie zrozumiałe. W tym nie ma drugiego, trzeciego dna. To, że Profesor poparł wpierw Donalda Tuska i został szefem jego komitetu honorowego, a później wszedł do rządu Jarosława Kaczyńskiego, mieściło się w tej właśnie logice. Ludzie, którzy przy wódce w podsłuchanych rozmowach opowiadają inaczej – są podłymi kłamcami.

Czekam na Pana, Panie Eryku.

Mam dla Pana łóżko. Przy tym trybie pracy już dawno powinien Pan do mnie trafić.

Eryk Mistewicz
Tekst ukazał się w nr 11 miesięcznika opinii „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 27 września 2014
Fot. Piotr MAŁECKI / Forum