Ostatni nabój Emmanuela Macrona
Od grudnia 2006 r. i kampanii Nicolasa Sarkozy’ego, poprzez kampanię François Fillona w 2017 r., aż po kampanię Érica Zemmoura w 2022 r. każda kampania dostarcza mi doświadczeń, wiedzy, ale też coraz lepszego zrozumienia współczesnej Francji. Wciąż też zadziwia – pisze Eryk MISTEWICZ
Większość zebranych doświadczeń pozostawiam dla siebie, część wykorzystuję w pracy pod innymi szerokościami geograficznymi. Marketing polityczny stoi we Francji na najwyższym dziś poziomie w Europie. I mimo że czasy „wielkiego komunikatora” Jacques’a Séguéli odchodzą do przeszłości, to Francuzi jak żadna inna nacja są w stanie poprowadzić kampanię swojego kandydata pod kątem narracyjnym. Nikt lepiej od nich nie zaplanuje elementów scenograficznych mitingów (z niezapomnianym finałem kampanii Emmanuela Macrona w 2017 r. na tle piramidy Luwru). I jeśli Amerykanie od strony technologicznej opanowali mikrotargetowanie, to Francuzi o wiele lepiej od nich wiedzą, jak skutecznie tego narzędzia użyć przy relatywnie niewielkich środkach.
Kampania we Francji jest bowiem z natury biedna. Zasadą, której stara się przestrzegać francuska klasa polityczna, jest to, aby każdy kandydat w wyborach prezydenckich (i partia polityczna w wyborach parlamentarnych) stał na równym poziomie względem wyborców. Każdy ma więc takie same możliwości występowania w mediach (mierzenie czasu wystąpień w okresie kampanii wyborczej), każdy ma taką samą możliwość dotarcia do wyborców z plakatami (stąd rząd miejsc na plakaty wyborcze zwykle w pobliżu lokali wyborczych i powszechna niezgoda na dzikie plakatowanie wyborcze miast) i ulotkami (pakowanymi do jednej koperty i dostarczanymi przez państwo każdemu z wyborców, z dokładną informacją o nadchodzących wyborach).
Francuska kampania podporządkowana jest – przynajmniej w teorii, choć nadwerężanie zasad jest trudne – myśleniu, nie wydawaniu.
Kampania prezydencka w 2022 r. była kampanią fascynującą do 10 kwietnia 2022 r., do pierwszej tury, która rozstrzygnęła, kto wejdzie do finału. Jeszcze w niedzielę podczas pierwszej tury rano w programie Bogdana Rymanowskiego stwierdziłem, że to de facto w tym momencie rozstrzygają się te wybory. Cała „macronia” wznosi bowiem modły, aby do drugiej tury weszła Marine Le Pen, nawet lepiej na pierwszym miejscu. Pozwoli to bowiem na wykorzystanie naturalnej przewagi, którą ekipa Emmanuela Macrona nie dysponowałaby, gdyby do drugiej tury przeszedł wraz z urzędującym prezydentem Jean-Luc Mélenchon lub Éric Zemmour. Jeden i drugi dysponuje bowiem możliwością zdobycia wyborców centrum, szerszego niż elektorat przypisany do najtwardszego elektoratu Marine Le Pen. Spadkobierczynię Frontu Narodowego jej ojca, diabolizowanego od lat 70. ubiegłego wieku, o wiele łatwiej pokonać. Antysemityzm, faszyzm, argumenta ad Hitlerum i ad Putinum, wszystko to działa blokująco na elektorat centrum, nie mówiąc już o lewicy.
Niezależnie od tego, czy tak się stanie i czy Emmanuel Macron zdobędzie Pałac Elizejski na kolejną pięcioletnią kadencję, już możemy obserwować silne przesunięcie we francuskiej polityce. Na dwunastu kandydatów w pierwszej turze wyborów aż dziesięciu reprezentowało Francję mniej lub bardziej „wkurzoną” (jedynie Emmanuel Macron i Valérie Pécresse można było zaliczyć do Francji słabiej lub silniej zadowolonej z ostatnich pięciu lat). Na kandydatów „wkurzonych” oddano 60–70 proc. głosów. W ostatniej dekadzie obserwujemy przesuwanie się francuskiej sceny politycznej na prawo (duża w tym rola odblokowujących świadomość Francuzów mediów internetowych, ale też choćby stacji Radio Sud). Wybory roku 2022 były sygnałem końca dwubiegunowej sceny politycznej. Zarówno postgaulliści z kandydatką republikanów Valérie Pécresse i wynikiem 4,78 proc., jak i socjaliści z Anne Hidalgo z wynikiem 1,75 proc., jak na dwie największe rodziny trzęsące francuską polityką przez co najmniej ostatnie pół wieku, nie uzyskali oszałamiających wyników. Inaczej się dzielić zaczyna francuska scena polityczna, zaczynają działać inne mechanizmy.
Druga kadencja Emmanuela Macrona będzie, jeśli taka będzie decyzja francuskich elektorów, emanacją hasła „jeszcze więcej”. Także jeszcze więcej Europy (jeszcze mocniejsza integracja z Berlinem, przy redukowaniu państw narodowych), jeszcze silniejsza polityka zmian społecznych, w tym budowa nowego francuskiego, choć raczej należałoby powiedzieć: europejskiego, człowieka. Emmanuel Macron w pełni świadomie wchodzi w rolę dotąd przynależną GADLU – Grand Architecte de L’Univers.
Temat zakazany w kampanii François Hollande’a w 2012 r., w kampanii Emmanuela Macrona w 2017 r. i przez całą kampanię urzędującego prezydenta, pojawił się publicznie dopiero następnego dnia po debacie wyborczej Emmanuela Macrona z Marine Le Pen. Gdyby pojawił się przed debatą, mógłby stanowić jej element, być może nawet ją zdominować. Tak silne bowiem emocje budzi… eutanazja we Francji. „Macron robi krok w stronę prawa dotyczącego eutanazji” – tytułuje „Le Monde” swój artykuł [LINK] już po debacie, przed drugą turą, de facto w absolutnie bezpiecznej dla niego ciszy wyborczej.
Emmanuel Macron opowiada się za porzuceniem obowiązującego w sprawie eutanazji, wypracowanego przez wiele środowisk kompromisu. Elementem kompromisu jest tzw. prawo Leonettiego z 2016 r. W to miejsce prezydent proponuje „model belgijski”, w którym osoby chore, w tym osoby nieletnie, mogą skorzystać z procedury technicznej zakończenia swojego życia. Aby do tego doprowadzić, Emmanuel Macron będzie proponować „konwencję obywatelską” – „konsultacje obywatelskie”, które wypracują wnioski dla legislatorów. Proponuje, aby działania w tej sprawie prowadził Conseil Économique, Social et Environnemental (CESE), któremu to organizmowi niedawną ustawą z 2021 r. nadano uprawnienia do prowadzenia „konsultacji publicznych”.
Eutanazja we Francji? „W 2012 r. ryzykowne byłoby poruszanie tej kwestii. Ale społeczeństwo ewoluuje” – „Le Monde” cytuje Marisol Touraine, byłą minister zdrowia (2012–2017). „To, o czym dziś mówi Emmanuel Macron, stoi w ewidentnej sprzeczności z tym, nad czym pracujemy od lat” – to z kolei cytat z dr. Jean-Marie Gomasa, założyciela Société Française d’Accompagnement et de Soins Palliatifs (SFAP). „Emmanuel Macron może mieć własne zdanie w tej sprawie, sądzić, że osiągnie zgodę w przyjęciu we Francji modelu belgijskiego” – to kolejny cytat z „Le Monde”, wprost ze sztabu wyborczego Emmanuela Macrona. Eutanazja we Francji wymagać będzie zmiany konstytucji, szczególnie artykułu 11, na co już dziś zwraca uwagę konstytucjonalista Dominique Rousseau. Ale także i to nie powinno sprawiać większego problemu.
Prezydent Emmanuel Macron może liczyć w tej sprawie na większość w Zgromadzeniu Narodowym. 8 kwietnia 2021 r. deputowani La République en marche, ugrupowania Macrona, poparli propozycję ustawy wniesionej przez Oliviera Falorniego – „prawo do swobodnej i wolnej eutanazji”.
Prace te były wstrzymywane z uwagi na kampanię prezydencką. Nie mam jednak najmniejszej wątpliwości, że rozpoczęcie prac tuż po wyborczym zwycięstwie bądź tuż po ukształtowaniu się w czerwcu nowego parlamentu pozwoli na szybkie uchwalenie „prawa o swobodnej i wolnej eutanazji”.
.Dopełni się proroctwo Michela Houellebecqa, kilka miesięcy temu publikowane równolegle w „Le Figaro” i „Wszystko co Najważniejsze”: „Cywilizacja, która legalizuje eutanazję, traci wszelkie prawo do szacunku” [LINK].
I może to właśnie będzie najważniejszy – choć do tej pory jeszcze niezauważalny – skutek tych wyborów?
Eryk Mistewicz