Instynkt europejski. Jak zmieniły się Niemcy i o co nam chodzi w Europie
Po raz pierwszy w historii Niemcy żyją w pokoju i przyjaźni z Francją, Polską i resztą kontynentu. Jest to w dużej mierze wynik rezygnacji z pełnej suwerenności i dzielenia się zasobami, do czego Unia Europejska zachęca od prawie sześćdziesięciu lat. Dopóki Unia nie wypracuje zdolności do odgrywania mocniejszej roli na arenie światowej, Niemcy (…) będą liderem odpowiedzialnym, powściągliwym i rozważnym – przekonuje prezydent Niemiec Frank-Walter STEINMEIER
W ostatnich dwóch dekadach globalna rola Berlina przeszła znaczącą metamorfozę. Po pokojowym zjednoczeniu w 1990 roku, Niemcy weszły na dobrą drogę, by stać się gigantem gospodarczym, który niewiele ma do powiedzenia w polityce zagranicznej. Dziś jednak RFN jest potęgą europejską, która zbiera tyle samo pochwał, co krytyki. Odnosi się to zarówno do niemieckiej odpowiedzi na niedawny napływ uchodźców (Niemcy przyjęły w 2015 roku ponad milion osób) jak i postępowania wobec kryzysu w strefie euro.
Wraz ze wzrostem potęgi Niemiec, wzrosła potrzeba jaśniejszego przedstawiania polityki zagranicznej. Najnowsza historia RFN jest kluczem do zrozumienia, jak Berlin widzi swe miejsce w świecie. Od 1998 roku służyłem krajowi jako członek czterech rządów i jako lider opozycji parlamentarnej. W tym czasie Niemcy nie szukały dla siebie nowej roli na arenie międzynarodowej. Zagrały rolę głównego gracza dzięki swej stabilności. Tymczasem świat wokół zmieniał się radykalnie.
Gdy USA chwiały się wskutek następstw wojny w Iraku, a Unia Europejska walczyła z serią kryzysów, Niemcy stały mocno na ziemi. Wyszły z trudności gospodarczych, a teraz przejmują obowiązki, które przystoją największej gospodarce europejskiej.
Niemcy przyczyniają się również do pokojowego rozwiązania wielu konfliktów na świecie; dwa najważniejsze są oczywiście związane z Iranem i Ukrainą. Jesteśmy jednak także obecni w Kolumbii, Iraku, Libii, Mali, Syrii i na Bałkanach. Ta aktywność zmusza Berlin do nowej interpretacji zasad, wyznaczających politykę zagraniczną przez ponad pół wieku. Ale Niemcy są powściągliwą potęgą; nawet jeśli się dostosowują, wiara w znaczenie rozwagi i pokojowych rokowań nadal będzie kierować naszą kooperacją z resztą świata.
Dziś zarówno Stany Zjednoczone, jak i Europa zmagają się z zapewnieniem globalnego przywództwa. Najazd na Irak w 2003 roku zaszkodził pozycji Waszyngtonu. Po obaleniu Saddama Husajna przemoc na tle religijnym rozpruła Irak, a potęga USA zaczęła słabnąć. Administracja George’a W. Busha nie zdołała przekształcić regionu używając siły, a koszty polityczne, gospodarcze i społeczne tej awantury podważyły pozycję Stanów Zjednoczonych. Złudzenie świata jednobiegunowego spłowiało.
Gdy prezydent Barack Obama w 2009 roku objął urząd prezydenta, zaczął głębiej analizować zaangażowanie Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie oraz zobowiązania globalne. Jego krytycy twierdzą, że stworzył próżnię władzy, którą inni aktorzy, w tym Iran i Rosja, są chętni wypełnić. Jego zwolennicy, do których się zaliczam, odpowiadają, że Obama mądrze reagował na zmieniający się porządek świata i rewidowany charakter siły USA. Dostosował środki polityki zagranicznej do możliwości i nowych wyzwań.
Tymczasem Unia Europejska toczy zmagania z samą sobą. W 2004 roku przyjęła dziesięć nowych państw, ostatecznie witając byłe kraje komunistyczne Europy Środkowej. Choć poszerzyła się, wytraciła dynamikę w wysiłkach do pogłębienia unii politycznej. Owego roku wspólnota europejska przedstawiła członkom ambitny projekt konstytucji, stworzony przez zespół pod kierownictwem byłego prezydenta Francji, Valéry’ego Giscarda d’Estaing. Ale wyborcy we Francji i Holandii, dwóch krajów założycielskich UE, odrzucili ten dokument. Tamten kryzys ośmielił tych Europejczyków, którzy wątpili w potrzebę „ever closer union”. Grupa ta rozrastała się w następnych latach wraz z wycofywaniem się zwolenników integracji z ofensywnych pozycji.
Dziś porządek międzynarodowy, który Stany Zjednoczone i Europa pomogły stworzyć i utrzymać po II wojnie światowej, porządek, który dał wolność, pokój i dobrobyt większej części świata, jest pod presją. Rosnąca niestabilność, a czasem całkowity upadek państw, wzruszył całe regiony. Zwłaszcza w Afryce i na Bliskim Wschodzie, wzniecił gwałtowne konflikty i wywołał coraz większe fale masowych migracji. W tym samym czasie aktorzy państwowi i pozapaństwowi rzucają coraz większe wyzwanie systemowi, który tak długo pozwolił zachować pokój i stabilność. Dojrzewanie Chin i Indii stworzyło nowe ośrodki władzy, zmieniające kształt stosunków międzynarodowych.
Aneksja Krymu przez Moskwę przyniosła rozbrat Rosji z Europą i Stanami Zjednoczonymi. Wraz ze słabnącym podziałem na państwa, Bliski Wschód zdominowała rywalizacja Iranu z Arabią Saudyjską, a kalifat próbuje całkowicie zatrzeć granice.Na tym tle Niemcy pozostają niezwykle stabilne.
To spore osiągnięcie, biorąc pod uwagę sytuację RFN w 2003 roku, kiedy dopiero zaczynały się kłopoty. W tamtym czasie wielu nazywało Niemcy „chorym człowiekiem Europy.” Bezrobocie przekroczyło 12 procent, gospodarka zatrzymała się, system socjalny był przeciążony, a opozycja Berlina wobec wojny w Iraku wywołała oburzenie w Waszyngtonie. W marcu tamtego roku kanclerz Gerhard Schröder wygłosił w Bundestagu, przemówienie zatytułowane „Odwaga dla pokoju i odwaga dla zmiany.” Wezwał w nim do fundamentalnych reform gospodarczych. Chociaż socjaldemokraci mieli odwagę odrzucić wojnę w Iraku, nie mieli wielkiej ochoty na zmiany. Reformę rynku pracy i systemu ubezpieczeń społecznych, Bundestag jednak uchwalił, choć kanclerz zapłacił wysoką cenę polityczną. Przegrał przedterminowe wybory w 2005 roku.
Tamte reformy położyły fundament pod powrót siły gospodarczej Niemiec, którą dysponujemy do dziś. Reakcja Berlina na kryzys finansowy 2008 roku tylko wzmocniła naszą pozycję gospodarczą. Firmy niemieckie szybko wykorzystały ogromne możliwości na rynkach wschodzących, zwłaszcza chińskim. Niemcy mądrze poparli model wzrostu opartego na eksporcie, ale nie powinny przesadzać z przecenianiem postępu. RFN nie stała się supermocarstwem gospodarczym, a jej udział w eksporcie światowym w 2014 roku był niższy niż w 2004 roku. I niższy niż w czasie zjednoczenia Niemiec.
Względna potęga gospodarcza Niemiec jest bezdyskusyjna. Jednak niektórzy krytycy dostrzegają słabość w powściągliwości wojskowej Berlina. W czasach Schrödera, Niemcy brały udział w dwóch wojnach (w Kosowie i Afganistanie), lecz stanowczo sprzeciwiły się rozpętaniu trzeciej (w Iraku). Konflikty zbrojne w Kosowie i Afganistanie oznaczały historyczny krok dla narodu, który wcześniej starał się całkowicie wymazać słowo „wojna” ze swego słownictwa.
Jednak złamaliśmy pacyfistyczną tradycję RFN, bo Berlin na serio potraktował swą odpowiedzialność za stabilność Europy i sojusz z USA. Wtedy i dziś niemieccy politycy podzielali głębokie przekonanie, że bezpieczeństwo kraju jest nierozerwalnie związane ze Stanami Zjednoczonymi. Niemniej większość z nich sprzeciwiała się inwazji na Irak, ponieważ widziała ją jako wojnę z wyboru, mającą wątpliwą prawomocność i jasny potencjał dla rozniecenia większego konfliktu. Tamten sprzeciw jest w Niemczech nadal powszechnie uważany za znaczące osiągnięcie.
W następnych latach przywódcy Niemiec starannie rozważali przyłączanie się do kolejnych interwencji zbrojnych, poddając decyzje skrupulatnej wiwisekcji, często wyprowadzającej sojuszników z równowagi. Latem 2006 roku, pośredniczyłem w osiągnięciu zawieszenia broni w Libanie, prowadzącego do zakończeniu wojny Izraela z Hezbollahem. Wierzyłem, że w razie konieczności, Berlin będzie musiał wesprzeć to porozumienie użyciem Bundeswehry. A przecież wiedziałem, że nasza przeszłość, jako sprawcy Shoah, czyni rozmieszczenie żołnierzy niemieckich na granicy Izraela kwestią szczególnie delikatną. Przed przyjęciem opcji wojskowej, poprosiłem o poradę trzech poprzedników na stanowisku ministra spraw zagranicznych. Razem przynieśli do stołu ponad trzydzieści lat doświadczenia. Historia Niemiec najbardziej ciążyła na najstarszym z nas, Hansie-Dietrichu Genscherze, weteranie II wojny światowej, który argumentował przeciw wnioskowi. Dwóch młodszych zgodziło się jednak ze mną i do dziś okręty Deutsche Marine patrolują wybrzeże Morza Śródziemnego, kontrolując dostawy broni do Libanu. Izrael zaakceptował i poparł naszą misję.
Ścieżka do większej asertywności wojskowej Niemiec nie była progresywna. I nigdy nie będzie. Niemcy nie wierzą, że rozmowy przy okrągłych stołach rozwiążą każdy problem, ale też nie uważają, że rozwiążą je salwy. Zróżnicowane sukcesy obcych interwencji wojskowych w ostatnim dwudziestoleciu są tylko jednym z powodów ostrożności. Ponad wszystko Niemcy podzielają głębokie, historycznie zakorzenione przekonanie, że ich kraj do wzmocnienia praworządności w stosunkach międzynarodowych powinien używać energii politycznej.
Nasze doświadczenie zniszczyło wszelkie przekonania o wyjątkowości narodowej. Każdego narodu. Kiedy to możliwe, wybieramy Recht (prawo) nad Macht (siłą). W rezultacie Niemcy wskazują na potrzebę prawomocności w ponadnarodowym podejmowaniu decyzji i inwestują w wielostronną dyplomację.
Każde rozmieszczenie Bundeswehry wymaga wzmożonej refleksji publicznej i musi być zatwierdzone przez Bundestag. Niemcy zawsze szukają zrównoważenia obowiązku ochrony słabszego z odpowiedzialnością powściągliwości. Jeśli partnerzy i sojusznicy Berlina idą dodatkową milę negocjacji, Niemcy chcą, by ich rząd poszedł jeszcze jedną milę dyplomacji, czasem ku zmartwieniu naszych partnerów. To nie znaczy, że nadmiernie wynagradzamy naszą wojowniczą przeszłość. Raczej, staramy się pogodzić lekcje historii z wyzwaniami teraźniejszości. Niemcy będą w dalszym ciągu ograniczać swą aktywność międzynarodową do kategorii cywilnych i dyplomatycznych. I decydować o zaangażowaniu wojskowym tylko po rozważeniu każdej możliwej alternatywy.
Tymczasem środowisko regionalne i globalne przeszło radykalną zmianę. Partnerstwo Niemiec ze Stanami Zjednoczonymi i ich integracja z Unią Europejską były głównymi filarami polityki zagranicznej. Niemcy objawiły się potęgą, w dużej mierze dzięki oddaniu im pola przez USA i UE. Berlin uznał, że nie może uchylić się od odpowiedzialności. Ani izolacja ani konfrontacja, nie jest dla nas rozważną opcją polityczną. Zamiast tego próbujemy posługiwać się dialogiem i współpracą dla promowania pokoju i wygaszania konfliktów.
Trzeba wziąć pod uwagę nową rolę Niemiec na Bliskim Wschodzie. Przez dziesięciolecia konflikt arabsko-izraelski dominował nad krajobrazem politycznym. W latach po II wojnie światowej, Niemcy rozmyślnie unikały odgrywania roli lidera dyplomacji dla rozwiązania impasu. Ale dziś, wraz z rozprzestrzenieniem się konfliktów, Berlin angażuje się szerzej w całym regionie. Od 2003 roku, kiedy rozpoczęły się wielostronne wysiłki dla odwiedzenia Iranu od budowy broni nuklearnej, odegraliśmy kluczową rolę. Byliśmy jednym z sygnatariuszy porozumienia osiągniętego w 2015 roku. Niemcy są również zaangażowane w dyplomatyczne uregulowanie konfliktu w Syrii.
Berlin nie uchyla się też od odpowiedzialności za konstruowanie nowej architektury bezpieczeństwa, któremu porozumienie z Iranem być może utorowało drogę. Historia Europy oferuje przydatne lekcje. Konferencja w Helsinkach w 1975 roku pomogła przezwyciężyć zimną wojnę dzięki stworzeniu Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Jeśli gracze regionalni spojrzą na ten przykład, znajdą przydatne nauki, które mogą pomóc w zażegnaniu konfliktów.
Czasami Niemcom trzeba przypomnieć o użyteczności naszej własnej historii. W 2015 roku miałem inspirujące rozmowy z grupą intelektualistów w Arabii Saudyjskiej. Jeden z nich powiedział: „Trzeba nam pokoju westfalskiego.” Porozumienie, które dyplomaci wykuli w Münster i Osnabrück w 1648 roku, by oddzielić religię od polityki i armii inspiruje humanistów na Bliskim Wschodzie. Dla człowieka z Westfalii, jak ja, nie może być lepszego dowodu na pouczającą moc przeszłości.
Kryzys na Ukrainie wystawił na próbę przywództwo i umiejętności dyplomatyczne Niemiec. Od upadku reżimu Wiktora Janukowycza i rosyjskiej aneksji Krymu, Niemcy i Francja kierują wysiłkami międzynarodowymi zmierzającymi do ograniczenia i ostatecznie do rozwiązania kryzysu wojskowego i politycznego.
W chwili gdy Waszyngton skupił się na innych wyzwaniach, Berlin i Paryż przejęły rolę głównych rozmówców Moskwy w kwestiach dotyczących bezpieczeństwa europejskiego i przetrwania państwa ukraińskiego.
Niemcy nie wywalczyły sobie drogi do tej pozycji łokciami, ani nikt ich do tej roli nie namaścił. Nasze długoletnie więzi gospodarcze i polityczne z Rosją i Ukrainą uczyniły z Berlina naturalnego pośrednika dla obu stron, pomimo oczywistego wsparcia dla ofiar agresji Moskwy. Gorąca debata polityczna, która rozegrała się w Niemczech nad tym, jak odpowiedzieć na to wyzwanie, tylko podniosła naszą wiarygodność przez pokazanie światu, że rząd nie podejmuje decyzji lekkomyślnie. Porozumienia z Mińska, w których wypracowaniu Niemcy i Francja pośredniczyły, by powstrzymać działania wojenne, są dalekie od doskonałości. Ale jedno jest pewne: bez nich konflikt dawno wymknąłby się spod kontroli i rozszerzył poza Donbas. Niemcy będą nadal robić, co w ich mocy, by zapobiec przerodzeniu się napięć w nową zimną wojnę.
Tymczasem, podczas kryzysu euro Niemcy zostały zmuszone stawić czoło niebezpieczeństwu stwarzanemu przez nadmierne zadłużenie części państw śródziemnomorskich. Przeważająca większość członków strefy euro i Międzynarodowego Funduszu Walutowego poparła plany wymagające od krajów dotkniętych kryzysem, nałożenia kontroli budżetowej oraz wdrożenia twardych, ale nieuniknionych reform gospodarczych i społecznych. Jednak zamiast umieścić odpowiedzialność za takie zmiany w rękach elit tych państw, wielu w Europie wolało obwinić Niemcy za rzekome doprowadzenie południa Europy do ubóstwa i upadku.
Berlin poddano podobnej krytyce podczas kryzysu uchodźczego. Jesienią 2015 roku RFN otworzyła granice dla uchodźców, głównie z Iraku i Syrii. Praga, Budapeszt i Bratysława, obawiały się, że ten ruch pogorszy kryzys dzięki zachęceniu uchodźców do przyjazdu. Do tej pory jednak obawy te okazały się bezpodstawne.
Nie jest jasne jak i kiedy Europa rozwiąże kryzys uchodźczy. Jasne jest, że nawet kraj stosunkowo silny, jak Niemcy nie może tego zrobić sam.
Nie możemy poddać się narastającemu pragnieniu części wyborców, by odpowiadać wyłącznie na poziomie krajowym przez samowolne określenie limitów przyjmowanych uchodźców. Niemcy nie mogą i nie oprą polityki zagranicznej na rozwiązaniach, które obiecują szybką naprawę, ale w rzeczywistości przynoszą skutek przeciwny do zamierzonego – mury lub wojny.
Roztropna polityka zagraniczna wymaga stałego rozważania trudnych wyborów. Wymaga również elastyczności. Zwróćmy uwagę na umowę o uchodźcach, jaką Niemcy pomogły zawrzeć Unii Europejskiej z Turcją. Zgodnie z nią, Europa zwróci Turcji każdego migranta, który przybędzie nielegalnie do Grecji, co w zamian otworzy drogę prawną dla Syryjczyków, by mogli przybyć do Unii Europejskiej bezpośrednio z Turcji. Umowa zawiera także przepisy pozwalające na znacznie głębszą współpracę między Brukselą, a Ankarą. Mimo kontrowersyjnych wydarzeń w Turcji, Niemcy uznały, że ma ona do odegrania kluczową rolę w regulowaniu kryzysu. Bez Turcji nie da się osiągnąć trwałego postępu. Nikt nie może dziś powiedzieć, czy nowe stosunki będą w dłuższej perspektywie konstruktywne. Ale trudno będzie osiągnąć postęp, czy humanitarne zarządzanie granicami zewnętrznymi wspólnoty, dopóki przywódcy europejscy nie podejmą współpracy z Ankarą.
Niektórzy, jak były polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, opisali Niemcy jako „niezbędny naród Europy”. Niemcy nie zabiegały o ten status. Ale okoliczności zmusiły nas do odgrywania kluczowej roli. Chyba los żadnego kraju europejskiego nie jest tak ściśle związany z sukcesem Unii Europejskiej. Po raz pierwszy w historii Niemcy żyją w pokoju i przyjaźni z Francją, Polską i resztą kontynentu. Jest to w dużej mierze wynik rezygnacji z pełnej suwerenności i dzielenia się zasobami, do czego Unia Europejska zachęca od prawie sześćdziesięciu lat. W rezultacie zachowanie wspólnoty europejskiej i podział ciężaru przywództwa są naczelnymi priorytetami Niemiec. Dopóki Unia nie wypracuje zdolności do odgrywania mocniejszej roli na arenie światowej, Niemcy starają się zachować tyle europejskiego fundamentu, ile się da. W interesie całej Europy. Niemcy będą liderem odpowiedzialnym, powściągliwym i rozważnym. Będą kierować się głównie instynktem europejskim.
Frank-Walter Steinmeier
Tekst pochodzi z najnowszego wydania Niezależnego Magazynu Strategicznego PARABELLUM. Promocyjne egzemplarze dla Czytelników #KontoPREMIUM [LINK]. Zainteresowanych prosimy o zgłoszenie: redakcja@wszystkoconajwazniejsze.pl z podaniem identyfikatora/loginu #KontoPREMIUM oraz adresem pocztowym.