Miało być dobrze, a wyszło jak zawsze… stare to powiedzenie, ale ciągle aktualne. Nie inaczej stało się w Krakowie z Parkiem Kulturowym, czyli tworem, który miał uporządkować ścisłe centrum Starego Miasta – pisze Grzegorz Franciszek KOMPA
.Zamysł był taki, aby z elewacji budynków zniknęły pstrokate nośniki reklam, szyldy czy neony. Wielu urzędników, ale i zaangażowanych aktywistów porównywało Kraków do Bangkoku, w rozumieniu pejoratywnym, rzecz jasna. Sęk w tym, że wielu z nich nigdy tam nie było, a reszta płaciła za pobyt w Tajlandii, a następnie cykała zdjęcia, którymi się szczyciła wśród znajomych. Taka wisienka na torcie hipokryzji.
Zatem postanowiono walczyć z nieznanym lub z tym, czym się zachwycano poza granicami naszego Krakowa.
Dzięki uporządkowaniu kwestii szyldów i reklam zrobiło się przejrzyściej i można było dostrzec ciekawe elementy architektoniczne fasad zabytkowych kamienic. Spodobało się to zarówno mieszkańcom, jak i turystom.
Rozochoceni urzędnicy postanowili przyśpieszyć tempo i dzięki kolejnym regulacjom rozwinąć swoją wizję Parku Kulturowego. Niestety, wizję średniowiecza i urojonych smaków.
Wydział Kultury i Dziedzictwa Narodowego Urzędu Miasta Krakowa opracowywał zuchwale nowy projekt zakazów w imię ochrony zabytków. Urzędnicy i radni Krakowa wprowadzili w życie nowe prawo lokalne, które zamiast oscypków nakazuje nam spożywać pieczone kasztany. Pomimo że ponoć najlepsze są na placu Pigalle, to zdecydowano, że trzeba serwować je na Rynku w Krakowie w imię przywrócenia dawnej tradycji… Strach człowieka ogarnia na myśl, czy w imię przywrócenia tradycji lokalnych rzezimieszków zamiast zabierać do izby wytrzeźwień, nie będzie się zakuwać w dyby pod Kościołem Mariackim.
Orzeknięto również, że tylko kubki z herbem Krakowa mogą skutecznie chronić zabytki, inne już nie.
Nie będzie wolno ubrać się w strój karnawałowy poza karnawałem, bo… można zniszczyć zabytki.
Ingerencja urzędników i rzekomych przedstawicieli mieszkańców, jakimi powinni być radni Krakowa, poszła jeszcze dalej. Podyktowano mieszkańcom, jaki kolor ma mieć żarówka w dużym pokoju, jeżeli okna wychodzą na ulicę, w pojazdach dopuszczono jeden kolor tapicerki, a żeby skuteczniej chronić elewacje kamienic przed spalinami, ograniczono liczbę pojazdów elektrycznych, pozostawiając bez zmian liczbę pojazdów spalinowych.
Stare Miasto stało się zamkniętym folwarkiem Krakówka, gdzie nierodowici krakowianie, którymi są często urzędnicy, narzucają swoje średniowieczne wizje rodowitym mieszkańcom Królewskiego Miasta. Starają się ograniczać wszystko, co możliwe i niemożliwe, biorąc za przykład sławnego pana Kononowicza, który chciał, aby nie było niczego.
.W Krakowie dochodzi do nieznanych wcześniej buntów lokalnej społeczności. Przeciwko urzędnikom w ulicznych protestach występują mieszkańcy, przedsiębiorcy transportowi, restauratorzy, handlarze, artyści uliczni, przewodnicy i inni. Są powoływane specjalne komisje przy Radzie Miasta Krakowa, a prokuratura prowadzi kilka wątków związanych z działaniami urzędników. Nie obyło się też bez wielokrotnej interwencji Wojewody Małopolskiego, który również dostrzegł możliwość przekroczenia uprawnień przez lokalnych urzędników. Mimo to, jak w powieści Orwella, folwark Krakówek ma się dobrze, a decydenci ani myślą odstąpić od utopijnej wizji przywrócenia średniowiecznego charakteru miasta i zwyczajów.
Grzegorz Franciszek Kompa