Prof. Henry T. GREELY: Nauka i etyka a „poprawianie” ludzi

Nauka i etyka a „poprawianie” ludzi

Photo of Prof. Henry T. GREELY

Prof. Henry T. GREELY

Profesor prawa i dyrektor Stanford Center for Law and the Biosciences, także przewodniczący Centrum Etyki Biomedycznej, na Uniwersytecie Stanforda.

Nowa biotechnologia jest ekscytująca i przerażająca zarazem. Jako taka musi zrobić wszystko, aby wyrządzone szkody zminimalizować. Nie może istnieć poza społeczeństwem – pisze prof. Henry T. GREELY

.To był 25 listopada 2018 r. Akurat kończyłem obiad w domu w Kalifornii, gdy znajomy przysłał mi e-mail, którego tytuł od razu przykuł moją uwagę. Dzieci CRISPR (Clustered Regularly-Interspaced Short Palindromic Repeats – zgrupowane, regularnie rozproszone, krótkie, powtarzające się sekwencje palindromiczne; metoda inżynierii genetycznej umożliwiająca dokonywanie bardzo precyzyjnych modyfikacji genomu docelowej komórki – przyp. tłum.). W mailu znalazłem link do artykułu Antonia Regalado opublikowanego w „MIT Technology Review” o chwytliwym tytule Tylko u nas: Chińscy naukowcy tworzą dzieci CRISPR. Z tekstu wynikało, że chiński naukowiec He Jiankui zamierzał wykorzystać CRISPR – narzędzie do modyfikowania DNA – do tego, żeby zmienić kod genetyczny ludzkich zarodków. Następnie zmodyfikowane zarodki miały zostać przetransferowane do macic kobiet metodą in vitro, by tam mogły się rozwinąć i by mogły się urodzić „dzieci CRISPR”.

Doktor He Jiankui twierdzi, że nadzorował stosowanie CRISPR w celu zmodyfikowania w ludzkich zarodkach genu zwanego CCR5. Jak wiadomo, pełni on ważną rolę w umożliwieniu zakażenia wybranych grup komórek w organizmie człowieka ludzkim wirusem upośledzenia odporności, czyli HIV. Jego celem była inaktywacja genu, a tym samym pozbawienie HIV tej drogi infekcji. Dwa „poprawione” zarodki nieidentycznych bliźniaczek zostały przeniesione do macicy matki pod koniec marca lub na początku kwietnia 2018 r. Dzieci urodziły się w okolicach października gdzieś w Chinach. Później wyszło na jaw, że urodziły się jako wcześniaki. Po porodzie przebywały w szpitalu co najmniej pół roku. O ile wcześniejsze porody bliźniaków nie są niczym niezwykłym, to fakt, że musiały być tak długo hospitalizowane, już zwraca uwagę. Nigdy nie udało się nam poznać odpowiedzi, czy ten długi okres trzymania dziewczynek w szpitalu miał coś wspólnego z eksperymentami doktora He.

27 listopada 2018 r. w Hongkongu miał się rozpocząć II Międzynarodowy Szczyt Edycji Ludzkiego Genomu. Z założenia miało to być wiekopomne wydarzenie, choć nie z powodu prób He Jiankuiego. On sam został dodany do listy mówców na krótko przed wydarzeniem, a tematem jego wystąpienia nie miały być dzieci „poprawiane” metodą CRISPR. Wydaje się, że nikt z organizatorów nie miał pojęcia o jego dokonaniach. He Jiankui kompletnie zaskoczył prawie cały świat nauki. Jego eksperyment całkowicie zdominował szczyt.

Ambicja, która przeskakując siebie, spada po drugiej stronie

.Tamtego wieczora, gdy otrzymałem pierwszą informację o tych eksperymentach, przypomniała mi się zgoła inna niedziela, sprzed prawie dwóch dekad. W niedzielę 23 lutego 1997 r., mniej więcej o godz. 11, zadzwonił do mnie do domu dziekan mojej ówczesnej uczelni. Zazwyczaj nie dzwonił do mnie do domu, więc zacząłem zastanawiać się, co nabroiłem. Szybko rozwiał moje wątpliwości, mówiąc podekscytowanym tonem coś w stylu: „Sklonowali owcę! I uznałem, że powinieneś się o tym dowiedzieć”.

Owca Dolly, pierwszy na świecie ssak sklonowany z dorosłych komórek, urodziła się na początku lipca 1996 r., lecz jej narodziny trzymano w tajemnicy, dopóki naukowcy zaangażowani w ten projekt (Ian Wilmut wraz ze swoimi współpracownikami ze szkockiego Roslin Institute) nie opublikowali na jej temat rozprawy naukowej. W poprzedzający piątek czasopismo naukowe „Nature” rozesłało zwykły komunikat prasowy poświęcony najbliższemu wydaniu, w którym wspomniano o artykule naukowym na temat Dolly. Zgodnie z powszechnie przyjętą praktyką artykuł został objęty embargiem do środowego popołudnia następnego tygodnia, tuż przed czwartkową publikacją czasopisma. Dystrybucja komunikatu prasowego z embargiem ma za zadanie dać dziennikarzom wystarczająco dużo czasu na przygotowanie rzetelnego artykułu, który zapewni zarówno samemu artykułowi, jak i wydającemu je czasopismu możliwość rzetelnego opracowania materiału. Jest przyjętą praktyką, że dziennikarze przestrzegają daty embarga. Wbrew prasowym standardom brytyjska gazeta „London Observer” opublikowała tę historię jako materiał na wyłączność na pierwszej stronie swojego niedzielnego wydania 23 lutego, po czym wiadomość z prędkością błyskawicy obiegła cały świat.

Nie pamiętam, co odpowiedziałem dziekanowi. Pamiętam natomiast, że pomyślałem: „No to zaczyna się robić ciekawie”. W niedzielę 25 listopada 2018 r. moja reakcja była identyczna. W obu przypadkach miałem rację.

Czego więc nauczyła nas opowieść o doktorze He Jiankuim i jego eksperymencie, a także o szerszych implikacjach modyfikacji genomu ludzkiej linii zarodkowej? Z jednej strony jest to „ostrzegawcza” opowieść o świecie nauki i naukowcach. Ludziom zdarza się przesadzić. He Jiankui, motywowany – o ile dobrze go rozumiem – tym, co Makbet nazwał „ambicją, która przeskakując siebie, spada po drugiej stronie”, i elementarnym brakiem skrupułów, zachował się okropnie. Lekkomyślnie naraził trzy życia na zupełnie niepotrzebne ryzyko. W dodatku na tym nie poprzestał, tylko próbował kontynuować swe dzieło.

Oddzielna sprawa, że działania doktora He nie są kompletną aberracją, lecz w pewnym stopniu wytworem presji i możliwości dzisiejszej nauki. Mimo to mocno odstaje od swoich kolegów po fachu (a ponadto jest perfidnym kłamcą) – stanowi skrajny przypadek, daleki od znacznie bardziej przyziemnej normy wśród naukowców.

Nauka nie może istnieć poza społeczeństwem

.I jeszcze druga strona tego eksperymentu. Ta opowieść jest również przestrogą dla nauki samej w sobie. Jiankui wyrządził nauce krzywdę, utrwalając wizerunek naukowca-szaleńca wymykającego się wszelkiej kontroli niczym Wiktor Frankenstein. Większość naukowców (a co za tym idzie, większość świata nauki) o wiele poważniej podchodzi do zasad panujących w tym świecie. Są ograniczeni potrzebami zdobycia i utrzymania miejsca pracy czy etatu na uczelni, a – co najważniejsze – pozyskaniem grantów. Oprócz tego w większości krajów muszą walczyć z biurokracją i kontrolami urzędowymi. To, co zrobił doktor He, już się nie odstanie, a Nauka musi zrobić wszystko, co w jej mocy, aby wyrządzone przez niego szkody zminimalizować i porządnie dać tym działaniom wyraz. Nauka nie może istnieć poza społeczeństwem; wymaga jego wsparcia, a przynajmniej przyzwolenia, by się rozwijać. Przypadki takie jak wyczyn doktora He oznaczają, że nauce będzie coraz trudniej otrzymać wsparcie i utrzymać wolność działania.

A wreszcie jest to opowieść o nowej biotechnologii – ekscytującej i przerażającej zarazem. Modyfikacja genomu ludzkiej linii zarodkowej nie jest pierwszą tak obiecującą i kontrowersyjną technologią. Wystarczy wspomnieć choćby o zapłodnieniu in vitro, klonowaniu czy embrionalnych komórkach macierzystych. Ale jak już wielokrotnie okazywało się wcześniej w historii nauki, trzeźwe spojrzenie na technologię pozwala dojść do wniosku, że nie jest ona ani tak dobra, ani tak zła, jak sugerowałoby pierwsze wrażenie, podsycane jeszcze przez media, naukowców, biura prasowe uniwersytetów, felietonistów, pisarzy czy nawet profesorów prawa, bioetyków i wielu, wielu innych, którzy kierują naszą uwagę na wiadomości ze świata nauki.

.Podobnie jak narodziny owcy Dolly, „s-CRISPR-owane” dzieci doktora He to ani koniec świata, ani początek końca naszego gatunku. To wyzwanie tak dla zdolności nauki do samoregulacji, jak i dla zaufania świata do nauki.

Henry T. Greely

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 8 lipca 2021
Fot. Ding TING / Zuma Press / Forum