Jacek LEWICKI: "Polskie uczelnie w rankingach"

"Polskie uczelnie w rankingach"

Photo of Jacek LEWICKI

Jacek LEWICKI

Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, doktor n. społecznych. Współzałożyciel i wiceprezes Fundacji Młodej Nauki. Pełnił funkcję m.in. członka Rady Młodych Naukowców (2012-2015), eksperta bolońskiego (2011-2013); wiceprzewodniczącego Krajowej Reprezentacji Doktorantów (2009-2011). Współpracował z Polską
Komisją Akredytacyjną. Zawodowo zajmuje się m.in. edukacją pozaformalną oraz zmianami systemowymi w szkolnictwie wyższym i nauce.

zobacz inne teksty Autora

Z polskimi uczelniami w rankingach międzynarodowych jest trochę jak z polską piłką nożną — w lidze krajowej jest kilka potęg, są pojedyncze zespoły czy osoby odnoszące sukcesy międzynarodowe, a wielu zawodników jest gwiazdami w zespołach zagranicznych. Niby nie najgorzej, tylko jakoś w rozgrywkach globalnych wiodące uczelnie znad Wisły okupują dolne strefy tabel rankingowych.

Nowy rok akademicki 2014/2015 polskie uczelnie rozpoczęły pod rządami kolejny raz nowelizowanej ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym. Wkrótce w życie wejdą zmiany w przepisach regulujących system nauki (nowelizacja ustawy o finansowaniu nauki z dnia 15 stycznia 2015 roku). Przy tej okazji powracają dyskusje na temat kondycji rodzimej nauki i szkolnictwa wyższego. Wśród argumentów podnoszonych w tych debatach często pojawiają się oceny polskich uczelni w różnych międzynarodowych rankingach. Pesymiści mówią o zapaści, a optymiści podkreślają, że poszczególne rankingi mają swoją specyfikę i że naprawdę nie jest tak źle. Jak zatem oceniać fakt, że w rankingach międzynarodowych najczęściej tylko dwa uniwersytety reprezentują Polskę — i to gdzieś na odległych miejscach? Czy ich pozycje w rankingach faktycznie pokazują kondycję polskiego szkolnictwa wyższego? Jeżeli tak, to jakie są szanse na poprawę?

Na wstępie warto zwrócić uwagę, że w ramach toczącej się w ostatnich latach debaty publicznej o zmianach w polskich uczelniach rankingi międzynarodowe stały się jej ważnym elementem i nabrały znaczenia politycznego w wypowiedziach zarówno ekspertów, jak i decydentów.

W aktach prawnych do rankingów się nie odwołano, ale były i są one wykorzystywane jako argument na rzecz poprawy jakości kształcenia i badań. Jest to argument podnoszony tym chętniej, że pozycje polskich uczelni w rankingach nie są coraz wyższe.

Poprzednia Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego prof. Barbara Kudrycka chciała, aby w pięć lat od wdrożenia zmian systemowych pięć polskich uczelni znalazło się w pierwszej setce rankingów uczelni europejskich [1].

Większość popularnych rankingów, zwłaszcza tych o zasięgu światowym (np. szanghajski, Times Higher Education czy QS), opiera się na mierzalnych ilościowo wskaźnikach efektywności badanych instytucji. Drugim najczęściej spotykanym elementem oceny jest badanie reputacji uczelni zarówno wśród samej kadry naukowej, jak i pracodawców. W najpopularniejszych rankingach wykorzystuje się co najmniej kilka różnych grup wskaźników. Kluczowe jest więc to, jakie wskaźniki i z jakimi wagami są uwzględniane w całościowej ocenie oraz czy i jak uwzględnia się na przykład zróżnicowanie pomiędzy dyscyplinami naukowymi, wielkość uczelni i ich profil, a także sposób doboru próby respondentów oceniających prestiż rankingowanych jednostek.

Już w 2006 r. z inicjatywy Europejskiego Centrum Szkolnictwa Wyższego UNESCO (UNESCO-CEPES) i amerykańskiego Instytutu Polityki Szkolnictwa Wyższego (IHEP) grupa ekspercka (IREG) opracowała tzw. Berlińskie Zasady dla Rankingów Szkół Wyższych (Berlin Principles on Ranking of Higher Education Institution [2]) obejmujące zalecenie w zakresie celów rankingów, doboru i ważenia wskaźników oraz samej prezentacji wyników. Pośród licznych rankingów międzynarodowych, w których pojawiają się uczelnie znad Wisły, warto bliżej przyjrzeć się trzem, o tradycyjnej formie uporządkowanej według uzyskanych ocen:

  •  tzw. rankingowi szanghajskiemu (Academic Ranking of World Universities — ARWU),
  • rankingowi Times Higher Education,
  • rankingowi QS (QS World University Rankings) przygotowywanemu przez Quacquarelli Symonds.

Ranking szanghajski to jeden z szeroko rozpoznawalnych w Polsce rankingów międzynarodowych. Przywoływany w debatach, stał się symbolem prestiżowego rankingu międzynarodowego dla szkolnictwa wyższego. Należy jednak podkreślić, że ARWU opiera się na niewielkiej liczbie wskaźników (w porównaniu z np. Times Higher Education), silnie skupiających się na efektywności badawczej i osiągnięciach kadry.

Największe kontrowersje powinno budzić to, że ocenę jakości kształcenia ustala się m.in. na podstawie liczby absolwentów, którzy otrzymali Nagrodę Nobla lub Medal Fieldsa, natomiast ocenę doskonałości badań — na podstawie m.in. liczby pracowników uhonorowanych wspomnianymi nagrodami.

W rankingu szanghajskim w pierwszej pięćsetce od lat pojawiają się tylko dwie polskie uczelnie: Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński, pozycjonowane dopiero w czwartej setce. Warto dodać, że od 2013 r. w podrankingu „Fizyka” wysoko (w grupie 151 – 200) plasuje się Uniwersytet Warszawski.

Biorąc pod uwagę fakt, że przyznawanie naukowych Nagród Nobla (o literackich czy pokojowych nie wspominając) budzi różne emocje, należy pamiętać, że nie dla wszystkich dyscyplin są one przewidziane.

Wydaje się, że jeżeli w najbliższych latach kryteria ARWU nie zostaną gruntownie zmienione, trudno oczekiwać widocznej poprawy miejsc polskich uczelni w tym rankingu.

W porównaniu z rankingiem szanghajskim Times Higher Education World University Rankings to zespół rankingów oceniających uczelnie badawcze w oparciu o 13 wskaźników tworzących pięć kategorii: nauczanie, badania, cytowania, przychody z gospodarki i umiędzynarodowienie. Trzy pierwsze mają wagę po 30%, a internacjonalizacja 7,5%. W ocenianiu badań i nauczania korzysta się m.in. z oceny prestiżu (badanie ok. 10 tys. respondentów z całego świata).

Co istotne, duża liczba wskaźników oraz uwzględnianie zarówno wielkości jednostki, jak i specyfiki poszczególnych dyscyplin, pozwalają dość obiektywnie oceniać poszczególne szkoły wyższe. W historii THE we wcześniejszych edycjach pomiędzy miejscami 351 a 400 znalazły się Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński. W edycjach 2013/2014 i 2014/2015 pojawia się już jedynie UW na pozycjach 301 – 350. Mimo że UJ brak w najnowszych rankingach, można dostrzec pozytywne zmiany na podstawie wyników ostatnich czterech lat. Dotyczą one przede wszystkim cytowań. Wzrost punktacji UW w tej kategorii w 2013 roku miał decydujący wpływ na awans do kolejnej pięćdziesiątki rankingu (i to pomimo spadku oceny w kategorii „badania”, która niestety w ostatniej edycji również nieznacznie się pogorszyła). Za pozytywny trend należy uznać poprawę oceny polskich uczelni w kategoriach „przychody z przemysłu” oraz „umiędzynarodowienie”, które jednak w końcowej ocenie mają wagi odpowiednio 2,5% i 7,5%.

QS World University Rankings opiera się na zestawach takich współczynników, jak: prestiż akademicki (waga 40%, badanie ponad 60 tys. naukowców), prestiż według pracodawców (waga 10%, ponad 10 tys. respondentów), dostępność kadry dla studentów, cytowania (waga 20%), umiędzynarodowienie kadry i odsetek studentów zagranicznych. W rankingu tym, podobnie jak ww. badaniach, najwyżej notowanymi uczelniami z Polski są Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński, zajmujące w edycji 2014 r. miejsca odpowiednio 335 i 371. Ponadto w dalszej części tego rankingu znalazły się Politechnika Warszawska (651 – 700) oraz w ostatniej setce (701+) — Uniwersytet Łódzki, Uniwersytet Mikołaja Kopernika oraz Uniwersytet Wrocławski.

W rankingu QS uwagę zwraca przede wszystkim współczynnik prestiżu wśród kadry akademickiej i pracodawców. W obydwu przypadkach pozycja zarówno UW, jak i UJ jest wyższa (UW 224 i 192 miejsce, UJ — 285 i 291) niż pozycja w całym rankingu. Świadczyć to może o dobrej opinii o tych polskich uczelniach w świecie, a także o dobrym zdaniu poszczególnych ankietowanych o polskich uczonych pracujących na tych uniwersytetach. Jest to istotny potencjał, dobrze świadczący o rodzimych uczelniach (bez względu na zamiany systemowe), nie zniweluje to jednak innych słabości, obnażonych na przykład w ocenach poziomu cytowania.

Na niską pozycję polskich szkół wyższych w rankingach międzynarodowych wpływają czynniki, spośród których można wyróżnić przede wszystkim ograniczenia systemowe (w tym sposób finansowania), kulturę organizacyjną, a także sposób oceny efektywności naukowej i dydaktycznej.

W pierwszym przypadku nadal dostrzegalne jest pokłosie rozbicia przedwojennych uniwersytetów w okresie PRL, czego skutkiem było wyodrębnienie licznych, sprofilowanych szkół wyższych, a przez to i rozproszenie potencjału.

Okres boomu edukacyjnego minionej dekady wpłynął z kolei na rozwój modelu organizacyjnego szkolnictwa wyższego, w którym struktura (w tym polityka kadrowa) podporządkowana została celom dydaktycznym. Dochodzi tu do sytuacji, w której awanse pracowników naukowo-dydaktycznych (a tacy dominują na uczelniach akademickich) opierają się na ich rozwoju naukowym, a miejsca pracy zależą głównie od „zapotrzebowania na dydaktykę”. Skutkuje to dużą liczbą nauczycieli akademickich słabo zaangażowanych badawczo, którzy jednak są uwzględniani w licznych statystykach i obniżają przez to wszelkie współczynniki liczone per capita. Dotychczasowe rozwiązania prawne praktycznie uniemożliwiały sensowną konsolidację jednostek, która dawałaby szansę na wytworzenie „badawczej masy krytycznej”. Nowe przepisy pozwolą to zmienić, ale nawet przy woli zmian przyjdzie długo poczekać na efekty. Okres wyżu demograficznego i duża liczba studentów na niektórych kierunkach również negatywnie wpływało na wyniki polskich uczelni w kategoriach dostępności kadry.

Wewnętrzna organizacja uczelni prowadzi często do rozproszenia potencjału dydaktycznego i badawczego w różnych jednostkach. Brakuje także dostatecznych powiązań pomiędzy tymi sferami, zarówno w organizacji pracy pracowników naukowo-dydaktycznych, jak i organizacji procesu kształcenia. Spadek liczby studentów daje szansę choćby na upowszechnienie kształcenia poprzez udział studentów (zwłaszcza na studiach magisterskich) w badaniach. Z kolei bez uelastycznienia kwestii dydaktycznych (pensum w dobie niżu demograficznego) trudno będzie zapobiegać „drenażowi mózgów” czy też skutecznym staraniom o powrót zdolnych młodych uczonych z zagranicznych staży.

Wreszcie w metodologiach rankingów, choćby wskazanych powyżej, dostrzegalna jest wiodąca rola metod naukometrycznych typowych dla wybranych nauk ścisłych i przyrodniczych, a także szczególna rola języka angielskiego w tych dyscyplinach. Co więcej, zbyt często w Polsce przenosi się bezpośrednio sposoby oceny jednostek na ocenę poszczególnych pracowników. Trwająca debata nad przyszłą oceną parametryczną jednostek naukowych daje jednak nadzieję na zmiany. Choć próby opracowania uniwersalnych metod oceny są kuszące, nie można nie uwzględniać charakteru poszczególnych dyscyplin.

Jeżeli polskie uczelnie mają awansować na wysokie pozycje w rankingach międzynarodowych, to konieczne są głębokie zmiany systemowe i instytucjonalne.

Przede wszystkim konieczne jest powstanie w kraju kilku uczelni badawczych skupionych na najbardziej zaawansowanych pracach naukowych oraz na powiązanej z nimi dydaktyce — elitarnych studiach, w szczególności na poziomie magisterskim. Powinny to być także instytucje koncentrujące się na kształceniu przyszłych doktorów. Niezbędny potencjał może dać jedynie współpraca najlepszych uczelni i jednostek naukowych oraz ich odpowiednie finansowanie. Przy czym nie musi to oznaczać łączenia całych uniwersytetów. Możliwe jest na przykład budowanie nowych instytucji w oparciu o wybraną kadrę i zaplecze. W tym kontekście powinno zostać ponownie postawione pytanie o rolę i miejsce w systemie instytutów Polskiej Akademii Nauk. Wiele z tych jednostek ściśle współpracuje z uczelniami, prowadząc wspólne badania, jak również wspólne studia doktoranckie. Jednostki PAN wchodzą także w skład niektórych Krajowych Naukowych Ośrodków Wiodących, będących dość zachowawczą próbą tworzenia nie tyle uczelni badawczych, ile instytucji skupionych na prowadzeniu badań w danej dyscyplinie naukowej.

Śledząc co roku światowe rankingi, pamiętajmy, w jakiej lidze gramy, ale też do jakiej aspirujemy. Awans w rankingach, a przede wszystkim podniesienie jakości badań i jakości wykształcenia wyższego wymagają funkcjonowania w systemie różnych uczelni, których misje i wynikające zeń zadania będą różne. W naszych realiach nie ma miejsca na kilkanaście uczelni badawczych ani na większą liczbę uniwersytetów. Ale jest potrzeba funkcjonowania szkół akademickich wspierających potrzeby regionalne, a także wyższych szkół zawodowych skupionych na potrzebach lokalnych rynków pracy.

Wydaje się, że pogoń za uprawnieniami akademickimi też powinna być przyhamowana, bo obniża jakość doktoratów i wielu badań naukowych. A przecież dla uczelni nie jest wstydem być wyższą szkołą zawodową. Wstydem jest natomiast niewywiązywanie się z zadań, do których została powołana.

Polska potrzebuje zarówno uczelni badawczych, uniwersytetów o zasięgu krajowym, jak i mniejszych regionalnych szkół akademickich oraz wyższych szkół zawodowych, instytutów badawczych i instytutów Polskiej Akademii Nauk.

Jacek Lewicki

[1] Kronika MNiSW „Forum Akademickie” 4/2010
[2] http://200.6.99.248/~bru487cl/files/Berlin_Principles_Release.pdf

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 27 stycznia 2015
Fot.: Shutterstock