
Ukraina – konflikt pamięci
Ukraina, nasz do niedawna nieco zapomniany sąsiad, od ponad roku weszła w polskie życie z wielką energią. Nie było tak od dawna. Wydawało się, że nasze wspólne dzieje należą już do historii, chociaż nie zawsze załatwionej i zamkniętej. Ukraińcy i Ukrainki przyjeżdżają do pracy – i to wszystko. I oto okazało się, że walcząca z Rosją Ukraina jest dla Polski wyzwaniem, ale może i szansą na przyszłość. Bez wątpienia stała się nowym czynnikiem na mapie Europy – niekoniecznie tylko w regionie. Dobrze by było więc lepiej ją poznać – pisze Jan ŚLIWA
.Na wstępie zastrzeżenie – nie mam zamiaru koncentrować się na rzezi wołyńskiej i akcji „Wisła”. Wiele zostało o tym napisane gdzie indziej. Natomiast owszem, chcę się pod tym kątem przyjrzeć historii pisanej przez Ukraińców i autorów zachodnich – czy temat ten jest potraktowany obszernie (i jak), czy ominięty szerokim łukiem. Również nie mam zamiaru pisać o aktualnej sytuacji na froncie. Chodzi mi raczej o tematy historyczne i kulturowe, pomijane w powierzchownych analizach dotyczących spraw bieżących.
Rozbieżne punkty widzenia
.Dojście do obiektywnego obrazu Ukrainy nie jest łatwe. Nie jest to jednoznaczny, wspólny dla wszystkich obraz. Raczej można wyobrazić sobie przyciemnioną scenę, gdzie krząta się wielu aktorów, a na całość skierowane jest dziesięć reflektorów, oświetlających równolegle toczące się wątki. Każdy z widzów widzi to, co chce, a często to, co zostaje mu akurat podane.
Ponieważ żyje (lub żyło) tam wiele narodów, a do tego wiele narodów i grup interesów mieszało się z zewnątrz, każdy prezentuje swoją narrację. Oczywiście w głębi istnieje jedna prawda obiektywna, dostępne są jednak tylko narracje, silnie zabarwione emocjonalnie. Również w przypadku prac naukowych osoba autora nie jest bez znaczenia. Konkretnie: inna będzie opowieść ukraińska, inna polska, jeszcze inna rosyjska czy niemiecka lub austriacka, a na pewno inna będzie żydowska. Przyjrzymy się im i spróbujemy wysupłać z nich prawdę.
Ukraińcy opowiedzą o tradycji Rusi Kijowskiej i narodowym odrodzeniu w XIX w. Polacy – o podtrzymywaniu polskości, misji cywilizacyjnej na wschodzie i powstaniach. Dla Rosjan Ukraina to Małorosja, prowincja imperium, część rosyjskiego narodu, mówiąca dialektem, o pewnych regionalnych tradycjach. Austriacy będą wspominać Galicję i szukać w kawiarniach i teatrach Lwowa (Lembergu) małego Wiednia. Historyk religii zaakcentuje konflikt między katolicyzmem, Kościołem greckokatolickim (unickim) oraz prawosławnymi metropoliami – kijowską i moskiewską, a wszystko z podtekstem narodowym i państwowym. Z kolei dla Żydów najważniejsza jest ich tradycja i kultura, chasydzi i sztetle, a zwłaszcza prześladowania i zagłada.
Który lud jest narodem, który naród zasługuje na własne państwo? Yoram Hazony w Pochwale państwa narodowego wskazuje, że nie każda grupa ludzi ma do tego podstawy. Przede wszystkim musi ich łączyć silne poczucie wspólnoty i wzajemnej lojalności, potrzebują też zamieszkiwać w miarę spójne terytorium i móc zapewnić sobie podstawy ekonomiczne dla funkcjonowania. W praktyce nie jest to oczywiste. Nie chcąc wywołać skandalu dyplomatycznego, powiedziałbym, że Polska, Gruzja, Węgry i Rumunia – tak, Abchazja i Śląsk – nie, Katalonia i Tatarstan – wątpliwe. Czechy i Słowacja, wiele państw bałkańskich – do ustalenia. Ale gdzie jest uczciwa granica między Węgrami a Rumunią? No właśnie. W końcu: Ukraina – tak, ale niezależny Donbas – nie. A co z Krymem, podarowanym Ukrainie w 1954 r.? Stoimy na gruncie nienaruszalności granic, ale po jakim czasie stają się „zasiedziałe”? Bo Rosja może latami podtrzymać egzystencję niepodległego (?) Donbasu.
Od Greków i Scytów
.Gdy mówimy o historii Ukrainy, dobrze jest zapytać, co właściwie mamy na myśli. Czy tereny obecnej Ukrainy, czy lud – i jak zdefiniowany?
Tereny obecnej Ukrainy są olbrzymie, w ciągu dziejów działy się tam rozmaite interesujące rzeczy. Pierwsze informacje pochodzą od Greków, którzy osiedlali się na północnym wybrzeżu Morza Czarnego. Przez stepy przewijały się ludy koczownicze: Scytowie, potem Sarmaci. Do dziś istnieją w naszej wyobraźni. Aleksander Błok, sławiąc rewolucję, wieszczył zagładę starego świata, identyfikując się z dzikimi Scytami, a polscy szlachcice uważali się za potomków walecznych Sarmatów. Schyłkowe Cesarstwo Rzymskie zostało najechane przez hordy Hunów, którzy pod wodzą Attyli dotarli aż po Pola Katalaunijskie (obecnie Châlons w północnej Francji), gdzie pokonał ich Aecjusz, ostatni wielki wódz rzymski. Z ważniejszych najeźdźców należy jeszcze wymienić Gotów, Awarów, Madziarów (Węgrów) i Chazarów, znanych z tego, że przyjęli (albo przynajmniej ich elity) judaizm jako swoją religię. Ich historia i dalsze losy są przedmiotem dość emocjonalnych dyskusji. Faktem jest jednak obecność na wielkim stepie takich władców, jak Zachariasz, Aaron czy Dawid. Wszystkie te (i liczne inne) plemiona dominowały również nad terytorium współczesnej Ukrainy, trudniąc się rabunkiem, rolnictwem, hodowlą i handlem ze wschodem: Indiami i Chinami. Pozostałości po ludach wielkiego stepu odnajdujemy w języku, nawet w polskim. I tak nasz bohater to mongolski baatar, jak w Ulaanbaatar. A po drodze: ukraiński bohatyr, kazachski batyr, kirgiski baatyr oraz węgierski bátor (odważny), stąd Stefan Batory.
Podczas tych zmagań Słowianie byli raczej bohaterami drugiego planu, co pozwoliło im lepiej przetrwać niepewne czasy. Skorzystali z pustki po licznych wojnach, by rozprzestrzenić się w Europie Środkowej i Wschodniej w ciągu pierwszego tysiąclecia. Teren Ukrainy był strategicznie położony na szlakach między wschodem i zachodem oraz północą i południem – od Waregów (Wikingów) do Greków. Wielkim centrum handlowym był Kijów, założony w 482 roku nad szerokim Dnieprem. Tymże Dnieprem przybyli z północy wspomniani Waregowie. Należeli do drużyny Ruryka, protoplasty rodu, panującego w Nowogrodzie Wielkim. Dali nazwę Rusi od „Ruotsi”, fińskiej nazwy Szwedów, z kolei od staronorweskiego „rods” – wioślarze. Natomiast Kijów nazywał się w tym czasie „Kanugård”, czyli „Gród Łodzi”. Nazwa ta zachowała się do dziś w islandzkim.
Panujący nosili imiona nordyckie, dziś odbierane jako rosyjskie: Igor (Ingvar) czy Oleg/Olga (Helge/Helga), lecz wkrótce przyjęli imiona słowiańskie. W roku 988 książę Włodzimierz Wielki, małżonek Anny, siostry cesarza bizantyjskiego (wyjątkowe wyróżnienie), przyjął chrzest według rytu wschodniego. Było to jeszcze przed ostatecznym rozłamem w Kościele, ale miało konsekwencje przez następne tysiąclecie. Piękny ten rozwój przerwał najazd Mongołów, przepędzonych potem przez Litwinów. W ten to sposób Ruś dostała się pod panowanie litewskie, a potem razem z nią weszła w skład Rzeczypospolitej Obojga (a szkoda, że nie Trojga) Narodów.
Przyspieszmy naszą opowieść: mamy potem bunty kozackie i autonomiczny hetmanat, przejście wschodniej części do Rosji po ugodzie perejasławskiej (1654), której przeciwdziałać miała nieudana ugoda hadziacka (1658). Po rozbiorach zachodnia część (Galicja) znajduje się pod panowaniem austriackim, wschodnia dalej pod rosyjskim. Po ponad stuleciu rozpadają się imperia, powstaje Polska Piłsudskiego i na krótko niezawisła Ukraina Petlury, jednak w końcu wschodnia Ukraina wchodzi w skład Związku Sowieckiego, a zachodnia (czyli z polskiego punktu widzenia: polskie Kresy) – w skład II Rzeczypospolitej.
Różne są opinie na temat polskich rządów na wschodzie. Role społeczne przeplatały się z podziałami narodowymi. Chłopi (Rusini) niewątpliwie byli gnębieni. A gdzie nie byli?
Panami byli Polacy, a w rzeczywistości często spolonizowani Rusini. Pomiędzy nimi byli zarządcy, w dużej mierze Żydzi. A ci zajmowali się tym nie z miłosierdzia, lecz dla zysku, gardzili również masami chłopskimi. Pan żył z pracy chłopa, ale był daleko, widoczny był Żyd. Pan był katolikiem, chłop prawosławnym, Żyd starozakonnym. Wiele było źródeł konfliktu. W końcu doszło do powstania Chmielnickiego, w którym Polacy widzą bunt kozacki, Ukraińcy powstanie narodowe, komuniści rewolucję społeczną, Rosjanie zjednoczenie z Matką Rosją, a Żydzi wielki pogrom, największy przed Holokaustem.
Analogiczna sytuacja wystąpiła w okresie międzywojennym, gdzie również niektórzy widzą politykę polską jako wyraz imperialnego ekspansjonizmu. Pamiętajmy jednak, że każde przesunięcie polsko-sowieckiej granicy o kilometr na wschód oznaczało tysiące uratowanych istnień ludzkich. Niech przykładem będą doświadczenia Arthura Koestlera, autora Ciemności w południe. Jako komunista wyjechał do Kraju Rad i trafił na Ukrainę podczas Hołodomoru. Jadąc pociągiem, na stacjach widział wygłodniałe postacie żebrzące o chleb (później konduktorzy nakazywali zasłaniać okna). Tłumaczono mu, że to tylko bezwartościowi kułacy, opierający się kolektywizacji. Jego wiara była jednak wystawiana na coraz większe próby. Gdy przekraczał w drodze powrotnej polską granicę, uderzył go kolorami i zapachami bufet dworcowy: prawdziwe bułki z prawdziwym serem i szynką, prawdziwa kawa. Inny świat, granica cywilizacji – tam śmierć, tu życie.
Historia Ukrainy: różnorodność kultur, regiony i miasta
.Ukraina to wielki i różnorodny kraj – urodzajny czarnoziem, rozległe stepy, a na południu otwarte na świat wybrzeże czarnomorskie. Kraj między Bizancjum i Skandynawią, między Wiedniem i Moskwą, w pełnym konfliktów i wzajemnych wpływów kontakcie z Polską.
Z miast oczywiście najważniejszy jest Kijów – stolica, „matka ruskich miast”, wielki ośrodek kulturalny, również dla Polaków. Założony w 1834 r. uniwersytet opierał się na zrabowanych po powstaniu listopadowym zbiorach Liceum Krzemienieckiego i Uniwersytetu Wileńskiego. Służyć miał rusyfikacji, jednak ze względu na brak kadr w dużej mierze miał charakter polski. W końcu XIX wieku działał w Kijowie architekt Władysław Horodecki, twórca m.in. Muzeum Narodowego i rezydencji prezydenta Ukrainy. Imię jego nosi dawna ulica Karola Marksa.
Barwnym miastem jest Odessa, port czarnomorski (a więc śródziemnomorski), niegdyś pełen Żydów, Ormian, Turków i kogo tam jeszcze. Środowisko to uwiecznił Isaak Babel w łotrzykowskich Opowiadaniach odeskich, których bohaterem jest Benia Krzyk, zwany Królem. W realnym życiu niejako odpowiednikiem Beni Krzyka może być Naftali Frenkel. Urodzony w Konstantynopolu, Hajfie, a może jednak w Odessie, skazany na 10 lat łagru, awansował z więźnia do kierownictwa obozu, w końcu stał się jednym z organizatorów ogólnokrajowego systemu Gułagu. Niewątpliwie błyskotliwa kariera, choć nie łotrzyka, lecz bezwzględnego łotra.
Dla Polaków najważniejszy jest Lwów. Przykładem jego bogatych losów jest historia dzieła Kanta, które ze Lwowa poprzez Francję dotarło do Watykanu [Zob.: Jan ŚLIWA: „Książka dla papieża. Historia w kapsułce” LINK].
Jeżeli nie rozwinę tematu polskiego Lwowa, to nie ze względu na brak szacunku, lecz obszerność tematu.
Lwów jest też miastem ważnym dla innych narodów i kultur. We Lwowie urodził się Leopold von Sacher-Masoch, od którego pochodzi pojęcie masochizmu, ekonomista wolnorynkowy Ludwig von Mises oraz działacz Kominternu Karol Sobelsohn, znany jako Radek, od bohatera Syzyfowych prac Żeromskiego. Z Lwowem związany też był filozof Martin Buber, prawnik Rafał Lemkin, twórca pojęcia „ludobójstwo”, jak również Simon Wiesenthal, łowca nazistów.
Niestety, wśród urodzonych bądź związanych z Lwowem znajdują się również ukraińscy nacjonaliści, tacy jak Stepan Bandera, Roman Szuchewycz, Dmytro Klaczkiwski (Kłym Sawur) oraz Jarosław Stećko. To Galicja była siedliskiem ekstremalnego ukraińskiego nacjonalizmu i do dziś tam właśnie problemem jest wciąż kult OUN, UPA i Bandery. Przykrym faktem jest, że wdowa po Stećce, Sława, już w wolnej Ukrainie założyła partię Kongres Ukraińskich Nacjonalistów, była posłanką do Rady Najwyższej, a w 1993 r. otrzymała honorowe obywatelstwo miasta Lwowa. Wrócimy jeszcze do tego tematu.
Od XIX wieku rozwijał się na Ukrainie przemysł ciężki. Ważnym ośrodkiem było Zagłębie Donieckie (Donbas), gdzie odkryto złoża węgla. Twórcą miasta i fabryk był walijski przedsiębiorca John Hughes, od którego miasto wzięło nazwę Juzowka (Hughesowka), podobnie jak w Polsce Żyrardów wziął nazwę od Girarda. Potem miasto otrzymało nazwę Stalino, a obecnie po prostu Donieck. Innym ważnym ośrodkiem przemysłu był Charków, miasto traktorów i czołgów, w latach 1919–1934 stolica sowieckiej Ukrainy.
Ciekawym miastem jest Dnipro (Dniepropietrowsk), niegdyś na pograniczu polsko-turecko-rosyjskim. Kiedyś kresowa forteca, w XX wieku stało się ważnym ośrodkiem przemysłu ciężkiego, w tym zbrojeniowego, a potem kosmicznego. W latach 1959–1987 było miastem zamkniętym, znanym na Zachodzie jako „Soviet rocket city”. Obecnie (maj 2023) leży niedaleko frontu i jest ważnym hubem transportowym między Donieckiem, Charkowem i Chersoniem, kontroluje m.in. przeprawę na Dnieprze.
Ukraina ma wielkie znaczenie jako ośrodek przemysłu i techniki. Przypomnijmy parę faktów. Największy samolot świata, An-225 Mrija, powstał w kijowskich zakładach Antonowa. Największa elektrownia jądrowa w Europie znajduje się w Zaporożu. Tam też w ramach stalinowskiej industrializacji powstała olbrzymia elektrownia wodna, zbudowana z udziałem inżynierów amerykańskich.
Ukraina, obok Rosji, Białorusi i Kazachstanu, była jedną z czterech republik ZSRS posiadających broń jądrową. Po ogłoszeniu niepodległości byłaby trzecią potęgą jądrową na świecie. Broń ta jednak była kontrolowana przez Rosję. Nie mogąc (ale czy nie chcąc?) złamać kodów dostępu, Ukraina zrezygnowała w 1994 z takiej broni. Można jednak zapytać, co zostało z instalacji, a zwłaszcza z know-how.
Narody i państwa
.Złudzeniem jest przekonanie, że linia na mapie rozgranicza wewnętrznie spójne narody, takie same od stuleci. Francja, kwintesencja romańskości, opiera się na celtyckim substracie, a swą nazwę wzięła od germańskiego plemienia Franków. Anglia została podbita w 1066 r. przez zromanizowanych Normanów pod wodzą Wilhelma Zdobywcy. Najeźdźcy mówili po francusku, stąd królewska dewiza herbowa brzmi „Dieu et mon Droit”. Ich dzieci poznawały angielski od tubylczych nianiek.
Dopiero rewolucja francuska włączyła w życie polityczne wszystkie warstwy społeczne. Przedtem było inaczej. Wojna stuletnia, interpretowana jako wojna Francji z Anglią, była faktycznie tylko rodzinnym sporem Plantagenetów i Kapetyngów.
Polacy mieli żywą świadomość narodową, stąd ciągła walka o niepodległość, Ale dotyczyło to szlachty – pamiętamy ciągły problem włączenia w tę walkę mas chłopskich. Dopiero w XIX wieku oświata i „praca u podstaw” rozbudziły poczucie wspólnoty u ludu. W 1920 r. przeciwko bolszewikom stanął naród, co było dla nich szokiem.
Wiele obecnych narodów kształtowało się późno, niektóre miały za sobą wielowiekową przerwę w samodzielnym istnieniu. Taka sytuacja była w Czechach, gdzie silne w średniowieczu państwo upadło i kraj został poddany długotrwałej germanizacji. Dopiero w XIX wieku działanie elit intelektualnych doprowadziło do odrodzenia języka i kultury. Niezbędny był jednak ludowy substrat, który na ten impuls odpowiedział.
Również nowoczesny naród ukraiński kształtował się w XIX wieku, przez interakcję intelektualistów i ludu. Tradycja wielkiej kultury była naprawdę odległa, do tego język ukraiński jest podobny do rosyjskiego. Język czy dialekt? Jednak mimo podobieństwa nie uważamy portugalskiego za dialekt hiszpańskiego, za to już sprawa katalońskiego jest problemem politycznym. Istotne jest poczucie odrębności, które można podsycać lub tłumić. Dla świadomości ważne są literatura, historia i mity narodowe. Literaturę tworzyli Iwan Franko i Taras Szewczenko, a wielotomowe prace historyczne pisał Mychajło Hruszewski. Czy nacjonalizm ukraiński był podsycany z zewnątrz? Na pewno tak. Ukraińcy stanowili przeciwwagę dla Polaków; także zarówno dla Rosji, jak i Austro-Węgier destabilizacja sąsiada była interesująca. Jednak w tej chwili, zwłaszcza w obliczu rosyjskiej agresji, temat jest zamknięty. W tej chwili istnienie świadomego narodu ukraińskiego nie podlega wątpliwości.
Większości i mniejszości
.Upadek imperiów po I wojnie światowej dał narodom Europy Środkowej – z błogosławieństwem prezydenta Wilsona – niepodległość. Ale jakim narodom, w jakich granicach? W monarchii naddunajskiej i imperium rosyjskim ludy się przeplatały. Jak uczciwie rozdzielić wpływy ukraińskie (ruskie), polskie, rosyjskie, węgierskie, rumuńskie i słowackie? W nowych państwach pozostają mniejszości, a na ich terenach kolejne mniejszości. Jak daleko można się posunąć w rozczłonkowywaniu? A nowe państwa potrzebują zdefiniować i egzekwować swoją tożsamość, co prowadzi do konfliktów.
Wielkie państwo między oceanami może sobie pozwolić na wielokulturowość. Zwłaszcza gdy jest bogate i oferuje awans cywilizacyjny. Nie jest ważne czy taksówkarz jest Hindusem czy Żydem – ważne, żeby zawiózł z A do B. W trudniejszej sytuacji są kraje otoczone przez nieprzyjaznych sąsiadów. Oczekuje się tam od mieszkańców jednoznacznej deklaracji, czy jesteś z nami, czy przeciwko nam. Władza może też odgórnie określić przynależność grupową, na przykład na podstawie pomiaru czaszki lub z polska brzmiącego nazwiska. Bo władza ta może przyjść z zewnątrz. Na sytuację narodowościową nałożyły się dwa totalitarne imperia: wcześniej i na dłużej Związek Sowiecki, później i na krócej, ale nie mniej brutalnie – nazistowskie Niemcy. Efektem pół wieku dominacji sowieckiej było wygaszenie konfliktów między poszczególnymi państwami, wybuchły jednak one z nową siłą po rozpadzie systemu komunistycznego.
Ostry na tym terenie jest więc problem mniejszości narodowych. Rozwiązać go można na różne sposoby:
- rozdzielić się,
- współżyć na równych prawach,
- dać autonomię,
- zasymilować pozytywną ofertą,
- zasymilować przemocą,
- wydalić,
- wymordować.
Właściwie przez cały okres międzywojenny stosowane były na tym obszarze różne warianty z powyższej listy. Czasem konflikty przygasały, by znowu rozgorzeć po latach. Jeffrey Veidlinger łączy wręcz pogromy na pograniczu Rosji bolszewickiej podczas wojny domowej z o 20 lat późniejszym niemieckim Holocaustem.
Skrwawiona ziemia
.W historii Ukrainy czarnym okresem jest czas II wojny światowej. Będąc w kontakcie z Polakami, Sowietami i Niemcami, uznali, że ich bezpośrednimi wrogami są Polacy, z którymi walczyli terrorem od lat, oraz Sowieci, odpowiedzialni za ucisk narodowy, kolektywizację i Hołodomor. W tej konstelacji ukraińscy nacjonaliści widzieli w Niemcach potencjalnych sojuszników. Może liczyli na to, że uzyskają jakąś wolność w sojuszu z Niemcami. Moim zdaniem, gdyby Niemcy mieli jakąś ofertę dla Ukraińców, Rosjan i innych ujarzmionych ludów, mogliby zdmuchnąć Związek Sowiecki. Ich ideologia nie pozwalała im jednak na żaden kompromis ze słowiańskimi podludźmi. Ale gdyby byli zdolni do kompromisu, nie byliby tymi zaślepionymi nazistowskimi Niemcami, którymi w końcu byli. Po wkroczeniu Niemców w czerwcu 1941 r., banderowski przywódca Jarosław Stećko ogłosił niepodległość i sformował rząd, który po 12 dniach został przez Niemców aresztowany. Czy liczyli więc na rozpad obu imperiów i powstanie takiej luki, jaką wykorzystała Polska w roku 1918? Kontynuowali jednak współpracę z Niemcami – mimo represji wobec Ukraińców, głodzenia, łapanek i wywózek na roboty. W ramach SS Galizien brali udział w zbrodniach niemieckich. Dla ścisłości odnotujmy, że wbrew powszechnym poglądom to nie oni brali udział w tłumieniu powstania warszawskiego – były to rosyjskie oddziały ROA i RONA.
Ukraińcy, zapędzeni przez Niemców, spontanicznie i aktywnie współuczestniczyli w zagładzie Żydów. Najbardziej znana jest masakra w Babim Jarze pod Kijowem, dla perwersyjnej symboliki wyznaczona na dzień Jom Kipur roku 1941.
Dla Polaków najbardziej znaczącym wydarzeniem jest rzeź wołyńska, z kulminacją w lecie 1943 r. Jest opisana w wielu źródłach, nie chcę tu powielać znanych (i gorąco dyskutowanych) informacji.
Z takimi zaszłościami na koncie, a zwłaszcza walcząc z wracającą władzą sowiecką, bojownicy UPA nie mieli powrotu do normalnego życia. Ostatnią grupę zlikwidowano w roku 1960. Represje sowieckie dotknęły pół miliona ludzi, liczbę ofiar śmiertelnych szacuje się na 150 tysięcy. Dla wielu Ukraińców są bohaterami, miejmy nadzieję, że za tę walkę, a nie za „rizaty Lachiw”, choć pewnym być nie można. Niestety, wśród upamiętnianych są również takie postacie, jak Kłym Sawur (Dmytro Klaczkiwski), główny organizator rzezi wołyńskiej. U Andrija Kurkowa spotkałem się z opinią, że sowiecka intensywna krytyka Bandery wyprofilowała go na bohatera, a ci, którzy go czczą, zwłaszcza na wschodniej Ukrainie, niewiele o nim wiedzą. Dodatkowego nimbu dodała mu śmierć z ręki agenta KGB. Na polecenie Chruszczowa został w roku 1959 otruty sprayem cyjanku na klatce schodowej swojego domu w Monachium. W takich punktach polska i ukraińska pamięć się jednak rozchodzą. Motywacje należy zrozumieć, ale wbrew francuskiemu przysłowiu, wszystko zrozumieć, to nie wszystko wybaczyć.
Jak można sobie wyobrazić piekło na wschodzie? Bogdan Musiał opisuje szczegółowo wojnę partyzancką na Białorusi. Działali tam sowieccy partyzanci, chcący przywrócenia władzy sowieckiej. Dołączała do nich lokalna ludność, pod wpływem niemieckich prześladowań lub powoływana przymusowo. Polscy partyzanci walczyli z Niemcami, ale zwłaszcza pod koniec wojny byli wyłapywani przez Sowietów, więc walczyli też z nimi, nawet zawierając taktyczne sojusze z Niemcami. Żydzi kryli się po lasach, chcieli przeżyć, dołączali więc do oddziałów sowieckich. Ukraińcy walczyli o wolną Ukrainę, zależnie od sytuacji, przeciw Sowietom, Polakom i Niemcom. Od lokalnej ludności wszyscy oczekiwali żywności i żołnierzy, pod groźbą spalenia wsi. Dawało to całkowity chaos, ze śmiercią czyhającą na każdym kroku. Nie przypadkiem żołnierze niemieccy traktowali Ostfront jak piekło. Z rozrywek – w porównaniu z Paryżem – zamiast koniaku i Moulin Rouge, wódka i burdel polowy. Nastroje te sugestywnie przedstawia Jonathan Littell w Łaskawych. Rzeczywiście termin Timothy Snydera „skrwawione ziemie” (Bloodlands) jest ze wszech miar słuszny.
Ukraińcy i historia, konflikt pamięci
.Ukraińskie książki o historii na ogół omijają problem rzezi wołyńskiej szerokim łukiem. Czasem trzeba poszukać w indeksie nazwiska Bandery i Szuchewycza. Dmytra Klaczkiwskiego (Kłyma Sawura) nie ma. Na ogół sprawa jest relatywizowana (morderstw dokonywały obie strony), bilans wyrównuje również Akcja „Wisła”. Analogia ta jednak jest fałszywa. Owszem, deportacja nigdy nie jest niczym przyjemnym. Gdy spojrzymy jednak na mapę deportacji przed wojną, podczas wojny i po wojnie – miliony przesuwane we wszystkie strony aż po Kazachstan i Syberię – nie była też niczym nadzwyczajnym. Decyzją Wielkiej Trójki z nowych ziem zachodnich zostali wysiedleni Niemcy, na ich miejsce przyszli inni przesiedleńcy. Ani Polacy, ani Kresowiacy się o to nie prosili. Akcja „Wisła” nastąpiła też po rzezi i była jej konsekwencją. I co najważniejsze: nie było tam jednak rąbania siekierami i nabijania na widły.
Nikt nie jest gotowy przyznać: „Jesteśmy mordercami / potomkami morderców”. Może się wydawać, że zrobili tak Niemcy, ale dotyczy to tylko zagłady Żydów, a nie np. Polaków. Do tego winnymi stali się naziści, spod których tyranii w maju 1945 r. zostali wyzwoleni Niemcy. Jeżeli ktoś się bije w piersi, za niewolnictwo lub Jedwabne, to jednak są to piersi cudze – prawicowców, populistów, trumpistów.
Widzimy więc, że w pamięci zbiorowej różnych narodów pozostają różne zdarzenia, we własnych wersjach. Pamiętam moje zaskoczenie, gdy w Londynie znalazłem się na Waterloo Station. Jak można upamiętniać taką klęskę? Jednak nasza klęska to ich zwycięstwo. Dlatego w Londynie jest Waterloo Station, a w Paryżu Gare d’Austerlitz – a nie na odwrót.
Ostatnie stulecie pozostawiło w pamięci nieco sukcesów i wiele masakr. Żydzi pamiętają Holokaust, a Ukraińcy Hołodomor, beznadziejną walkę UPA o swobodną Ukrainę, a ostatnio masakrę w Buczy. Polacy pamiętają rzeź wołyńską, ale przecież też powstanie warszawskie. Masakr jest tyle, że jedne wypierają z pamięci inne. Rzeź wołyńska dla wielu przykrywa operację polską NKWD z 1937–38, w której zginęło ponad 100 tysięcy Polaków. Widzą oni zagrożenie ukraińskie, a zapominają o rosyjskim. To z kolei wypiera zbrodnie niemieckie, stąd fantazje, że mogliśmy dokonać wielkich czynów w sojuszu z Niemcami, a ci by nas traktowali z szacunkiem.
Ludzka pamięć ma ograniczoną pojemność, stąd koncentrujemy się zawsze na pewnych sprawach, pomijając inne. Dlatego też pamięć różnych narodów nigdy nie będzie taka sama. Nie wszystko w końcu jest jednak względne. Można z tym żyć – zwłaszcza po dwustu latach – że w rocznicę Waterloo jedni się cieszą, a inni martwią. Są jednak zdarzenia, które wymykają się chłodnej ocenie, wyróżniają się za to ludobójczym okrucieństwem. To oczywiście rzeź wołyńska, ale też Hołodomor i zagłada Żydów. Można też dodać rewolucję i wojnę domową, której brutalność przedstawiają Armia konna Izaaka Babla oraz Pożoga Zofii Kossak. Dobrze by było w takich punktach dojść do wspólnego zdania, choćby dlatego, że nie mogą się one pod żadnym pozorem powtórzyć.
Krajobraz po bitwie. Jaka przyszłość?
.Łatwiej jest o trwałość granic, jeżeli są stabilne od stuleci, jak między Hiszpanią a Portugalią, lub jeżeli prowadzą przez trudne do pokonania oceany lub góry, choć przykład Indii i Chin pokazuje, że czasem nawet Himalaje nie wystarczą. W okolicy Polski długo konkurowały rozbudzone nacjonalizmy, próbujące poprawić granice kosztem sąsiada. Dzięki totalitarnej przemocy granice te się jakoś ustabilizowały, lepiej ich nie ruszać.
Ale nie chodzi tylko o granice. W przypadku Polski i Ukrainy mamy niezabliźnione rany. Nie wszystko da się załatwić od razu, ale przynajmniej stosowne upamiętnienie ofiar i miejsc zbrodni wydaje się konieczne, również jasne uznanie oczywistych faktów. Nie chcę tu wyręczać dyplomatów, ale ważne jest przynajmniej zasygnalizowanie, że idziemy w dobrą stronę. Oczekiwano takich słów podczas wizyty prezydenta Zełenskiego w Warszawie – słowa takie jednak nie padły. Kulminacja rzezi przypada na 11 lipca 1943, do 80. rocznicy pozostało niewiele czasu. Jeżeli nie zdarzy się nic, obawa, czy zamiary Ukrainy są naprawdę przyjazne, będzie narastać.
Czasem wymaga to zdecydowanych decyzji. Łatwiej jest zawrzeć kompromis jastrzębiom, bo nie są podejrzewani o słabość i zdradę. Ale zamach na Anwara Sadata pokazuje, że historyczny kompromis jednak może nie dla wszystkich być do przełknięcia. Z kolei Traktat Elizejski, do którego nawiązują promotorzy zbliżenia z Ukrainą, jest przykładem na to, że walczące ze sobą od stuleci Niemcy i Francja potrafiły trwale (jak na razie) zrezygnować z przemocy. Pomaga w tym długotrwały dobrobyt i utrudniające agresję otoczenie. Ważne, żeby młode pokolenie nie odnowiło starych traum. Ale w Europie Środkowej i Wschodniej stare rany zostały rozdrapane, a Ukraina (na szczęście nie Polska) żyje w stałym kontakcie z cierpieniem i śmiercią.
No i nie wiadomo, jak się to skończy. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, wszyscy (po naszej stronie) się rozradują, jak się radują we żniwa, jak się weselą przy podziale łupu. Ale jeżeli wojna będzie się przeciągać, przy wyczerpaniu i wykrwawianiu stron, a potem zakończy się rozejmem, który da tylko przerwę na zebranie sił, to zacznie się szukanie winnych. Jak kolejne powstanie – olbrzymi wysiłek na nic. I dyskusje, czy było warto próbować, czy lepiej było od razu odpuścić. Wielcy, pogodzeni powtórką kongresu wiedeńskiego, rozparcelują strefy wpływów między siebie i zadbają o to, żeby konflikty między krajami w strefie buforowej trwały i się rozwijały, bo w ten sposób można te kraje najłatwiej zneutralizować. A konflikt polsko-ukraiński najlepiej wzbogacić wewnętrznym konfliktem w obu krajach, wspieraniem anarchii, korupcji, orientacji na zagranicę, drenażu najbardziej energicznych i poczucia wstydu za swoją tożsamość. Przykro mi, że prezentuję tak czarną wizję, ale dobrze sobie zdać sprawę z najgorszych wariantów i nie liczyć, że jakoś to będzie. Jeszcze jest nieźle, trzeba wykorzystać czas. Ale nie przebywamy w klubie dżentelmenów, przekonaliśmy się już o tym boleśnie. Jak Katon powtarzam do znudzenia: ceterum censeo, żyjemy w okresie przełomu i nie możemy tego czasu przespać.
Coda (Refleksja osobista)
.Wojna wymaga jednoznacznej deklaracji: kto jest z nami, kto przeciw nam. Los rzucił mnie do Szwajcarii, gdzie nie muszę dokonywać takiego wyboru. Na szczęście nigdy nie mieliśmy wspólnej granicy. W domu i na ulicy mówię po polsku, nikogo to nie przejmuje.
Wojna brutalizuje obyczaje. Bułat Okudżawa, którego wojenne przeżycia raczej uodporniły na militaryzm i imperializm, napisał kiedyś pieśń o desperatach z 10. batalionu desantowego („Nie będziemy targować się o cenę”). Szokiem dla mnie było, gdy usłyszałem ją w relacji z Moskwy, z wielkiego wiecu poparcia dla agresji na Ukrainie.
Pragnąc zdecydowanego zwycięstwa Ukrainy, prawdopodobnie zaliczam się do „podżegaczy wojennych”. Mam jednak opór przed filmikami, gdzie przy wesołej muzyce pociskiem rozrywany jest rosyjski żołnierz. Czuję niesmak, słysząc o mieleniu i wykrwawianiu wojsk jednej i drugiej strony. Będąc niegdyś w wojsku, przeczytałem w instrukcji obsługi kałasznikowa, że służy on do „niszczenia siły żywej npla”. Npla – czyli nieprzyjaciela. Pamiętam swoją niechęć do redukowania człowieka po drugiej stronie do „siły żywej npla”. Nie akceptuję też świata, w którym miłosny wiersz Mariny Cwietajewej miałby budzić moją odrazę. Być może – według niektórych już z łatką ukrofila – tym akapitem zakwalifikowałem się jako rusofil.
A co z Niemcami? W wielu punktach jesteśmy z nimi na kursie kolizyjnym. Odzywają się nawet z ich strony głosy przypominające „bońskich rewanżystów”, którymi straszył nas Gomułka. Ale nie każdy jest odlany z tej samej formy. Uczęszczam w Bernie na wykłady profesora Karla Schlögela o Ukrainie. Tematem ostatniego był Holocaust, z akcentem na masakrę w Babim Jarze. Wykład wyważony, bez przerzucania niemieckiej sprawczości na innych. Ani razu nie padło słowo „nazista”.
Strzeżmy się więc przed uogólnieniami. Opór, zdecydowane stanowisko – tak, ale nasza nienawiść zjada najpierw nasze dusze.
Wiem, że wielu poruszyłoby inne tematy lub sformułowałoby je inaczej. Limit tekstu zmuszał też do skrótów i uproszczeń. Temat, zwłaszcza obecnie, jest bardzo delikatny. Jestem otwarty na uwagi i komentarze.
Jan Śliwa
Literatura – rozszerzona lista do dalszych studiów
Wersja neutralna
Karl Schlögel, „Entscheidung in Kiew: Ukrainische Lektionen”, 2022
Martin Schulze Wessel, „Der Fluch des Imperiums: Die Ukraine, Polen und der Irrweg der russischen Geschichte”, 2023
Jean-François Colosimo, „La crucifixion de l’Ukraine: Mille ans de guerre de religions en Europe”, 2022
George O. Liber, „Total Wars and the Making of Modern Ukraine 1914–1954”, 2016
Olena Palko, Constantin Ardeleanu, „Making Ukraine: Negotiating, Contesting, and Drawing the Borders in the Twentieth Century”, 2022
Rudolf Kjellén, Karl Haushofer, „Grossmächte vor und nach dem Weltkriege”, 1930
Larry Wolff, „Woodrow Wilson and the Reimagining o Eastern Europe”, 2020
Larry Wolff, „The Idea of Galicia: History and Fantasy in Habsburg Political Culture”, 2010
Lutz C. Kleveman, „Lemberg: Die vergessene Mitte Europas”, 2017
Ksenya Kiebuzinski, Alexander Motyl, „The great West Ukrainian prison massacre of 1941: a sourcebook”, 2017
Joanna Karbarz-Wilińska, Magdalena Nowak, Tadeusz Sucharski, „Polacy i Ukraińcy historia, która łączy i dzieli”, 2015
Wersja polska
Bogdan Musiał, „Sowjetische Partisanen 1941–1944: Mythos und Wirklichkeit”, 2009
Grzegorz Motyka, „Cień Kłyma Sawura. Polsko-ukraiński konflikt pamięci”, 2013
Krzesimir Dębski, „Nic nie jest w porządku. Wołyń – moja rodzinna historia”, 2016
Zofia Kossak, „Pożoga”, 1922
Wersja ukraińska
Orest Subtelny, „Ukraine: A History”, 2000
Serhii Plokhy, „The gates of Europe. A history of Ukraine”, 2016/2022
Serhii Plokhy, „The Frontline: Essays on Ukraine’s Past and Present”, 2021
Natalia Jakowenko, „Historia Ukrainy od czasów najdawniejszych do końca XVIII wieku”, 2000
Jarosław Hrycak, „Historia Ukrainy 1772–1999. Narodziny nowoczesnego narodu”, 2000
Mychajło Kowal, „Ukraina v Druhij switovij i welikyj Witczyznjanij wijnach (1939–1945)”, 1999
Iwan Kuras, „Polityczna istorija Ukrainy XX stolittja”, 2003
„Ukraine in histories and stories: essays by Ukrainian intellectuals”, 2020
Olena Stiażkina, „Zero point Ukraine: four essays on World War II”, 2021
Andriej Kurkow, „Diary from an Invasion”, 2022
Wersja rosyjska
Lew Gumilow, „Ot Rusi k Rossiji”, 2010
Izaak Babel, „Armia konna”, 1926
Aleksander Dugin, „Ukraina: moja wojna, geopoliticzeskij dniewnik”, 2015
Wersja żydowska
Jeffrey Veidlinger, „In the Midst of Civilized Europe: The Pogroms of 1918–1921 and the Onset of the Holocaust”, 2021
