
Mowa nienawiści
Widzimy ostatnio tendencję do ustawowego chronienia określonych grup. Problem w tym, że tępienie mowy nienawiści wobec jednej grupy zachęca wręcz do stosowania jej wobec innych. – pisze Jan ŚLIWA
.Parlament Europejski pozbawił niedawno immunitetu czworo polskich posłów za nawoływanie do nienawiści rasowej. Polubili pięć lat temu wpis ostrzegający przed niekontrolowaną migracją z krajów islamskich. Po latach ich obawy się potwierdziły. Tak spokojna i nudna niegdyś Szwecja stała się terenem walk gangów. We wrześniu zarejestrowano 11 morderstw z użyciem broni palnej, a młodzi gangsterzy rekrutowani są w zapuszczonych no-go zones, z opowiadania o których tak się kiedyś wyśmiewano. Ostrzeżenia o zagrożeniu były słuszne, karanie obecnie za informowanie o nich jest pozbawione sensu.
Podczas wojny trojańskiej Kasandra ostrzegała Trojan przed bezmyślnym wprowadzeniem do miasta ofiarowanego przez Greków konia, w którym jak się później okazało, ukrywali się greccy wojownicy. Kasandrę wyśmiano, Grecy zdobyli i spalili Troję. Nikt jednak nie wpadł na pomysł oskarżenia Kasandry – już na zgliszczach Troi – o hellenofobię i mowę nienawiści wobec Greków.
Nikt z nas nie będzie chyba pochwalał mowy nienawiści. Ale diabeł tkwi w szczegółach. Kto ustala, co jest mową nienawiści? W różnych krajach i grupach społecznych panują różne opinie na ten temat, często przeciwstawne. Poglądy ewoluują, nie u wszystkich tak samo. Czy ktoś ma prawo narzucać swoje normy? Kto? Bronimy wartości europejskich, ale których? Czy chodzi nam o Christianitas, która dała Europie wielkość, a może o ideały rewolucji francuskiej albo nawet o marksizm kulturalny? Wartości europejskie czy unijne?
Owszem, możemy uznać, że postęp jest tym, co jest późniejsze, a to, co jest postępowe, jest dobre. Ale żyjąc na tym świecie parę dekad, widziałem rozmaite warianty postępu, inne znam z lektury. Nowoczesne były komunizm, faszyzm i nazizm. Przewartościowanie wszystkich wartości, ludzie jak bogowie.
Lepiej zachować dystans. Wydaje mi się, że serce mi mówi, co jest czynem szlachetnym, a co łajdactwem – też bez gwarancji. Ale raczej nie będę się kierował modnymi teoriami, które mogą wkrótce wylądować na śmietniku historii, jak tyle innych przed nimi.
Próba definicji
.Obrażanie bliźnich jest brzydką rzeczą. Jeszcze gorszą rzeczą jest nienawiść, źródło tego zła. Czy i jak należy karać za mowę nienawiści?
Oto prosta recepta na mowę nienawiści: my im możemy powiedzieć wszystko, oni nam nic. Problem się komplikuje, gdy chcemy zadbać o równość i sprawiedliwość. Nie prowadzi to do konfliktów, gdy ludzie mieszkają w odizolowanych grupach, połączeni wspólnym losem, językiem, wiarą i zwyczajami. Łatwiej jest ustalić, co jest słuszne, a co błędne. Komu to nie pasuje, staje się odszczepieńcem i może odejść.
Nie żyjemy jednak w gettach. Obecnie obok siebie żyją różne grupy etniczne, różne narody, wyznawcy różnych religii i ateiści, przedstawiciele rozmaitych płci biologicznych i deklarowanych, bokserzy i szachiści, kibice Cracovii i Wisły. Jak zgodnie żyć, nie odrzucając swojej tożsamości?
Różna jest też gradacja nieprzyjaznych słów. Na najniższym stopniu mamy niewinne żarciki, wyśmiewanie się z głupoty i zarozumiałości. Na najwyższym mamy świadome nawoływanie do agresji. A pośrodku – krytykę o różnym natężeniu. Zwłaszcza krytykę konkretną osoba publiczna powinna wytrzymać – prawdziwa cnota krytyk się nie boi.
W wielu kulturach do odreagowania służył karnawał, gdzie można się było śmiać ze wszystkich, również z króla i biskupów. Szanujący się król miał na dworze błazna i złym byłoby sygnałem, gdyby go wtrącił do lochu.
Spójność społeczna
.Poczucie sprawiedliwości sugerowałoby, że wszystkie poglądy i postawy są równorzędne. Jednak wydaje się, że tak nie jest. Tak krytykowane tradycyjne społeczeństwo jest niezbędnym substratem, na którym może wyrosnąć cała reszta. Każdy alternatywny aktywista miał ojca i matkę, bez ojców i matek kolejne pokolenie po prostu nie będzie istnieć. Dlatego też alternatywne orientacje seksualne mogą być tolerowane, ale z czysto biologicznego punktu widzenia są autodestrukcyjne.
Dotyczy to również podejścia do życia. Nawet hippis, lecący do San Francisco na spotkanie miłych ludzi z kwiatami we włosach, wolałby, żeby pilot patrzył, gdzie leci, a nie koncentrował się na samorealizacji. Dla barwnego życia ludzi wyzwolonych i przebudzonych niezbędna jest rzesza „nudnych” ludzi spełniających systematycznie swoje obowiązki. Należy im się szacunek.
Obrażanie symboli i ludzi
.Dyskusyjny jest problem obrażania symboli religijnych i narodowych. Z jednej strony Boga nie ma, a jeżeli jest, to akcje głupców powinny Mu być obojętne. Atak na symbole jest jednak atakiem na ludzi, dla których są one cenne. Kilka lat temu skandal wywołało przedstawienie Matki Boskiej Częstochowskiej namiętnie ssącej banana. Oficjalna wersja: banan jak banan, wszyscy jemy banany. Ale dla każdego oczywista była aluzja seksualna i celem było rozdrażnienie katolików, a jeżeliby któryś powiedział coś głupiego lub agresywnego, to tym lepiej. Podobnie drażniąca była akcja owijania w tęczowe flagi pomników Warszawy, a zwłaszcza figury Chrystusa przed kościołem św. Krzyża, która w powstaniu warszawskim leżała poniżona w gruzach i teraz zasługuje na choć trochę respektu.
Niektórym taka agresja sprawia szczególną radość, zwłaszcza że jest na ogół bezkarna. No chyba że się trafi na religię, która traktuje swoje symbole poważnie. Myślę tu o zamachu na redakcję francuskiego pisma „Charlie Hebdo” po zamieszczeniu w nim karykatur Mahometa. W zamachu zginęło 12 osób, a 11 zostało rannych. Nic nie może usprawiedliwić takiej masakry. Niemniej jednak – czy było to potrzebne? „Charlie Hebdo” atakowało wszystkich, w tym katolików i Jana Pawła II, często w dość marnym stylu. Gdyby te (duńskie) karykatury Mahometa miały przynajmniej francuski esprit… Były prymitywne i wulgarne, przedstawiały na przykład wypiętą owłosioną sempiternę Mahometa. Przekaz: „Ja ci mogę to zrobić, bo u mnie jest wolność słowa”. Takie podejście bardzo brzydko mi się kojarzy. Nigdy bym nie maszerował pod hasłem „Je suis Charlie”.
Problematyczne jest stosowanie współczesnych kryteriów do historycznych tekstów. Weźmy na przykład taką Marsyliankę. Pieśń rewolucji francuskiej, poza krytyką. Ale pod koniec ostrzega przed wrogiem – ryczącymi dzikimi żołnierzami, którzy tu przyjdą, „by zarżnąć wasze dzieci i żony”. I życzenie: niech ich nieczysta krew użyźni nasze pola. Prezydent Francji to śpiewa, więc chyba jeszcze wolno.
Grupy szczególnie chronione
.Widzimy ostatnio tendencję do ustawowego chronienia określonych grup. Problem w tym, że tępienie mowy nienawiści wobec jednej grupy zachęca wręcz do stosowania jej wobec innych. Często zakazem objęte miałyby być jakiekolwiek krytyczne uwagi. Jedną taką grupą są przedstawiciele orientacji LGBTQ+ lub jak to twórczo rozwinął Justin Trudeau: 2SLGBTQQIA+ (proszę tu nie szukać ironii). I tak – lepiej nie pytać, czy wychowywanie dorastającego młodzieńca przez parę gejów nie prowadzi do dwuznacznych sytuacji. Czasem rozszerzający się obszar zakazów prowadzi do sprzeczności. Jak się ma transgender do feminizmu? Kobiety mogą być zmuszone do serdeczności dla „osób z penisem” w swoich toaletach oraz zgody na to, by takie osoby zabierały im medale w zawodach sportowych, a nawet tytuły królowej (króla?) piękności. Dla osób transgender świadoma swojej tożsamości kobieta jest wrogiem. Do tego nie można już mówić o prawach kobiet, skoro każdy może być kobietą. Jak też się ma kobieca godność surogatek rodzących dzieci gejom w programie Men Having Babies? Ośmieliłem się tu zadać parę prostych, logicznych pytań, jednak bezpieczniej jest milczeć i z uśmiechem przyłączyć się do chóru.
Drugą grupą chronioną są Żydzi – stąd specjalne wyróżnianie antysemityzmu obok ksenofobii. Wszyscy wiemy, czego doznali Żydzi podczas II wojny światowej (skądinąd mało kto wie, czego doznali Polacy). Ale powoduje to przeczulenie, nawet na pozytywne uwagi, na przykład taką, że Żydzi mają spryt do pieniędzy. Występują też kuriozalne zjawiska, jak uważanie krytyki Sorosa za antysemityzm. Jest to równie dziwne jak uważanie krytyki Jaruzelskiego za antypolonizm. Kariera finansowa i polityczna Sorosa jest, delikatnie mówiąc, specyficzna i dziwi fakt, że tylu akcentuje, że jest on jednym z nich. Głoszone były też nonsensowne opinie, że antysyjonizm to antysemityzm. W ten sposób antysemitami byliby ortodoksyjni Żydzi, traktujący Torę dosłownie i uważający powstanie państwa Izrael za bluźnierstwo. Do tematów tabu należy udział Żydów w budowaniu komunizmu i ich wpływy w mediach.
Niedawno w telewizji francuskiej emerytowany generał wspomniał o medialnej sforze, „o której wiemy, kto ją kontroluje”, na co dziennikarz o aparycji Trockiego postanowił go przygwoździć. Tonem czekisty raz po raz zadawał pytanie: „Mais qui!” (Ale kto!), a gdy dogniatany generał odpowiedział: „Społeczność, którą pan dobrze zna”, i wszyscy poczuli, że może teraz paść słowo, które wszyscy mają na końcu języka, ale którego nie śmią wypowiedzieć, ze studia dobiegł damski głos: „mon Dieu!”, a prowadzący z lekkim przerażeniem przerwał audycję. Pytanie o dominację na rynku mediów – pytanie jak każde. Gdyby tu wstawić Putina czy Trumpa, a nawet Niemców, nie byłoby problemu. Ale tu był. Wyrażenie „Mais qui” stało się memem, dla jednych ironicznym, dla innych antysemickim, a scena doczekała się wielu przeróbek.
Taka rygorystyczna walka z jakąkolwiek krytyką sugeruje, że są tacy, których nie wolno krytykować. Stąd krok do myśli, że ci, których nie wolno krytykować, rządzą światem. Ale zdanie, że ci, których nie wolno krytykować, rządzą światem, to myślozbrodnia. Powyższe uwagi to żadna wrogość, raczej dobra rada. Obecnie widzimy, jak na skutek akcji Izraela w Gazie nastroje wobec Izraela się odwracają. Pod wpływem tych obrazów krytyka Izraela stała się politycznie poprawna. I fakt – również dołączają ci, którym przeszkadzała szczególna ochrona Żydów, a teraz mogą sobie spokojnie użyć. Obecna wojna w Strefie Gazy prowadzi również do konfliktu poprawności politycznych, ponieważ walka z antysemityzmem wydaje się być nie do pogodzenia z walką z islamofobią.
Wymuszanie szacunku drogą sądową jest dyskusyjne. Nieskuteczna okazała się też polska ustawa o IPN z 2018 r., której celem była walka z oskarżaniem Polaków za zbrodnie Holocaustu. Jednym z motywów był coraz powszechniej pojawiający się zwrot „polskie obozy śmierci”. Krytycy twierdzili, że ustawa uniemożliwi badania naukowe (nieprawda – nie dotyczyła ich) oraz że nie wolno będzie wspominać o jakiejkolwiek zbrodni Polaków (nieprawda – mowa była tylko o oskarżaniu narodu polskiego jako całości). Najbardziej problematyczne było grożenie karą więzienia, również dla cudzoziemców. Te akurat przepisy zostały wkrótce usunięte. Ustawa ta dała podstawę do twierdzeń, że jeżeli Polacy się tak bronią, to na pewno mają coś do ukrycia. Fakt, że Izrael od dawna ma podobne ustawy, okazał się bez znaczenia. „Polskie obozy” są rzadsze, zastąpiły je „obozy w Polsce”, a oskarżenia o cudze zbrodnie raz po raz wracają.
Rodzina, czyli faszyzm
.Ważnym polem konfliktu są sprawy obyczajowe. Oprócz ochrony przed krytyką wspomnianej społeczności 2SLGBTQQIA+ (twórcze rozwinięcie dozwolone), chodzi tu o podstawowe wartości. Krok po kroku wtłoczono do głów takie eufemizmy-potworki, jak „prawa kobiet” czy „prawa reprodukcyjne”. Sprawy poszły tak daleko, że prosta deklaracja Giorgii Meloni „jestem kobietą, jestem matką, jestem Włoszką, jestem chrześcijanką” została uznana za faszystowską. Jeżeli Viktor Orbán (którego trudno we wszystkim popierać i chwalić) wypowiada się przeciw wczesnej seksualizacji dzieci, jest faszystą wyższego stopnia. Kto mówi o wartościach rodzinnych, jest odsyłany do Putina. Wiem, o rodzinie mówił też Mussolini, ale jadł też pizzę, a my bez skrępowania jemy ją tak jak on, faszystowski dyktator. Jeżeli dla tak elementarnej rzeczy, jak ochrona życia i rodziny potrzebujemy Putina, to jest z naszą cywilizacją naprawdę źle. Inna sprawa, że nie jest on pewnie najlepszym patronem tych wartości.
Co ciekawe, gdy piewcy postępu i swobody jednostki schodzą z wysokiej teorii na poziom konkretu, czasem się zapominają. Niedawno „Newsweek” opublikował zdjęcie przedstawiające rozradowaną parę: kobietę w zaawansowanej ciąży i mężczyznę (ojca!) całującego ją w brzuch. Podpis mówił: „Warto mówić do dzieci już w czasie ciąży”. Do dzieci, nie zlepków komórek!
W oceanie seksu zdegradowana została miłość. Rozróżniana przez Greków w formach Eros, Agape, Philia, dziś jest czynnością fizjologiczną: making love. Erosa zastąpił Priap. Niegdyś, w młodych latach, wzdychałem przy słowach „Mimozami jesień się zaczyna” czy ostrzej – „Pani pachnie jak tuberozy”. Dziś to brzmi śmiesznie. Nie wierzę jednak, żeby obecnemu młodemu pokoleniu – tak naprawdę głęboko w sercu – wystarczała redukcja tego uczucia do gimnastyki i geometrii.
Zawodowi tropiciele nienawiści
.Istnieją organizacje żyjące z wyłapywania antysemitów i ksenofobów. Jeżeli są finansowane przez sponsorów, muszą się wykazać stosownym urobkiem. Stan zgody i pokoju podcina gałąź, na której siedzą, muszą więc zadbać o odpowiedni poziom nienawiści, a jeżeli społeczeństwo zawiedzie, muszą wykreować taki obraz sytuacji, który uzasadni ich funkcjonowanie. Na marginesie: ojkofobowie ich nie interesują. Z inicjatywy takiej właśnie organizacji Parlament Europejski niedawno pozbawił immunitetu czworo wspomnianych na wstępie polskich posłów.
Profesjonalizacja walki z nienawiścią powoduje też, że opłaca się status wiecznej ofiary. W Ameryce niektórzy politycy na siłę doszukują się afrykańskich lub indiańskich przodków. Kolor skóry trudniej jest zasymulować, o wiele łatwiejsze jest to przy orientacji seksualnej. Jak na poczekaniu sprawdzić, czy ktoś rzeczywiście jest niebinarny? Wpadła mi w ręce ulotka ludzi transgender, w której skarżą się na opresję ze strony kapitalistycznego, binarnego, patriarchalnego systemu. Nowe pojęcie: TINFA – Trans, Inter, Nonbinary, Women, Agender people. Żądają dla siebie (najlepiej wyłącznej) bezpiecznej przestrzeni, a cis-społeczeństwo nie chce im jej zapewnić.
Z drugiej strony obecność takich prześladowanych grup daje okazję do virtue signalling, sygnalizacji cnoty. Specjalizują się w tym rekiny kapitalizmu, ozdabiając przez miesiąc swoje logo tęczowymi barwami. Tak mówi o nich Ewangelia według św. Łukasza: „Strzeżcie się uczonych w Piśmie, którzy z upodobaniem chodzą w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają oni domy wdów i dla pozoru długo się modlą”.
Szkodliwa cenzura
.Walka z mową nienawiści i odchyleniem prawicowo-nacjonalistycznym zatruwa też debatę publiczną. W wielu zachodnich „doświadczonych demokracjach” jakakolwiek krytyka polityki władz kwalifikowana jest jako mowa nienawiści, szerzenie fałszywych informacji, walka z nauką i ekstremistycznie prawicowa propaganda – o krok od Hitlera. Dotyczyć to może walki z pandemią, polityki energetycznej, a zwłaszcza problemu migracji. Pod rządami Angeli Merkel w 2015 r. Niemcy, nie konsultując się z nikim, przyjęły ponad milion migrantów (uchodźców). Chciały ich również na podstawie własnej decyzji rozdystrybuować po Europie. Miało to być wielkim dobrodziejstwem, krytycy byli spychani do prawego narożnika. Oczywistych rzeczy nie dało się wypowiedzieć. Dziś pod wpływem faktów powoli zmienia się narracja, może kiedyś za nią pójdą czyny. Daje to osiem lat na rozpoznanie widocznego gołym okiem problemu.
Jeszcze gorszym przykładem jest rurociąg Nord Stream. Projekt rozpoczęto w 1997 r., a dopiero po rosyjskiej inwazji na Ukrainę w roku 2022 (niechętnie) zauważono, że strategiczne partnerstwo to był błąd. Zajęło to 25 lat. Tak to cenzura i dbałość o jednolity front poprawności politycznej paraliżuje działanie państwa, a w międzyczasie antagonizuje partnerów, którzy widzą dalej i nie mają takich zahamowań.
Satyra
.Nadchodzą ciężkie czasy dla satyryków. Może się satyra uchowa tylko wobec koncesjonowanych celów, jak Donald Trump i prawicowi populiści. Scena z Życia Briana grupy Monty Python, gdzie bohater chce być nazywany Loretta i mieć prawo do posiadania dzieci, mimo że nie ma macicy, w 1979 wywoływała szczery śmiech. Obecnie można tylko mieć nadzieję, że cenzorzy jeszcze jej nie znaleźli.
Ironizowanie na temat ciężarnych mężczyzn nie tylko jest zakazane, sama ironia staje się również trudną sztuką. Kiedyś, gdy ktoś robił lub mówił coś głupiego, wystarczyło to przerysować i ludzie się śmiali. Dzisiaj można swobodnie znaleźć pisane na serio wypowiedzi bardziej nonsensowne od mojego przerysowania, a w konsekwencji moje przerysowanie zostanie uznane za moje (nonsensowne) poglądy. Dlatego trzeba explicite zaznaczać ironię.
Problem, co jest prawdą, a co szaloną ideą, występuje też w naukach ścisłych. W 1935 r. Einstein, Podolsky i Rosen opisali paradoks, który według nich dowodził niekompletności fizyki kwantowej. Po latach okazało się, że opisane paradoksalne zjawisko to splątanie kwantowe i jak najbardziej istnieje. Różnica w porównaniu science z gender jest taka, że w fizyce natura twardo pokazuje, jak jest naprawdę i że nie zależy to od rasy i orientacji seksualnej obserwatora.
Ponieważ wiele poważnych wypowiedzi, jak również prac naukowych, nadaje się bezpośrednio do kabaretu, trudniejsza jest satyra subtelna. Pozostaje więc walenie cepem. Naśmiewanie się ze wzrostu jednego z przywódców od lat nieustannie śmieszy.
Słabą perspektywę mają też bale maskowe. Niedawno wyszło na jaw, że ultrapoprawny politycznie premier Kanady w młodych latach na imprezie wystąpił wymalowany na czarno (blackfacing) w arabskim stroju (cultural appropriation). Zbrodnia to niesłychana. Odbiło się to szerokim echem w mediach światowych. Ale czy to znaczy, że na balach maskowych można być tylko w krawacie? Muszę tu ujawnić, że kiedyś w podstawówce miałem piękny strój Zorro.
Robi się coraz mniej wesoło. Jak powiedział któryś gensek partii komunistycznej: „Humor, towarzysze, to poważna sprawa”. Nie ma tam nic do śmiechu.
Wulgarność, przez agresję słowną do fizycznej
.Przy całej dbałości o uczucia ludzi delikatnych jak płatki śniegu, postępuje wulgaryzacja wypowiedzi, myśli i czynów. Kurtyzany, fallusy i fornikacja a tergo przestały razić. Przestrzeń publiczna zalana jest hasłami zachęcającymi do chędożenia przeciwników politycznych. Ale wysłany sygnał czasem wraca. Pewna aktywistka godzinami wykrzykiwała hasło skłaniające adwersarzy do pospiesznego oddalenia się, a po powrocie do domu dziwiła się, że jej synek chodzi dookoła stołu i z radością wykrzykuje te słowa.
Słychać otwarte nawoływania do przemocy, przekraczane jest tabu choroby i śmierci. Może jestem stronniczy, wydaje mi się jednak, że walka z agresją nie jest symetryczna. Grupy, które wkrótce ma rozjechać walec historii, nie są szczególnie chronione. Nie dotyczy to tylko Polski. Również w Niemczech i Hiszpanii pobicie lub wręcz postrzelenie konserwatywnego posła budzi tylko lekkie zakłopotanie, a brukselska centrala nie wydaje się tym zainteresowana.
Latami wbijana w mózg pogarda czy nienawiść się utrwala. Przypomina mi to scenę opisaną przez amerykańskiego psychologa, który w końcu wojny, wkraczając z armią do Niemiec, miał zrozumieć mentalność Niemców. Był młody i rozmawiał z młodą Niemką, spokojnie i przyjaźnie, w końcu ona poczęstowała go wyuczonymi w Hitlerjugend opiniami o Żydach. Na co on: „Ale wie pani, ja jestem Żydem”. Szok. Okazało się, że nigdy jeszcze nie rozmawiała z Żydem, ale wszystko o Żydach wiedziała. Mam nadzieję, że nie jesteśmy jeszcze na tym etapie.
Nadzieja?
.Czy ten trend może się odwrócić? Wydaje się, że coś raz zepsute nie poskłada się łatwo. Obrazów nie da się odzobaczyć ani słów odusłyszeć. Ale może jest jakaś nadzieja.
Wchodziłem w życie we wczesnych latach 60. Było to po kilkunastu latach dewastacji społeczeństwa, biologicznej i kulturalnej. Pod okupacją niemiecką Polacy byli podludźmi, zwierzyną łowną, z prawami o odwróconej moralności. Pod rządami sowieckimi mogli żyć, ale przekuci na nowego człowieka. Wypisy z literatury z tych czasów prezentowały wśród wierszy o Stalinie i Armii Czerwonej jedynie Deszcz jesienny Staffa, jako przykład burżuazyjnej dekadencji. Stąd za Gomułki wybuchła tęsknota za prawdziwą kulturą. W poniedziałkowy wieczór na jedynym kanale TV teatr z najlepszymi aktorami. Przed spektaklem Stefan Treugutt objaśniał nam Makbeta czy Antygonę. Wymyślnymi grami słów zachwycał nas Kabaret Starszych Panów, gdzie najgrubszym sformułowaniem było „O, chór wy Koryntu cór”. Ewa Demarczyk śpiewała piosenki na poziomie artystycznym niedoścignionym do dziś. W „Przekroju” Janina Ipohorska jako Jan Kamyczek doradzała, czy damie podawać płaszcz, czy robić w kawiarni manicure (lepiej nie) i jak nakładać na widelec zielony groszek, by nie rozsypał się po podłodze. Pożyczaliśmy sobie Cortázara i Márqueza, dyskutowaliśmy o nowym filmie Bergmana, kupowaliśmy na prezent album Rembrandta. Wymianę zdań ułatwiało to, że książek było mało, wszyscy czytali to samo (Układ Kazana na trzy noce). Oczywiście nie dotyczyło to całego społeczeństwa, ale jeszcze istniały autorytety: profesor, pisarz, aktor (tak!). Aktorzy też nie wszyscy, ale jednak. Pamiętajmy, że nawet taki Dyzma starał się dokształcić, aby pokazać się na salonach. Ignorancja i nieokrzesanie nie były powodami do dumy.
Pokazuje to, że wahadło, wychylone do oporu w jedną stronę, obróci się potem w drugą. A później niestety znowu w stronę chamstwa i głupoty. Ale jak poczekamy kolejne kilkanaście lat, młodzi gniewni wydorośleją i znowu będzie pięknie. Na jakiś czas.
.Ale nie można tylko czekać na innych. Wszystko zaczyna się w domu, od tzw. kindersztuby. Wiadomo, że w towarzystwie nie używa się brudnych słów, nie wyśmiewa z ułomnych, nie rzuca śmieci na ulicę, nie wandalizuje, nie trąbi wuwuzelą do ucha, za to pomaga się słabszym, okazuje szacunek starszym, traktuje z galanterią kobiety. Obcym okazuje się zainteresowanie i pomaga się im w potrzebie, jeżeli i oni zachowują się z respektem, zwłaszcza gdy przybywają w dających się ogarnąć liczbach. To zadanie dla wszystkich, żmudna praca u podstaw.
Tekst ukazał się w nr 60 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].