Prof. Jacek KORONACKI: Zachód spychany w przepaść bezsensu

Zachód spychany w przepaść bezsensu

Photo of Prof. Jacek KORONACKI

Prof. Jacek KORONACKI

Profesor nauk technicznych, doktor habilitowany nauk matematycznych, były długoletni dyrektor Instytutu Podstaw Informatyki PAN. W ostatnich latach zajmował się analizą molekularnych danych biologicznych.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Wędrówka ludu izraelskiego z ziemi egipskiej do Kanaanu trwała 40 lat, czyli tyle, ile trwało życie jednego pokolenia. Przejście ze świata globalizacji i klęski liberalizmu na Zachodzie do świata nowego potrwa tyle, ile do niedawna potrzeba było, by narodziło się nowe pokolenie – 20 czy 25 lat – pisze prof. Jacek KORONACKI

To przejście już się zaczęło – wojną na Ukrainie, tlącymi się konfliktami w strefie Pacyfiku i na Bliskim Wschodzie, kryzysem ekonomicznym, w niektórych strefach groźbą głodu. Za pokolenie nastanie względny spokój, wyłoni się nowy ład geopolityczny i gospodarczy. Na dzisiejszym Zachodzie przemiany w obszarze kultury będą jeszcze trwać, nowa wyłoni się za parę pokoleń.

Strażnikiem i zwornikiem związanego z globalizacją niesłychanego rozwoju ekonomicznego były Stany Zjednoczone – Pax Americana – z pieniądzem fiducjarnym, dolarem jako walutą światową oraz rozpostartym parasolem ochronnym nad łańcuchami dostaw. Był to – jeszcze jest, ale to już jego ostatnie chwile – świat zadłużania się prawie wszystkich na niebotyczną skalę (pieniądz fiducjarny można zawsze „dodrukować”), świat firm hedgingowych, jak Long-Term Capital Management (póki ta założona przez noblistów firma nie zbankrutowała), przedsiębiorstw tak zmyślnych jak Enron Corporation, spółek w rodzaju Glencore (polecam książkę The World for Sale: Money, Power and the Traders Who Barter the Earth’s Resources Javiera Blasa i Jacka Farchy’ego, Penguin 2022), banków inwestycyjnych oraz funduszy powierniczych, które kontrolują pokaźną część ponadnarodowych korporacji.

Ale jak pisał niestety już nieżyjący Marek Chlebuś (a ja to powtarzałem na stronach portalu „Wszystko co Najważniejsze”, [LINK]): „Do starego truizmu, że pieniądz jest fikcją, doszedł ostatnio nowy, że z tej fikcji zdjęto dotychczasowe reguły równowagi i stała się bańką, podobnie jak giełdy oraz rynki wirtualne. I tak sobie teraz te bańki puchną synchronicznie, a że jedne służą za miarę dla drugich, to w liczbach rozmiarów tego puchnięcia nie widać. Coraz częściej pojawia się jednak refleksja, że ten danse macabre nie może trwać wiecznie i że pieniądz będzie wkrótce unieważniony – albo administracyjnie, albo przez hiperinflację”.

Tak stałoby się, gdyby utrzymała się strategia globalizacji, której przewodziła oligarchia zachodnia, a właściwie światowa. Ale oto nadmiernie urosła potęga Chin, zresztą za sprawą rzeczonej strategii. Ponownie przywołajmy Chlebusia: „No to w końcu może by dopuścić chińskich oligarchów do stołu, dając im udziały w Wielkiej Czwórce [funduszy powierniczych – przyp. J.K.], jaskinie złota w Szwajcarii i jeszcze dorzucić Tajwan oraz Morze Południowochińskie, skoro im tak na tym zależy? Cóż, problem jest taki, że oni nie są oligarchami, tylko mandarynami. Tworzą inny system władzy niż ten zachodni, obecnie czysto kleptokratyczny i brnący w pułapkę Midasa. Chińczykami kieruje nie chciwość, lecz bardziej ambicja i uraza”.

Donald Trump wypowiedział Chinom wojnę handlową, zaczęły pękać łańcuchy dostaw. Równolegle przyszła pandemia COVID-19, łańcuchy pękły, nadszedł głęboki kryzys gospodarczy, pojawiła się inflacja. Czas przyspieszył, globalizacja dobiegła swojego kresu. Unia Europejska powitała trzecią dekadę XXI wieku głębokim kryzysem, z euro o nader niepewnej przyszłości. USA powitały tę dekadę głębokim kryzysem społecznym i instytucjonalnym, pod pewnym względem właściwie podobnym do tego po naszej stronie Atlantyku – z hurrapostępową rządzącą częścią klasy politycznej (po naszej stronie poza Polską i Węgrami) oraz narodem w stanie rozpadu (po naszej stronie poza Węgrami) na część hurrapostępową oraz tradycyjną. Kryzysowi amerykańskiemu poświęciłem kilka słów na Wszystko co Najważniejsze [LINK].

Również Chiny pogrążyły się w głębokim kryzysie. Chiny mają ogromny dług wewnętrzny i potężny kryzys finansowy, koniec globalizacji oraz przerwane łańcuchy dostaw będą dla nich zagrożeniem największym, ponieważ dramatycznie zmniejszą eksport surowców oraz dóbr. Grożą im niepokoje społeczne.

24 lutego 2022 Rosja napadła na Ukrainę. W przywołanym właśnie artykule, przygotowanym 30 maja, pisałem: „Dobrze dziś wiadomo, że USA miały wpływ na wydarzenia na Ukrainie na przełomie 2013 i 2014 roku. Na pewno wzmacniały dążenie Ukrainy do uniezależnienia się od Rosji, ale z drugiej strony zdawały się nie wykluczać zgody na tak czy inaczej rozumianą „finlandyzację” Ukrainy. Jednocześnie trwały szkolenia sił ukraińskich i wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Amerykanie na różne sposoby przygotowywali Ukraińców na wypadek jakiegoś ataku ze strony rosyjskiej. Bezpośrednio po 24 lutego br. nie było jednak jasne, jaka będzie reakcja Amerykanów na inwazję Rosji”.

Inwazja na Irak w marcu 2003 roku otworzyła okres wyjątkowo awanturniczej polityki międzynarodowej USA. Ten okres mamy już chyba za sobą. Gdyby Rosjanom udał się blitzkrieg mimo amerykańskiej cichej pomocy dla Ukrainy, Amerykanie zgodziliby się na utworzenie z Ukrainy strefy buforowej dla Rosji oraz na dalszą, niczym niezakłóconą współpracę tej Rosji z Niemcami. Amerykańska pomoc dla Ukrainy rosła i rośnie proporcjonalnie do sukcesów militarnych armii ukraińskiej oraz fatalnych błędów armii najeźdźczej. USA wróciły do hasła założycielskiego NATO Keep Russians out, Americans in and Germans down (słowa lorda Hastingsa Lionela Ismaya – „utrzymać Rosjan poza, Amerykanów wewnątrz, a Niemców w ryzach”) w sposób elastyczny, dostosowując stopień osłabienia Rosji do realiów z pola walki. Dopiero w tych miesiącach na tyle zaostrzyły stanowisko, że nie wykluczają przyczynienia się do całkowitej klęski Rosji. Grozi to wojną nawet z użyciem broni jądrowej, jej wylaniem się poza Ukrainę, ale daleko od USA. Dalszy bieg wojny jest wielką niewiadomą, tym bardziej niepokojącą, że ponoszone porażki mogą uczynić Putina nieobliczalnym. Putin zrozumiał chyba, że Rosja jest strukturalnie słaba i będzie słabła z ciągle kurczącą się liczbą ludności.

Amerykański kryzys wewnętrzny, od dekad rosnący na świecie opór przeciw sprawowaniu przez Amerykę roli policjanta światowego – z której to roli, paradoksalnie, prawie cały świat korzystał, jako że ów policjant gwarantował pokój i funkcjonowanie gospodarki na skalę globalną – sprawiają, że USA muszą dokonać rewizji ładu światowego. Będąc potęgą militarną – można rzec, większą niż reszta świata razem wzięta – właśnie do tego przystąpiły: na wschodniej flance Europy, ale także będąc bardzo aktywnymi w strefie Pacyfiku (w tej chwili zawierając tam nowe porozumienia obronne i gospodarcze).

Rzadko się o tym myśli, ale kluczem do amerykańskiego sukcesu będzie właśnie koniec ery globalizacji. Stany Zjednoczone są najlepiej przygotowane na przejście w nową erę, czyli – mówiąc najkrócej – erę gospodarek regionalnych. A dokładniej, nie najlepiej, lecz jako jedyne państwo na świecie. Będzie to przejście bolesne i trudne dla USA, nie wiadomo, jak będzie przebiegać, ale inni będą się mieli dużo albo dramatycznie gorzej. Amerykanie mają kraj ogromny, pełen cennych surowców, kraj o dobrym klimacie i rozwiniętym rolnictwie, mają dobrą sieć dróg wodnych, bazę przemysłową i techniczną oraz najważniejsze – populację, której, inaczej niż w wielu innych krajach, nie grozi wymarcie. Wspólnie z Kanadą i może przede wszystkim Meksykiem USA stworzą – i po części już mają – spójny i potężny region gospodarczy. Chyba najlepiej opisał to Peter Zeihan, dając szczegółowe i dogłębne studium porównawcze z resztą świata w książce z czerwca tego roku – The End of the World Is Just the Beginning. Mapping the Collapse of Globalization (HarperCollins).

Zatrzymajmy się na wspomnianym wymieraniu populacji. Ale zamiast tę kwestię szerzej opisywać, pozwolę sobie zasugerować spojrzenie na wykresy współczynnika dzietności w różnych krajach na przestrzeni ostatnich, powiedzmy, pięciu dekad: Niemcy wymierają, Chińczycy mają się niewiele lepiej. To prawda, że także amerykańscy milenialsi – urodzeni w ostatnim ćwierćwieczu XX wieku – prawie nie mają dzieci, tak samo jak np. milenialsi z UE, ale Amerykanie o wiele dłużej, bo jeszcze na przełomie XX i XXI wieku, mieli współczynnik dzietności zwykle lekko przekraczający 2. Współczynnik ten w Unii Europejskiej jako jednej całości spadł poniżej poziomu 2 w roku 1978, by w 2020 wynieść 1,5 (w USA 1,6). Inna sprawa, że przewiduje się, iż biali Amerykanie będą w USA stanowić mniej niż 50 proc. populacji od około roku 2050 (Latynosów będzie tylko dwa razy mniej niż białych).

Jak już zasygnalizowałem, Amerykanie rozpoczęli porządkowanie swoich powiązań ze światem zewnętrznym – w Europie i na Dalekim Wschodzie. Mają do tego wystarczający potencjał militarny i sprawczość gospodarczą. Obecna europejska flanka wschodnia, może nawet jeszcze przesunięta na wschód, pozostanie twardą i dobrze bronioną granicą obszaru euroatlantyckiego. Obszar ten zachowa jedność i spójność, ale w ograniczonym stopniu, zależnym od woli głównych graczy po tamtej i naszej stronie oceanu. Przez lata jeszcze Europa cieszyć się będzie amerykańskim parasolem obronnym pod flagą NATO, z czasem przejmując na siebie obowiązek obrony. Niewykluczone, że Unia Europejska w dzisiejszym kształcie przestanie istnieć. Niewykluczone, że powstaną lokalnie silniejsze związki między państwami danego podregionu europejskiego – podyktowane logiką rodzących się gospodarek lokalnych.

W odniesieniu do sfery kultury w ramach ładu euroatlantyckiego oczywiste jest, iż źródłem wspomnianego już rozpadu (prawie) każdego ze społeczeństw narodowych Zachodu jest radykalne odrzucenie przez warstwy opiniotwórcze wielowiekowej kultury chrześcijańskiej i z niej wypływającego rozumienia Dobra, Prawdy i Piękna. Uniwersytet, jeśli ograniczyć się do oferty przedstawianej przez jego establishment, nie zna już tej klasycznej triady. Wszak każdy ma swoją prawdę, czyli prawdy po prostu nie ma, nie ma czegoś takiego jak ludzka natura, historia własnego narodu jest najczęściej godna potępienia, historia chrześcijaństwa wyłącznie potępienia, płeć – jeśli w ogóle jest – to jako fakt społeczny, niekoniecznie biologiczny itd. Tak „wykształcony” Homo ignoramus zostaje nauczycielem w szkole i na uniwersytecie, i tak swoją chorobą stara się zarazić następne pokolenia.

.Powrót do normalności, której dokładny kształt nie sposób przewidzieć, będzie wymagał wysiłku pokoleń. Zachodnie Kościoły chrześcijańskie już w większości skapitulowały przed naporem rzeczników postprawdy. I dziś zbyt mała i zbyt zmarginalizowana jest klasycznie myśląca Reszta, by ów powrót do normalności mógł trwać tylko jedno pokolenie. Cieszyć się należy, że coraz większa część każdego zachodniego narodu widzi, iż jest spychana w przepaść bezsensu. I można mieć nadzieję, że chrześcijaństwo się odrodzi, ale – jak to, które się powoli rozwija w reszcie świata – w innej, „przedzachodniej” formie.

Jacek Koronacki

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 października 2022