Jan ŚLIWA: Wielkie plany kanclerza Merza

Wielkie plany kanclerza Merza

Photo of Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Publikuje na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

W poniedziałek 8 września 2025 r. kanclerz Niemiec Friedrich Merz wygłosił na konferencji ambasadorów przemówienie do 230 dyplomatycznych przedstawicieli Niemiec na całym świecie. Taka wizyta kanclerza w MSZ jest rzadkością, przyczyną jest wzrost napięć na świecie, wobec czego polityka międzynarodowa staje się integralną częścią działań rządu. Dyplomaci mają przemawiać jednym głosem, czego można pozazdrościć i życzyć również Polsce – pisze Jan ŚLIWA

.Od jakiegoś czasu następuje reorganizacja ładu światowego i Niemcy chcą być aktywnym uczestnikiem tego procesu. Jest to historyczne zadanie, wyznaczające kierunki rozwoju nawet na dekady. Występuje konflikt między liberalną demokracją a krajami autorytarnymi. Reguły prawa międzynarodowego wypierane są przez prawo silniejszego. Nie są przestrzegane podstawowe reguły, czego przykładem jest uszkodzenia przedstawicielstwa UE podczas ostatnich nalotów na Kijów.

Friedrich Merz stwierdził, że rosyjska wojna z Ukrainą nie jest zwieńczeniem jego imperialnych planów, ale dopiero początkiem. Również Niemcy są obiektem wojny hybrydowej. Podstawą bezpieczeństwa Niemiec jest NATO, tym niemniej trzeba się liczyć z ograniczeniem zaangażowania USA i koniecznością przejmowania obowiązków w tym zakresie. I tu zaczynają się sprawy ważne: Niemcy, z powodu swojej siły gospodarczej i pozycji geopolitycznej są predestynowane do tego zadania. Nie tyle mogą się jego podjąć, lecz raczej muszą. Ale nie jako dobrotliwy opiekun, lecz jako silny lider.

.W przemówieniu Merza słowo „Niemcy” padało wielokrotnie: interesy Niemiec, nasze interesy, itp. Interesy Europy/Unii były wspominane, ale jako dodatek. Niemcy muszą działać globalnie. Wśród przyszłych partnerów Merz wymienił Indie, Indonezję, Meksyk, Brazylię i Argentynę, a jako regiony: Afrykę i Azję Środkową. Ta ostatnia ma znaczenie ze względu na surowce, ponieważ dywersyfikacja ich źródeł ma podstawowe znaczenie. Podkreślił, że polityka gospodarcza jest jednym z filarów polityki międzynarodowej. Z kim Merz zamierza współdziałać? Chce ożywić tradycyjne serce Unii Europejskiej – oś niemiecko-francuską. Mocno podkreślił znaczenie Wielkiej Brytanii, choć nie jest ona członkiem Unii.

Mówił zdecydowanym głosem, używał mocnych słów, ale przy bliższym spojrzeniu było widać, że dużo było tam pobożnych życzeń. Podobne było jego wystąpienie w tych dniach na wystawie samochodowej IAA Mobility w Monachium. Samochód jest podstawą indywidualnej mobilności, innowacyjna niemiecka technika będzie tu wiodąca. Ale równocześnie pragniemy osiągnąć cele klimatyczne – mieć ciastko i je zjeść.

A co z jego partnerami, co z własną sytuacją wewnętrzną? Niemcy, Francja i Wielka Brytania są na granicy wojny rasowej, jeżeli nie już poza tą granicą. Rządy wszystkich tych krajów są słabe, francuski właśnie upadł. Zarówno we Francji jak i w Niemczech centrum próbuje lawirować między prawicą a lewicą. Prawica jest poza kordonem sanitarnym – jedna trzecia ludności w bantustanie bez praw obywatelskich. Z drugiej strony lewica wysuwa coraz bardziej radykalne postulaty i trwa w dogmatyzmie co do klimatu i migracji, co uniemożliwia sensowne reformy. Centrum jest coraz bardziej rachityczne. We Francji jest prawie zgniecione przez ekstrema, wielu spodziewa się podobnego procesu w Niemczech. Stąd może obecny program Merza jako ucieczka do przodu.

W Niemczech AfD osiąga rekordowe wyniki, obawy budzą zbliżające się wybory do parlamentów landowych. Jakie jest jej realne poparcie, trudno powiedzieć. Biorąc pod uwagę szykany i groźbę delegalizacji, na pewno jest zaniżone. Jeżeli w którymś z wschodnich landów osiągnie większość absolutną i żaden kordon nie pomoże – może ruszyć lawina. Choćby z ciekawości. Przez dekady nie było alternatywy, to spróbujmy. Oczywiście liberałowie powiedzą, że dokładnie tak było z Hitlerem. Ale nie każdy, który tak dochodzi do władzy, buduje komory gazowe i zaczyna wojnę światową. Zwłaszcza że AfD jest antywojenna (czyli niestety prorosyjska). To Merz jest w szerokich kręgach uważany za podżegacza wojennego. Nie pomaga też jego przeszłość w funduszu BlackRock.

.Również Olaf Scholz, jego poprzednik, po agresji Rosji na Ukrainę ogłosił „Zeitenwende” – przełom epok. Dużo było retoryki, mało efektów. Tym niemniej przemówienie Merza to kolejny znak nowej asertywności Niemiec. To akurat łączy Niemców od lewej do prawej, jeszcze się o tym przekonamy. Ale czy sercem Unii będą zarządzać panowie Merz i Macron czy panie Marine Le Pen i Alice Weidel, to inna historia. Będzie ciekawie, albo nawet bardzo ciekawie. Zapnijmy pasy.

Jan Śliwa

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 11 września 2025