Jarosław OBREMSKI: Wrocław Rafała

Wrocław Rafała

Photo of Jarosław OBREMSKI

Jarosław OBREMSKI

Senator RP. Były wiceprezydent Wrocławia.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Kończy się wrocławska epoka rządów Rafała Dutkiewicza. 16 lat u władzy i mimo wszystko jednoosobowej odpowiedzialności za miasto. Wrocławia zupełnie innego niż 16 lat wcześniej – pisze Jarosław OBREMSKI

Nie umiem tego wszystkiego obiektywnie podsumować, przecież z nim pracowałem i w jego sukcesach dostrzegałem także odblask moich wysiłków, a jednocześnie narastał mój sprzeciw wobec lewicowego, „politycznie poprawnego” skrętu, którego ukoronowaniem był sojusz z SLD. Miałem również wrażenie znaczącego osłabienia impetu chęci zmian z kadencji na kadencję. Pewnie też z tych powodów głosowałem w Senacie nad dwukadencyjnością dla prezydentów miast. Jednak jawną niesprawiedliwością byłoby niezauważenie zmian, i to zmian pozytywnych, które są efektem wysiłku Rafała Dutkiewicza. Chciałbym pokazać kilka, tak jak to czytałem, głównych idei i założeń, którymi kierował się w swojej działalności. Te przedstawiane przeze mnie tezy to bardziej metody realizacji strategii niż sama strategia i według mnie to było powodem pozytywnej odmienności prezydenta Rafała Dutkiewicza w stosunku do poprzednika i prezydentów innych miast. Uważam, że Wrocław w wielu sprawach był prekursorski.

Bardzo szybko prezydent Rafał Dutkiewicz po wizytach w Warszawie zrozumiał instytucjonalną i personalną słabość państwa.

To zrozumienie instytucjonalnej i personalnej słabości państwa miało miejsce przed sławną werbalizacją tej myśli przez Bartłomieja Sienkiewicza „…, … i kamieni kupa”. Stąd oprócz własnych ambicji jego próby politycznego, choć zawsze nieudanego, nowatorskiego zaistnienia w polityce (Polska XXI, Samorządowcy).

Wyczuwał, że głębokie koleiny naszej Rzeczypospolitej szybciej nas wykoleją, niż dokądkolwiek zaprowadzą. Przynajmniej próbował wywrócić partyjny stolik III RP. Drugą konsekwencją „obserwacji warszawskich”, z prymitywną, polityczną transakcyjnością, było tworzenie specyficznego szantażu rządu, aby wyrwać wsparcie dla miasta. Stąd starania o wielkie międzynarodowe wydarzenia we Wrocławiu: dwukrotnie Expo, Euro 2012, ESK, World Games, EIT. Euro 2012 oznaczało dla nas co prawda prawie miliardowy wydatek na stadion, ale traktuję to jako koszt uzyskania przychodu w postaci czterokrotnie droższej obwodnicy autostradowej.

Kto pamięta ówczesne napięcia na linii Rafał Dutkiewicz – rząd, zamieszanie z cenami przetargowymi, wie, że bez Wrocławia jako gospodarza Euro 2012 obwodnica w najlepszym wypadku byłaby o kilka lat opóźniona. Dodać należy jeszcze remonty kolejowe, w tym dworca głównego, i większe środki na rozbudowę lotniska. ESK to dotacja ekstra 120 milionów złotych, a World Games – wsparcie na pierwszy 50-metrowy basen. Nieudane starania o EIT zamienił na EIT+ i pozyskał do wydania we Wrocławiu ponad 800 mln złotych, a potem koszty eksploatacyjne przejęło Ministerstwo Nauki. Te przegrane z kolei starania, czyli Expo i EIT, były jednak bezprecedensowymi akcjami promocyjnymi Wrocławia na koszt rządowy. To także w ich wyniku pozyskiwaliśmy nowych inwestorów, turystów i kongresy, a Wrocław w „World Global Index” jest drugim polskim miastem po Warszawie. Teoretyczność państwa skutkowała strategią „zarządzania przez deadline’y”. Termin wydarzenia wymuszał niezbędne zgody, pozwolenia i pieniądze od rządu.

Niezbędność budowania pozytywnych, emocjonalnych relacji z „ważnymi, opiniotwórczymi i decydującymi”.

Jeżeli procedury szwankują, a tak jest i w Warszawie, i w Brukseli, a szantaż deadline’m nie może być skuteczny, to jedyną metodą jest zaprzyjaźnienie się. To analizy psychologiczne tych, od których zależała cząstkowa przychylność Wrocławiowi, i to zarówno na poziomie jurorów ESK, jak i Warszawki. To wymyślanie pretekstów zapraszania do Wrocławia, bo wierzyliśmy nie tylko w możliwość rozkochania w naszym mieście, ale i w skuteczność dłuższego czasu oddziaływania. To wizyty i rozmowy w Warszawie, a nie wysyłanie pism. To konsekwentne zapraszanie opiniotwórczych osób – noblistów, księcia Alberta, Dalajlamy – i przy okazji „spędy” wielkich kongresów, np. Global Forum (nie wprost decydenci, lecz szefowie think tanków), Europejskiej Nagrody Filmowej. To dobre relacje z szefostwem mediów centralnych.

Kolejna sprawa: umiejętność gry kontekstem. Natychmiast po wyborze prezydent Rafał Dutkiewicz zaczął walczyć o sukces Wrocławia poza samorządowymi, miejskimi kompetencjami i próbował wzmocnić to, co będzie długofalowo decydować o wrocławskiej atrakcyjności – wyższe uczelnie, kulturę, dostępność komunikacyjną z zewnątrz i rynek pracy z wyższymi zarobkami jako bazę innowacyjności. Nic z tych rzeczy nie jest wprost kompetencją prezydenta, a dodać trzeba jeszcze idée fixe obniżenia śmiertelności noworodków (efektywna współpraca z żeńskimi zgromadzeniami zakonnymi), choć to obszar kompetencji Urzędu Marszałkowskiego. Początek to obniżenie dwucyfrowego bezrobocia i znowu walka o pozyskanie inwestorów, niekoniecznie w samym Wrocławiu. Konsekwentne myślenie aglomeracyjne wbrew pasywności legislacyjnej państwa. Świadomość, że wszystkie inwestycje w promieniu nawet 50 kilometrów to zysk dla miasta, bo chociażby obniżają presję komunikacyjną i zwiększają obrót pieniędzy we Wrocławiu – w sklepach i miejscach spędzania czasu wolnego.

Pozyskiwanie inwestorów poprzez tzw. brygadę tygrysa, dziś już zinstytucjonalizowaną, wieloaspektowe myślenie o inwestorze i jego rodzinie – to nie tylko infrastruktura i podatki, ale pole golfowe, szkoła międzynarodowa, klubowe spotkania dla żon, dostosowana oferta kultury. Wyższe uczelnie to EIT+, pełnomocnik ds. uczelni, celebracja 1 X, systemy stypendialne, ściąganie studentów spoza regionu i z zagranicy, wspieranie wizyt noblistów… i kolejka linowa do nowej części Politechniki Wrocławskiej. Natomiast jeśli chodzi o starania związane z poprawą dostępności komunikacyjnej, to skrótowo wspomnę tylko lot balonem wraz z prezydentem Łodzi Jerzym Kropiwnickim, aby uzmysłowić konieczność połączenia lądowego Wrocławia z Warszawą, ekspertyzy opłacalności szybkiej kolei do Warszawy i długoletnie przekonywanie Ryanaira do lotów z Polski, czyli Wrocławia.

Świadomość nowoczesności nieodżegnującej się od polskości i patriotyzmu.

Świadomość, że zwłaszcza we Wrocławiu trzeba dobudować korzenie. To nie tylko przekonywanie, że czas przejazdu z Wrocławia do Warszawy nie może być dłuższy niż podróż do Berlina, i fotografie zniszczonego miasta z 1945 r. w przestrzeni publicznej, by uświadomić turystom zagranicznym, że nie było to bezwysiłkowe przejęcie pięknego, niemieckiego miasta (skądinąd pomysł ten zasugerował Zbigniew Brzeziński). To presja, by muzeum „Pana Tadeusza” było w samym Rynku, aby poprzez największą literacką relikwię pokazać, że tu jest Polska. To pomniki i tablice (Wojciech Korfanty, ks. kard. Bolesław Kominek, prezydent Lech Kaczyński). To pomaganie Ossolineum w przejmowaniu spuścizny Jana Nowaka-Jeziorańskiego i Władysława Bartoszewskiego. Wzmacnianie wrocławskiego mitu Solidarności i opozycji przedsierpniowej (wystawa na 25-lecie Solidarności, Centrum Historyczne „Zajezdnia”, sponsorowanie publikacji dotyczących historii miasta). Czasami upamiętnienie polskich śladów za granicami (pomnik pomordowanych profesorów lwowskich, tablica pamiątkowa poświęcona polskiemu królowi Stanisławowi Leszczyńskiemu w Paryżu). Wspieranie czy współkreowanie think tanków budujących polskie myślenie o polityce zagranicznej – Kolegium Europy Wschodniej i jej czasopisma i wydawnictwa. Radosna Parada 11 listopada, maszt z biało-czerwoną flagą przed lotniskiem. Może warto przypomnieć także akcję „Wracajcie” adresowaną do polskich emigrantów.

Dalej: pozytywne i raczej przez większość czasu nieideologiczne myślenie o europejskości Wrocławia. Po pierwsze, przez historię, przede wszystkim niemiecką (pomnik Wspólnej Pamięci, odbudowa synagogi, osiedla WuWa i WuWa2), a po drugie, konsekwentne budowanie tego, co stanowi stereotyp bogatego w funkcje i „gadżety” dużego miasta (w pierwszej czterdziestce miast europejskich) na naszym kontynencie, czyli posiadanie orkiestry symfonicznej i godnego jej budynku, centrum kongresowego, muzeum sztuki współczesnej z dobrą stałą wystawą, stadionu i pierwszoligowego klubu grającego czasami w pucharach europejskich, architektonicznie porządnego lotniska oraz organizowanie licznych wydarzeń, kongresów i koncertów. Wymyślenie i stoczenie zwycięskiego boju o wpisanie na listę UNESCO Hali Stulecia. To dbałość o wrocławskich expatów. Prawie obsesyjne powtarzanie wrocławskiego, pięknego, europejskiego cytatu z kard. Kominka: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.

Kultura jako czynnik rozwoju, choć niemający żadnego przełożenia wyborczego.

Przez wiele lat Wrocław wydawał procentowo najwięcej na kulturę i to, śmiem twierdzić, na kulturę, a nie na to, co budżetowo można „pod kulturą” rozliczyć. To akceptacja pomysłów ryzykownych, chociażby kiedyś przekonanie, że warto zaryzykować i dotować Teatr Pieśń Kozła, a potem „Brave Festival”. To festiwale poezji i wydawanie przez miasto tomików poezji, to system grantów i właściwie wybudowanie lub poważny remont wszystkich miejskich obiektów kultury, i to przy dużej wstrzemięźliwości ze strony resortu (dystans wobec pomysłów miejskich skutkował jednak dotacjami inwestycyjnymi do „niemiejskich” wyższych szkół artystycznych). To w końcu skuteczny do czasu opór, by kultura nie była narzędziem ideologii. To generalny upór budowania atrakcyjności turystycznej, ale i możliwości rodzinnego spędzania czasu dla wrocławian. Wystarczy wymienić fontannę na Pergoli i Afrykarium w ZOO.

Tak czytałem pomysły Rafała Dutkiewicza na miasto, czasami je wprost werbalizowaliśmy. Od siedmiu lat patrzę na to z daleka i być może nie wszystko widzę już tak ostro, także w konsekwencji realizacji. Ktoś powie, że przecież można byłoby napisać również tekst o największych strategicznych, ideowych błędach, sprawach niedostrzeganych i pomijanych świadomie. Na pewno tak, ale po pierwsze, wierzę, że ta lista byłaby krótsza, a po drugie, w tym momencie – po co? Mało nam kłótni, a za dużo normalnej, niezacietrzewionej, politycznej rozmowy?

.Po 16 latach uważam, że 19 listopada Wrocław powinien powiedzieć „Dziękuję”, a ja tym tekstem próbuję to po prostu uczynić.

Jarosław Obremski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 listopada 2018
Fot. Krzysztof Zatycki/Forum