.Wydarzeniem był hasztag #JeSuisCharlie po zamachu na Charlie Hebdo, jedno z najczęściej używanych słów kluczowych na Twitterze, z ponad 5 milionami tweetów w ciągu niespełna tygodnia. 1 808 748 osób napisało wiadomość z hasztagiem #JeSuisCharlie w dniach 7, 8 i 9 stycznia 2015 r. Ta wyjątkowa mobilizacja pokazywała i pokazuje możliwości, jakie daje sieć, by zjednoczyć ludzi z całego świata wokół jednej sprawy. Po zamachach z 13 listopada 2015 r. cały świat pokazał swoją solidarność z Paryżem i Francją. Internauci zamieszczali na swoich profilach barwy niebiesko-biało-czerwone etc. Po policyjnej obławie w podparyskim Saint-Denis na mieszkanie, w którym przebywali terroryści, we francuskojęzycznym internecie zawrzało, gdy Jawad Bendaoud oświadczył później przed kamerami BFMTV, że nie wiedział, że gościł u siebie zamachowców. Ale gdy internet się oburza, martwi się lub szuka rozwiązań, jednocześnie pokazuje swoje granice. Co gorsza, może być wykorzystywany przez terrorystów i szaleńców z ISIS, którzy sieją strach, publikując przerażające nagrania i rekrutując ludzi gotowych tonąć w ciemności makabrycznej ideologii.
Nie możemy zapominać także o tak konkretnych akcjach, jak te Anonymous, którzy w następny dzień po zamachach dostarczyli listę 9200 twitterowych kont dżihadystów. Rzecznik grupy, którego twarz skrywa się za maską Guya Fawkesa, oznajmił, że im więcej te konta przyciągają uwagi, tym większe jest prawdopodobieństwo, że zostaną usunięte, co poważne zmniejszy możliwości rozwijania propagandy przez tzw. Państwo Islamskie i rekrutowania jego nowych członków. Przypomnijmy, że ta lista ujrzała światło dzienne w marcu 2015 r. Internauci mogą kliknąć przycisk sygnalizujący podejrzane konto i doprowadzić do tego, żeby zostało zamknięte przez Twitter. Oto skuteczne działanie mediów społecznościowych.
Media społecznościowe są narzędziem umożliwiającym tworzenie grup, pozwalającym na interakcję i dzielenie się informacjami. Ale wydaje się, że jeszcze nie istnieje narzędzie umożliwiające społecznościom na realne działanie i że internauci nie zdają sobie sprawy z tego, że na razie spędzają olbrzymią ilość czasu w tych mediach, nie mając mimo wszystko bezpośredniego wpływu na rzeczywistość.
Oczywiście, sprawnie zorganizowana petycja na change.org czy – we Francji – na mesopinions.com może się okazać bardzo skuteczna i umożliwić obywatelom doprowadzenie danej sprawy do pożądanego finału. Ale to nie petycja ani nie strona facebookowa, niezależnie od tego, jak bardzo będą rozpowszechnione, zmieniają życie ludzi, nawet jeśli zauważamy, że pojawiają się pewne procesy wywoływane za sprawą przycisków w internecie.
Ciągle czekamy na rozwiązanie, które pozwoli na prawdziwe zaangażowanie wszystkich i oddziaływanie internautów na rzeczywistość wręcz proporcjonalnie do ilości czasu, jaki spędzają w sieci. Tak, reakcje internautów, którzy ujawniają swoje zniesmaczenie i gniew, są konieczne. Możliwość dzielenia się z całym światem informacjami w reakcji na strach jest bez wątpienia bardzo pocieszająca z emocjonalnego punktu widzenia. Ale wydaje mi się, że mamy prawo oczekiwać od sieci trochę więcej. Chcemy, by przyszłe rozwiązania cyfrowe asystowały obywatelom w oddziaływaniu na świat polityki tak samo, jak dziś pewne rozwiązania pozwalają znaleźć łatwiej taksówkę, restaurację czy zamówić daną usługę.
.Dziś coraz pilniejszą kwestią staje się dla obywateli taki poziom organizowania się, żeby udało im się odzyskać potencjał, który im został ukradziony. Jest pewne, że jedynie technologia może wspomagać ich w tym przedsięwzięciu. I warto nad takimi rozwiązaniami pracować.
Jean-Paul Oury