Joseph de WECK: Niemcy znów mogą stać się źródłem niestabilności Europy

Niemcy znów mogą stać się źródłem niestabilności Europy

Photo of Joseph de WECK

Joseph de WECK

Redaktor niemieckiego „Internationale Politik Quarterly”. W przeszłości koordynował politykę usług finansowych Szwajcarii wobec UE i pełnił funkcję sekretarza grupy zadaniowej rządu szwajcarskiego ds. brexitu. Autor książki „Emmanuel Macron: The Revolutionary President”.

Niemcy nie są już wyjątkowe. UE prędzej czy później stanie w obliczu zmian – przyszłości, w której Niemcy nie będą już punktem oparcia dla gospodarki i polityki, ale źródłem jej niestabilności – pisze Joseph de WECK

.Była kanclerz Angela Merkel powiedziała kiedyś, zapytana o pierwsze skojarzenie z Niemcami: „Myślę o szczelnych oknach. W żadnym innym kraju nie potrafią konstruować tak szczelnych i pięknych okien”.

Po 1945 r., chcąc odwrócić się od niechlubnej historii, Niemcy postawiły na gospodarkę, która miała doprowadzić do pozytywnego postrzegania kraju. Towary wytwarzane przez Niemcy, takie jak owe wysokiej jakości okna, pozwoliły politykom celebrować wizję kraju jako „światowego lidera eksportu”. Niemcy były dobrze naoliwionym zespołem kapitalistyczno-korporacyjnym. Liderzy związków zawodowych oraz prezesi opracowywali strategie zamiast krzyczeć na siebie nawzajem, a sukces niemieckiego przemysłu oferował nieskalane źródło narodowej dumy. Podobny efekt przyniósł konserwatyzm fiskalny oraz „jastrzębia” polityka monetarna, która pozwoliła Republice Federalnej Niemiec opanować wysoką inflację w latach 70. i 80. XX w. lepiej, niż udało się to reszcie Europy i Stanom Zjednoczonym.

Sukces gospodarczy zapewnił Niemcom nie tylko powojenną tożsamość, ale również zaczął przyciągać imigrantów. W czasach zimnej wojny obietnica wolności i lepszego życia w RFN sprawiała, że uciekali do niej rodacy z komunistycznej Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Kiedy upadł Mur Berliński, w listopadzie 1989 r., berlińczycy z Berlina Wschodniego szturmowali Kurfürstendamm, ulicę handlową i świątynię kapitalizmu, o której fantazjowali, ale której nigdy wcześniej nie widzieli. Władze Niemiec opierały się na potędze gospodarczej, która umożliwiła zjednoczenie kraju, współtworzenie Unii Europejskiej, a także otwarte powitanie Syryjczyków uciekających przed wojną domową w 2015 r.

Zaledwie trzy dekady po zjednoczeniu PKB na mieszkańca w byłej NRD okazało się wyższe niż w wielu regionach północnej Francji. Kształtujące się na poziomie 2,9 proc. bezrobocie znajduje się poniżej średniej w USA i UE, pomimo faktu przyjęcia miliona Syryjczyków w 2015 r. oraz miliona Ukraińców w roku 2022. Berlin pozostaje największym płatnikiem na rzecz UE – organizacji, którą Paryż pierwotnie zaplanował w celu kontrolowania ponazistowskich Niemiec, a która obecnie sprawia, że wojna pomiędzy jej 27 państwami członkowskimi jest niemal niewyobrażalna. Jednak to wszystko zdaje się obecnie melodią przeszłości.

Gospodarka, nawet niemiecka, to dość cienka nić do udźwignięcia tożsamości narodowej. Podczas gdy Francja boryka się z bezrobociem, Francuzi nadal mają swój mit rewolucji z 1789 r. oraz wieżę Eiffla. Kiedy Grecja stoi na krawędzi bankructwa, Grecy nadal mogą pochwalić się Platonem i gajami oliwnymi. Stany Zjednoczone przechodzą kolejny kryzys finansowy, ale nadal mają swój amerykański sen i Beyoncé. Jednak co się dzieje w sytuacji „gospodarki stanowiącej podstawę bytu” – jak historyk Werner Abelshauser opisał niegdyś powojenną RFN – gdy jej PKB nagle przestaje rosnąć? Niedługo się przekonamy.

Gospodarka niemiecka traci siłę – i to nie tylko ze względu na COVID lub zakręcenie kurka z gazem przez Władimira Putina. Wraz z kryzysem gospodarczym – a może wręcz przez niego – kraj doświadcza politycznego trzęsienia ziemi. Bogactwo Niemiec, przykładna demokracja parlamentarna oraz starania ukierunkowane na konfrontację z historią nie utrzymują już w ryzach partii nacjonalistycznych.

Po dwóch latach rządów kanclerza Olafa Scholza prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) ma aż 20 proc. poparcia. W lipcu tego roku po raz pierwszy wybrano burmistrza z AfD wynikiem 51,1 proc. głosów w mieście Raguhn-Jeßnitz, we wschodnim kraju związkowym Saksonia-Anhalt. Reprezentujący AfD Alexander Gauland powiedział kiedyś: „Rządy Adolfa Hitlera i nazistów to drobiazg w porównaniu z ponadtysiącletnią niemiecką historią sukcesów”. AfD sprzeciwia się dostawom broni do Ukrainy i dąży do zdjęcia sankcji ekonomicznych z Rosji. Pomimo podzielonych zdań co do tego, czy Niemcy powinny wystąpić z NATO, partia ta nie ma wątpliwości, że oddziały amerykańskie powinny opuścić kraj, a baza w Ramstein powinna zostać zamknięta. Opowiada się również za zaprzestaniem używania euro i rozwiązaniem Parlamentu Europejskiego.

Program AfD stanowi również, iż Niemcom, „jako trzeciemu co do wielkości płatnikowi na rzecz ONZ”, powinno przysługiwać stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa. Partia ta odrzuca antropogeniczne pochodzenie zmian klimatycznych, opowiada się za aborcją jedynie w wyjątkowych przypadkach i dąży do uznania Afganistanu za „bezpieczny kraj”, co oznacza odrzucanie większości wniosków o azyl dla Afgańczyków. Jeden z dwóch przywódców AfD, Tino Chrupalla, chce również, by w szkołach uczono więcej poezji niemieckiej, chociaż zapytany o konkrety nie potrafił wymienić ani jednego wiersza.

Niedawny sondaż wskazuje, że pomimo radykalnego programu tej partii zaledwie 57 proc. Niemców twierdzi obecnie, iż nie wyobraża sobie głosowania na AfD – jest to przypadkowo taki sam odsetek, jakim Emmanuel Macron wygrał drugą turę wyborów prezydenckich we Francji w 2022 r., konkurując z nacjonalistyczną Marine Le Pen. To koniec wyjątkowości Niemiec. Gospodarka narodowa jest krucha, a wzrost popularności AfD sprawia, że polityka tego kraju staje się równie nieprzewidywalna, jak w Austrii czy we Włoszech. W skrócie – Niemcy dołączają do głównego nurtu europejskiego. A to oznacza kłopoty dla całego kontynentu.

Pod koniec 2022 r. gospodarka Niemiec weszła w fazę recesji, która trwała przynajmniej do wiosny 2023 r. i może trwać nadal. Perspektywa długoterminowa jest jeszcze gorsza: RFN to jedyne duże państwo członkowskie strefy euro, które jeszcze w pełni nie podniosło się do poziomu sprzed pandemii. PKB Niemiec doświadcza stagnacji od 2019 r. Do tego główny problem stanowi produkcja przemysłowa – wyniki przemysłu są niższe od tych sprzed pandemii o 5 proc.

Wydaje się, że Berlin zapytany o winnego tej sytuacji ma jedną odpowiedź: wysokie ceny energii wywołane przez inwazję Rosji na Ukrainę. AfD oraz lewicowa partia Die Linke z nostalgią wspominają tani rosyjski gaz, a centrowa opozycja CDU oraz nastawiona na biznes rządząca FDP winią Zielonych za naciskanie na wyłączenie ostatnich elektrowni atomowych na wiosnę. Scholz zdecydował się na szybkie zmiany inwestycji w odnawialne źródła energii, przy czym nikt w Berlinie nie oczekuje przesunięcia rezygnacji z energii węglowej z 2030 na 2038 r., jak wcześniej planowano. Jednak nie tylko wysokie ceny energii ściągają w dół gospodarkę, nie są też one niczym nowym. Przez ostatnią dekadę ceny energii elektrycznej w Niemczech kształtowały się istotnie powyżej średniej europejskiej, a rosyjski gaz tak naprawdę nigdy nie był tani, szczególnie w porównaniu z amerykańskim gazem łupkowym.

Powód, dla którego Niemcy przestały być motorem napędowym Europy, to nie tylko brak rosyjskiej energii, ale także zmieniające się okoliczności na rynkach eksportowych, na których kiedyś brylowali niemieccy liderzy branży przemysłowej. W pierwszych latach XXI w. kanclerz Gerhard Schröder obciął zasiłki dla bezrobotnych i stworzył sektor niskich zarobków, aby pomóc eksporterom w zwiększeniu udziałów w rynkach europejskich. Od tego czasu wiele innych krajów europejskich, w tym Francja i Włochy, przeprowadziło reformy redukujące koszty pracy, stąd Niemcy stoją w obliczu silniejszej konkurencji na rynku eksportowym i od 2020 r. odnotowują deficyt wymiany towarowej z innymi państwami członkowskimi UE.

Poza UE towary oznaczone metką „made in Germany” mają problemy ze znalezieniem nowych nabywców. Eksport do Chin utrzymuje się zasadniczo na tym samym poziomie od połowy 2015 r., a może wręcz zacząć spadać, gdyż prezydent Xi Jinping wyraźnie stwierdził, iż chce uniezależnić swój kraj od europejskiego przemysłu. Eksport samochodów niemieckich do Chin spadł o 24 proc. w pierwszym kwartale 2023 r. w porównaniu z tym samym okresem w 2022 r. USA to drugi największy rynek dla towarów niemieckich po UE, przyczyniający się do 8,9 proc. eksportu krajowego, ale tu znów piętrzą się kłopoty, gdyż Waszyngton pod rządami Joe Bidena stara się chronić swój rynek. Na przykład ustawa o redukcji inflacji (Inflation Reduction Act) obejmuje subsydia dla samochodów elektrycznych i działa głównie na korzyść kupujących samochody produkowane w Ameryce Północnej.

Co więc zrobi Berlin, jeżeli eksport nie będzie już wspomagał rozwoju kraju?

Oczywistym rozwiązaniem są większe wydatki. Większe inwestycje mogą podnieść produktywność kraju, w którym koleje odnotowują największe opóźnienia w krajach europejskich, a telefonia komórkowa i internet są niedofinansowane, a więc nie pokrywają całego kraju. Inwestycje mogą wzmagać popyt, a polityka liberalizacji może przywrócić równowagę gospodarce, kierując ją na usługi. Jednak politycy niemieccy i ich wyborcy kurczowo trzymają się dogmatu zbilansowanych budżetów i unikania zadłużenia. Nie zauważają, że pytania te wymagają pilnej odpowiedzi. Bezrobocie utrzymuje się nadal na niskim poziomie. W Mannheim studenci balują w mieście, zajadając się lodami o smaku spaghetti, lokalną specjalnością po 5,80 euro, a ulica Ku’damm w Berlinie, niegdyś nieco zaniedbana, coraz bardziej przypomina piękną Avenue Montaigne w Paryżu. W marcu tego roku kanclerz Scholz powiedział nawet, że nadchodzi nowy Wirtschaftswunder – okres powojennego rozwoju w Niemczech – która to prognoza powinna sprawić, że każdy ekonomista wstrzyma oddech.

A jednak – nie wydano ani grosza. Niemieckie elity polityczne nie podjęły ryzykownego kroku jednoczesnego zadłużenia i liberalizacji. Jeżeli jednak tego nie zrobią, gospodarka nie dotrzyma kroku Europie. A jeżeli gospodarka przestanie być źródłem dumy narodowej, siły polityczne mogą sobie znaleźć bardziej nacjonalistyczne koncepcje tożsamości Niemiec.

Coraz więcej krajów w Europie znajduje się pod rządami partii prawicowych: Włochy, Szwecja, Finlandia, a wkrótce prawdopodobnie również Hiszpania. We wszystkich tych krajach centroprawica nie ma już skrupułów przed przejmowaniem władzy. Niemcy, których starania ukierunkowane na zmierzenie się z własną nazistowską historią wydawały się chronić polityków przed koniecznością konfrontacji z partią zdecydowanie prawicową, również popadają w populizm i nacjonalizm.

Wzrost popularności AfD w sondażach do 20 proc. – podwójny wynik w porównaniu z wyborami z 2021 r. – wynika z wielu czynników. Bastionem partii jest były blok wschodni, gdzie podejście do władzy autorytarnej oraz resentymenty związane z tradycyjnymi partiami opierają się na poczuciu przegranej po zjednoczeniu Niemiec. Jednak chodzi tu również o coś większego. Dobry rząd dla Niemców oznacza Ruhe und Ordnung – spokój i porządek. Trzy partie w koalicji rządzącej kanclerza Scholza – centrolewicowa SPD, Zieloni oraz nastawiona na biznes FDP – spierają się o wszystko, w tym o to, czy zakazać ogrzewania gazem, o podejście do stosunków z Chinami, a także czy i jak zreformować system zasiłków na dzieci. Przekłada się to na brak spokoju i porządku w sytuacji, gdy inflacja i kryzys energetyczny już destabilizują życie w Niemczech.

Partia ta skorzystała również na reakcji na postępową agendę Niemiec w sprawie klimatu i migracji. W sondażu prowadzonym w siedmiu krajach europejskich Niemcy, mimo że mają reputację lidera w walce ze zmianami klimatycznymi, okazali się najmniej skłonni do przestawienia się na samochody elektryczne, zmniejszenia konsumpcji mięsa czy ponoszenia wydatków z własnej kieszeni, by zmodernizować swoje domy z myślą o ratowaniu klimatu.

W kwestii migracji – na terenach dawnego NRD zakorzenione są przekonania rasistowskie, co widać po wynikach badania, w którym 28 proc. respondentów zgodziło się ze stwierdzeniem, że „Żydzi mają w sobie coś szczególnego i idiosynkratycznego” oraz „tak naprawdę nie pasują do nas”, a prawie 20 proc. twierdziło, że dane o zbrodniach nazistowskich są mocno przesadzone. Połowa ankietowanych chciałaby zakazu imigracji muzułmanów. Jednak AfD udało się również zmobilizować elektorat antyimigracyjny w dużych, bogatych krajach związkowych w byłych Niemczech Zachodnich, takich jak Bawaria – ojczyzna Siemensa i białej kiełbasy – czy Baden-Wirtembergia – ojczyzna Mercedesa i szpecli. Ten nagły zwrot w prawo jest związany prawdopodobnie z warunkami gospodarczymi oraz kryzysem imigracyjnym. Pod koniec lat 60. XX w., kiedy w Niemcy Zachodnie uderzyła pierwsza powojenna recesja gospodarcza, a migranci z Europy Południowej i Turcji zaczęli pracować w ich fabrykach, neonazistowska partia NPD zdobyła 9,8 proc. głosów w Baden-Wirtembergii oraz 7,4 proc. w Bawarii. W latach 90., kiedy Niemcy borykały się z dużym bezrobociem oraz uchodźcami z byłej Jugosławii, prawicowa partia Republikaner bez problemu zdobyła 10,9 proc. głosów w wyborach w Baden-Wirtembergii. Obydwie te partie straciły na znaczeniu, gdy centroprawicowa CDU zmieniła kurs polityki migracyjnej na prawo.

W 2024 roku odbędą się wybory w landach wschodnich, w Turyngii i Saksonii, po czym w 2025 r. będą mieć miejsce wybory ogólnokrajowe – a CDU musi zdecydować, czy dalej marginalizować prawicę, czy zamiast tego zacząć z nią współpracować. AfD plasuje się na pierwszym miejscu sondaży prowadzonych w Turyngii, a na drugim w Saksonii. Friedrich Merz, ogólnokrajowy przewodniczący CDU, twierdzi, że nie będzie współpracować z AfD, jednak Berlin może się obawiać sytuacji, w której lokalne oddziały w Turyngii i Saksonii zdecydują inaczej. Merz nie może temu zapobiec, jeżeli nie chce ryzykować rozłamu partii. Niemcy dołączają do trendów europejskich w chwili, gdy ich elity polityczne starają się znaleźć przeciwwagę dla rosnącego wsparcia prawicy, a gospodarka nie jest już najlepsza w swojej klasie. To właśnie te dwie rzeczy wyróżniały powojenne Niemcy na tle Europy, ale to już minęło. Nawet niemiecka drużyna piłkarska, ustępująca jedynie gospodarce w budowaniu dumy narodowej po 1945 r., to już nie to samo.

Deklasacja Niemiec to problem nie tylko dla samego kraju, ale również dla UE. W chwili utworzenia jej poprzedniczki, Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, w latach 50. XX w., chodziło o ucywilizowanie Niemiec, a tym samym stabilizację kontynentu. Później UE zaczęła traktować Niemcy jako swój punkt zaczepienia. Gospodarka Niemiec była wystarczająco silna, by pomóc finansować projekt europejski, a ich politycy często myśleli wystarczająco daleko w przód, by widzieć, że rozwój UE leży w interesie Berlina. Wzrost popularności AfD czyni Berlin mało wiarygodnym partnerem w Europie.

CDU była kiedyś liderem układu w Schengen, polityki europejskiej umożliwiającej podróżowanie na całym kontynencie bez paszportu. Merz, przewodniczący AfD, zwracając się do prawicowego elektoratu, wzywa do ponownego wprowadzenia kontroli paszportowej na granicach z innymi państwami członkowskimi UE, jak np. z Czechami, aby odsyłać imigrantów. Rząd Kanclerza Scholza zaskoczył Brukselę, w ostatniej chwili torpedując decyzję o zakazie sprzedaży samochodów z silnikiem spalinowym w Europie od 2035 r. Mająca wpływ na tę decyzję partia FDP otrzymała dzięki temu tak potrzebne jej lepsze wyniki w sondażach. Krytyka AfD dotycząca „lekkomyślnego” wydatkowania budżetu przez rząd Scholza powoduje, że FDP i jej kanclerz podwójnie tną wydatki. Niemcy są coraz mniej chętne do wydawania pieniędzy na siebie i na UE.

.Od dekady eksperci spekulują, że to Francja pod rządami Le Pen narazi projekt europejski na największą próbę wytrzymałości. Jednak Niemcy chyba wyprzedzają Francję w tym wyścigu. AfD może jednego dnia przejąć władzę w kraju, jednak nie dokona tego sama. Aby działać w koalicji, partia ta prawie na pewno będzie musiała odstąpić od swoich najbardziej radykalnych propozycji, jak zamknięcie amerykańskiej bazy wojskowej w Ramstein. Jednak nawet w przypadku samych nacisków ze strony AfD na polityków niemieckich UE prędzej czy później stanie w obliczu zmian – przyszłości, w której Niemcy nie będą już punktem oparcia dla gospodarki i polityki, ale źródłem jej niestabilności.

Joseph de Weck
Tekst ukazał się w nr 56 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>] ©The Atlantic Monthly Group. Tribune Content Agency, LLC

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 30 września 2023