Justyna ORŁOWSKA, Kamil KAMIŃSKI: Narodziny Królowej Jaćwingów

Narodziny Królowej Jaćwingów

Photo of Justyna ORŁOWSKA

Justyna ORŁOWSKA

Pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów ds. GovTech.

zobacz inne teksty Autorki

Photo of Kamil KAMIŃSKI

Kamil KAMIŃSKI

Współautor książki „Narodziny Królowej Jaćwingów”.

„Narodziny Królowej Jaćwingów” to polska średniowieczna opowieść fantasy o zapomnianych wojownikach z Jaćwieży. Główną bohaterką powieści jest Egle, strażniczka Jaćwingów, której przyszło stawić czoła jednej z największych potęg zachodniego rycerstwa – Krzyżakom.

.Wszechogarniający mrok został rozświetlony przez krąg ognia wokół brzegu jeziora. Stary druid rozpoczął magiczny rytuał inicjacji dwóch nowych strażniczek Jaćwingów. Para młodych kobiet od setek lat była wybierana, by zgłębiać magię i pradawną wiedzę Jaćwingów. W niezwykłym pokazie tańca ognia na tafli wody w towarzystwie starszyzny plemiennej Egle, córka wodza Stabisa oraz Ankie, córka Dautana, jednego z najdzielniejszych wojowników, właśnie rozpoczynały nowy etap swojego życia, zostając strażnikami swojej wspólnoty i jej największych tajemnic.

Decyzja o tym, kto zostanie wybrany, była dokonywana co dwa pokolenia i należała do przedstawiciela bractwa druidów, którzy żyli w przyjaźni z Jaćwingami, odkąd tylko sięgała pamięć plemienia. Jaćwingowie byli znani z rozbójniczego trybu życia, wielkiej odwagi swoich wojowników i zamiłowania do świata jezior. Była to jednak jedynie część prawdy o wielkim plemieniu Jaćwingów, a tę drugą część, zanurzoną w świecie sekretów, ślubowały nade wszystko chronić – nawet za cenę życia. Wiedza jest rzeczą bardzo niebezpieczną, mawiał Eryk, wiekowy druid, którego zwano Erykiem Siwym.

Wielu podróżników, którzy zawędrowali w świat Jaćwingów, mówiło, że nigdy nie spotkało tych tajemniczych wojowników. Pojawiali się bowiem oni i znikali niczym duchy lasu. Nikt nie znał dokładnych lokalizacji ich osad, a tylko sprawność ich toporów na placu boju nie zostawiała wątpliwości, że realnie istnieją. Ale skąd pojawiał się ten niezwykły lud i gdzie znikał po stoczonych bataliach nie wiedział dosłownie nikt. Mgły strzegły świat jaćwieskich jezior. I nie tylko mgły.

Stabis był bardzo dumny ze swojej córki, że dane jej było posiąść dar magii. Wódz był ponad pięćdziesięcioletnim mężczyzną z siwizną, trochę go jeszcze postarzającą. Jego pokryta bliznami twarz zdradzała, że życie wojownika odcisnęło na nim swoje piętno. Jaćwingowie wybierają swoich wodzów ze względu na ich męstwo i rozum na wiecach, nawet największa chwała przodków to za mało, by zostać wodzem Jaćwingów. W jego rodzinie zdarzali się już wodzowie Jaćwingów, ale nie było strażniczek, tych wyjątkowych, obdarzonych potęgą magii, kobiet. Egle była szczególnym dzieckiem. Pełna niezwykłej energii, od narodzin wyróżniała się wyjątkową inteligencją. Dziś, jako dwudziestolatka o średnim wzroście, smukłej sylwetce, kręconych czarnych włosach, delikatnych rysach twarzy i uwodzącym uśmiechu, była przyczyną niejednego pojedynku wśród zabiegających o jej względy młodzieńców. Radość z inicjacji córki zaburzały jednak wieści o nowym, bardzo niebezpiecznym wrogu, który zawitał u bram Jaćwieży. Zakon krzyżacki, po faktycznym upadku możliwości realnego odzyskania Ziemi Świętej, szukał na nowo celu swojego istnienia i miejsca na działanie. Rycerze mnisi próbowali już stworzyć swoje imperium na Węgrzech, ale zostali stamtąd wyrzuceni przez węgierski dwór, który szybko zorientował się w ich planach. Postanowili się więc osiedlić na ziemi Prusów i dalej używać hasła krucjat, ale tym razem nad Bałtykiem. Prusowie to był inny wróg niż wojowniczy książęta z Rusi. Jaćwiescy informatorzy, rekrutujący się z kupców i włóczęgów, nie zostawiali najmniejszej wątpliwości, że Krzyżacy zagorzale przygotowywali się do stworzenia własnego państwa, a cieszyli się reputacją najlepiej zarządzanego zakonu chrześcijańskiej Europy. Co gorsza, poprzez swój pobyt w Ziemi Świętej i Wenecji, poznali, jaką wartość ma kupiectwo i rzadkie metale. Utrzymywali jeszcze swoją formalną siedzibę w słynnym mieście Akka, ale to Wenecja była prawdziwą stolicą Zakonu. A Jaćwież, o czym widać musieli się dowiedzieć, ma potencjał, by być prawdziwym zagłębiem górniczym Europy, dzięki niezwykłym złożom titanium, vanadium i innych rzadkich metali, czyniąc z tych, którzy ją kontrolują, najbogatszymi ludźmi świata. Zakon nie dbał o to, że stanie się to kosztem zrujnowania odwiecznej przyrody i losu ludzi tam żyjących.

Niemłody już wódz nie miał wątpliwości, że wkrótce przyjdzie stoczyć Jaćwingom najstraszliwszą ze swoich wojen. Z wrogiem, słynącym z okrucieństwa, bezwzględności i wyrachowania. Z wrogiem, cieszącym się poparciem cesarskiego dworu i papiestwa. Do tego, pod płaszczem hasła nawrócenia niewiernych, będą w stanie skompletować wielkie armie zubożałych niemieckich rycerzy, do których dołączą wszyscy inni liczący na poprawienie swojego bytu nowymi nadaniami ziemskimi. Zawsze znajdzie się pewnie kilku szczerze wierzących w sprawę, którzy będą chcieli walczyć ze szlachetnymi w ich mniemaniu intencjami, ale i większość z nich zapewne zostanie skorumpowana pokusami materialnych zysków.

Gdy znów popatrzył na Egle, zapomniał o tych troskach. Dziś jest dzień radości. Inicjacja strażniczek zawsze dawała nadzieję. Czy w końcu istnieje lepszy niż magia gwarant obrony ich zagrożonego świata?

Druid, wypowiadając prastare słowa przysięgi strażniczek, czuł wewnętrzny niepokój. Siła magii, w którą tak pragną wierzyć zgromadzeni, jest już bardzo słaba, daleka od tej, którą poznał, gdy zostawał druidem. Usychające drzewa nad świętym jeziorem Jaczno to nie wynik jakiejś nieznanej choroby, ale oznaka, że ich czas ochrony przez magię zmierza do końca. Natura na świecie jest poddawana coraz brutalniejszej kolonizacji, ziemia cierpi wskutek niepohamowanego rozwoju ludzkiej gospodarki, za nic mającego sobie równowagę w przyrodzie. Jaćwingowie dbają o harmonię z naturą, ale siła magii bierze się z równowagi natury całego świata, a ta słabnie przez pustoszącą środowisko rabunkową gospodarkę. Płonące lasy, dymiące bez opamiętania huty, prymitywne kopalnie – to wszystko osłabia siłę magii zaklętą w naturze.

Wiara Jaćwingów w magię była silna, choć jeszcze silniejsza była ich wiara w naukę. Eryk jako druid należał do jedynej grupy ludzi poza Jaćwingami, którzy znali ich najpilniej strzeżony sekret, którego wyjawienie ściągnęłoby niechybną zagładę na plemię. To nie był żaden zwykły barbarzyński lud, tylko epigoni wielkiej cywilizacji znad Morza Śródziemnego, słynącej z niesłychanego zaawansowania technologicznego, potrafiącej nawet budować podwodne miasta. Niestety, ciągłe wojny z tymi, którzy pragnęli posiąść ich tajemnice, wykrwawiały ceniącą naukę społeczność i dlatego decyzją swoich wszystkich dorosłych obywateli wytypowano trzy tysiące rodzin, które miały uciec na daleką Północ, na terytoria zamieszkane przez barbarzyńców i tam odtworzyć ich świat. Paradoksalnie, to nie wojny, lecz wielkie trzęsienie ziemi miało ostatecznie pogrzebać ich rodzinny dom ulokowany na wielkiej wyspie na Morzu Śródziemnym, pozwalając bezkresnej morskiej głębi na pochłonięcie go. Potęga natury jest nieograniczona – pomyślał starzec – i nawet gdy umrze magia, natura wciąż będzie niezmiennie trwała…

Bractwo druidów otoczyło epigonów opieką i pomogło im zbudować nowy dom w świecie Jaćwieży, w krainie jezior i lasów, wykorzystując do tego swoją magiczną moc, by uchronić ich ledwie ocalałą podwodną cywilizację od skutków chciwości i nienawiści innych.

Eryk patrzył na Egle i Ankie z pomieszaniem radości i smutku. Czuł, że nadchodzi śmierć. Znał dobrze świat rycerskich zakonów i władców wiecznie głodnych podbojów, ziemi i bogactw. Bractwo druidów od niepamiętnych czasów było światem cieni, które pojawiały się i znikały na szlakach Europy, Lewantu, a czasem nawet dalekiej Azji, służąc swoim przyjaciołom w potrzebie ochroną i radą. Jeziora i góry Szkocji oraz Irlandii były ich domem, dając im spokój i bezpieczeństwo, którego nie mogli już znaleźć w swoich dawnych galijskich siedzibach. A co najważniejsze, moc magii natury tam właśnie była dziś najsilniejsza.

Stary druid spędził ostatnie lata, ćwicząc dwie przyszłe strażniczki w sztuce magii, ucząc je osiągać, niedostępny innym, stan jedności umysłu z naturą. Ankie dużo łatwiej to przychodziło niż Egle, która zawsze potrzebowała więcej wysiłku, by osiągnąć spokój myśli. Natomiast umiejętność rozmowy ze zwierzętami córka Stabisa miała niemal naturalną, pokazując talent, który zdumiewał nawet siwego nauczyciela. Jelenie, ptaki czy wilki instynktownie do niej lgnęły, słuchając jej rozkazów. Ankie nigdy nie czuła takiej łączności ze światem zwierząt. Obie natomiast były dzielnymi wojowniczkami, nauczyły się władać włócznią, mieczami i łukami w stopniu absolutnie mistrzowskim. Codzienne żmudne, wielogodzinne ćwiczenia, które zmuszały ich ciała do skrajnego wysiłku, przyniosły efekt, tym bardziej, że we władaniu bronią nawet największa praktyka to nie wszystko. Potrzeba jeszcze talentu. A obie były córkami najznakomitszych wojowników i sztukę rycerską miały we krwi. Egle ukochała zwłaszcza włócznię, z którą potrafiła, poruszając się nadzwyczaj zwinnie, stać się jednością.

Egle i Ankie były doskonale przygotowane do pełnienia roli strażniczek, ale ich poprzedniczki nigdy nie musiały mierzyć się z tym, co czekało je. Czy sprostają próbie – zastanawiał się druid, starając się ukryć swój niepokój – czas pokaże… Egle była jedynaczką, a Ankie miała brata, Wigrisa, bardzo utalentowanego młodego wojownika. O ile Ankie będzie mogła zawsze liczyć na wsparcie swojego brata, to Egle będzie musiała samotnie stawić czoło nadchodzącej burzy.

Egle czuła wielką radość, gdy rytuał inicjacji się kończył. Tyle lat ćwiczeń w magii, sztukach walki i nauk o naturze oraz technice wreszcie dobiega końca. Będzie mogła już wkrótce wyruszać w pierwsze misje, by służyć Jaćwingom jako strażniczka. Eryk był zawsze bardzo wymagającym nauczycielem, więc gdy została wytypowana do roli strażniczki, nie posiadała się z radości. Druid wyczuł w niej wielką moc magii, sądziła więc, że to będzie główny przedmiot jej treningu, a tymczasem okazało się, że ani magia, ani fechtunek, lecz dawne uczone księgi o panowaniu nad światem wody i prawach przyrody, połączone z niekończącymi się historycznymi sagami, miały stać się jej największym wyzwaniem.

.Żałowała jednego: tego, że jej ukochanej matce nie było dane doczekać tego dnia. Uśmierciła ją okrutna zaraza, przywleczona nieświadomie przed wielu laty przez wojowników z jednej z wypraw. Egle zadręczała się myślami, że gdyby wcześniej została strażniczką, to może zdołałaby uratować rodzicielkę. Poczucie straty i bezsilności, wobec tego, co się wydarzyło, towarzyszyło jej nieustannie.

Justyna Orłowska
Kamil Kamiński

Fragment książki Narodziny Królowej Jaćwingów, wyd. Regnum Inspiratio [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 lutego 2023