Justyna ORŁOWSKA: Odpoczynek nie hańbi. Warto inwestować w wolny czas

Odpoczynek nie hańbi. Warto inwestować w wolny czas

Photo of Justyna ORŁOWSKA

Justyna ORŁOWSKA

Pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów ds. GovTech.

zobacz inne teksty Autorki

Technologie, które służą optymalizacji naszej pracy, mogą nam też pomóc ciekawiej wykorzystać czas wolny. Państwo wspiera takie działania coraz odważniej – pisze Justyna ORŁOWSKA

To, że jesteśmy w środku wyścigu technologicznego, dla nikogo nie jest już chyba nową tezą. Mniej się jednak mówi o tym, że niektóre państwa zaczynają się ścigać w tym, kto wrzuci mocniejszy wsteczny bieg. Najnowszy rekord w tej kategorii wyśrubowały Chiny, wprowadzając ograniczenia, które nawet najbardziej technosceptycznym z nas wydają się drakońskie. Chińskie dzieci mogą grać w gry wideo między ósmą a dziewiątą wieczorem (i tylko w weekendy), a chiński odpowiednik TikToka będzie mógł gościć pod strzechami przez 40 minut dziennie.

Choć w reakcjach zachodniej opinii publicznej dominowały głosy krytyczne, znaleźli się też zwolennicy takiego posunięcia. Skąd tak podzielone opinie? Ruch chińskich władz łatwo uznać za kolejny dowód obsesji totalitarnego państwa, jednak dyskusja, która się wokół niego wywiązała, dotyka istotnego zagadnienia społecznego. W obliczu wywołanego pandemią przyspieszenia cyfrowego i technologicznego zarówno po stronie obywateli, jak i różnego rodzaju organizacji wydaje się, że już nie tylko futurologom, ale nam wszystkim coraz łatwiej snuć wizję świata owładniętego powszechną automatyzacją i robotyzacją, a co za tym idzie, minimalizacją pracy człowieka. Wizję dla jednych przyjemną na myśl o wolnym czasie przy jednoczesnym minimalnym dochodzie podstawowym, dla innych wprost przeciwnie, wywołującą lęk przed nieznanym i nieumiejętnością cieszenia się z pozasłużbowych aktywności. W tej dychotomii zaskakująco często pojawia się niestety ta druga reakcja. Nic dziwnego, skoro od dziecka przygotowywani jesteśmy przede wszystkim do tego, jak dobrze pracować, a nie jak dobrze odpoczywać. Jednak w dobie z jednej strony ograniczania liczby dni roboczych (m.in. Islandia, Hiszpania i Nowa Zelandia prowadzą takie eksperymenty), a z drugiej pracy zdalnej, kiedy trudno odróżnić czas pracy od czasu odpoczynku, kraje, które nie zainwestują zarówno w edukację przygotowującą do podejmowania zawodów przyszłości, jak i w edukację w zakresie spędzania wolnego czasu, niechybnie pozostaną w tyle.

Na oba zjawiska wpływ ma postęp technologiczny, który nie zwolni. Grass Roots szacuje, że do 2025 roku „elastyczne godziny pracy” będą najbardziej pożądanym benefitem pracowniczym. W praktyce „elastyczne godziny” oznaczają, że ktoś pracuje tyle, ile trzeba, czyli najczęściej mniej niż na etacie. To z kolei wiąże się z efektywniejszą pracą i nieprzespanymi nocami działów HR, ale też zapewni więcej wolnego czasu w społeczeństwie.

Ażeby zrozumieć wyzwanie, przed którym stajemy jako społeczeństwo, warto przenieść się w czasie i zawitać najpierw do naszych prehistorycznych przodków. Podejrzewam, że określenie wolnego czasu rozumiane w dzisiejszych kategoriach było im obce, natomiast czas, w którym ich rolą nie było dbanie o przetrwanie ich plemienia, spędzali na zabawie z potomkami, rozmowach, a także na czymś, co było zaczątkiem sztuki. Były to czynności pożyteczne – zabawa miała przygotowywać do starcia z drapieżnikami i nauczyć interakcji w grupie, rozmowy służyły dzieleniu się wiedzą, a sztuka wyrażała ich potrzeby twórcze oraz budowała wspólną tożsamość plemienia. Czas wolny dla pierwszych ludzi stanowiły aktywności, które nie zabezpieczały bezpośrednio ich przetrwania. Wspierały jednak pośrednio rozwój kompetencji potrzebnych im do tego. Ze względu na stałe zagrożenie ze strony drapieżników nie było miejsca na czynności zupełnie „niepożyteczne”.

Nie mniej „pożyteczne” spędzanie wolnego czasu praktykowali starożytni Grecy. Czymś, co postrzegano jako pracę, parali się niewolnicy, a w kontrze do tego był czas wolny dostępny dla bogatej warstwy społeczeństwa i bynajmniej nie był to czas, który określilibyśmy dzisiaj mianem prokrastynacji. Odpoczynek był synonimem aktywności – czy to fizycznej, czy psychicznej. Oznaczał uprawianie sportu, naukę muzyki czy prowadzenie debat z innymi osobami mającymi podobny poziom wiedzy, a także uprawianie filozofii. Tak spędzany czas wolny nie należał do najlżejszej rozrywki intelektualnej, a wręcz miał stanowić niejako zaspokojenie personalnych aspiracji. To produkty tego czasu wolnego zaliczamy dziś do cudów świata i po ich liczbie określamy znaczenie społeczeństw w historii. W końcu kto mógł sobie pozwolić na więcej artystów czy filozofów – słabe polis czy silne? Inne cywilizacje przyjęły podobne podejście – w hinduizmie najwyższą kastą stali się bramini (kapłani), a konfucjański mnich był synonimem człowieka sukcesu na Dalekim Wschodzie. Za filozofią poszła nauka abstrakcyjna, która szybko przestała być abstrakcyjna i znalazła zastosowania praktyczne (choćby zasady optyki według legendy posłużyły Archimedesowi do zatapiania wrogich statków). Dlatego w średniowiecze niemal wszystkie cywilizacje wkraczały z grupami wykorzystującymi czas wolny, zdobiącymi czubki piramid społecznych.

Wróćmy do naszych czasów. Po półtora roku trwania pandemii, która przyspieszyła procesy cyfryzacyjne na świecie, widać, jak wiele nieprzyjemnych dla człowieka ciężkich prac już przejęły maszyny. Czy to oznacza, że człowiek nie będzie miał już pracy i pozostanie mu tylko czas wolny? Zdecydowanie nie, a na pewno nie w okresie, który może nas dotyczyć. Szacunki Gartnera wskazują, że na każde 100 miejsc pracy powstanie kolejnych 130. Tak jak wynalezienie samochodu sprawiło ostatecznie „tylko” tyle, że dorożkarze zostali kierowcami, tak samo sztuczna inteligencja zamieni wykonujących proste analizy w wykonujących skomplikowane analizy wspierane przez AI.

Jednak niezależnie od tego, czy przed nami perspektywa nieograniczonego wolnego czasu, czy wciąż jego „braku”–  nieuniknione jest pochylenie się nad tym zagadnieniem zarówno po stronie rządów, jak i każdego z nas z osobna. Dlaczego to takie ważne? Wiadomo nie od dziś, że porównywanie rozwoju różnych krajów pod względem poziomu czy wzrostu PKB jest niewystarczające. Jest wiele innych wskaźników, które uzupełniają taką analizę. Coraz więcej ekonomistów zaczyna pochylać się nad miarą wolnego czasu. To ważne, bo skoro w 2040 roku połowa populacji Europy Zachodniej będzie miała co najmniej 50 lat, to mierzenie tylko wzrostu gospodarczego niemal wyłącza wszelkie aktywności kilkudziesięciu procent społeczeństwa. To nie znaczy, że nie powinniśmy patrzeć na wskaźniki gospodarcze, ale będą one coraz bardziej odstawać od miary poziomu życia i (tym bardziej) szczęścia w danym społeczeństwie.

Obok samych liczb wskazuje się jednak także na kilka innych czynników, m.in. nasz indywidualny stosunek do wolnego czasu, nierówne rozłożenie wolnego czasu w trakcie naszego życia oraz skupienie polityki edukacyjnej niemal wyłącznie aprecjującej pracę z jednoczesnym deprecjonowaniem odpoczynku. Pierwsze zagadnienie wydaje się jednym z najtrudniejszych wyzwań, skoro wpływ na to, jakie jest nasze podejście do odpoczynku, jest głęboko zakorzeniony w poszczególnych społeczeństwach. Polacy, podobnie jak Amerykanie (protestancki szacunek dla pracy) czy mieszkańcy krajów azjatyckich, mają bardzo wysoki etos pracy, a wręcz wciąż spotyka się szczycenie się późnym wychodzeniem z pracy bądź posiadaną dużą liczbą niewykorzystanych dni wolnych. Etos „stachanowca” jest w nas wciąż silny, a właściwie zawsze był, co widać nawet w naszym języku – „leń” wywodzi się od słowa oznaczającego głupca, a od porzekadeł w rodzaju „bez pracy nie ma kołaczy” aż się roi w słownikach.

Pytanie jednak, czy to źle. Skoro jak wskazuje Brad Aeon, trudno jest wykorzenić, przynajmniej prostymi metodami sugestii, autosugestii czy manipulacji, negatywne podejście do wolnego czasu, warto inwestować w rozwój „pożytecznych” aktywności. Badania przeprowadzone na The Wharton School na Uniwersytecie Pensylwanii pokazały dość jasno, że jeżeli spędzamy nasz wolny czas w sposób, który „wydaje się sensowny” (np. na interakcjach towarzyskich), zaczynamy uważać, że więcej wolnego jest dla nas lepsze. Innymi słowy, mamy w głowach żandarmów broniących naszej produktywności. Ale jeśli tylko przekonamy ich, że wcale nie odpoczywamy, tylko „inaczej pracujemy”, nie tylko nam odpuszczą, ale zaczną pilnować częstego wypoczywania.

Można rzec, że trzeba wrócić ad fontes – tym razem do nawyków elit greckich, które przykładały ogromne znaczenie do realizacji zarówno rozwoju duchowego, jak i fizycznego. Osiągnąć to można nie tylko poprzez kampanie społeczne dotyczące zdrowego stylu życia, ale także dzięki dynamicznie rozwijającemu się w Polsce sektorowi EdTech w zakresie life-long-learning, czyli uczenia się przez całe życie. I tu także edukacja nastawiona na przygotowanie do pracy służy wsparciem.

Mechanizmy i technologie, które zachęcają do pracy, oddziałują też na sektor czasu wolnego. Tak zwane kompetencje przyszłości stają się nieodzowne zarówno w pracy, jak i w wolnym czasie. Dlatego tak ważna jest edukacja nastawiona na odkrywanie indywidualnych talentów, które mogą być wykorzystywane w pracy i poza nią. Szereg badań psychologicznych wskazuje, że najbardziej satysfakcjonującymi sposobami na spędzanie wolnego czasu są aktywności, które rozwijają nasze umiejętności, do których mamy predyspozycje albo które leżą w obszarze naszych zainteresowań.

Oczywiście kolejne pokolenia w Polsce, które już nie pamiętają czasów wysokiego bezrobocia, większą wagę przykładają do samorealizacji i spełniania swoich aspiracji także pozazawodowych, jednak i oni stają przed nie lada zagrożeniami wynikającymi z edukacji nastawionej na przygotowanie do pracy.

O jakich zagrożeniach mowa? W momencie, kiedy nie skupiamy się na uczeniu się, jak być świadomym uczestnikiem rynku wolnego czasu, możemy stać się tego rynku produktem. Produktem wielkich korporacji, które wykorzystując naszą nieświadomość i brak kompetencji do odpowiedzialnej konsumpcji dostępnych aktywności, często dostarczają nam wyłącznie dopaminowych doznań, które jak szybko się pojawiają, tak też szybko znikają, pozostawiając egzystencjalną pustkę (czasem także w portfelach). A przy tym gromadzą dane, które są od nas pozyskiwane celem nauczenia sztucznej inteligencji, jak jeszcze bardziej nas uzależnić od określonej rozrywki. Odpowiedzialność w rozwoju tych kompetencji spoczywa na wszystkich uczestnikach gospodarki wolnego czasu – od państwa, poprzez rodziny, po sektor prywatny, włączając ogromną rolę mediów promujących poszczególne postawy czy zachowania.

Jak mogą w tym zakresie działać państwa? Tu wracamy do inwestycji w obszarze kultury przy ogromnym udziale tych samych technologii, które są przez niektóre podmioty wykorzystywane, aby zmieniać nas z konsumentów w swoje produkty. W końcu coś, co służy optymalizacji naszej pracy, tak samo może nam pomóc ciekawiej wykorzystać czas wolny. Wirtualne muzea są dziś rzeczywistością. Algorytmy potrafią zasugerować nam autentycznie ciekawe treści (w przeciwieństwie do tych, których autor najwięcej zapłacił), a Polska coraz aktywniej angażuje się na tym polu międzynarodowo. Ostatnio marszałek Marek Kuchciński ogłosił Cyfrową Europę Karpat, skupiającą państwa regionu wokół wykorzystania nowych technologii do rozwoju turystyki i lokalnych społeczności. Państwo wspiera takie działania coraz odważniej, bo jest coraz większe zapotrzebowanie na nie – w czasie pandemii nauczyliśmy się, że każdą czynność w naszym życiu mogą wesprzeć technologie.

Innym zagadnieniem leżącym po stronie państwa jest edukacja skupiona na odkrywaniu talentów. Tutaj nie sposób nie przytoczyć fińskiego systemu edukacji, który wykorzystuje między innymi pracownie technologiczne, tym samym wspierając budowę kompetencji przyszłości. Takie działania mogą wspierać odkrywanie talentów, o którym mowa była wcześniej. Co ważne, jednocześnie trzeba wspomagać proces odbiurokratyzowywania pracy nauczycieli i pedagogów, w czym pomagać będą algorytmy AI, aby mogli się skupić na tym, co najważniejsze – wspieraniu młodych ludzi w odkrywaniu, a następnie rozwijaniu ich pasji.

Wracając do chińskiego wątku, trzeba powiedzieć, że jest ważne, aby nie zapominać o weryfikacji, co robią nasze dzieci w wolnym czasie w świecie wirtualnym, w szczególności, w co grają. Pamiętajmy, że często to, co jest za darmo, nie musi być rozwojowe, a może być wręcz rozwijające negatywne postawy uzależnienia u kolejnych pokoleń (bardzo często gry „Free to Play” szybko okazują się grami „Pay to Win”). Jednak jest wiele rozwijających gier, także bezpłatnych, które mogą być równie ciekawe. Jednocześnie zależy nam zawsze na tym, aby nasze dzieci miały jeszcze lepiej niż my sami, a co za tym idzie, znajdowały się w coraz to wyższych klasach społecznych. Warto pamiętać, że tak jak dawniej, także obecnie właśnie to, jak potrafimy korzystać z wolnego czasu, świadczy o tym, jaki status społeczny posiadamy, a niekoniecznie zasobność portfela, która w dobie ekonomii dzielenia się też schodzi na dalszy plan.

.Każdego motywuje co innego. Jednak gospodarczo nie stać nas na nieinwestowanie w wolny czas – zarówno po stronie państwa czy przedsiębiorstw, jak i samych odpoczywających. Sektor odpoczynku będzie dalej rósł wraz ze wzrostem grupy wiekowej, która ma dużo czasu (a chce go jeszcze więcej), a także z postępującymi technologiami, automatyzującymi pracę. Warto też samodzielnie zadbać o to, abyśmy nie zagubili siebie w tym świecie i nie stali się bezmyślnymi produktami rynku wolnego czasu. Droga do ograniczenia bezsensownych aktywności nie wiedzie przez limitowanie ich do 40 min dziennie, lecz przez uczenie kolejnych pokoleń (i siebie samych), że i te 40 min można spędzić ciekawiej. Ta droga wydaje się objazdem, ale jako jedyna nie wiedzie w przepaść.

Justyna Orłowska

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 1 października 2021