Jarosław OBREMSKI: Wrocławskie doświadczenia. Kultura i sztuka w polityce miejskiej

Wrocławskie doświadczenia.
Kultura i sztuka w polityce miejskiej

Photo of Jarosław OBREMSKI

Jarosław OBREMSKI

Senator RP. Były wiceprezydent Wrocławia.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

W dyskusji o kulturze pojawia się bardzo poważne niebezpieczeństwo: instrumentalizacja kultury. Jednocześnie procesowi temu towarzyszą obecnie dwie mody: budowania obywatelskości poprzez ruchy miejskie i kulturę oraz moda na antyfestiwalowość. Dostrzegając w tych modach reakcje na arbitralność władz, nadmiar „eventów’’ kulturalnych i przewagę bycia konsumentem nad obywatelem, trzeba – idąc przeciw popularnym trendom – pokazywać manowce mód.

.Ostatnie 15 lat to odkrywanie w świecie i Polsce, że kultura się opłaca. Zauważenie nie tylko jej normotwórczego i estetycznego wymiaru, ale jej siły oddziaływania na gospodarkę, pobudzanie kreatywności i budowania kapitału społecznego. Książka Florydy i jej pochodne stały się zaklęciami co światlejszych burmistrzów i komentujących polityki kulturalne publicystów.

Wysunięto wniosek, że opłacalność kultury oznacza konieczność jej używania. Tu jest mój sprzeciw, bo nie jest to tak proste, a co więcej może być cywilizacyjnie niebezpieczne.

Marcin Król pisze: „Mamy do czynienia z umiarkowanym kryzysem gospodarczym, poważnym kryzysem politycznym, dramatycznym kryzysem cywilizacyjnym i być może śmiertelnym kryzysem duchowym”. To głos jednego z polskich intelektualistów, którzy w czasach PRL-u czynnie zabiegali o wolność. Ten cytat rozumiem też, jak istotne jest ustalenie hierarchii sensów, a w efekcie zdefiniowanie istoty kultury jako w wolności poszukiwania Prawdy, odpowiedzi „po co ?”, a nie tylko „jak ?”.

Jeżeli chcemy używać kultury w zbyt prosty sposób, to nie zmniejszymy kryzysu duchowego i w rezultacie nie wyjdziemy z kryzysu cywilizacyjnego, politycznego i gospodarczego.

.Przywołuję Marcina Króla także dlatego, że jest on świadkiem XX-wiecznych eksperymentów zinstrumentalizowania kultury, która miała służyć czemuś, a walczyć przeciw czemuś innemu. Oczywiście kultura, sztuka nas zmienia, czyni nas lepszymi, nawet czyni nas lepszymi obywatelami, ale indywidualnie poprzez zderzenie z głębią, wartością sztuki. To wielka sztuka przypomina nam, że nie jesteśmy tylko pracownikami i konsumentami. To ona może nas skłonić do zrozumienia innych po drugiej stronie w społeczeństwie (społeczeństwach ?) coraz bardziej spolaryzowanym ideowo, politycznie, majątkowo, czy religijnie.

Czytając gazety mam wrażenie, że każde zdarzenie artystyczne, nawet na milę ociekające szmirą, znajdzie swojego adoratora i to wśród nienajgłupszych piór. Kryzys krytyki artystycznej ? Tak, ale przede wszystkim przekonanie, iż nie jakość jest ważna, lecz to z jakich pozycji artysta próbował się wyrazić. Nie jakość jest oceniana, ale czemu ten zabieg artystyczny ma służyć. Jeśli przy tym twórca jest z grupy wykluczonych, wówczas wara od krytyki, ważna jest sprawa.

Szczęśliwie w dłuższej perspektywie w sztuce liczy się jakość.  Przygotowując program Europejskiej Stolicy Kultury, ustalając repertuar teatru, program festiwalu, to jest najważniejsze. W ten sposób okazujemy szacunek dla odbiorców-uczestników.

.Nie zawsze się udaje, bo wolność w sztuce oznacz także błąd, porażkę, ale dopiero po spełnieniu warunku dbałości o jakość możemy zastanowić się czy możemy jeszcze coś więcej uzyskać dla budżetu, budowania tożsamości lokalnej, pobudzenia obywatelskiego, wspierania lokalnych twórców.

Wspieranie amatorskiej działalności artystycznej to także, a dla mnie przede wszystkim, otwieranie uczestników tej działalności na odbiór wielkiej sztuki, która nas zmienia i kształtuje. Program ratowania czytelnictwa w Polsce uda się nie poprzez rozdawanie książek – zwierzeń naszych celebrytów, ale przez zbudowanie zachwytu nad wielka literaturą.

Podsumowując:  „kultura, głupcze”, a nie „kulturą głupcze”.

Po wyborach samorządowych, bardziej medialnie niż realnie, zabłysła jutrzenka swobody w postaci ruchów miejskich i właśnie budowania obywatelskości poprzez kulturę.

Moja kpina nie wynika z tego, że nie widzę w nich niczego wartościowego, co więcej dostrzegam konieczność budowania więzi grup interesu niematerialnego (cykliści, wspólnoty lokalne). Mój niepokój budzi próba ideologizacji ruchu, stawiania kultury nie przed a za celem. Osobnego omówienia wymaga pokazanie skutków dla samorządu ukierunkowania na ruchy i objaśnienie głębszych przyczyn słabości obywatelskiej Polaków. Twierdzę, że klucz jest w stolicy, a nie w gminach, miastach i wioskach.

Kultura i sztuka w polityce miejskiej nie powinna być podporządkowana obywatelskości, bo grozi to wyjałowieniu.

.Potrzebujemy odniesień wyższych, w sztuce szukającej odpowiedzi podstawowych, które budują ład aksjologiczny i tworzą „ciepłe‘’ relacje społeczne, bo obywatelskość to coś więcej niż umowa społeczna. Bycie obywatelem Polski, Wrocławia, osiedla Pracze to nie tylko definiowanie miejsca zamieszkiwania i oczekiwań wobec władz.

Druga tendencja to antyfestiwalowość. Poniekąd wynika ona z pragnienia traktowania kultury poważnie. Jest reakcją na zjawisko rozpoczęte w latach dziewięćdziesiątych, zwycięstwa ideologii, że wartościowe jest tylko to, co da się sprzedać z zyskiem. Spowodowało to, że wielu działaczy kultury z jednej strony – i hochsztaplerów z drugiej – budowało „rynkową wartość kultury‘’ poprzez nadużywanie nazwy festiwalu. Tylko co z tego?

Jesteśmy homo ludens, potrzebujemy świąt. W ich trakcie czujemy się lepszymi, bardziej otwartymi. Na pewno lepiej być szczodrym, zaangażowanym w działalność charytatywną przez cały rok, ale to przecież nie przekreśla takich inicjatyw jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.

Musimy pamiętać, że mieszkańcy dużych miast o kapitale kulturowym umożliwiającym aktywność w kulturze miasta to ludzie ciężko pracujący, także dotyczy to studentów. Wyrwanie ludzi o małej ilości czasu wolnego z domów wymaga mocnego komunikatu: „to jest to, na co czekałeś”. Festiwal taki komunikat buduje, komunikat święta teatru, filmu. Czasami udział w festiwalu buduje fascynacje nie epizodyczną, a dożywotnią. Bywa też, iż festiwal jest początkiem instytucji całorocznej. Tak było z festiwalem „Nowe Horyzonty”, który został uzupełniony przez największe nie-popcornowe kino studyjne.

.To nie festiwalowość jest problemem. Istotą jest stabilna, konsekwentna i mądra polityka miejska, umiejąca wygrywać m.in. miłość do festiwali, czyli przyzwolenie mieszkańców, że od czasu do czasu chcą się dać uwieść, ale to już jest inna opowieść.

Jarosław Obremski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 lutego 2016