Justyna ZWOLIŃSKA: "Rolnictwo to nie przemysł, ziemia to nie fabryka, a zwierzęta to nie maszyny"

"Rolnictwo to nie przemysł, ziemia to nie fabryka, a zwierzęta to nie maszyny"

Photo of Justyna ZWOLIŃSKA

Justyna ZWOLIŃSKA

Prawniczka specjalizująca się w zagadnieniach związanych z polityką jakości i ochroną środowiska w rolnictwie, polityką żywnościową oraz Wspólną Polityką Rolną.

Uprzemysłowione, korporacyjne rolnictwo, nie szanując planety, gleby, wody, powietrza, roślin i zwierząt – nie szanuje też człowieka – pisze Justyna ZWOLIŃSKA

Rolnictwo emituje do atmosfery 10 proc. gazów cieplarnianych, z których ponad 70 proc. pochodzi z przemysłowego chowu zwierząt. Jak podaje raport IPES Food z 2019 r., cały łańcuch żywnościowy – od producenta do konsumenta – odpowiada za 30 proc. tych emisji. Rolnictwo jest jedną z najważniejszych przyczyn globalnego ocieplenia.

Zmiana Wspólnej Polityki Rolnej (WPR) rozpoczęta w 2018 r. w ramach Europejskiego Zielonego Ładu jest konieczna, gdyż rolnictwo funkcjonuje w systemie naczyń połączonych. Im gorszy stan środowiska i klimatu, tym mniejsza zdolność produkcji rolnej, tym mniej żywności i tym większy niepokój społeczny. Z powodu braku stabilności klimatu i postępującej degradacji środowiska wzrastają wśród rolników obawy o wielkość zbiorów, wystarczającą ilość paszy dla zwierząt oraz dochodowość gospodarstw. Wydajemy coraz więcej środków publicznych na odszkodowania za straty rolnicze i na działania adaptujące rolnictwo do zmiany klimatycznej. Dla konsumentów oznacza to mniejszy dostęp do żywności, zwłaszcza tej o wysokiej jakości. Dla państw jest to zagrożenie uderzające w bezpieczeństwo żywnościowe i suwerenność żywnościową.

Jednakże reforma WPR mająca budować system żywności, który będzie sprawiedliwy, zdrowy i przyjazny dla środowiska, zgodnie z założeniami unijnej strategii „Od pola do stołu”, będącej głównym elementem Zielonego Ładu odnoszącym się do rolnictwa, spotkała się z oporem krajów członkowskich, a w Polsce przez niektórych polityków i przedstawicieli branży rolniczych została określona jako „najczarniejszy scenariusz dla polskiego rolnictwa”.

Jest to związane ze skutecznym i długotrwałym lobbingiem prowadzonym przez przedstawicieli rolnictwa przemysłowego, nastawionego na efekt skali i eksport. Ziemia ma dawać jak najwyższe plony, więc powszechnie stosuje się nawozy sztuczne, z których uwolniony do atmosfery podtlenek azotu jest gazem o potencjale ocieplenia 290 razy większym niż dwutlenek węgla. Powszechne jest także użycie środków ochrony roślin (pestycydów), w tym glifosatu, zakwalifikowanego przez Światową Organizację Zdrowia jako substancja o potencjalnie niebezpiecznym oddziaływaniu na ludzkie zdrowie.

Aż 83 proc. gleb w UE zostało zanieczyszczonych pozostałościami po jednym lub kilku pestycydach, a 58 proc. pozostałościami po mieszance pestycydów. Europa traci 970 milionów ton gleby każdego roku.

Pod wpływem chemii rolniczej gleba się wyjaławia i staje się martwa. Znikają mikroorganizmy, a także dżdżownice wytwarzające humus będący naturalnym nawozem. Na łyżeczce do herbaty mieści się więcej glebowych mikroorganizmów, niż jest wszystkich ludzi na naszej planecie. Mikroorganizmy tworzą podziemne metropolis, którego potęga polega na budowaniu żyzności gleby. Jednak rolnictwo przemysłowe traktuje glebę wyłącznie jako środek produkcji, sztucznie wzbogacany.

Zabijanie gleby przez jej chemizację wydaje się paradoksalne, zwłaszcza że im jest ona żyźniejsza, tym większą ma zdolność retencjonowania wody. Wzrost próchnicy o 1 proc. powoduje zatrzymanie w glebie 150 m³ wody na hektarze. Niestety woda w rolnictwie przemysłowym to także środek produkcji, który można pobrać w dowolnych ilościach i zanieczyścić na dowolną skalę. Rolnictwo jest głównym sprawcą spływu do wód związków azotu i fosforu, powodujących jej eutrofizację.

38 proc. zasobów wodnych znajduje się pod znaczącą presją ze strony rolnictwa, szczególnie zanieczyszczeniem azotem pochodzącym z rolniczych źródeł. Od 1960 do 2010 r. Europa straciła 24 proc. odnawialnych zasobów wody per capita.

Niedobór wody do celów rolniczych jest szczególnie dużym problemem w Polsce, która od kilku lat zmaga się z suszą rolniczą. Dodatkowo pogłębiają go zmiany klimatyczne, ogólnie słaba jakość gleb w Polsce (przewaga gleb piaszczystych), a przede wszystkim prowadzenie niekontrolowanego zarządzania wodą w naszym kraju, przyspieszającego odpływ wody z terenów rolniczych. Nieprzemyślane inwestycje, niewłaściwe prace melioracyjne, nadmierna regulacja cieków, niekontrolowana budowa studni głębinowych oraz systemów nawadniających uprawy w rezultacie powodują jeszcze większe zaburzenie stosunków hydrologicznych, a w konsekwencji prowadzą do niedoborów wody w rolnictwie i ryzyka wystąpienia lokalnych konfliktów o dostęp do niej.

Mimo to od dłuższego czasu w Polsce ukierunkowuje się politykę rolną na rozwój rolnictwa przemysłowego, w tym monokultur (zwłaszcza na pasze) i przemysłowej produkcji zwierzęcej. Przez ostatnie 5 lat wydano o 281 proc. więcej decyzji umożliwiających budowę instalacji do intensywnego chowu zwierząt gospodarskich. Chwalimy się dynamicznym wzrostem krajowego PKB wynikającym ze wzrostu eksportu mięsa drobiowego, wieprzowego, jaj i mleka oraz innych produktów rolnych, bez żadnego wliczenia w to kosztów środowiskowych, zdrowotnych oraz związanych z obniżeniem jakości życia w Polsce.

Obecnie ponad 500 gmin w Polsce protestuje przeciwko sąsiedztwu ferm chowu przemysłowego z uwagi na uciążliwość odorową, plagę owadów, hałas pochodzący z transportu i od zwierząt, a także zagrożenia związane z zanieczyszczeniem powietrza i wody. Zagrożenie związane z dalszym rozwojem przemysłowej produkcji zwierzęcej jest ogromne.

Według najnowszych badań ryzyko wystąpienia chorób odzwierzęcych u ludzi wzrasta, gdyż pochodzące z ferm przemysłowych bakterie mogą rozprzestrzeniać się na odległość 2 km, a wirusy nawet na 75 km.

Intensywna hodowla, trzymająca w zamknięciu zwierzęta przez całe ich życie, nie zapobiega także występowaniu epizootii, czego przykładem są wybuchające co chwilę epidemie afrykańskiego pomoru świń (ASF) czy ptasiej grypy.

W ramach przemysłowej produkcji zwierzęcej podaje się więcej antybiotyków niż w całym systemie opieki zdrowotnej, powodując 33 000 zgonów w UE z uwagi na antybiotykooporność u ludzi. Polska zajmuje niechlubne pierwsze miejsce wśród państw członkowskich w największym zużyciu antybiotyków w hodowli zwierząt. Karmienie zwierząt ziarnem – głównie poekstrakcyjną śrutą sojową pochodzącą z upraw GMO – zamiast na pastwiskach i w chowie otwartym oraz odseparowanie produkcji zwierzęcej od roślinnej to główny mechanizm rolnictwa przemysłowego. Powoduje to wzrost emisji metanu, który ma około 25-krotnie większy potencjał ocieplenia klimatu niż dwutlenek węgla. Nie bez znaczenia jest także transport paszy na dalekie odległości. 58 proc. produkcji zbóż w UE jest przeznaczone na pasze dla zwierząt, natomiast import paszy sojowej do UE wzrósł o 150 proc. od 1980 do 2010 roku. Problemem jest także emisja amoniaku, której 90 proc. w UE pochodzi z rolnictwa, co jest głównym czynnikiem zanieczyszczenia powietrza, wskutek czego każdego roku umiera 400 000 Europejczyków.

Ale zwierzęta w rolnictwie przemysłowym to również środek produkcji. Oprócz ich okaleczania (m.in. kastracja, obcinanie ogonów, podcinanie piór) cały czas prowadzi się na zwierzętach eksperymenty genetyczne, mające zapewnić większą wydajność produkcji. Wszystkie te zabiegi wykonuje się bez znieczulenia czy podania środków przeciwbólowych. Zwierzęta są tuczone w błyskawicznym tempie, także na siłę. Trzyma się je w stłoczeniu, bez dostępu do światła słonecznego i świeżego powietrza, realizacji jakichkolwiek naturalnych zachowań i możliwości budowania relacji. Bardzo młode zwierzęta, nierzadko kilka godzin po narodzinach, odbiera się matkom.

Żywe zwierzęta transportuje się na tysiące kilometrów, często w fatalnych warunkach. Kartezjańska filozofia, odmawiająca zwierzętom rozumu, uczuć czy emocji, mogłaby być maksymą w godle rolnictwa przemysłowego.

„Najważniejszą przyczyną utraty różnorodności biologicznej jest coraz bardziej uprzemysłowione rolnictwo. Dąży ono do zapewnienia każdemu zuniformizowanej w skali świata diety, z coraz większą ilością mięsa, tłuszczu i cukru” – czytamy w Global Ecosystem Assessment, opublikowanym 6 maja 2019 r., nad którym przez 3 lata pracowało 145 ekspertów z 50 krajów.

Od 190 do 310 miliardów euro – to szacowany koszt związany z zagrożeniem dla wielkości plonów z uwagi na globalne, masowe wymieranie zapylaczy, w tym pszczół miodnych. Badania prowadzone w Niemczech na obszarach chronionych wykazały, że w ciągu ostatnich 25 lat zniknęło ponad 75 proc. owadów latających. Przez ostatnie 100 lat około 75 proc. globalnych zasobów genetycznych roślin zostało utraconych z uwagi na wprowadzenie wysokoplonujących, genetycznie ujednoliconych odmian roślin uprawnych. Trzy czwarte światowego zapotrzebowania na żywność jest obecnie pokrywane przez 12 gatunków roślin i zwierząt.

Coraz większa ilość mięsa, tłuszczu i cukru w diecie prowadzi do problemów zdrowia publicznego. Przewlekłe choroby dietozależne pochłaniają do 80 proc. kosztów opieki zdrowotnej w UE. 50 proc. europejskiej populacji ma nadwagę, a 20 proc. jest otyłych. Głównym powodem śmierci w UE są choroby układu krążenia, aż 49 proc. z nich wiąże się z brakiem zdrowego odżywiania.

Utrzymanie status quo przez rolnictwo przemysłowe jest także sprzeczne z oczekiwaniami unijnych konsumentów, coraz częściej poszukujących żywności poza głównym nurtem sprzedaży z uwagi na troskę o zdrowie, sytuację zwierząt gospodarskich oraz z powodu obaw o stan środowiska i klimatu.

Ostatnia kwestia dotyczy ekonomicznego aspektu rolnictwa przemysłowego, które pod płaszczykiem konkurencyjności i wolnego handlu jest odpowiedzialne za niepokojące zmiany demograficzne zachodzące na obszarach wiejskich. Od 2003 do 2013 roku w Europie zniknęło jedno na cztery gospodarstwa rolne. W Polsce od momentu wejścia do Unii Europejskiej zniknęło już ponad pół miliona gospodarstw. Około 3 proc. gospodarstw zajmuje 52 proc. gruntów rolnych w UE. 20 proc. gospodarstw otrzymuje 80 proc. dopłat bezpośrednich w ramach WPR. Dziś można oficjalnie ogłosić, że unijna wieś umiera, a razem z nią wiedza, kultura i tradycja powiązane z życiem i gospodarowaniem na obszarach wiejskich.

Jednocześnie 20 proc. żywności w UE jest marnowana (180 kg wyrzuconej żywności na osobę), co daje 143 miliardy euro w postaci zmarnowanych zasobów i negatywnego oddziaływania na środowisko naturalne. Z drugiej strony ponad 800 milionów ludzi na świecie głoduje, a dwa miliardy żyją w stanie niedożywienia. Wydaje się więc, że promowanie rolnictwa przemysłowego jako sposobu na wyżywienie świata już dawno powinno zostać zdewaluowane.

Pomimo tych przerażających faktów oraz możliwości oparcia reformy WPR na rozwiązaniach służących zahamowaniu negatywnych zjawisk wywoływanych przez rolnictwo przemysłowe, takich jak agroekologia, agroleśnictwo, a zwłaszcza rolnictwo ekologiczne – obserwować można zaciekłą walkę przeciwko zmianom. Widać to także w coraz większej krytyce komisarza ds. rolnictwa Janusza Wojciechowskiego, któremu zarzuca się oderwanie od rzeczywistości rolniczej. Ostatnio stwierdził, że „rolnictwo to nie przemysł, ziemia to nie fabryka, a zwierzęta to nie maszyny”.

.Uprzemysłowione, korporacyjne rolnictwo, nie szanując planety, gleby, wody, powietrza, roślin i zwierząt – nie szanuje też człowieka. Uważa, że jest ponad uzależnieniem istnienia rolnictwa od stanu środowiska i stabilnego klimatu.

Justyna Zwolińska

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 października 2021