"Witajcie w rozszerzonej rzeczywistości"
.Jeszcze do niedawna świat wirtualny był szczelnie oddzielony od realnego. Ten pierwszy wymagał skorzystania z komputera, ten drugi zaś był jedynym dostępnym na wyciągnięcie ręki. Kiedy wysokiej klasy technologie przedostały się pod postacią smartfonów do naszych kieszeni, a Internet dostępny „z powietrza” stał się rzeczywistością dzięki technologiom bezprzewodowym, granica stopniowo zaczęła się zacierać. W dniu, który miał być po prostu premierą nowej edycji Windowsa, Microsoft przypomniał nam jednak, że połączenie tych światów jest realne. Czy zdecydujemy się zrobić ten jeden brakujący krok?
.Dla tych, którzy postrzegają świat nowych technologii przez pryzmat komputera z Internetem, połączenia maszyny do pisania z zaśmieconą biblioteką, Microsoft HoloLens wydaje się absurdalną nowinką godną filmów science fiction. Wielu technologicznie sprawnych sceptyków również przyłączy się do tego głosu, przypominając, że podobny zachwyt towarzyszył projektom Google Glass czy Oculus Rift. Zwłaszcza niedawne zatrzymanie sprzedaży tego pierwszego po ponad półtora roku od jego premiery mogło być sygnałem, że nie jesteśmy gotowi na tak daleko idące zintegrowanie technologii z naszym codziennym życiem. Pomysł Microsoftu jest pozornie jeszcze trudniejszy do przyjęcia.
Okulary Google’a miały być po prostu swego rodzaju przedłużeniem telefonu jako narzędzia komunikacji. Mając je cały czas na nosie, nie tracimy czasu na sprawdzanie maili czy SMS-ów, ponieważ widzimy je za pośrednictwem interaktywnych szkieł, którymi ponadto możemy sterować za pomocą głosu.
Windows Holographic to propozycja urządzenia, które pozwala nam wejść do wirtualnej rzeczywistości.
Możemy pojawić się w środku akcji ulubionej gry, dzięki interaktywnym wskazówkom będziemy w stanie naprawić zupełnie realny motocykl, a zaprojektowane przez nas urządzenia holograficzne będzie można następnie wyprodukować z zastosowaniem drukarki 3D. Podczas prezentacji HoloLens pokazano możliwość rozmawiania z antropomorficznymi hologramami, a to już — patrząc na sprawę z przymrużeniem oka — przywodzi na myśl tworzenie przez użytkowników wizualizacji wymyślonych przyjaciół.
.Taka wizja wydaje się na swój sposób przerażająca, a jednak jestem przekonany, że projekt Microsoftu ma większe szanse powodzenia niż którakolwiek z dotychczasowych prób zapełnienia tej widocznej od dawna niszy. Wbrew pozorom HoloLens jest technologią mniej inwazyjną, gdyż producent nie zachęca użytkowników do tego, by w okularach spędzali cały dzień. Nie jest to zatem — w przeciwieństwie do Google Glass — produkt z kategorii wearable technology, czyli technologii stanowiącej część ubioru. Oczywiście można snuć katastroficzne rozważania dotyczące potencjalnych skutków uzależnienia od „rozszerzonej rzeczywistości”, ale uzależnienie sporej części ludzkości od technologii jest już faktem. Jedyne, co może się zmienić, to sposób odczuwania tej technologii. Świat wirtualny ma szansę nie być od nas oddzielony barierą szklanego ekranu — głównie dzięki połączeniu wielu technicznych rozwiązań w jednym produkcie: sterowania całym ciałem, znanego z Microsoft Kinect, sterowania głosem, a także bardziej naturalnego niż we wcześniejszych rozwiązaniach sposobu wyświetlania obiektów, co pozwala im stać się częścią postrzeganego przez nas świata.
Konkretny produkt, który przyciągnął w ostatnich dniach uwagę mediów, to jednak przede wszystkim pretekst do dyskusji na temat tego, w jakim stopniu społeczeństwo jest w stanie zinternalizować nowe rozwiązanie techniczne, pozwolić mu stać się częścią znanej nam rzeczywistości. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że telefon, który początkowo służył przede wszystkim do dzwonienia, z czasem zastąpił nam wiele innych urządzeń. Intuicyjnie wydaje nam się, że smartfony weszły w miejsce komputerów z Internetem, ale to nie do końca prawda. Wygoda pisania tekstów czy oglądania filmów na komputerze jest nieporównywalna z tym, co może zaoferować jakikolwiek telefon. Telefony komórkowe zaczęły od zastępowania nam znacznie bardziej prozaicznych urządzeń: zegarków, notesów, dyktafonów, aparatów fotograficznych. Internet dodał do nich przede wszystkim możliwość informowania innych o naszych działaniach i doświadczeniach. Każdy odcinek trasy przebiegniętej w ramach porannego joggingu możemy zarejestrować za pomocą aplikacji mobilnej, a osiągniętym wynikiem pochwalić się na Facebooku. Swoimi wrażeniami z wydarzeń, w których uczestniczymy, możemy na żywo dzielić się na Twitterze. Zdjęcia ze spotkania z przyjaciółmi od razu pojawiają się na Instagramie.
Jakie miejsce zajmą w tym zmieniającym się świecie technologie z zakresu rozszerzonej rzeczywistości?
Google i Microsoft zdają się oferować dwa zupełnie inne rozwiązania. Google Glass jako rozszerzenie smartfona mają szansę pozwolić nam na bycie jeszcze bardziej na bieżąco ze wszystkimi informacjami, które do nas docierają za pośrednictwem środków komunikacji. Będziemy mogli jeszcze szybciej odpowiadać na maile, jeszcze łatwiej będzie się do nas dodzwonić w dowolnym momencie. Krótko mówiąc — stanowią idealne narzędzie dla zapracowanych profesjonalistów, którzy potrzebują być w ciągłym kontakcie z szefem, partnerem biznesowym czy klientem. Rozwiązanie to mogłoby zostać entuzjastycznie przyjęte przez korporacje i świat biznesu. Miałoby jednak bardzo negatywny dla firmy skutek — osoby zmuszone (poleceniem służbowym czy sytuacją zawodową) do noszenia takich okularów z ulgą ciskałyby je w kąt, kiedy tylko mogłyby to zrobić. Trudno sobie wyobrazić, żeby Google, znany ze swojego wizerunku przyjaznego pracodawcy i dostawcy technologii służących każdemu, chciał sobie pozwolić na tego rodzaju negatywny wizerunek. Być może właśnie z tych przyczyn podjęto niedawno decyzję o wstrzymaniu projektu w celu ustalenia przyszłej ścieżki rozwoju produktu.
Choć odpowiedzi na te wątpliwości nie znamy, trzeba przyznać, że propozycja Microsoftu stanowi próbę podejścia do tematu z zupełnie innej strony. Firma — zapewne zupełnie świadomie — przedstawiła produkt nastawiony w dużej mierze na potrzeby tzw. pokolenia milenialsów (Pokolenia Y), czyli osób, które obecnie mają nie więcej niż trzydzieści kilka lat. Próby charakteryzacji tego pokolenia często wskazują na cechy takie jak rozczarowanie obowiązującymi we wcześniejszych generacjach ścieżkami kariery, syndrom Piotrusia Pana, prowadzący do późniejszego usamodzielnienia się i rzadszego zakładania rodzin, a także powszechność korzystania z nowych technologii i mediów. Połączenie tych czynników doprowadziło do wyciągnięcia wniosków przez specjalistów od reklamy: produkt przeznaczony dla Pokolenia Y ma być źródłem doświadczeń i emocji, czymś ekscytującym, co może stać się ciekawym doświadczeniem w życiu, a nie jedynie symbolem statusu czy narzędziem pracy. Technologia HoloLens już wzbudziła zainteresowanie NASA i być może za jej pośrednictwem będzie można odbyć m.in. wirtualny spacer po powierzchni Marsa. Microsoftowi udało się również przyciągnąć uwagę twórców gier, m.in. Minecrafta, nieliniowej rozgrywki w otwartym świecie, do którego będziemy mogli fizycznie wejść dzięki HoloLens.
.Choć przypomina to nieco dawne wizje przyszłości kreowane przez twórców science fiction, w gruncie rzeczy powinno dodać otuchy wszystkim zatrwożonym tradycjonalistom. Nastawione na doświadczenia i rozrywkę pokolenie milenialsów z ochotą weźmie udział w spacerze po Marsie czy pogra w Minecrafta, ale następnie zdejmie okulary i wróci do rzeczywistości. Z pewnością jednak chętniej sięgnie po nie z powrotem, jeśli nie będą stanowić narzędzia wykorzystywanego do pracy.
Kacper Van Wallendael