
Niemcy chcą pozostać krajem, który jednoczy Europę
Jeśli Niemcy chcą mieć wpływ na losy Unii Europejskiej, to potrzebują do tego partnerów. Ze wszystkich części Unii – pisze Kai Olaf LANG
.W Niemczech prezydent pełni głównie funkcję reprezentacyjną. Przypomina o tym sama procedura jego wyłaniania. Wybór Bundespräsidenta dokonuje się nie w głosowaniu powszechnym, tylko na forum Zgromadzenia Federalnego, które tworzą członkowie Bundestagu oraz przedstawiciele 16 niemieckich landów. Elekcji nie poprzedza nawet debata, a samo głosowanie odbywa się w sposób tajny. Wszystko służy jednemu celowi – obniżeniu rangi politycznej decyzji o tym, kto zostanie nowym prezydentem. Bo w Niemczech obowiązuje system kanclerski – najważniejszą politycznie osobą jest szef rządu, prezydent znajduje się w jego cieniu. Niemiecki system polityczny to demokracja partyjna. Tradycyjnie partie mają obszerne programy, jasne priorytety i szerokie koncepcje.
Jednak w ostatniej kampanii to wszystko zeszło na plan dalszy. W czasie wyborów do Bundestagu Niemcy mogli poczuć się, jakby żyli w kraju z systemem prezydenckim. Ostatnia kampania wyborcza zdecydowanie przybrała taki charakter. To nie było starcie na programy. Poszczególne partie mniej licytowały się na pomysły; w tej kampanii tak naprawdę programy odgrywały rolę drugoplanową. Najbardziej były widoczne u Zielonych, którzy poruszali kwestie związane z polityką klimatyczną, i u liberałów, którzy się wyprofilowali jako orędownicy wolnego rynku i zmniejszenia biurokracji. Ale decydujący okazał się przede wszystkim wizerunek przywódców poszczególnych formacji. Bo też dziś partie najbardziej odróżniają od siebie jej liderzy, a nie programy. W tym wyścigu liderów Niemcy najwyżej ocenili przywódcę socjaldemokratycznej SPD Olafa Scholza. Docenili go za to, że dawał największą gwarancję zachowania względnego spokoju i bezpieczeństwa.
Niemcy przyzwyczaili się do bardzo pragmatycznej i poukładanej polityki. Jednak po wyborach parlamentarnych w 2021 r. tego pragmatyzmu trzeba będzie jeszcze więcej, by utworzyć stabilną większość rządową. Bo w tak mocno podzielonym Bundestagu trzeba będzie jeszcze więcej elastyczności, by umieć zbudować kompromis ponad politycznymi sporami. W każdej konstelacji przyszłej koalicji znajdą się „hamulce” powstrzymujące apetyty innych. Np. liberałowie z FDP nie będą się sprzeciwiać rozluźnieniu dyscypliny finansów publicznych, na czym z kolei zależy SPD i Zielonym, chcącym w ten sposób sfinansować nowe programy inwestycyjne. Socjaldemokraci albo chadecy nie dopuszczą do zwrotu w kierunku polityki podkreślającej przywiązanie do demokratycznych wartości w stosunku do Rosji i Chin, czego sobie życzą Zieloni. Podobnych przykładów jest dużo więcej.
Jak się po wyborach będą układać relacje Berlina z Warszawą lub Brukselą? Nie należy się spodziewać gwałtownego zwrotu. Bez względu na to, jaka będzie rządząca koalicja, będzie ją charakteryzować unikanie podziałów i dbanie o jedność Unii.
Niemcy nie zaakceptują francuskiego pomysłu „małej Unii” wokół strefy euro. Co prawda będą się pojawiać – silniej niż dotąd – głosy, że należy wznowić dyskusję o Europie różnych prędkości, natomiast w praktyce jej skutki będą ograniczone. Wprawdzie Francja domaga się pogłębienia współpracy w ramach strefy euro i wzmocnienia tzw. unii fiskalnej, na co SPD i Zieloni są otwarte, ale już przeciwni tym rozwiązaniom są liberałowie. A gdyby nawet do takich ruchów doszło, to Niemcy będą dbać o to, żeby nie stały się one zamkniętym klubem, tylko były otwarte dla wszystkich państw, które wyrażą wolę uczestniczenia w nich. Podobnie w relacjach z Polską i Rosją – większość kwestii będzie toczyć się po utartych torach. Krytyczna retoryka Zielonych może wpłynie na atmosferę w relacjach niemiecko-rosyjskich, ale głębszych zmian nie będzie.
Jest pewna szansa, że więcej zainteresowania będzie się poświęcać Ukrainie albo Bałkanom Zachodnim. Jednak uwaga nowego rządu będzie się skupiać głównie na sprawach wewnętrznych, transformacji proklimatycznej, cyfryzacji, konkurencyjności gospodarki i na kwestiach socjalnych.
Kraje Europy Środkowo-Wschodniej pozostaną ważnymi partnerami – nie tylko z powodu powiązań gospodarczych. Chodzi także o ich rolę polityczną. Stanowią one swoistą przeciwwagę dla krajów szeroko rozumianego południa UE. Berlin nie chce być skazany tylko na Francję i kraje południa – choć oczywiście relacje z Paryżem pozostaną kluczowe. Wprawdzie w kwestii praworządności czy mediów wielu niemieckich polityków ma krytyczną opinię w odniesieniu do polityki prowadzonej w niektórych państwach Europy Środkowej (w tym przez polski rząd), ale w dalszym ciągu będzie dominować przekonanie, że to spór na linii Warszawa-Bruksela, a nie kwestia między Warszawą i Berlinem.
.Niemcy nadal będą chciały przedstawiać się jako kraj, który jednoczy. Wbrew znanemu powiedzeniu Niemcy nie są za duże na Europę. Jeśli więc Berlin chce wpływać na losy Unii, to potrzebuje do tego partnerów. I to ze wszystkich części Unii.
Kai Olaf Lang