Prof. Brigitte GRANVILLE: Europa skręciła w prawo

Europa skręciła w prawo

Photo of Prof. Brigitte GRANVILLE

Prof. Brigitte GRANVILLE

Profesor ekonomii międzynarodowej i polityki gospodarczej w School of Business and Management na Queen Mary University of London, dyrektor Centre for Globalization Research (CGR). Kawaler orderu des Palmes Académiques. B. wiceprezes J. P. Morgan na Rosję. Autorka „Co dolega Francji?” (2021).

Ryc. Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autorki

Szok wywołany pandemią rozbudził wspólnotowego ducha, pokazał, że interwencja rządu w sytuacjach kryzysowych jest niezbędna – pisze prof. Brigitte GRANVILLE

.W polityce europejskiej prawica przeważa nad lewicą. Obecne rządy w 20 z 27 państw członkowskich UE są wspierane przez partie prawicowe (a postbrexitowa Wielka Brytania jest dodatkowym ważnym przykładem). Podobny obraz wyłania się w Parlamencie Europejskim, gdzie tradycyjna konserwatywna koalicja pozostaje największym ugrupowaniem od 1999 roku.

Upadek głównych partii lewicowych w ostatniej dekadzie jest tym bardziej godny uwagi, że zbiegł się w czasie z tragicznymi społeczno-gospodarczymi następstwami ogólnoświatowego kryzysu finansowego z 2008 roku. Można się było spodziewać, że ten okres niskiego wzrostu gospodarczego i utrzymującego się wysokiego bezrobocia będzie sprzyjał partiom lewicowym. W rzeczywistości większość z nich boryka się z trudnościami – zwłaszcza w dwóch największych krajach UE: w Niemczech badania opinii publicznej potwierdzają nieuchronny spadek poparcia dla SPD (zbliżają się tam wybory, we wrześniu 2021 roku); natomiast poparcie dla francuskiej partii socjalistycznej załamało się w ostatnich wyborach w 2017 r., a badania opinii publicznej nie dają perspektyw na jego odbudowę w przyszłorocznych wyborach prezydenckich i parlamentarnych.

Te fatalne perspektywy dla tradycyjnej lewicy w nadchodzących wyborach w głównych krajach europejskich mogą po raz kolejny być sprzeczne z intuicją. Wydaje się bowiem, że COVID-19 pomógł lewicy jeszcze bardziej niż globalny kryzys dekadę temu. Szok wywołany pandemią rozbudził wspólnotowego ducha, pokazał, że w sytuacjach kryzysowych interwencja rządu jest niezbędna, a także zwrócił uwagę opinii publicznej na społeczne znaczenie niektórych najgorzej opłacanych pracowników – takich jak kasjerzy w supermarketach czy śmieciarze – oraz na to, że tacy ludzie zasługują na coś lepszego.

We Francji rośnie przewaga nastrojów prawicowych. Sondaż opinii publicznej opublikowany w maju 2021 roku przez paryską Fundację Innowacji Politycznych (Fondapol) wykazał, że 38 proc. respondentów identyfikuje się z prawicą, a 24 proc. z lewicą. Cztery lata temu było to 33 proc. w stosunku do 25 proc. Być może najbardziej uderzającym wynikiem tego sondażu (obejmującego również Wielką Brytanię, Niemcy i Włochy) jest fakt, że średnia 38 proc. osób o prawicowej samoidentyfikacji w tych czterech krajach jest niższa niż analogiczny wynik 41 proc. wśród młodych ludzi w przedziale wiekowym 18–34 lata. Podobnie odsetek tych, którzy uważają się za lewicowców, jest niższy w tej młodszej grupie wiekowej niż we wszystkich starszych grupach wiekowych.

Ewentualny sprzeciw wobec „faktograficznych” dowodów przesunięcia Europy na prawo – co widać po składach rządów i popularności partii politycznych – może polegać na tym, że należy skupić się raczej na postawach i mentalności niż na deklarowanych sympatiach politycznych. Obecnie w niemieckiej polityce ważną kwestią nie jest na przykład upadek SPD, lecz wzrost znaczenia Zielonych – być może nawet do poziomu zdobycia najwyższej nagrody, jaką jest urząd kanclerza. A kulturowe korzenie Zielonych leżą mocno na lewicy. Jednak sondażowe dane dotyczące nastrojów społecznych każą porzucić wszelkie nadzieje na odrodzenie politycznej lewicy w nowej szacie niemieckich Zielonych. Wniosek ten wyłania się zarówno ze wspomnianego sondażu Fondapolu, jak i z pogłębionego studium zjawiska przesunięcia na prawo, opublikowanego przez Fundację Jeana Jaurèsa (francuski lewicowy think tank) w 2014 roku.

Głównym zagadnieniem, które wyłania się ze wszystkich takich badań, jest wrogość wobec imigracji. Średnio 60 proc. respondentów w czterech głównych krajach objętych badaniem Fondapolu zgadza się z twierdzeniem, że „w naszym kraju jest zbyt wielu imigrantów”. Nie mniej uderzające jest to, że takie obawy związane z imigracją dominują również wśród zwolenników partii lewicowych. Z wyjątkiem zwolenników włoskiej Partii Demokratycznej zdecydowana większość wszystkich lewicowych respondentów (w tym zwolenników niemieckich Zielonych) wolałaby, aby ich kraje stały się bardziej zamknięte, a nie otwarte na imigrację. Jak można było przewidzieć, pogląd większościowy na to samo zagadnienie – tj. opowiadanie się za ograniczeniem, a nie zwiększeniem imigracji – znacznie przeważa wśród zwolenników partii prawicowych. Przeciwstawianie się wszelkim zagrożeniom dla tożsamości narodowej i kulturowej – czy to ze strony imigrantów, czy jakiegokolwiek innego źródła – jest tradycyjnie prawicową sprawą. Wynika z tego, że prawicowe partie polityczne odniosą proporcjonalnie większe korzyści wyborcze z tendencji do wzrostu wrogości społeczeństwa wobec imigracji.

Ponieważ wrogość ta ma podłoże ekonomiczne, a nie kulturowe, politycy lewicowi mogą wykorzystać problem imigracji. Badanie Jaurès podkreśla, że niższe grupy społeczno-ekonomiczne są bardziej niechętne imigracji niż osoby zamożniejsze. Kontrast ten odzwierciedla wpływ imigracji – faktyczny lub domniemany – na konkurowanie o gorzej płatne miejsca pracy i korzyści, które zapewnia państwo opiekuńcze, czy to w postaci transferów, czy usług publicznych, zwłaszcza opieki zdrowotnej.

Powszechnie uważa się, że powstałe w ten sposób resentymenty wyjaśniają wynik brytyjskiego referendum w sprawie brexitu. To standardowe wyjaśnienie może jednak w niewystarczającym stopniu uwzględniać szerszy kontekst ekonomiczny. Gdyby nie polityka oszczędnościowa rządu brytyjskiego po GFC, nie doszłoby do tak wysokiego poziomu niezadowolenia ekonomicznego, które następnie znalazło wyraz w postaci nastrojów antyimigranckich. Tak czy owak skutkiem agitacji związanej z brexitem w brytyjskiej polityce było to, że znaczna część głosów białej klasy robotniczej w najbardziej upośledzonych regionach przesunęła się z Partii Pracy w kierunku najpierw Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), a obecnie rządzącej Partii Konserwatywnej. Jeśli chodzi o Francję, sytuacja lewicy wydaje się jeszcze bardziej tragiczna. Francuska rzeczywistość to znacznie gorszy problem chronicznego, niebotycznie wysokiego bezrobocia, które przyczyniło się do długotrwałego załamania prawa i porządku.

Badanie Jaurèsa wykazało, że we Francji przepaść między stosunkiem bogatszych i biedniejszych ludzi do imigracji jest większa (28 punktów procentowych) niż w jakimkolwiek innym kraju europejskim. Przyczyną tego stanu rzeczy jest zapewne fakt, że w bogatszych dzielnicach nie istnieją liczne strefy zakazu wstępu dla policji, które powstają zazwyczaj na peryferiach wielkich miast, zamieszkałych głównie przez imigrantów z byłych kolonii francuskich w Maghrebie i Afryce Subsaharyjskiej.

Oferty pracy, zwłaszcza dla młodych ludzi, w tych „gettach na przedmieściach” są rzadkie lub wręcz nie istnieją. Po opublikowaniu w zeszłym miesiącu kontrowersyjnego listu otwartego do przywódców politycznych kraju, wystosowanego przez grupę emerytowanych generałów, ostrzegającego przed „śmiertelnym niebezpieczeństwem” wojny domowej, badanie opinii publicznej przeprowadzone przez Harrisa wykazało 86 proc. poparcia dla zawartego w liście stwierdzenia, że „nie może być żadnego miasta lub dzielnicy, w której nie są egzekwowane prawa Republiki”.

Wniosek płynący z analizy francuskiej rzeczywistości jest podobny do przypadku brytyjskiego w tym sensie, że niepowodzenia polityki gospodarczej są główną przyczyną publicznego niepokoju związanego z imigrantami, który sprzyja politycznej prawicy. Nastroje antyimigracyjne prawdopodobnie nie zyskałyby tak silnego trendu wzrostowego w kampanii brexitu, gdyby nie poprzedzające ją lata „oszczędności”. Podobnie we Francji obawy społeczne dotyczące prawa i porządku nie koncentrowałyby się tak intensywnie na społecznościach imigranckich, w których szerzy się przestępczość, gdyby francuscy politycy zapewnili dynamiczny i inkluzywny rynek pracy. W takim przypadku bowiem obecna anarchia kryminalna widoczna we „wrażliwych obszarach miejskich” (by zacytować drewniany język typowy dla technokratycznego establishmentu biurokratycznego rządzącego Francją) byłaby o wiele mniej dotkliwa. Lewicowi politycy tego kraju ponoszą jednak znaczną część odpowiedzialności za dysfunkcję rynku pracy we Francji.

Po tym, jak nie udało jej się zrealizować propracowniczej i prozatrudnieniowej części tradycyjnej lewicowej agendy, wydaje się mało prawdopodobne, by francuska lewica odzyskała popularność w kwestii swojego innego głównego postulatu, jakim jest welfaryzm. Nie dość, że armia długotrwale bezrobotnych w tym kraju została sprowadzona do roli uzależnionych od pomocy społecznej, to jeszcze sam system opieki społecznej jest łatwy do ogrania. Zainspirowane ideałami sprawiedliwości społecznej europejskie państwo opiekuńcze jest obecnie osłabione przez publiczne wątpliwości co do jego sprawiedliwości. Prawie trzy czwarte respondentów badania Fondapolu było zdania, że „wielu ludziom udaje się uzyskać świadczenia socjalne, do których nie powinni mieć prawa”; francuski „wynik” w tej kwestii, wynoszący 73 proc., był najwyższy wśród wszystkich badanych krajów. Kolejnym sygnałem zagrożenia dla przyszłości lewicy, na który wskazują wyniki badań, jest coraz bardziej sceptyczny stosunek młodych ludzi do opieki społecznej. Badanie Jaurèsa wykazało, że we wszystkich krajach większość popiera tezę, że „bezrobotni mogliby znaleźć pracę, gdyby naprawdę chcieli pracować”, ale także, że młodzi ludzie są nawet bardziej skłonni do podzielania tego poglądu niż starsze pokolenia (jedynym wyjątkiem po raz kolejny są Włochy). Bojownicy politycznej prawicy i lewicy mogą, odpowiednio, wiwatować lub rozpaczać z powodu tych wyników.

Warto na koniec przypomnieć, że stawka jest wysoka – i najwyższa tam, gdzie obawy i żale społeczne przekraczają podziały lewica-prawica. Badanie Fondapolu dostarcza dwóch mocnych przykładów. Pierwszy dotyczy drażliwego tematu obecności dużych społeczności imigrantów muzułmańskich praktykujących bardzo konserwatywną formę islamu, która – zwłaszcza w sferze traktowania kobiet – nie jest w stanie zasymilować się w znaczącym stopniu z kulturą kraju przyjmującego. W odróżnieniu od tego, że wiele innych napięć społecznych związanych z imigracją ma swoje korzenie w niedostatkach gospodarczych, obawy związane z islamem są raczej problemem czysto kulturowym. Również w tym przypadku Francja jest najbardziej dotkniętym krajem, w którym 62 proc. respondentów twierdzi, że „islam stanowi zagrożenie dla Republiki”. Drugi przykład pochodzi z Włoch. Sondaż pokazuje silne ogólne przywiązanie do pracy indywidualnej. Jednak znacznie mniejsza (55 proc.) większość we Włoszech w porównaniu z innymi krajami zgodziła się, że „każdy, kto się stara, może odnieść sukces” (przy czym Brytyjczycy wykazali największe (74 proc.) poparcie dla tej tezy).

.Takie dowody na to, że fundamentalna spójność społeczeństw i ich nadzieja na dobrą przyszłość się wyczerpują, powinny być traktowane jako poważne sygnały ostrzegawcze. Oznaczają one niebezpieczeństwo wstrząsów i poważnych niepokojów społecznych. Żadne wychylenia wahadła politycznego nie wystarczą, by temu zapobiec.

Brigitte Granville

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 lipca 2021
Fot. Shutterstock