Ks. Dominique BOURMAUD: Modernizm triumfujący

Modernizm triumfujący

Photo of Ks. Dominique BOURMAUD

Ks. Dominique BOURMAUD

(1958 - 2021). wWyświęcony na kapłana z rąk arcybiskupa Lefebvre w 1981 roku. Spędził większość swojego życia kapłańskiego nauczając w seminariach FSSPX (Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X). Był profesorem w Seminarium św. Tomasza z Akwinu (Ridgefield i Winona), USA, w Nuestra Señora Corredentora w Argentynie i Seminarium Świętego Krzyża w Australii.

W czasach Soboru Watykańskiego II Kościół chciał pojednać się ze światem pod sztandarem ekumenizmu. Tyle że stawiając ten postulat w centrum dyskutowanych wówczas problemów, można było doprowadzić go do samozniszczenia – pisze ks. Dominique BOURMAUD

.Encyklika Humani generis ukazała się w roku 1950. Z kolei rok 1965 to zamknięcie II Soboru Watykańskiego, który rzucił spore wątpliwości na podstawowe zagadnienia doktrynalne, potwierdzone przez św. Piusa X, a następnie Piusa XII. Nigdy wcześniej w historii Kościoła żadna dogmatyczna encyklika nie została tak szybko i tak całkowicie zdezawuowana przez tych, których potępiała.

Jak to możliwe, że nowa teologia, uroczyście i definitywnie potępiona przez Piusa XII w pełnej zgodzie z nauczaniem zawartym w Pascendi św. Piusa X, stała się oficjalną teologią Vaticanum II i epoki posoborowej? Odpowiedzią na to pytanie jest cała historia II Soboru Watykańskiego i „Kościoła soborowego”, nazwanego tak przez neomodernistów u władzy. Vaticanum II stanowi wyraźne zerwanie z nauczaniem Kościoła katolickiego, co zresztą przyznali sami jego liderzy. Posoborowi papieże: Paweł VI i Jan Paweł II praktycznie wcale nie powołują się już na tradycyjne magisterium. Dla nich Kościół zaczął istnieć dopiero w roku 1962, który rozpoczął nową duchową wiosnę. Zamiast wiosny tym, co nawiedziło Kościół, były gęste, jesienne mgły. Paweł VI mówi o niepewności, sceptycyzmie i dymie szatana, który wdziera się do Kościoła. Jan Paweł II niekiedy porzuca swój zwyczajowy optymizm i mimo wszystko udaje mu się dostrzec kryzys, który dotyka Kościół. Jego alter ego, kardynał Ratzinger, sugestywnie i szczegółowo opisuje otwarte rany każdego z czterech chrześcijańskich kontynentów. Wizjonerki Melania z la Salette i siostra Łucja z Fatimy zgodnie przepowiadały duchową dezorientację, utratę dogmatu wiary, zaćmienie Kościoła i wywrotową rolę jego pasterzy.

Sam w sobie kryzys nie jest niczym nowym, ale nowość polega tutaj na tym, że ten nastąpił nagle i z niespotykanym dotąd nasileniem, a także na tym, że pogrzeb katolickiej Tradycji w całej jej rozciągłości był uroczysty, z okadzeniem i liturgią pontyfikalną. Pod pretekstem odnowy sobór rozmontował kawałek po kawałku całą budowlę wzniesioną przez Naszego Pana, a to, co jeszcze z niej ocalało, miało zostać obalone przez kolejne pontyfikaty.

Nowa jest przede wszystkim taktyka przeciwnika. Mistrzowskie posunięcie szatana polega na niszczeniu Kościoła pod pozorem posłuszeństwa, które jest cnotą katolicką par excellence. Stosując się do poleceń władz rzymskich, które podkopują wiarę i strukturę Kościoła, wszyscy – biskupi, kapłani i wierni – świadomie lub nieświadomie współpracują w dziele utraty prawdy i wiary. Zupełnie, jak gdyby sumienie mogło usprawiedliwić kogoś z posłuszeństwa wobec szkodliwych poleceń jego przełożonych! Jak gdyby niszczenie Kościoła i zaprzeczanie prawdom wiary mogło się stać jakąś zasługą i dobrym uczynkiem! Jak gdyby lepiej było trwać w błędzie razem z papieżem niż mieć słuszność wbrew niemu! Dzięki temu podstępowi ślepego posłuszeństwa władze w służbie zła mogły przeprowadzić rewolucję w tiarze i kapie pod znakiem ekumenizmu. W obecnej epoce posoborowej można się zastanawiać, ilu katolików ma jeszcze wiarę, którą otrzymali na Chrzcie. Paweł VI nigdy chyba nie miał tyle racji, co wtedy, gdy przewidywał, że w niedalekiej przyszłości Kościół dozna prześladowania i skurczy się do małej reszty, Kościoła milczącego.

Rewolucja ekumeniczna, Sobór Watykański II

.Jan XXIII powiedział kiedyś, że do zwołania nowego soboru powszechnego skłoniło go jak gdyby nadprzyrodzone natchnienie. Otwierając symbolicznie okno własnych apartamentów, papież chciał pokazać swoją wolę, by podczas soboru Kościół otworzył się na świat i przeprowadził aggioramento – uwspółcześnienie. Już przed nim dwaj inni papieże rozważali zwołanie soboru, jednak z większą dozą przezorności. Pius XII badał taką możliwość; dwadzieścia lat wcześniej (w roku 1923) Pius XI zebrał na sekretnym konsystorzu kardynałów kurii rzymskiej i zapytał ich o zdanie w kwestii możliwości zwołania soboru powszechnego. Ogólna opinia była przeciwna, a kard. Billot wystąpił jako rzecznik wszystkich, mówiąc:

„Najpoważniejszy powód, który w moim przekonaniu jednoznacznie przesądza o negatywnej odpowiedzi, jest następujący: wznowienie obrad soborowych jest z upragnieniem wyczekiwane przez najgorszych wrogów Kościoła, to znaczy przez modernistów, którzy – jak na to wskazują najpewniejsze oznaki – już teraz przygotowują się, by wykorzystać te stany generalne Kościoła do przeprowadzenia rewolucji, do zorganizowania nowego roku 1789, co jest przedmiotem ich marzeń i największych nadziei. Obawiamy się, że [podczas soboru] wprowadzone zostaną metody dyskusji i propagandy bardziej odpowiadające zwyczajom demokratycznym niż tradycjom Kościoła”.

Kardynał, który zyskał miano najwybitniejszego teologa XX wieku, zakończył wypowiedź kategorycznym stwierdzeniem: era soborów dobiegła końca wraz ze zdefiniowaniem dogmatu o nieomylności papieskiej.

Ludzie ci zupełnie jasno widzieli położenie Kościoła, osłabionego już w znacznym stopniu przez modernizm.

Jak to możliwe, że w ciągu zaledwie czterech lat Kościół miał odrzucić doktrynę wyznawaną przez dwa tysiąclecia (jej echem były jeszcze schematy przygotowawcze do obrad soborowych), by dojść do ogromnej sympatii dla religii człowieka, który sam siebie czyni Bogiem? Odpowiedzią na to pytanie jest cała historia soborowego przewrotu, który ma wiele punktów wspólnych z rewolucją francuską. Do przeprowadzenia go zgodnie ze wzorcem rewolucji z roku 1789, potrzebne były wcześniejsze układy i ludzie działający na miejscu (trzy porozumienia i wrogowie, którzy przeniknęli do wnętrza Kościoła), potrzebny był mózg (Rahner) i Magna Charta (deklaracja o wolności religijnej, kolegializm, ekumenizm); a także machina wojenna, wprawiana w ruch za pomocą klucza – magicznego słowa, które elektryzuje i uruchamia całą rewolucję. To słowo-klucz wypowiedziane zostało przez liturgistę, ojca Lamberta Beauduin’a, gdy zapowiedział on, że jeśli Roncalli zostanie wybrany papieżem, będzie zdolny zwołać sobór i poświęcić ekumenizm.

Motyw przewodni pacyfistycznej rewolucji

.Drugi Sobór Watykański chciał poświęcić otwarcie Kościoła na świat. Lata 60. naznaczone były głębokimi przemianami w sferze polityki i moralności: nigdy więcej wojny; pokój za wszelką cenę; rozwój ekonomiczny; wyzwolenie od tabu; ruch hipisowski, a wkrótce maj ‘68. Chcąc dostosować się do świata, Kościół również będzie musiał przeprowadzić własną pacyfistyczną rewolucję. Dobrotliwy skądinąd, starzejący się papież Jan XXIII chciał tego dokonać pod znakiem aggiornamento i otwarcia na świat. Koniec z potępieniami, koniec z anatemą! Przedstawmy przesłanie pełne optymizmu dla tego świata, który wyciąga ku nam swoje ramiona. Odnajdźmy na nowo utraconą jedność. II Sobór Watykański miał ostatecznie zmazać piętnaście stuleci herezji i schizm, odesłać przeszłość do lamusa i zacząć wszystko od nowa – jak gdyby przeszłości nie było – w najdoskonalszym braterstwie. W imię czego? W imię ekumenizmu. Za jaką cenę? Za wszelką cenę. Kościół bez względu na wszystko chciał pojednać się ze światem pod sztandarem ekumenizmu. Stawiając ten postulat w samym centrum dyskutowanych podczas soboru problemów, można było doprowadzić go do samozniszczenia.

Ekumenizm oznacza powszechność i katolickość. Wysiłek ekumeniczny to praca zmierzająca do promowania powszechności Kościoła (ma się rozumieć: katolickiego). Takie jest życzenie Chrystusa wyrażone w Jego mowie do apostołów w wieczerniku: „Aby byli jedno!”. W rozdziale poświęconym Rahnerowi mówiliśmy już o modernistycznej koncepcji ekumenizmu. Rozumiemy więc, że do tradycyjnego pojęcia wkradł się sens zupełnie przeciwny. Dla modernistów, dla których sprzeczność nie jest żadnym problemem, wszystkie Kościoły są prawdziwe, a różnice między nimi to tylko kwestia stopnia. Religia katolicka jest prawdziwa, ale tylko trochę bardziej niż pozostałe. Watykański „Kościół-getto” musi otworzyć drzwi, by na nowo odnaleźć jedność utraconą – w mniejszym lub większym stopniu z jego winy. Mówiąc inaczej, od czasu schizm i herezji Kościół katolicki utracił znamiona jedności i powszechności, które tradycyjnie były uznawane za oznaki jego prawdziwości.

Zauważmy jednak, że wrogowie nie mówią o świętości i apostolskości, czyli dwóch pozostałych cechach prawdziwego Kościoła. Nie wspominają o nich właśnie dlatego, że są one o wiele mniej „ekumeniczne” niż poprzednie. Ani Luter, ani Kalwin, ani żaden inny herezjarcha nie wyróżniał się świętością. Co więcej, żaden z nich nie mógł o sobie powiedzieć, że otrzymał od Chrystusa misję apostolską, by dokonać przewrotu i schizmy w Jego Kościele. Najnowsze pokolenia modernistów koncentrują się raczej na jedności Kościoła i mają tu całkowitą rację. Rzeczywiście bowiem, jedność stanowi cechę istotną, która definiuje Kościół katolicki w sposób właściwy i nadaje mu całej jego spójności. Ma ona trzy wymiary, ponieważ obejmuje jedność władzy, wiary i sakramentów.

W tym właśnie miejscu zwolennicy fałszywego ekumenizmu napotykają trudności. Ich postulat sprowadza się do kwadratury koła, do chęci scalenia przeciwieństw. Otóż istnieją trzy sposoby łączenia różnych rzeczy w jedno. Można przekształcić je w coś zupełnie nowego, stosując się do zasady solve et coagula [rozkładaj na części i składaj na nowo]; można także wyeliminować różnice, zachowując wspólny rdzeń obu elementów; wreszcie można pozwolić im współistnieć, szanując ich odmienność. Pierwsza z tych opcji to Kościół przyszłości Teilharda, który – jego zdaniem – jest niewyobrażalny i nie do opisania. Ale takie przekształcenie wszystkich religii oznaczałoby śmierć Kościoła Chrystusowego, ponieważ unicestwiałoby przede wszystkim jego jedność rządów.

.W przypadku drugiej opcji, luźnego połączenia różnych religii, ofiarą padłaby jedność wiary i sakramentów. Doprowadziłoby to do powstania Kościoła dośrodkowego, w którym różnice pomiędzy wyznaniami uległyby zanikowi, aby ustąpić miejsca punktom wspólnym, czemuś na kształt Karty religii zjednoczonych, która stanowiłaby kręgosłup nowego Kościoła. W praktyce więc rzekome zjednoczenie opierałoby się na najmniejszym wspólnym mianowniku, na zbiorczym dogmacie lub choćby powszechnym dla wszystkich religii pragnieniu bóstwa. Chcieć utworzenia religii powszechnej i uniwersalnej jest czymś tak niedorzecznym, jak wiara w jednego Boga, który jest równocześnie Trójcą, Allahem, Buddą i Dalajlamą. Oczywiste jest, że w takim przypadku prawdy wiary, jak Trójca Święta czy Wcielenie Chrystusa, zostałyby sprowadzone do czystych symboli, a w ostateczności do urojeń, w które nikt by już nie wierzył. Prawdopodobnie o czymś takim właśnie marzyli Schleiermacher i Tyrrell. Ale jest jeszcze trzecia opcja, która najlepiej odpowiada ekumenistom działającym na II Soborze Watykańskim. Jest nią Kościół-panteon, wieża Babel wszystkich religii, nieskończenie pojemna i zróżnicowana. Wydaje się, że koncyliaryści rzeczywiście myśleli o realnej, lecz elastycznej unii wszystkich religii, o mieszaninie wierzeń przy poszanowaniu ubogacających różnic. Byłby to szeroki i pluralistyczny Kościół Rahnera. Jednak opcja ta nie tylko nie jest zadowalającym rozwiązaniem, ale nadto kumuluje w sobie jeszcze wszystkie problemy zawarte w wariantach poprzednich. Prowadzi do ruiny zarówno struktury Kościoła, jak i jego wiary. Struktura Kościoła rzymskiego, a jeszcze bardziej prawda, jest niezmienna i wykluczająca: nie można jej użyczyć w większym lub mniejszym stopniu i nie znosi ona sprzeczności.

Ks. Dominique Bourmaud

Fragment książki ks. Dominique Bourmaud „Sto lat modernizmu. Źródła II Soboru Watykańskiego”, tłumaczenie: Marcin Beściak (wyd. DeReggio, Warszawa 2021)

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 listopada 2021
Fot. CARLA CARNIEL / Reuters / Forum