Ostatni autorytet starej Europy
Odejście Elżbiety II może stać się „końcem Imperium Brytyjskiego”, nawet w jego symbolicznym wymiarze. Jej następca nie zostanie z automatu głową Wspólnoty Narodów – pisze Łukasz JASINA
.Od lat setki tysięcy dolarów wydawane są na honoraria dziennikarzy przewidujących, co może się stać w momencie odejścia królowej z tego świata i jakie będą tego następstwa. Królowa przetrwała w ostatnich latach kryzys spowodowany pandemią COVID-19 i bolesną stratą męża. Jest ikoną popkultury nawet w większym stopniu niż dawniej za sprawą serialu The Crown. Kwestią dyskusyjną pozostaje wpływ monarchini na bieżącą brytyjską politykę. Paradoksalnie to teraz – po niemalże siedmiu dekadach – królowa stała się jej nieodzownym elementem.
Niemalże dekadę temu w eseju dla „Kultury Liberalnej” udało mi się tę nieodzowność zauważyć, a był to okres generalnie dla Wielkiej Brytanii nie najgorszy. Referendum w Szkocji, i to w sprawie brexitu, miało dopiero nadejść, a igrzyska olimpijskie w Londynie i diamentowy jubileusz królowej budowały przekonanie o sile brytyjskich symboli. Dziś ta symboliczna rola jest jeszcze mocniejsza. Wynika ona także z braku innych elementów pozapolitycznych w brytyjskiej przestrzeni publicznej. Osoby pamiętające czasy, gdy Elżbieta II obejmowała tron, mają w tej chwili osiemdziesiąt kilka lat.
Obecna Wielka Brytania jest jednak państwem zdecydowanie odmiennym niż to, które istniało 6 lutego 1952 roku. To w „nowej erze elżbietańskiej” (tak życzeniowo nazwał panowanie obecnej królowej Winston Churchill) rozmontowano brytyjskie imperium kolonialne, reprezentowane teraz przez (wcale nie takie nieznaczące) pozostałości w strategicznych miejscach trzech oceanów czy przy wejściu na Morze Śródziemne. Już za panowania dziadka królowej te części imperium, które były zamieszkane przez białych potomków, stały się częścią luźniejszej struktury, zwanej najpierw Brytyjską Wspólnotą Narodów, a później już tylko Wspólnotą Narodów. Należą do niej choćby Kanada, Australia, Nowa Zelandia, Jamajka czy Singapur. Część z tych państw ciągle pozostaje nominalnie monarchiami z Elżbietą II jako królową.
Żadne z antymonarchicznych referendów w Kanadzie czy Australii nie przyniosło sukcesu, ale sędziwa władczyni pozostawała ostatnim żywym pomostem pomiędzy Londynem a jego niegdysiejszymi posiadłościami. Już za kilka lat przekonamy się, na ile Kanada czy Australia mają ciągle sentyment do swoich historycznych początków i dynastii, a na ile była to jednak kwestia popularności Elżbiety II. Jej następca nie zostanie również z automatu głową Wspólnoty Narodów. Odejście Elżbiety II autentycznie może stać się „końcem Imperium Brytyjskiego” nawet w jego symbolicznym wymiarze.
Autorytetu Królowej nie podrywają również choćby separatyści szkoccy. Jest to zresztą trudne z powodów pokoleniowych (wspomnianych powyżej), a także ze względu na to, jaką uwagę głowa państwa poświęca właśnie Szkocji, spędzając w niej sporo czasu w prywatnych i państwowych rezydencjach i podkreślając łączność z tą częścią państwa. Były przywódca separatystów Alex Salmond deklarował, że nawet niepodległa Szkocja nie zmieni królowej. Wobec jej następcy może być jednak zastosowana odrębna taryfa. Z pewnością nie będzie ona ulgowa.
Wielka Brytania zmieniła się i kulturowo, i obyczajowo. W latach 50. czy 60. kamerzysta poszukujący na ulicach Londynu osób innych niż białe, miał problem (wśród tłumów żegnających Churchilla znalazł jedną taką osobę – mimo że czarnoskórzy Brytyjczycy mieszkali tam od kilkuset lat i nie byli jak w wielu europejskich miastach nowością w XX wieku). W epoce Elżbiety II wielkie brytyjskie miasta stały się wielokulturowe. Kościół anglikański nie jest już religią dominującą, co być może zmieni rytuał koronacji Karola III (ewentualnie Wilhelma V).
.W początkach panowania Elżbiety II kłopotem była kwestia rozwodu potencjalnego narzeczonego jej siostry, a obecnie śluby mogą już brać pary jednopłciowe (dopuszczalna jest też adopcja przez nie dzieci). Takie zmiany są łagodniejsze, gdy przebiegają za panowania utożsamianej z państwem osoby zajmującej symboliczne miejsce już od kilku pokoleń.
Łukasz Jasina