Ks. Wojciech SADŁOŃ SAC: Polska a przyszłość religii we współczesnym świecie

Polska a przyszłość religii we współczesnym świecie

Photo of Ks. Wojciech SADŁOŃ SAC

Ks. Wojciech SADŁOŃ SAC

Dyrektor Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego im. ks. Witolda Zdaniewicza.

zobacz inne teksty Autora

Polska w globalnym katolicyzmie odgrywała i nadal odgrywa niezwykle istotną rolę. Jesteśmy jedenastym pod względem liczebności katolików krajem świata. Religijność polskiego społeczeństwa należy do najwyższych w katolickim świecie. Pontyfikat Jana Pawła II wciąż stanowi znaczący rozdział w historii Kościoła powszechnego. Z takiej perspektywy pytanie o przyszłość katolicyzmu w skali globalnej w znacznej mierze wymaga przyjrzenia się temu, co dzieje się nad Wisłą – pisze ks. Wojciech SADŁOŃ SAC

Nie chcę przez to powiedzieć, że od Polski zależą losy Kościoła, ale że to właśnie w Polsce krystalizuje się postać nowoczesnego katolicyzmu i miejsce Kościoła w społeczeństwie. Innymi słowy, zapytajmy o to, w jakiej formie polski katolicyzm ma szanse trwać w społeczeństwie, aby nieco przybliżyć się do odpowiedzi na pytanie o miejsce religii we współczesnym świecie, a przynajmniej w Europie.

Ciągłość polskiego katolicyzmu

.Wydaje się, że tym, co w sposób kluczowy określa polski katolicyzm, jest ciągłość. Nie chodzi tutaj oczywiście o ciągłość instytucjonalną, ponieważ ona stanowi niejako istotę całego Kościoła katolickiego. Chodzi przede wszystkim o ciągłość katolicyzmu na poziomie religijnego przeżycia czy też doświadczenia. Patrząc od takiej strony na Kościół katolicki w Polsce, dostrzec można wyraźną kontynuację tradycyjnego polskiego katolicyzmu, jaki dociera do nas poprzez dzieła historyków, etnografów oraz antropologów. Coraz lepiej dzisiejsza socjologia religii rozumie, że tzw. pobożność ludowa w Polsce nie była jedynie prymitywnym i rytualistycznym formalizmem. Coraz częściej pojawiają się prace w sposób przekonujący prezentujące polską religijność końca XIX i początku XX wieku jako głęboką i autentyczną formę duchowości.

Ta silna duchowość, oparta na przenikającej kulturę i życie codzienne pobożności, rozwijała się, mimo że katolickie instytucje były słabe – ograniczane przez zaborców. Oczywiście nie chodzi mi tutaj o zbyt proste przeciwstawienie instytucji religijnych i pobożności ludowej. Chodzi mi raczej o zwrócenie uwagi na ucieleśnienie i zakotwiczenie polskiej religijności przede wszystkim w zwyczajnych, codziennych relacjach, również tych pomiędzy duchowieństwem i świeckimi.

Przejawem ciągłości zakotwiczonej w codziennej religijności (tzw. lived-religion) są nie tylko liczne grupy modlitewne, kult fatimski, pielgrzymki, rozwijające się sanktuaria, ale również praktyka kolędy czy popularna – na tle innych krajów zachodnich – praktyka spowiedzi. Jak wskazywali w latach 80. Stanisław Grygiel i ks. Józef Tischner, taka polska pobożność pozwala człowiekowi zwracać się bezpośrednio do Boga i nie da się jej sprowadzić wyłącznie do jakiegoś zakresu wiedzy, moralności czy estetyki. Jak pisał ks. Józef Majka – siłą polskiej religijności jest jej paradoksalność. Nie da się jej sprowadzić do jednego tylko wymiaru. W ten sposób polska religijność jednocześnie do dzisiaj stanowi motywację do przyzwoitego życia (moralności), stanowi kapitał, wyzwala i mobilizuje, w zgodzie z estetyką teologiczną Hansa Ursa von Balthasara wprowadza w doświadczenie duchowego piękna, a jednocześnie nie da się jej zredukować wyłącznie do jednego z tych wymiarów.

Taką religijność reprezentował i wspierał prymas Wyszyński, w dużej mierze w opozycji do ówczesnych kilku środowisk katolickich, które podkreślały raczej kulturowe zacofanie polskiego katolicyzmu ludowego. Być może dzięki takiej religijności życia codziennego i lokalnego – a nie tylko wskutek istnienia żelaznej kurtyny – polski katolicyzm nie doświadczył „traum” przemian soborowych i zachował ciągłość wobec przechodzącej przez Europę rewolucji kulturowej.

Siłę polskiego katolicyzmu wzmacniało również doświadczenie dziejowe narodu polskiego. Nie jest przesadą i popadaniem w mesjanizm twierdzenie, że historia Polski przypomina biblijne dzieje wyzwalania się z niewoli i dążenie do wolności, której nie można sprowadzać – jak to podkreśla Nowy Testament – wyłącznie do wymiaru politycznego. Takie dążenie do narodowej wolności koresponduje z ewangelicznymi „ideami” zmartwychwstania i odradzania się moralnego. Z takiej perspektywy można patrzyć na Solidarność oraz rolę Jana Pawła II w kształtowaniu się demokratycznej Rzeczypospolitej. Taka bliskość chrześcijaństwa i dziejów narodu polskiego nie ogranicza się wyłącznie do historii idei. Tworzy je również historia żywych biografii świętych i męczenników Kościoła, takich jak Piotr Skarga, Maksymilian Kolbe, Jerzy Popiełuszko, s. Faustyna Kowalska czy – prawdopodobnie niedługo błogosławiony – Stefan Wyszyński. Czy jednak takie historyczne filtry można przyłożyć do współczesnego społeczeństwa polskiego? Czy patrząc na ostatnie referendum w Irlandii, nie należy raczej uznać, że tradycyjna religijność musi po prostu odejść do lamusa historii? Nie jestem przekonany, czy ocena religijności w Irlandii przez pryzmat sporów o prawną regulację aborcji jest uzasadniona. Według mnie, aby zrozumieć religijność i katolicyzm, trzeba patrzyć znacznie głębiej.

Polska wyjątkowość

.Przenosząc teraz to nasze polskie doświadczenie duchowe na poziom europejski, możemy zobaczyć, jak koresponduje ono z cywilizacyjnym miejscem Polski. Od wieków to nad Wisłą stykają się ze sobą nie tylko dwa płuca chrześcijaństwa, ale również dwie odrębne kultury. Przesiąknięty oświeceniowym racjonalizmem, reprezentowanym przez Condorceta, Zachód, zdominowany później przez scjentyzm i wiarę w postęp, stykał się tutaj ze znacznie bardziej uduchowionym spojrzeniem na świat i przyrodę. Wydaje się, że dobrze oddają to dialogi braci Karamazow w powieści Dostojewskiego.

W XX wieku zachodni racjonalizm przełożył się nawet na samo rozumienie religijności, które jeśli miało być uprawnione, było sprowadzane do uczucia lub idei –  zapominano o poziomie nie tylko transcendentnym, ale również metafizycznym. Tę odmienną wrażliwość Wschodu i Zachodu widać do dzisiaj w badaniach empirycznych.

Prezentowane w 2016 r. w Instytucie Statystyki Kościoła Katolickiego międzynarodowe badanie Pew Research Center wyraźnie pokazało, jak nieliberalne pod względem obyczajowym i politycznym są kraje na wschód od Polski w porównaniu z naszymi zachodnimi sąsiadami. Coraz lepiej widać, że nie można się spodziewać, że zachodni duch – na wzór Heglowskiego ducha – ogarnie całą, również wschodnią Europę. Polska jest więc w samym środku tych cywilizacyjnych podziałów i częściowo łączy w sobie te dwa płuca. Aktualny spór polityczny w naszym kraju tego dotyczy, choć jest on oczywiście bardziej skomplikowany niż tylko opowiadanie się po stronie Wschodu czy Zachodu. Daje to podstawę niektórym socjologom do wiary nawet w „słowiańską polską duszę”, która nie jest skłonna do prostej sekularyzacji. Osobiście nie jestem do tego aż tak bardzo przekonany, że polskiej duszy nie da się zmienić. Nie mam natomiast wątpliwości, że silna sekularyzacja na Zachodzie nauczyła już nas, że religijność to nie to samo co moralność. Jak twierdzi Hans Joas – sytuacja religijna Europy Zachodniej uczy nas, że społeczeństwo potrafi odnaleźć pozareligijne źródła moralności i co więcej, funkcjonować w miarę przyzwoicie i sprawnie bez religii. Zatem doświadczenie religijne, jeśli jest wartością samą w sobie, to musi posiadać odniesienie do transcendencji głębsze, niż było w stanie dostrzec proste podejście pozytywistyczne. Zresztą również na Zachodzie podejmuje się próby redefiniowania samego rozumienia religii w kategoriach postsekularnych.

Wyzwania

.Z takim zapleczem staje dzisiaj polski katolicyzm przed wyzwaniami tzw. późnej nowoczesności. Polski katolicyzm początku XXI wieku jest – w porównaniu z minionymi dekadami, a nawet wiekami – wyraźnie silny instytucjonalnie. Mamy najwięcej od 100 lat parafii, księży w przeliczeniu na katolika, edukacja religijna jest niemal powszechna. Wiele katolickich instytucji pełni funkcje publiczne i dostarcza usług publicznych. Stawia to nas przed zupełnie nową sytuacją. Jednocześnie spoglądając na religijność Polaków od dołu, widać wyraźne dystansowanie się nie tyle do wiary, ile właśnie do instytucji kościelnych, w tym również parafii. W znacznej mierze wynika to z urbanizacji i przekształceń tradycyjnych więzi lokalnych. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że ciągłość i trwanie polskiego katolicyzmu są ograniczone do polskiej wsi. Nie chodzi mi o to, że w miastach nie rozwijają się grupy modlitewne i formy pobożności zachowujące ciągłość tradycyjnej polskiej pobożności. Oczywiście rozwijają się, ale czerpią swoje siły właśnie z tego tradycyjnego i lokalnego katolicyzmu.

Zatem rodzi się pytanie o siłę tej ciągłości. Chodzi o zachowanie nie tylko ciągłości tego wymiaru katolicyzmu, ale również o zachowanie jego trwałości. Wydaje się, że nie dokona się to poprzez silne katolickie instytucje. Jestem przekonany, że trwałość polskiego doświadczenia wiary wymaga budowania w oparciu nie na siłach instytucjonalnych, ale przede wszystkim osobowych. Jest to w pełni zgodne z wizją „katolicyzmu ewangelicznego”, prezentowanego przez George’a Weigla. Jednak w Polsce zbyt łatwo traktujemy tradycyjny katolicyzm jako niepotrzebny balast, a z drugiej wciąż powielamy i przenosimy do współczesności te nieautentyczne elementy pobożności ludowej, takie jak moralizatorstwo czy nawet ideologizowanie polegające na sprowadzeniu apostolstwa do walki ideologicznej.

Te problemy dotyczą nie tylko świeckich, ale również duchownych. Zapominamy, że spór o człowieka nie jest sporem ideologicznym. Zapominamy, że chodzi wciąż o to samo, o głębię doświadczenia wiary, a nie o takie czy inne poglądy. Łatwo zapomina się, że sercem Ewangelii i chrześcijaństwa jest właśnie Wcielenie, a Chrystus jest „Odkupicielem człowieka i ośrodkiem wszechświata i historii” (Jan Paweł II), nie zaś wyłącznie uzdrowicielem czy ideologiem.

.W tym sensie kryzys zachodniego racjonalizmu jest wielkim wyzwaniem dla polskiego katolicyzmu. Okazuje się bowiem, że formułowany przez Jana Pawła II personalizm nie jest oczywisty. Okazuje się, że spór toczy się właśnie o same podstawy antropologii. Dostrzega się coraz wyraźniej, że formułowanie praw człowieka zakłada odwołanie do głębszej aksjologii i antropologii oraz pytania o wiarę w człowieka.

Ks. Wojciech Sadłoń SAC
Tekst zawiera myśli przedstawione przez autora w trakcie debaty z okazji 25-lecia KAI

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 16 marca 2019