Bitwa o Kraków nie jest rozstrzygnięta
Już w najbliższą niedzielę 21 kwietnia krakowianie i krakowianki zdecydują, kto zasiądzie w prezydenckim gabinecie przy placu Wszystkich Świętych w samym centrum królewskiego miasta. Zostało dwóch kandydatów. Łukasz Gibała, który odrabia stratę z pierwszej tury, oraz Aleksander Miszalski, który otrzymał wsparcie Jacka Majchrowskiego i warszawskiej centrali. Różnica między kandydatami to mniej niż błąd sondażowy, o zwycięstwie może zdecydować kilkaset głosów – pisze Maciej FIJAK
.Kim są kandydaci? Pierwszy to Łukasz Gibała – niezależny lider stowarzyszenia Kraków dla Mieszkańców, który przez ostatnie lata zasiadał w radzie miasta, regularnie punktując politykę odchodzącego prezydenta. Pierwszą turę zakończył wynikiem 26,7%, zyskując głosy prawie 80 tys. mieszkańców.
Drugi to kandydat Platformy Obywatelskiej – Aleksander Miszalski, który uzyskał najlepszy wynik w pierwszej turze – 37,2% i ponad 110 tys. głosów. Miszalski na ostatniej prostej otrzymał poparcie m.in. odchodzącego Jacka Majchrowskiego, na którym ciążą zarzuty prokuratorskie. Co ciekawe, sześć lat wcześniej – w 2018 roku, Miszalski został radnym wybranym z komitetu właśnie Jacka Majchrowskiego. Oprócz odchodzącego włodarza do głosowania na kandydata PO namawiał też prezydent Warszawy – Rafał Trzaskowski, a wcześniej także premier Donald Tusk.
Brudna kampania wokół Gibały – deweloperzy atakują
.Gibała co prawda osiągnął swój wynik sondażowy w pierwszej turze, ale niska frekwencja i duża mobilizacja struktur partyjnych PO poskutkowała niespodziewanym wynikiem kandydata Miszalskiego.
Dużą rolę odegrała także brudna i nielegalna kampania czarnego PRu, którą wytoczono przeciwko Gibale. Okazało się, że stoi za nią jeden z większych polskich deweloperów, a sztab Krakowa dla Mieszkańców szacuje, że wydano na nią nawet milion złotych. Z kolei innego z kontrkandydatów, który odpadł w pierwszej turze – Andrzeja Kuliga (dziś popiera Miszalskiego) finansowali ludzie związani z jednym z najbogatszych polskich deweloperów, co ujawniła lokalna „Gazeta Wyborcza”.
To jednak nie koniec wątku deweloperskiego. Okazało się, że jeden z kongresów organizowanych przez stowarzyszenie Platformy Obywatelskiej, w którym zasiada m.in. asystent Miszalskiego, finansował jeden z największych światowych deweloperów – firma Strabag. Kongres do którego dołożyła się firma odbywał się już w trakcie kampanii wyborczej, a sama firma prowadzi w Krakowie liczne inwestycje. Mieszkańcy zaczęli się zastanawiać, czy nie ma tu konfliktu interesów. Miszalski zapewnia, że nie ma.
Gra toczy się o władzę absolutną
.Jest jeszcze jeden ważny wątek. Platforma pierwszy raz od lat posiada samodzielną większość w krakowskiej radzie miasta – 24 mandaty. To znaczy, że nie musi oglądać się na nikogo. Jeśli wygra Miszalski – nie będzie hamulcowego dla partyjnych działaczy.
Przez lata sytuacja była nieco inna, bo PO była raz w formalnej, a raz w nieformalnej koalicji z Jackiem Majchrowskim. Musieli się dogadywać, a jednym z tego efektów jest chociażby posada wiceprezydenta Krakowa, którą do samego końca zajmował zaufany działacz PO, a teraz także radny miejski – Bogusław Kośmider.
Innym wątkiem są liczne stanowiska w publicznych spółkach i urzędach, które otrzymywali działacze partyjni. Na przykład wspomniany Kośmider poza dobrze płatną posadą wiceprezydenta znalazł się także w radzie nadzorczej jednej z miejskich spółek.
Ludzie PO trafiali też do miejskich jednostek takich jak KEGW, MPK czy MPO. To tylko wierzchołek góry lodowej. Brzmi znajomo, prawda?
Złudzeń na tym polu nie zostawił sam prof. Majchrowski, który zapytany przez dziennikarza, dlaczego zatrudnia ludzi z Platformy, odparł bez zastanowienia, że są to ludzie, którzy całe życie pracowali w instytucjach państwowych. – Gdzie oni mają iść? – pytał prezydent. Zresztą Miszalskiego dopytywał o to wielokrotnie sam Gibała podczas licznych debat. Na pytanie o to, czy działacze partyjni znajdą ciepłe posady w magistracie, Miszalski odpowiadał zazwyczaj wymijająco.
Bitwa o Kraków – wszyscy przeciw Gibale?
.Oprócz deweloperów przeciwko Gibale wystąpili też wszyscy związani z dotychczasowymi władzami miasta.
Poza samym Jackiem Majchrowskim i jego zastępcą Andrzejem Kuligiem do głosów na kandydata PO przekonywał Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL także nie „biedował” pod skrzydłami Jacka Majchrowskiego), a nawet Rafał Komarewicz (Polska 2050). “Nawet”, bo tajemnicą poliszynela jest, że relacje Komarewicza z lokalną PO były szorstkie.
Wreszcie otrzymał też wsparcie kandydującego byłego rektora UEK-u, Stanisława Mazura. Ten jeszcze niedawno zapewniał, że partyjny kandydat to nie jest najlepszy wybór dla Krakowa. Jak widać, szybko zrewidował ten pogląd. Być może pomogła obietnica posady wiceprezydenta dla Mazura. Wszyscy regularnie wbijają Gibale szpilki, przekonując, że tylko kandydat PO jest gwarancją stabilności w mieście.
Decyzja podjęta teraz – zmieni Kraków lub go zabetonuje
.I właśnie o to toczy się dogrywka. Kraków stoi przed historyczną decyzją. Od niej zależy, czy miasto pójdzie drogą kontynuacji rządów prof. Majchrowskiego, drogą zdominowanych przez jedną opcję partyjną Warszawy i Gdańska, czy drogą współzarządzania miastem przez samych mieszkańców i prezydenta niepartyjnego.
Sondaże pokazują kilkuprocentową różnicę na korzyść Aleksandra Miszalskiego. Sondaż opublikowany dzień przed ciszą wyborczą przez portal LoveKrakow wskazuje malejącą różnicę – tym razem 48,39% do 43,61%, przy 8% niezdecydowanych To oznacza, że piłka wciąż jest w grze.
Kto wygra wybory? Tego dowiemy się już w poniedziałek 25 kwietnia.
Maciej Fijak