Ryszard KOTARBA: Żydzi Krakowa w dobie zagłady

Żydzi Krakowa w dobie zagłady

Photo of Ryszard KOTARBA

Ryszard KOTARBA

Historyk zatrudniony w krakowskim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej. Jego zainteresowania naukowe to: dzieje okupacji niemieckiej w Krakowie i Ziemi Krakowskiej 1939-1945. Autor takich publikacji jak Literaci, a sprawa katyńska (IPN Kraków 2003), Żydzi Krakowa w dobie zagłady. ZAL/KL Plaszow (IPN Kraków 2022).

IPN/Ryszard Kotarba

Książka ukazuje znaczący fragment dziejów Żydów krakowskich w okresie okupacji niemieckiej, szczególnie w czasie funkcjonowania obozu pracy, potem koncentracyjnego, w Płaszowie. Obóz w Płaszowie będący swoistą kontynuacją getta krakowskiego, ze względu na swoją rolę, specyfikę i ofiary zbrodni – tysiące krakowian, Żydów i Polaków – zasługuje na ciągłą pamięć. Tak, jak na stałą refleksję zasługują relacje polsko-żydowskie w czasie wojny i po wojnie. Były one i często nadal są tematem kłopotliwym, niewolnym od stereotypów i uproszczeń, nawet dziś odczuwa się pewne naciski i pokusy idealizowania tego fragmentu historii. Ryszard KOTARBA: Żydzi Krakowa w dobie zagłady – podstawą dokumentacyjną publikacji są bogate zbiory w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej i Żydowskiego Instytutu Historycznego, ale również Archiwum Narodowego w Krakowie, Muzeum Krakowa, czy elektroniczne kopie relacji z Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem.

Budowa obozu

.Jeszcze w 1940 r. w „Gazecie Żydowskiej” można było przeczytać idylliczny tekst Rozmyślania na cmentarzu, o spokojnym żydowskim miejscu na Krzemionkach, gdzie wokół hali ceremonialnej i murów cmentarnych rozciągały się zielone wzgórza, trawy, „krajobraz jak w górach”. Rzeczywiście, obóz usytuowano w naturalnej głębinie pomiędzy dwoma rozległymi wzniesieniami Krzemionek. Teren był nierówny, górzysty i kamienisty, ze wzgórzami sięgającymi 230-250 m n.p.m., w części bagienny i malaryczny. 

Do ulokowania tam obozu przyczyniły się różne czynniki: ustronność miejsca, które właściwie było słabo widoczne i zakryte pagórkami, bliskość getta, stacji kolejowej i zakładów przemysłowych, do których można było skierować więźniów do pracy przymusowej, oraz możliwość uruchomienia kamieniołomów.

Pracami planistycznymi i początkową budową zajmowała się firma Deutsche Wohnungs und Siedlungsgesellschaft m.b.H. (ul. Pijarska 5), pod kierownictweminż. arch. Rudolfa Lukasa. Było to niemieckie przedsiębiorstwobudowy mieszkań i osiedli dla funkcjonariuszy władz okupacyjnych. SamLukas zajął w 1940 r. eleganckie mieszkanie przy ul. SzymanowskiegoBocznej 5. Wcześniej współpracował w sprawach budowlanych z GminąŻydowską w getcie, nie żywił uprzedzeń do Żydów i odnosił się do nichpoprawnie. Stykający się z nim inż. Jakub Stendig określał go jako bardzokulturalnego wiedeńczyka i zdolnego fachowca, który nie miał nic wspólnegoz „jadowitym programem nazistowskim”. Lukas miał nieraz oświadczać,że nie uznaje nazistowskiego programu walki z Żydami i dążenia do ichwytępienia. 

Inżynier Lukas zaczął swoje prace i projektowanie obozu na zlecenieszefa dystryktu krakowskiego dla urzędu dowódcy SS i policji. Jego plan,pierwotnie nazwany Barackenlager für Juden in Krakau, zakładał wybudowanieniewielkiego obozu o powierzchni 15 ha dla około 4–5 tys. ludzi. (..) Projekt zawierał dużo błędów, zwłaszcza że zakładanowybudowanie zbyt dużej liczby baraków na stosunkowo małej przestrzeni– niektóre drewniane baraki stały od siebie w odległości zaledwie 5 m,co stwarzało wielkie zagrożenie pożarowe.

Stary cmentarz żydowski Gminy Podgórskiej, fragmenty nagrobków (Fot. Ryszard Kotarba)

Opóźnienie w budowie

.Do prac zostały zaangażowane przez biuro inż. Lukasa firmy budowlane z Krakowa, polskie i niemieckie, wyłonione w przetargach. Zatrudniano fachowców z różnych dziedzin, robotników, przewoźników, furmanów. (..) Prace w terenie być może zaczęto jeszcze przed ukończeniem projektu. Dowódca SS i policji nie był zadowolony z postępu robót, ale nie mógł wprost zastosować represji wobec niemieckich firm. Te zaś nie spieszyły się, tłumacząc opóźnienia brakiem siły roboczej i materiałów, przede wszystkim drewna, które kupowano częściowo na wolnym rynku, a częściowo z przydziałów. W tej sytuacji urząd SSuPF przejął budowę z rąk inż. Lukasa i kooperujących służb Judenratu, odsunięto również przedsiębiorców pracujących na zlecenie Lukasa. Jednocześnie na komendanta obozu powołano SS-Unterscharführera Horsta Pilarzika, co oznaczało, że sprawa budowy obozu znalazła się w wyłącznej kompetencji urzędu SSuPF, jak zresztą wszelkie kwestie dotyczące zagadnień żydowskich, będące od dawna we właściwości władz policyjnych. Dla usprawnienia robót kierownictwo powierzono inżynierom żydowskim, od których wymagano już bezwzględnego wykonywania rozkazów i w razie potrzeby można było bezpardonowo zagrozić im najsurowszymi karami, z rozstrzelaniem włącznie. Prawdopodobnie już w listopadzie 1942 r. powołano do kierowania budową tzw. pierwszą piątkę inżynierską w następującym składzie: Zygmunt Grünberg, Lazar Berger, Henryk Haber, Mozes Stiel i Zimmet. Ponoć osoby te wybrał sam Pilarzik w biurze Gminy przy ul. Węgierskiej 16, załatwiając sprawę z komisarzem Dawidem Gutterem. Od tej chwili odpowiedzialność za prace przejęli fachowcy żydowscy na czele z inż. Zygmuntem Grünbergiem z Wydziału Budowlanego getta. Grupę tę w styczniu 1943 r. uzupełnił inż. Henryk Wohlfeiler, specjalista od prac wodno-kanalizacyjnych. Jakub Stendig wspominał, że gdyby ówcześnie nie był kierownikiem Wydziału Budowlanego w getcie, to zapewne sam znalazłby się w powołanej „piątce”. Roboty nadal prowadzono z udziałem firm prywatnych, ale ze wsparciem pierwszych kilkuset robotników żydowskich z getta, którzy stali się zalążkiem grupy Barackenbau. Żydzi z utworzonego komanda byli codziennie doprowadzani do Płaszowa i sukcesywnie osadzani w zbudowanych barakach. 

Pierwsze plotki o likwidacji i przeniesieniu getta, jak to wówczas określano – do „baraków” za miastem, a nawet wprost na cmentarze podgórskie, pojawiły się niedługo po czerwcowych deportacjach w Krakowie. Być może dowiedziano się o planach tworzonych w biurze inż. Lukasa. Nawet rozpoczęcie pierwszych prac nie usunęło jeszcze nastrojów niewiary i wątpliwości. Gdy Stendig, będąc po rozmowie z Lukasem, powiadomił komisarza Guttera o niemieckich poczynaniach na cmentarzu, ten nie wierzył w przesiedlenie i zaprzeczał, mówiąc, że ma informacje, iż baraki nie są przeznaczone dla Żydów. Z czasem przyjmowano to jako nieuchronność, ale sądzono, że jest to perspektywa odległa, że budowa baraków potrwa dłuższy czas, zima opóźni prace i sprawa może stanie się aktualna dopiero na wiosnę przyszłego roku lub jeszcze później. 

Nie wiadomo dokładnie, kiedy rozpoczęto właściwe prace. W relacjach jest mowa o wczesnej jesieni, o październiku czy listopadzie 1943 r., a Aleksander Bieberstein wspomina nawet o pierwszych robotach w lipcu tego roku. Zanim pojawili się tam robotnicy żydowscy, do wstępnych prac wyznaczono Baudienst, prawdopodobnie junaków z pobliskiego obozu w Prokocimiu. Ich zadaniem było burzenie pomników cmentarnych i równanie terenu. Po tym krótkim epizodzie roboty specjalistyczne przejęły firmy pod ogólnym kierownictwem Lukasa. Jednak obóz miał powstać siłami żydowskich robotników i inżynierów z getta. W listopadzie 1942 r., zaraz po wielkiej akcji deportacyjnej, Niemcy wydzielili początkowo około 200 robotników, których codziennie kierowano do pracy przy burzeniu pomników cmentarnych i przygotowywaniu terenu pod budowę baraków. Takie były początki stale rozrastającej się grupy, powszechnie później nazywanej Barackenbau. Z placówek roboczych wychodzących do miasta zredukowano z czasem nawet połowę stanu robotników, w tym i kobiety, a następnie wcielono ich do nowo powstałego komanda. Codziennie rano robotnicy wychodzili pod strażą do pracy na ul. Jerozolimską, a wracali wieczorem.

Panorama z wieży przeciwlotniczej. W dole Bergstrasse i ruiny domu przedpogrzebowego, wyżej SS-Lazaret, na prawo komendantura. Z lewej baraki mieszkalne dla Polaków, w środku linia ogrodzenia wewnętrznego oddzielająca część więźniarską od części niemieckiej (Fot. z Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej)

Odsyłani na budowę

.W getcie mieszkali w jednym budynku, zaś jedzenie wydawano im rano i wieczorem po pracy. Na kierownika robót wyznaczono inż. Grünberga. Zakres tych prac stale się powiększał i ciągle wzrastało zapotrzebowanie na siłę roboczą. Szukano przede wszystkim fachowców, głównie murarzy, cieśli, stolarzy, ślusarzy, hydraulików, elektryków, ale również robotników niewykwalifikowanych. W grudniu 1942 r. codziennym obrazkiem na ulicach getta było wyłapywanie przez odemanów ludzi bez odpowiednich dokumentów. Odprowadzano ich do budynku przy ul. Krakusa 17, gdzie kwaterowali, i stamtąd odsyłano na budowę do Płaszowa. Robotnicy żydowscy pracowali często w godzinach nadliczbowych i bez wynagrodzenia, które, choć w skromnej wysokości, pobierali w poprzednich miejscach pracy. Prawdopodobnie jeszcze w grudniu stanęły pierwsze baraki i sukcesywnie umieszczano w nich ludzi, a obiady i inne posiłki donoszono z getta. Władze naciskały na przenoszenie robotników i choć baraki nie miały zaplecza sanitarnego, to jednak w końcu 1942 r. żądano od kierownika zakładu dezynfekcji w getcie wykąpania i zdezynfekowania coraz większych grup pracowników przed ich skoszarowaniem w Płaszowie. Do końca grudnia przy budowie obozu pracowało już około 1 tys. Żydów. Przeżywali oni ciężkie chwile, co spowodowane było zarówno warunkami bytowymi, jak i brutalnym traktowaniem. Polscy pracownicy z zewnętrznych firm nieraz pracowali wspólnie z więźniami, np. przy budowie wież obserwacyjnych. Mogli wtedy zobaczyć, jak Niemcy postępowali z Żydami: poganiali ich, szczuli psami, a nawet strzelali do nich. 

Budowę rozpoczęto od wznoszenia grupy pierwszych 10 baraków na przedłużeniu ul. Jerozolimskiej, nad północno-zachodnim narożnikiem nowego cmentarza. Jednocześnie z obozu wychodziło w rejon ul. Wielickiej komando z zadaniem burzenia zbędnych domów, m.in. w miejscu, gdzie potem budowano Wachkaserne. Do prac rozbiórkowych chwilowo kierowano także jeńców sowieckich z pobliskiego obozu na Krzemionkach. Stąd też prawdopodobnie w niektórych relacjach byli więźniowie wspominają o tych jeńcach, których faktycznie w obozie nie więziono. W zimie 1943 r. na rozkaz Götha wyburzono szereg obiektów mieszkalnych i gospodarczych wzdłuż ul. Wielickiej, od ul. Jerozolimskiej do ul. Abrahama, i niektóre budynki przy późniejszej obozowej SS-Strasse. Uznano je za nienadające się do zamieszkania lub wyremontowania, inne usunięto w celu oczyszczenia przedpola. W tej części obozu umieszczono później zabudowania gospodarcze, magazyny ksiąg żydowskich, laboratorium chemiczne, garaże i warsztaty samochodowe. Działania te wiązały się z koniecznością wysiedlenia polskich mieszkańców z domów, co odbyło się w trybie policyjnym, przymusowo i bez żadnego odszkodowania. Niektórych rodzin pozbyto się wyjątkowo brutalnie. 

Widok z wieży na „C-Dołku”. Na pierwszym planie stolarnia, warsztaty papierniczy i ślusarsko-blacharski, wyżej baraki mieszkalne wokół placu apelowego (Fot. z Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej)

Domy burzone na potrzeby obozu

.Dnia 7 marca 1943 r. funkcjonariusze obozowi, m.in.: Arwid Janetz, Anton Pospiech, Hohenauer i Szapałow, aresztowali kilka polskich rodzin mieszkających w bezpośredniej bliskości obozu, w rejonie ulic Jerozolimskiej i Poniatowskiego. Pretekst stanowiły kontakty i handlowanie z uwięzionymi Żydami, co było faktycznie prawdą, ale chodziło również o zajęcie ich domów, które miały być burzone albo wykorzystywane na potrzeby obozu, a także o rabunek ich mienia. Zatrzymanych zabrano autem i osadzono w obozie; znaleźli się w nim Stanisława Zagórska z synem Adamem oraz małżeństwa Kopczyńskich i Klimów. Zagórscy mieszkali przy ul. Jerozolimskiej 10, w obozie zostali pobici przez Götha, który żądał wydania pieniędzy i kosztowności. Z domu i sklepu Klimów przy ul. Poniatowskiego 4 Niemcy zarekwirowali 1 tys. zł i towary o wartości 2 tys. zł, w tym środki żywności, pościel i dwie świnie.

Po dwóch tygodniach niektóre osoby z tej grupy na rozkaz Götha skierowano 1 kwietnia 1943 r. do obozu pracy przymusowej w Szebniach, który powstał właśnie w tych dniach. W obozie ludzie ci przebywali sześć miesięcy, ich domy i kilka innych rozebrano i zniszczono jako nieprzydatne dla obozu. W tym czasie Göth włączył do obiektów obozowych tzw. czerwony domek – ceglany budynek przy ul. Jerozolimskiej, który stał się jego chwilowym mieszkaniem. Wysiedlenia Polaków trwały jeszcze w kwietniu; wtedy – według relacji – konfiskowano im w domach „jaja, szynki, białe pieczywo”, co prawdopodobnie oznacza, że akcja miała miejsce tuż przed Wielkanocą (25 kwietnia 1943 r.).

Göth na procesie kłamał, mówiąc: „Z powodu kontaktu i niedozwolonych transakcji z więźniami, spowodowałem zarządzenie dowódcy SS i policji okręgu krakowskiego delożowania mieszkańców domu przy ul. Jerozolimskiej, sąsiadującego z obozem. Przypuszczam, że mieszkańcy ci przez urząd mieszkaniowy otrzymali inne mieszkania. Nic mi o tym nie wiadomo, by wysłani oni zostali jako więźniowie do obozu w Szebni[ach]”. Podobnie zresztą potraktowano polskich mieszkańców domków przy ul. Pańskiej. Wysiedlono ich zimą 1943/1944 r., a domki po wyremontowaniu włączono do obozu. 

.Obóz zajmował tereny cmentarzy żydowskich, zajęto również dalsze grunty należące do gminy żydowskiej, miasta Krakowa, a także skarbu państwa (wojskowe).

Ryszard Kotarba

Fragment książki Żydzi Krakowa w dobie zagłady. (ZAL/KL Plaszow), wyd. Instytut Pamięci Narodowej [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 stycznia 2023