Trudno o bardziej symboliczny obraz niż ścieki płynące Wisłą pod Wawelem
Tylko w ciągu ostatnich kilku tygodni interweniowałam w sprawie aż czterech zanieczyszczonych rzek w Małopolsce, w tym w Krakowie. To pokazuje długofalowy stosunek władz do ochrony środowiska. Dyskusja po zatruciu Odry rozpaliła emocje, ale realnie nie zmieniła nic. Ścieki płyną dalej – pisze Daria GOSEK-POPIOŁEK
.Martwe ryby i bezkręgowce, zielona ciecz w rzece, płynące z nurtem pieluchy i papier toaletowy. Zanieczyszczone rzeki to niechlubny „standard” w Polsce. Z raportu Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska wynika, że w latach 2014–2019 aż 91,5 proc. rzek miało zły lub bardzo zły stan. Na zgłoszenia nielegalnych zrzutów służby reagują z opóźnieniem lub nie pobierają próbek, a Wody Polskie zlecają kolejne ekspertyzy, natomiast później same się do nich nie stosują.
W sprawie zanieczyszczonych rzek interweniuję od początku swojej kadencji w Sejmie. Współpracuję w tej sprawie z przyrodnikami, ekspertami i działaczami na rzecz ochrony przyrody. Wiele działań podjęłam po sygnałach Pawła Chodkiewicza – Lidera Strażników Rzek WWF w regionie wodnym Górnej Wisły.
Zaangażowanie obywatelskie jest w tej sprawie kluczowe, bo niestety odpowiednie służby pozostają bardzo często bierne. Ma to miejsce nie tylko w zakresie monitorowania, ale także reagowania na zgłoszenia zanieczyszczeń, np. nielegalnych zrzutów ścieków. Wielokrotnie spotkałam się z sytuacją, w której osoby pracujące w służbach traktują zgłoszenia o zanieczyszczeniu lekceważąco, oburzają się, że zostali wezwani do pracy w wolny dzień, a przecież nielegalne zrzuty są realizowane w takie dni celowo. Kary za nielegalne zrzuty ścieków są stosunkowo niskie, zwłaszcza dla dużych podmiotów. Z kolei decyzje wodnoprawne, które legalizują wypuszczanie ścieków do rzeki, są rozdawane na prawo i lewo.
Niedawno w Krakowie obserwowaliśmy ścieki płynące Wisłą tuż pod Wawelem. Jak tłumaczyli przedstawiciele Wód Polskich, marszałek województwa wydał decyzję wodnoprawną, która pozwala Wodociągom Krakowskim na zrzuty ścieków z przelewu burzowego. Mogą zrealizować do 10 takich zrzutów rocznie, a więc widoku śmieci pod Wawelem możemy się po prostu spodziewać. Pytań, które się rodzą po tak alarmującej sytuacji, jest wiele. Czy jakakolwiek instytucja kontroluje nie tylko liczbę zrzutów? Czy w pozwoleniu wodnoprawnym jest zezwolenie na zrzut wody z papierem toaletowym, podpaskami, pieluchami i chusteczkami nawilżanymi? Czy i w jakiej częstotliwości czyszczone są kolektory i cała kanalizacja burzowa, by nie dochodziło do zaczopowania i przelewania się ścieków? Pytania te skierowałam do prezydenta Miasta Krakowa. Na razie odpowiedzi brak.
Jednak zanieczyszczenia rzek w Małopolsce to nie tylko Wisła. To przede wszystkim małe, lokalne rzeki, jak Drwinka czy Białucha w Krakowie lub Prądnik w gminie Skała. W Wildze w lipcu zanotowano katastrofalny pomór ryb. Z rzeki wyciągnięto ponad 60 kg śniętych ryb, głównie kleni, kiełbi i boleni. Jako przyczynę Wody Polskie podały przyduchę, czyli zbyt niski poziom tlenu w wodzie i zbyt wysoką temperaturę wody. O wypływach z kanalizacji sanitarnych, żywych rybach powyżej kolektorów burzowych i znalezionych w wodzie podpaskach, prezerwatywach, papierze toaletowym, chusteczkach, ręcznikach i pieluchach nie wspomniano. Po tym wydarzeniu marszałek zadeklarował uruchomienie specjalnej całodobowej infolinii (987). Dzwoniąc pod ten numer, mieszkańcy regionu mogą zgłaszać przypadki śnięcia ryb. A raczej mogliby, gdyby infolinia rzeczywiście działała. Niestety, zgłoszenia nielegalnych zrzutów spotykają się jedynie z obojętnością, inspektorzy nie przyjeżdżają na miejsce zrzutu.
Wspólny mianownik tych przypadków to często zrzuty z kolektorów burzowych. Intensywne opady deszczu i burze od lat powodują w Krakowie lokalne podtopienia, zatykanie się kanalizacji i tzw. powódź błyskawiczną. Jak wiemy, część wodociągów ma pozwolenie na zrzucanie przelewów burzowych. W ten sposób do naszych rzek trafiają zanieczyszczenia sanitarne, a efekt możemy zobaczyć i poczuć sami: brudna i skażona woda, martwe bezkręgowce i ryby.
Część polityków wykorzystuje zanieczyszczenia rzek do bieżącej walki politycznej. Wszyscy pamiętamy spektakle, które odbywały się po awariach w oczyszczalni Czajka. Inni mają myślenie wielkościowe i zakorzenione w poprzednich epokach. Chcieliby realizować przeskalowane i szkodliwe projekty żeglugi śródlądowej, które nie przystają do współczesnych realiów. Tego chciał chociażby PiS, przedstawiając wizję budowy krakowskiego Kanału Ulgi, którego pomysłodawcami byli… austriaccy zaborcy. Marzy im się również wizja barek z węglem płynących pod Wawelem. Zamiast stosować proekologiczne rozwiązania i chronić nas przed skutkami katastrofy klimatycznej, wolą lekceważyć środowisko i korzystać z niego wyłącznie jako zasobu.
Regulowanie rzek, betonowanie nabrzeży, traktowanie rzek jak autostrad powoduje, że problem będzie tylko narastał. Naturalnie biegnąca rzeka posiada bardzo duże zdolności do samooczyszczania. W wyniku regulacji traci je, a my zostajemy z wyschniętą lub brudną rzeką i zatrutymi rybami.
.Kiedyś ochrona przyrody wielu osobom wydawała się niepotrzebną fanaberią. Dzisiaj na co dzień widzimy, jak wpływa na nasze zdrowie i życie. Zanieczyszczenie rzek można jeszcze odwrócić, a pierwszym krokiem w tę stronę jest właściwy wybór władz. Dopóki nie będziemy wybierać polityków, którym rzeczywiście zależy na ochronie przyrody, dopóty nasze prawo do życia w czystym środowisku nie będzie realizowane. Potrzebujemy głębokich zmian, nastawionych na współistnienie z przyrodą, a nie wykorzystywanie jej bez limitu.