Marnowanie publicznych pieniędzy w Krakowie
Niedawno rozpoczęła się budowa linii tramwajowej do krakowskich Mistrzejowic. Tym razem na przeszkodzie stanęły nie drzewa, ale będące w dobrym stanie elementy małej architektury o łącznej wartości prawie 200 tys. zł. O kilkadziesiąt koszy, stojaków rowerowych, ławek czy podpórek przy przejazdach rowerowych bezskutecznie upominałem się w urzędach miejskich. Kiedy okazało się, że urzędnicy zwlekają z działaniem, wziąłem sprawy w swoje ręce. Po czym urzędnicy zaczęli straszyć mnie sądem – pisze Łukasz PUŁA
Aktywność społeczna. Przykład z sąsiedniej inwestycji
.W kwietniu na terenie rozbudowywanej al. 29 Listopada zauważyłem porzucony kosz na psie odchody zakupiony ze środków budżetu obywatelskiego. Zadałem sobie pytanie, dlaczego nikt z urzędników go nie zabezpieczył i nie przeniósł w inne miejsce, skoro jest on w dobrym stanie, a sami mieszkańcy zdecydowali o jego zakupie w głosowaniu nad budżetem obywatelskim. Wysłałem wiadomość w tej sprawie do Zarządu Zieleni Miejskiej (ZZM) w Krakowie z prośbą o natychmiastowe zabezpieczenie kosza i zamontowanie go w proponowanej innej lokalizacji, w której brakuje koszy. Po prawie miesiącu otrzymałem odpowiedź od urzędników, w której poinformowali mnie, że kosz został zabrany, odnowiony (co nie było prawdą) i ulokowany we wskazanym przeze mnie miejscu. Urzędnicy nie odpowiedzieli jednak na moje pytanie, dlaczego nie został on zabezpieczony przed rozpoczęciem przebudowy al. 29 Listopada.
W związku z rozpoczęciem budowy linii tramwajowej do krakowskich Mistrzejowic jako aktywny mieszkaniec zwróciłem się 8 lipca 2023 r. do Zarządu Zieleni Miejskiej z prośbą o zabezpieczenie i przeniesienie w nowe miejsca sześciu koszy na psie odchody, takich samych jak w przypadku przebudowywanej al. 29 Listopada.
Opóźnienie i zwłoka urzędników
.Po ponad dwóch tygodniach od wysłania wiadomości do jednostki miejskiej jeden z mieszkańców zamieścił w mediach społecznościowych na grupie sąsiedzkiej informację i zdjęcie zniszczonego kosza. Choć Zarząd Zieleni Miejskiej został poinformowany i minęły dwa tygodnie, urzędnicy nie zdążyli skontaktować się w sprawie koszy z inwestorem, który rozpoczął swoje prace.
Na marginesie – Zarząd Zieleni Miejskiej jest w Krakowie wyjątkową jednostką, ponieważ na odpowiedź ma aż 30 dni! Nie ma więc co liczyć na szybkie interwencje.
Kontakt z urzędnikami i prywatnym inwestorem
.W związku z rozpoczęciem inwestycji i brakiem odpowiedzi z Zarządu Zieleni Miejskiej, do którego należały kosze, postanowiłem skontaktować się z innymi jednostkami, które również są odpowiedzialne po stronie miasta za elementy małej architektury, będące na terenie budowy linii tramwajowej do Mistrzejowic. Wyliczyłem, że na zmarnowanie zostawiono tam: 33 kosze, 24 ławki, 13 stojaków rowerowych i sześć podpórek przy przejazdach rowerowych. Wysłałem prośby o zabezpieczenie tego mienia – w przyzwoitym stanie – do dyrektora Zarządu Dróg Miasta Krakowa (ZDMK), dyrektora Wydziału Polityki Społecznej i Zdrowia, odpowiedzialnego za budżet obywatelski, oraz do osoby odpowiedzialnej za kontakt z inwestorem, czyli firmą Gülermak.
Już następnego dnia otrzymałem od dyrektora Wydziału Polityki Społecznej i Zdrowia informację, że przesłał wiadomość do dyrektora Zarządu Zieleni Miejskiej z prośbą zajęcie stanowiska w sprawie. Po trzech dniach otrzymałem pismo od przedstawiciela inwestora, z numerami stosownych pism nadesłanych przez Urząd Miasta Krakowa, informujące, że elementy małej architektury, które kolidują z inwestycją, podlegają rozbiórce, a materiał z rozbiórki podlega utylizacji przez inwestora.
Pomyślałem, że skoro prywatny inwestor otrzymał zgodę na demontaż i utylizację wielu elementów małej architektury będących w dobrym stanie, ale kolidujących z inwestycją, to w takim razie – jako zwykły mieszkaniec – mógłbym zabrać te elementy z terenu inwestycji. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu po korespondencji e-mailowej, wiadomościach w mediach społecznościowych i rozmowie telefonicznej z inwestorem dostałem od niego zgodę na odbiór sześciu koszy zakupionych ze środków budżetu obywatelskiego. W związku z pracami budowlanymi miałem tylko siedem dni na ich odbiór. Przewoziłem je więc prywatnym wózkiem, a odpowiedzi z kluczowych i odpowiedzialnych za nie miejskich jednostek (ZZM i ZDMK) dalej nie było, pomimo interwencji dyrektora Wydziału Polityki Społecznej i Zdrowia.
Po ponad miesiącu otrzymałem odpowiedź z Zarządu Zieleni Miejskiej. Podziękowano mi za zainteresowanie się sprawą oraz poinformowano mnie, że zarząd usunie te sześć koszy na psie odchody jeszcze w tym miesiącu. Problem polegał na tym, że w momencie, kiedy urzędnicy pisali pismo, wspomniane kosze już zostały odebrane z terenu inwestycji. Gdybym czekał na odpowiedź z ZZM, wszystkie już dawno byłyby zutylizowane, ponieważ trwały już prace przy budowie. Może na tym właśnie zależało urzędnikom, aby zwlekać z odpowiedzią.
Uroczyste wkopanie uratowanego kosza w czynie społecznym
.Dnia 17 sierpnia na terenie jednego z parków kieszonkowych mieszkańcy wkopali pierwszy z koszy. Stanął on obok kosza, o którego wymianę prosiliśmy od 1,5 roku. Urzędnicy za każdym razem twierdzili, że nie posiadają wolnych środków finansowych na wymianę kosza.
Podczas wkopywania kosza i konferencji prasowej poinformowałem, że „5 minut” urzędników i miejskich jednostek w sprawie załatwienia sprawy z wszystkimi elementami małej architektury na terenie budowy minęło. Teraz to ja, jako zwykły mieszkaniec, będę się kontaktował z prywatnym inwestorem w sprawie możliwości odbioru licznych elementów małej architektury w dobrym stanie o łącznej wartości prawie 200 tys. zł.
Urząd Miasta Krakowa i miejskie jednostki gubią się w wyjaśnieniach
.Tego samego dnia, kiedy oficjalnie wkopaliśmy w czynie społecznym pierwszy uratowany kosz, na stronie internetowej Urzędu Miasta Krakowa pojawił się komunikat, że wszystkie elementy małej architektury należą już do prywatnego inwestora, a nie do miasta. Co ciekawe, dowiedzieliśmy się, że wartość wszystkich tych pozostawionych koszy, ławek, stojaków rowerowych czy podpórek została uwzględniona w ofercie, co obniżyło koszty dla miasta.
Po kilku dniach w mediach społecznościowych pojawił się materiał filmowy, pokazujący, że miasto wysłało wszystkie swoje wolne „moce przerobowe” na teren budowy linii tramwajowej, by zebrać pozostawione wcześniej ławki w obawie, że szybciej zrobię to ja, skoro mam już zgodę na zabranie koszy i stojaków.
Po kilku kolejnych dniach Urząd Miasta Krakowa zamieścił kolejny ciekawy komunikat, w którym czytamy, że nigdy nie planowano utylizacji dobrych ławek czy koszy.
Coś tutaj zaczyna nie grać. Już przecież miesiąc wcześniej informowano, że zgodnie z decyzją ZRID (zezwolenie na realizację inwestycji drogowej), zatwierdzoną przez prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego, inwestor ma pozwolenie na utylizację elementów małej architektury kolidujących z inwestycją. Fragment ten stoi również w sprzeczności z poprzednim komunikatem, ponieważ wartość tych elementów została „podobno” obniżona w stosunku do zawartej umowy, a teraz urzędnicy mówią: „Oddajcie jednak nam te elementy, za które wam zapłaciliśmy, obniżając cenę w umowie, bo mieszkańcy mają zastrzeżenia”.
Kolejna nieścisłość. Kto tak naprawdę pierwszy zainteresował się elementami małej architektury – miasto czy prywatny inwestor? W piśmie z 2 sierpnia to właśnie firma Gülermak jako pierwsza informuje o elementach małej architektury Wydział Architektury i Urbanistyki Urzędu Miasta Krakowa oraz Biuro Podmiotu Publicznego Budowy Linii Tramwajowej Krakowskiego Szybkiego Tramwaju, etap IV, Zarządu Dróg Miasta Krakowa. Odmienne stanowisko przedstawia Zarząd Dróg Miasta Krakowa w pierwszym komunikacie zamieszczonym na stronie Urzędu Miasta (17 sierpnia); urzędnicy twierdzą, że czekają na informację od partnera prywatnego, który jest właścicielem tej infrastruktury.
Przebudzenie Zarządu Zieleni Miejskiej
.Dnia 30 sierpnia odpowiedziałem Zarządowi Zieleni Miejskiej, że ze względu na zwłokę w sprawie utylizacji koszy ze strony ZZM oraz zutylizowanie jednego kosza przez wykonawcę inwestycji zmuszeni byliśmy jako mieszkańcy w czynie społecznym natychmiast powstrzymać marnowanie publicznych pieniędzy. Jestem przekonany, że gdybym czekał na odpowiedź do 10 sierpnia, to wszystkie sześć koszy zostałoby zniszczone w trakcie prac drogowych. Poinformowałem też, że jestem gotów przekazać Zarządowi Zieleni Miejskiej w Krakowie te kosze, ale tylko pod warunkiem, że zostaną ustawione we wskazanych przez nas miejscach i że będą regularnie opróżniane. Kolejnym warunkiem, który chyba najbardziej zabolał samego dyrektora Zarządu Zieleni Miejskiej, Piotra Kempfa, była prośba o zamieszczenie na stronie internetowej oraz Facebooku informacji, że kosze na psie odchody kolidujące z budową linii tramwajowej do Mistrzejowic mimo ich dobrego stanu technicznego były przeznaczone do utylizacji, lecz zostały uratowane w czynie społecznym.
Odpowiedź była, o dziwo, nie po miesiącu, jak zazwyczaj, ale już po dwóch dniach. Czytając pismo, nie wierzyłem własnym oczom. Zarząd Zieleni Miejskiej wezwał mnie do dostarczenia do siedziby ZZM-u koszy w ciągu 7 dni. Dla przypomnienia podkreślę, że zgodnie z decyzją ZRID, komunikatami na stronie Urzędu Miasta i informacjami uzyskanymi w pismach wszystkie elementy małej architektury kolidujące z inwestycją przeszły w ręce partnera prywatnego, który wyraził zgodę na ich odbiór przeze mnie jako zwykłego mieszkańca. Dalej dowiedziałem się, że byłem wnioskodawcą projektu, w ramach którego z budżetu obywatelskiego zostały zakupione kosze, co nie było prawdą. Najważniejszą informacją było to, że w przypadku dalszego nieuzasadnionego przetrzymywania własności Gminy Miejskiej Kraków Zarząd Zieleni Miejskiej wystąpi wobec mnie na drogę prawną. O jaką własność Gminy Kraków chodzi, skoro wiadomo było, że wszystko to należało do inwestora?
Kto mieszka w Krakowie, ten w cyrku się nie śmieje
.W tym zawiłym sporze problemem nie jest wykonawca inwestycji – firma Gülermak zgodziła się na zabranie koszy właściwie z dnia na dzień. Problemem jest opieszałość miejskich jednostek i prezydenta Jacka Majchrowskiego, który w dokumentach zezwalających na realizację inwestycji zgodził się, aby wykonawca zdemontował i zutylizował wszystkie elementy małej architektury będące w dobrym stanie technicznym.
Nasuwa się jeden wniosek: jeśli miejscy urzędnicy nie są w stanie porozumieć się z wykonawcą w tak prostej kwestii jak mała architektura, to strach pomyśleć, w jaki sposób są planowane i przeprowadzane większe inwestycje w tym mieście.
Łukasz Puła