"João Pessoa. Czar Brazylii. Moc internetu"
To jest długa podróż. Lecę z Brukseli do Lizbony i do Brasilii, by po 23 godzinach wylądować w , niedużym mieście na wybrzeżu Atlantyku — przeszło 700 tysięcy mieszkańców. Jest 28 stopni i staram się szybko dotrzeć na konferencję IGF (Internet Governance Forum — Forum Zarządzania Internetem). João Pessoa — stolica regionu Paraiba, niezbyt bogatego — została wskazana na miejsce Forum nie bez powodu. To promocja nie tylko Brazylii, ale przede wszystkim jej mniej znanych, biedniejszych części. Tuż obok regionu Paraiba jest również niezbyt rozwinięty region, za to ze sławną nazwą: Pernambuco.
.Forum jest organizowane już od przeszło 10 lat, ze współudziałem ONZ. To najważniejsze w roku spotkanie świata internetu. Są przedstawiciele rządów i międzynarodowych instytucji, ale jest przede wszystkim dyskusja — ma wielopartnerski charakter. Bo partnerami są organizacje pozarządowe, cały wielki nurt obywatelskiego, wolnościowego internetu. Kluczowi są partnerzy ze środowisk nauki, bo to tam zrodził się internet, i oni dodają do rozwoju i rozumienia internetu to, co najbardziej innowacyjne, też mechanizmy zarządzania domenami, nazwami i numerami, nowe protokoły, idee „open source” (otwartego oprogramowania) oraz — w zupełnie innych dziedzinach „creative commons”. Istotną rolę w zarządzaniu tymi sprawami od lat odgrywają amerykański i otwarty globalnie ICANN oraz IANA, choć teraz toczy się właśnie debata o nowej przejrzystości działań ICANN oraz praktycznej roli IANA w przyznawaniu numerów. To czas przejściowy, żeby wzmocnić umiędzynarodowione władztwo nad domenami, numerami, nazwami. Spory są duże, bo ciało doradcze IGF — tzw. GAC (Rządowy Komitet Doradczy) — jest podzielone w swoich rekomendacjach.
Są na IGF przedstawiciele firm — uważnie słuchający, przedstawiający swoje pomysły na nowe modele biznesowe. Aktywnie uczestniczą w debatach, ale widać, że starają się nie narzucać swojego stanowiska.
IGF jako forum partnerów z różnych instytucji i środowisk od lat broni się przed zakusami niektórych państw, by to one w ramach „multilateralizmu” rządziły internetem. „Multistakeholders model” kontra „multilateral” — tak to brzmi po angielsku, i wszyscy rozumieją wagę sporu. To jedyna droga, by obronić ponadgraniczny internet przed fragmentacją, przed granicami narzucanymi przez państwa: Rosję, Chiny, Iran, kraje arabskie… Mandat ONZ, który trzeba na przełomie lat 2015/2016 przedłużyć, da gwarancje niezależności i stabilności Forum. W grudniu tego roku Światowy Szczyt Społeczeństwa Informacyjnego (WSIS+10) ma przedstawić przegląd sytuacji, kluczowe rekomendacje po 10 latach od opublikowania pierwszego dokumentu, w perspektywie lat następnych.
.Jesteśmy tu kilkuosobową grupą z Parlamentu Europejskiego. Spotkania odbywają się w wielkim, nowoczesnym architektonicznie centrum konferencyjnym, zbudowanym za miastem — niektórzy mówią: w środku niczego. Ale organizacja jest sprawna, dojazdy autobusami z hotelików rozsianych przy wielokilometrowym plażowym bulwarze João Pessoa dodają tylko uroku.
Bulwar jest przepiękny, samo miasto i jego okolice to prawie 25 kilometrów cudownych plaż, czystego piasku, zielononiebieskiej wody. Można rano, jeszcze przed konferencją, wyjść z hotelu i popływać, poleżeć na ciepłej Praia de Cabo Branco czy Tambau, a wieczorem spacerować, zatrzymując się co pewien czas, by wypić świeże mleko kokosowe z zielonego orzecha. Nawet późno wieczorem część plaż jest podświetlona i ludzie grają w siatkówkę. Mniej nastawieni sportowo idą do knajpek, by próbować wspaniałej juki z grilla, która smakuje jak połączenie ananasa i ziemniaka czy sosów z maniokiem, czy różnych rodzajów mięs grillowanych podawanych ze szpady — tyle, ile chcesz, kelner ukroi, w klasycznych „churrascaria”. Te mięsa to specjał brazylijski znany w całym świecie. Podobną rangę ma „machaebo”: garnek morskich smakołyków w sosie pomidorowym, podawanych z ryżem lub maniokiem. Brazylijczycy inaugurują kolację smakowitą caipirinhą — nie wszyscy wiedzą, że są też owoce caipirinho — na plaży można kupić kilogram za 1 euro, czyli 4 złote (real brazylijski w relacji do euro ma taką samą wartość jak złotówka): są słodkawo-cierpkie, gaszą pragnienie.
.Od rana jednak każdego dnia na IGF toczą się debaty. Są wielotematyczne i różnorodne. W jednej z sal — fascynująca wymiana zdań o internecie w Afryce. O dostępności rosnącej coraz szybciej, o nowych umiejętnościach użytkowników, którzy pewnie już nigdy nie skorzystają z usług bankowych innych niż mobilne. Ale i o prawach cyfrowych, które łączą się z obywatelskimi i ludzkimi prawami podstawowymi. Dla wielu krajów start w cyfryzację to odnowienie szans na rozwój demokracji, udział obywateli w życiu publicznym, ale i gwarancje swobód wypowiedzi. Konkluzje z dyskusji o podstawowych prawach uzyskiwanych przez internet i dla społeczności internetowej — mają być przekazane do Parlamentu Afrykańskiego, ciała reprezentującego może i symbolicznie, ale zawsze jednak siły demokracji parlamentarnej w krajach afrykańskich.
W innych miejscach konferencji IGF spotkania o warunkach bezpieczeństwa sieci: technicznych, ale — jak to wynika z badań oksfordzkich — także związanych z poziomem świadomości naszej jako użytkowników oraz wszystkich instytucji i biznesu. Czym powinny być zasady cyberbezpieczeństwa: od prawa poczynając, przez nawyki, rozwiązania techniczne, aż do „security by design”, czyli funkcjonowanie urządzeń z wpisanymi w nie technikami bezpieczeństwa — to zestaw dominujących tematów. O możliwościach zastosowania kryptografii też toczyło się wiele dyskusji, pokazujących wielkie szanse na ochronę prywatności, jeśli zaszyfrować całość sekwencji przekazu od początku do końca, ale i odsłaniających różnorakie słabości. Widać, jak coraz częściej dostrzega się fundamentalne znaczenie poczucia bezpieczeństwa w internecie — to buduje bowiem zaufanie jako kluczową wartość organizującą nasze bycie w świecie cyfrowym. Dopełnieniem zaufania jako pochodnej bezpieczeństwa jest to zaufanie, które wynika z poczucia ochrony naszej prywatności. Bezpieczeństwo i prywatność to dwie strony tego samego medalu.
Są na IGF warsztaty skupione na ciemnej stronie internetu: na problemach seksualnego wykorzystywania dzieci, na pornografii, na kradzieżach pieniędzy i tożsamości, na mowie nienawiści, na braku równości płci i kultur. To dowodzi, jak bardzo internet przeniknął już wszystkie wymiary życia. I jak bardzo z szacunkiem dla fundamentalnych praw trzeba wprowadzić do świata internetu poszanowanie dla prawa: żeby prawo funkcjonowało offline i online w taki sam sposób, choć z użyciem pewnie różnych narzędzi.
.Jednym z ważniejszych wątków konferencji w João Pessoa są sprawy związane z zarządzaniem internetem. Trzy obszary są ważne: sprawy infrastrukturalne, dostępowe, związane m.in. z częstotliwościami radiowymi i przyszłością 5G. Tu wielką rolę odgrywa Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny (ITU z siedzibą w Genewie) zrzeszający przedstawicieli regulatorów prawie 200 państw. Tu jest miejsce na działania biznesowe prowadzące do rozwoju infrastruktury. Drugi obszar to kwestie techniczno-organizacyjne związane z domenami, protokołami — tym wszystkim, co pozwala internetowi funkcjonować ponadgranicznie wraz z nowymi funkcjami, jakie niosą aplikacje, wraz z zarządzalnością różnymi warstwami przesyłanych informacji. Tu jest miejsce na ICANN i na to, czym zajmuje się IANA. To dlatego przy 3 miliardach użytkowników i 7 miliardach urządzeń mobilnych na świecie ważne jest, by nazwy i domeny miały nowy model zarządzania. Termin uporządkowania przez ICANN oraz IANA odpowiednich uprawnień minął 30 października tego roku, ale ponieważ jeszcze ok. 10% spraw nie jest jasnych, to przedłużono go do 30 października 2016 roku. Nie mówiąc o tym, że jednym z kluczowych elementów zwiększenia umiędzynarodowienia decyzji w tych sprawach jest zgoda Kongresu USA. Proces trwa, choć nie wiadomo, jak silna będzie presja republikanów, bo nie chcą oni zmian w tej dziedzinie. I trzeci obszar: to wymiar społeczny i ekonomiczny funkcjonowania internetu — rola biznesu, organizacji pozarządowych, państw, instytucji międzynarodowych, ze szczególną rolą ISOC.
Spójne i sprawne zarządzanie tymi obszarami — to jest właśnie IGF, Forum Zarządzania Internetem, nie tylko jako doroczna konferencja, ale jako stały proces współpracy wszystkich partnerów i poszukiwania optymalnych rozwiązań. Dotyczy to skali globalnej, ale i regionalnych oraz lokalnych, działających narodowo IGF-ów. Jest silny w Brazylii i dba o równowagę interesów wszystkich partnerów. W Europie jest EuroDig, działający dobrze, ale wymagający wsparcia — co zresztą jako delegacja Parlamentu Europejskiego obiecaliśmy zrobić. W Polsce taką rolę w formacie IGF-owskim odgrywać może Rada ds. Cyfryzacji, umocowana w ustawie, którą wprowadzałem. Rodzi się też pomysł, by stworzyć regionalny IGF w modelu wyszehradzkim.
.Warsztatowe debaty przenoszą się na wieczorne spotkania: kolacyjno-spacerowe rozmowy. João Pessoa jest miejscowością, która funkcjonuje w czterech kręgach.
Pierwszy krąg to bulwary nadmorsko-plażowe. Tu jest zabawa, są sklepy, knajpki, hotele, baseny — w tych kilku ulicach rozciągających się od oceanu. Można się czuć jak na wakacjach i fascynuje, jak dużo miejscowych żyje w takim rytmie jakby nieustannych wakacji. Tereny te są pilnowane przez policjantów — poruszających się samochodami, motocyklami, rowerami i segwayami. Wszystko jest raczej tanie i smaczne, są atrakcje za atrakcjami, wszędzie można kupić „hawaiian”, czyli jak to się u nas dawniej mówiło — japonki plażowe. W firmie zajmującej się nieruchomościami są już (połowa listopada) wszystkie możliwe dekoracje na Boże Narodzenie, łącznie ze sztucznymi choinkami. I to chyba tylko w Brazylii znaleźć można szkołę nauczania jazdy samochodem o cudownie brzmiącej nazwie „Nossa Senhora de Fatima”. Gdzieś obok tej szkoły, już przy bulwarze, artyści sprzedają swoje rysunki, przejeżdża powozik konny z orzechami kokosowymi, a późno wieczorem przy zaparkowanych samochodach stają dziewczyny.
Drugi krąg to centrum i Stare Miasto. João Pessoa to trzecie miasto historycznie ufundowane w Brazylii, już w XVI wieku. Jest tu najstarszy w kraju kościół — barokowy, obecnie Historyczny Ośrodek Kulturalny św. Franciszka; jest i wiele innych kościołów i kolegiów jezuickich oraz opactw, miejsce z ratuszem o XIX-wiecznym wystroju, mnóstwo starych domów, w tym bardzo dużo zniszczonych. Mający sto lat dworzec kolejowy wygląda na ruinę, drzwi są od strony ulicy zamknięte łańcuchami — może dlatego, że Brazylia nie rozwinęła kolei, w komunikacji dominują samochody oraz obecnie linie lotnicze; przy tych odległościach to normalne. Odległość między Brasilią a João Pessoa jest taka sama jak między Warszawą a Brukselą. W ostatnich kilku latach (2008) utworzono, trochę pod miastem, ale w miejskim parku, nowoczesne Centrum Kulturowe, piękne architektonicznie, zaprojektowane przez samego Oscara Niemeyera. Tam dzisiaj jeżdżą wycieczki. Miejscowi studenci spotkani przez moich przyjaciół wędrujących wieczorem na piechotę w stronę starego centrum — odradzali im drogę tam pieszo ze względu na bezpieczeństwo.
.Trzeci krąg João Pessoa to zabudowania pośrednie: między plażami a centrum, między Centrum a lotniskiem. Sklepiki, stragany z owocami i jedzeniem, domki w stylu maleńkich hacjend, ale zaraz obok wypalona trawa i rozpadające się budynki, gdzie jeszcze na parterze jest sklep albo parking, albo magazyn drutu czy opon, a na górze już widać rozsypujące się ściany. Jak na całym Południu w świecie: w miastach azjatyckich, w części afrykańskich i w Ameryce Południowej — dom i sfera prywatna są często połączone z miejscem pracy, warsztatem, sklepem, etc. Tylko w Azji, przy indywidualnej przedsiębiorczości jest oprócz biedy i bałaganu — więcej zmysłu porządku. Tu, w João Pessoa, jakby czas rozwojowy się zatrzymał. W budach można kupić smartfony i notebooki, ale troski o te miejsca nie widać; lokalnych przedsiębiorców widocznie jeszcze nie stać na taką troskę. A może i odpowiedzialność przedsiębiorcza jest na niższym poziomie? Rytm życia jest też inny — w końcu to Ameryka Łacińska, gdzie zasada „maniana” mocno jest wrośnięta we wszystkie wzorce kulturowe.
I wreszcie czwarty krąg wokół João Pessoa. To miejsca natury, przyrody, drzew, palm, krzewów, pampasów, ale i plaż okolonych klifami, lecz nie ze skał, tylko z czegoś kruchego, jakby koralowego oraz rudawego, koloru ziemi. Wygląda to przepięknie i tak naturalnie, że aż nie dziwi tysiące maleńkich, ledwie półcentymetrowych krabów na granicy piasku i wody. Na jednej z plaż znaleźliśmy z kruszącą się od ciągłych uderzeń wody skałę przypominającą bramę — ma swoją legendę, jest zwana Bramą Miłości. Młode pary przyjeżdżają tu, by zrobić sobie zdjęcie. Przejście przez bramę gwarantuje młodej parze dobrą miłość i erupcję namiętności. Po długich plażach można nie tylko chodzić, ale też jeździć małymi jeepami (buggy), wyglądającymi jak quady, ale silniejszymi. To pozwala przejechać przez różne plaże, w tym chyba najpiękniejszą: Praia de Coqueirinho. Na górze, nad plażą, mnóstwo knajpek. Można zjeść na dwie osoby fantastyczną, świeżą rybę, właśnie z juką jako dodatkiem. Można wypić pyszną kawę, można podłączyć się przez Wi-Fi do internetu — każda z tych knajpek ma swoje osobne Wi-Fi. Można posłuchać zespołu brazylijskiego i kupić ręcznie robiony flet. Brazylijczycy są rozmowni, ciekawi świata, troskliwi o turystów, pytają mnie — Polacco — gdzie mieszkam dokładnie. Dla nich Europa, Polska to jak niewyobrażalna daleka planeta. Bo żyją tu, przy tej plaży, która — tak jak i ocean — jest ich kosmosem.
.Te mikrokosmosy wielu ludzi i środowisk na świecie zmieniają się wraz z rewolucją cyfrową. Najbardziej ognistym wątkiem tegorocznego IGF była sprawa „zero rating” oraz neutralności w sieci. Jeden z najważniejszych celów na najbliższe lata zawarty jest w sloganie „Billion more”, co oznacza udostępnienie internetu następnemu miliardowi ludzi (do 4 miliardów). Z jednej strony to wysiłek google’owskiej firmy 03b, której prezentacja odbyła się na IGF, nakierowany na jakość przyszłego 5G, ale i specjalne balony na wysokości 30 tys. metrów — udostępniające masowo internet poprzez odpowiedni sygnał.
To również modele biznesowe firm, szczególnie w krajach rozwijających się, które radykalnie obniżają koszty dostępu do internetu, właśnie owe „zero rating”, mocno realizowane np. przez Facebook na różnych kontynentach, ale i przez Telefonicę, operatora w Ameryce Łacińskiej. To rozwiązania dobre dla użytkowników, szczególnie w biedniejszych zakątkach świata, dobre dla SMEs, które potrzebują dla rozwoju coraz bardziej sieci i usług internetowych, ale mają ograniczone zasoby finansowe. Nie ma jednak świata bez ceny i ktoś za takie usługi musi zapłacić operatorom. Zamiast klienta robią to właśnie duże firmy, globalni potentaci, na swoich platformach serwujący usługi różnego rodzaju oraz dostęp do treści. I nie ma w tym nic złego z punktu widzenia rozwoju i dostępności internetu.
Ale jedna rzecz może budzić wątpliwości — jest to zarazem mechanizm sprzyjający dużym firmom i platformom, mechanizm centralizujący internet i nasze z niego korzystanie, czyli redukujący de facto to, co jest istotą neutralności: swobodę wyboru sieci i formatów usług z wiedzą, że i tak zawsze jakość i dostęp będą na zbliżonym poziomie, bez żadnej dyskryminacji. Debata była gorąca. Ktoś powiedział, że 10 lat temu internet był bardziej zdecentralizowany, swobodny i demokratyczny, że dziś tylko duże kompanie naprawdę decydują w świecie cyfrowym o wszystkim. Ktoś inny mówił, że wartością zasady „zero rating” jest przyspieszenie dostępności internetu. Ktoś ostrzegał, że zagrożenie zasady neutralności sieci otwiera drogę do podważenia fundamentalnych reguł. Sami — jako delegacja PE wraz z Komisją Europejską — wydaliśmy deklarację wspierającą cele IGF, ale również upominającą się o zasadę neutralności sieci. Niewątpliwe jest — co podkreślali przedstawiciele świata nauki i co formułował dosyć otwarty na debatę specjalny ambasador USA ds. cyfrowych, Sepulveda, którego miałem okazję spotykać już wielokrotnie — że potrzeba nam więcej analiz, żeby nie podważając modelu „zero rating”, mieć lepszą wiedzę o niezamierzonych skutkach tego mechanizmu.
W tym kontekście za kluczową dla relacji między Unią Europejską a Brazylią (liczącą sobie 200 mln ludzi) uznać trzeba cyfrową inwestycję, jaką jest podwodny kabel światłowodowy, który połączy Lizbonę i Fortalezę do końca 2017 roku. To szansa dla cyfrowej wymiany gospodarczej, edukacyjnej, kulturowej i badawczej, ale też i rozwój internetu w domach prywatnych.
.Ostatni wieczór w João Pessoa jest szczególny. Kiedy siadamy w knajpce o nazwie Brahma, ale serwującej jedzenie bahamskie, właśnie docierają do nas porażające wieści z Paryża. Na ekranach telewizorów zdjęcia z zamachów terrorystycznych, poważny, skupiony wzrok prezydenta Hollande’a. Ale chwilę później zaczyna się mecz piłki nożnej: Brazylia — Argentyna, i wszyscy w knajpce skupiają na tym uwagę, jest nawet grupa głośnych kibiców argentyńskich. Emocje są wielkie. I nasze emocje również. Każdy wpatrzony w swojego smartfona — sprawdza Twitter, Facebook, informacje agencyjne. Do przerwy prowadzą Argentyńczycy 1:0. My wiemy już, że jest prawie 140 ofiar. Wychodzimy z restauracji pełni dziwnego poczucia — jak we współczesnym świecie, będąc w którymkolwiek miejscu, jest się zarazem wszędzie. Małe João Pessoa, emocje piłkarskie Ameryki Łacińskiej, tragedia w Paryżu, której źródłem jest terroryzm islamski. Wracamy w ciszy do hotelu.
.Zapamiętuję Brazylię w jej wielkości geograficznej, intensywności przyrody, różnorodności źródeł kulturowych i mieszaniny kolorów skóry, nierównościach społecznych i przestrzennych, radości ludzi i otwartości na to, co zewnętrzne — także na świat nowych technologii.
Michał Boni
15 listopada 2015 r.