Michał BONI: "Oświęcim dzisiaj"

"Oświęcim dzisiaj"

Photo of Michał BONI

Michał BONI

Poseł do Parlamentu Europejskiego. Były minister pracy i polityki socjalnej, sekretarz stanu odpowiedzialny m.in. za politykę rynku pracy, szef zespołu doradców strategicznych Prezesa Rady Ministrów, minister administracji i cyfryzacji.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

.Co dzisiaj znaczy doświadczenie Oświęcimia? W 70 lat po wyzwoleniu obozu i pełnym potwierdzeniu prawdy o nazistowskim ludobójstwie, o trudnej do uwierzenia skali Holocaustu. Bez względu zresztą na dane faktyczne dotyczące w końcu mniejszej liczby ofiar Auschwitz, niż to wyobrażano sobie wcześniej.

.W czasie wojny trzeba było niezłomności Jana Karskiego, by przekonywać świat zachodni o zbrodniach Holocaustu i eksterminacji, jakiej na różnych narodach dokonywali hitlerowcy. Obojętność i milczenie były w jakimś sensie pochodną braku informacji i wiedzy, ale też i niemożności uwierzenia, że to mogłoby być możliwe. Szymon Wiesenthal w swoich wspomnieniach przypominał cyniczne słowa żołnierzy SS mówiących, że wygrana w wojnie polega na tym, iż świat nie uwierzy w świadectwa więźniów obozów koncentracyjnych. Jak w wierszu, który otwiera tom Prima Leviego „Czy to jest człowiek”:

Wy, którzy żyjecie bezpiecznie
W waszych ciepłych domach,
Wy, którzy wracając wieczór,
Zastajecie ciepły posiłek i przyjazne twarze;
Zastanówcie się, czy jest człowiekiem
Ten, co pracuje w błocie,
Co nie zna spokoju,
Co walczy o połówkę chleba,
Co umiera bez żadnego powodu.
Zastanówcie się, czy to jest kobieta
Bez włosów i bez nazwiska,
Z pustką w oczach i wyschłym łonem,
Jak zimowa żaba,
I nie ma już siły, by pamiętać.
Pomyślcie, że tak było:
Przekazuję wam te słowa.
Wyryjcie je w swym sercu,
Siedząc w domu, idąc ulicą,
Kładąc się spać i wstając;
Powtórzcie je waszym dzieciom.
Albo niech się zawali wasz dom,
Niech was porazi choroba,
Wasze potomstwo niech odwróci od was twarz.

.Dzisiaj każdego dnia jesteśmy pod presją nawału informacji o dokonywanych zbrodniach, o terrorystycznej eksterminacji często przypadkowych osób, o wysadzonych autobusach z dziećmi. Im więcej wiemy, tym bardziej jesteśmy obojętni. To jest ten postoświęcimski paradoks współczesności. Wtedy, 80 – 70 lat temu, niewiedza budowała obojętność, dzisiaj — wiedza buduje również obojętność. Chociaż może wówczas przeszkodą była niemożność uwierzenia, że człowiek może uczynić to z drugim człowiekiem — tak jak opisywali to Borowski, Primo Levi czy Jorge Semprun w „Odpowiednim trupie”. Dzisiaj, myślę, przeszkodą jest spowszednienie złych, piekielnych wieści, nasze przyzwyczajenie, że tak po prostu jest.

Za każdym razem obojętność nie jest całkowita, bo przecież wojna aliantów była wojną z nazizmem, nie tylko z armią niemiecką. A dzisiejsze działania polityczne, by utrzymać w świecie pokój i równowagę, są próbą przełamywania obojętności. Niemniej jednak — i tamtej, i obecnej obojętności towarzyszy niezrozumienie.

Czym jest brak zrozumienia? Niemożnością ogarnięcia przyczyn różnych zjawisk, bo albo są one zbyt skomplikowane, albo nasze umysły i „czujniki” emocji nie potrafią zidentyfikować problemów.

Niemcy i Europa, dojrzewały — w negatywnym sensie tego słowa — do faszyzmu. Coś powodowało w latach 20. i 30., że kompleksy, lęki, słabości szukały kompensaty w postaci dyskryminacji, ksenofobii, odrzucenia tego, co odmienne i niepasujące do prostego wyjaśniania świata. Ale — wiemy to już chyba dzisiaj: żadne bezrobocie ani inflacja w Republice Weimarskiej nie mogą być moralnym uzasadnieniem powstania nazizmu. Tak jak dzisiaj żadna bieda na obrzeżach Paryża nie uzasadnia terroryzmu ani antysemityzmu.

.I faszyzm, i stalinizm, budując fundamenty państw terroru, opierały się najpierw na manipulacji obrazem świata. Wielka praca Klemperera o LTI („Lingua Tertii Imperii”) systemową analizą pasuje i do rzeczywistości sowieckiej Rosji.

Paradoks historii polegał w 1945 roku na tym, że Auschwitz zostało wyzwolone spod jarzma hitlerowskiego przez Armię Czerwoną, w innych sytuacjach bliską NKWD, które było swoistym orężem terroru państwa sowieckiego. Przez lata pamiętaliśmy bardziej o ofiarach Holocaustu i terroru niemieckiego, a oddalaliśmy w pamięci zbrodnie stalinowskie.

Nie chcę jednak teraz, w 70. rocznicę uwolnienia niewielkiej grupy ocalonych z Auschwitz, zaczynać dyskusji o podobieństwach i różnicach między dwoma najstraszniejszymi dwudziestowiecznymi totalitaryzmami.

Dziś jest czas pamięci o ocalonych, ale i tych, którzy nie ocaleli. O ofiarach — „…czym jest nieodwracalny status ofiary, a jedynie stąd można z niejaką precyzją wywieść prawdziwą naturę terroru. Do psychicznej i społecznej konstytucji ofiary należy, że wyrządzone jej szkody nie mogą być wyrównane. W ofierze nadal działa historia, a przede wszystkim działa zasada, która zrobiła z niej ofiarę, zasada fizycznej przemocy. Kto był ofiarą, ten pozostaje ofiarą” — pisze Sebald w eseju „Oczyma nocnego ptaka”, o doświadczeniu, jakie niósł w sobie Jean Amery.

.Trzeba o tym pamiętać z kilku powodów. Holocaust to nie tylko doświadczenie wojenne, precyzja maszynerii biurokratycznej III Rzeszy, sumienność wykonywania rozkazów i Arendtowska „banalność zła”. To doświadczenie z pogranicza psychologii i socjologii, to w kulturowym sensie — antropologia zła w przerażająco krystalicznej postaci. Największe świadectwa Holocaustu i Oświęcimia to z jednej strony detale techniczne, za jakimi kryli swoje osobowości ludzie będący katami. To fakty — piece krematoryjne wykonywała firma z Wiesbaden, która wiele lat po wojnie dalej je projektowała i produkowała, tyle że w innych celach, nawet nie zmieniając nazwy swojej marki. Ale to również detale cielesno-emocjonalne, za jakimi w lęku nie do pokonania musiały chować się ofiary. Jak bohater „Pejzaży metropolii śmierci” Ottona Dov Kulki, mały chłopiec, który pomyłkowo, machinalnie dotknął drutu pod napięciem, by przekazać blaszak z zupą swojemu wujowi — i, o dziwo, przeżył.

Kaci zaszczuwali swoje ofiary — bo taki wzór powstał: od języka poczynając, poprzez zapisy w prawie, aż do dramatu scen ostatnich i ostatecznych.

Ofiary Oświęcimia ocierały się o prawdziwą ludzką ostateczność. Samotne i bezradne. Przytłoczone — z pewnego punktu widzenia — niewytłumaczalną nienawiścią jako nieoczekiwanym fundamentem świata.

.Dramat Holocaustu, dramaty podobne — kiedy mamy do czynienia z mordem uzasadnianym genocydem — pokazują, iż cierpienie trwa dalej po zakończeniu fizycznego aktu. Boli ta niewytłumaczalność jako fundament świata — dlaczego ktoś mógł, może mnie opluwać, bić, atakować słowem i czynem.

Tu jest sedno: w nieuzasadnionej nienawiści. Dlaczego nienawidzono Żydów, obcych rasowo i etnicznie, odmiennych seksualnie, chorych psychicznie? Dlaczego ich stygmatyzowano? I w imię jakiego Boga oraz jakich bogów musiała spadać na nich kara…?

yjemy w czasach, kiedy nienawiść rośnie. Oparta na fundamentalizmie religijnym, oparta na codziennej niechęci do obcych spotykanych w pobliskim sklepie — Romów, muzułmanów — oparta na potrzebie poniżania każdego, kto nie podziela moich poglądów. Mowa nienawiści rośnie tym bardziej, im bardziej bezkarnie może się rozprzestrzeniać zło w internecie, nazywanym równocześnie siecią wolności…

I to jest najgłębsza lekcja, jaką powinniśmy utrwalić dzisiaj w sobie — w rocznicę uwolnienia ostatnich więźniów Auschwitz.

Michał Boni
26 stycznia 2015

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 26 stycznia 2015
Fot.Shutterstock