Piotr ORAWSKI: Piękno muzyki (1). O istocie polifonii

Piękno muzyki (1).
O istocie polifonii

Photo of Piotr ORAWSKI

Piotr ORAWSKI

Muzykolog, nauczyciel i dziennikarz. W Trójce spędził jedenaście lat. Kolejne jedenaście lat zawodowej aktywności to Polskie Radio BIS. Po zmianie formuły programu trafił do Dwójki, swego naturalnego środowiska radiowego. Był tam do samego końca, realizując swoje wielkie marzenie młodości - wieloletni cykl codziennych audycji, w których opowiadał o skomplikowanych i fascynujących zarazem dziejach sztuki dźwięku. www.piotrorawski.pl

OD REDAKCJI: Dzięki uprzejmości Pana Rafała, mamy przyjemność jeszcze raz podróżować poprzez świat muzyki, który przez wiele lat w niezwykły sposób opisywał Piotr Orawski – człowiek z ogromną wiedzą i pasją muzyczną, którą przekazywał radiosłuchaczom. Polecamy Państwu ten cykl.

Istota polifonii wydaje się w zasadzie jasna. Chodzi z jednej strony o istotę pisania muzyki, a z drugiej strony o istotę jej słyszenia. Obie te właściwości są w zasadzie komplementarne. Powinno to być oczywiste, ale w praktyce nie zawsze tak bywa. Być może jest to kompetencja ludzkiego słyszenia? Polifonia jako umiejętność pisania bliższa jest abstrakcji niż zmysłowi słyszenia; ta druga z kolei często bywa nie tak dokładna, jakbyśmy się jej spodziewali.

A jednak – o czym przekonują nas dzieje sztuki dźwięku – to właśnie polifonia jako zasada postrzegania naszej muzycznej i słuchowej bytności wyczerpuje to, o czym od wieków średnich mówiła nam kultura Starego Kontynentu. Muzyka była z zasady polifoniczna. Były dwie wielkie rewolucje, które chciały gruntownie temu zaprzeczyć. Żadnej się to jednak nie udało. Pierwsza wyszła z kręgu twórców florenckiej Cameraty, ale ile można śpiewać melorecytacje, nawet najbardziej dramatyczne, co często oznaczało – niestety – jednostajność i nudę, choć wtedy miało walor ożywczej nowości.

Druga rewolta polegała na fałszywym przeciwstawieniu czegoś, co stało się tworem bardziej historycznym niż rzeczywistym i co weszło do podręczników, a nie do świadomości rozumienia muzyki i pojmowania jej sensu, jej istoty. To pojęcia polifonii i homofonii. Jeśli za przykład typowo „homofonicznej” faktury uchodzą fortepianowe wariacje Ah, vous dirai-je, Maman Wolfganga Amadeusza Mozarta [KV 265], to można zapytać, o jakie rozumienie homofonii i polifonii tu chodzi?

Mam takie przekonanie, że homofonia rozumiana tradycyjnie dotyczy takich utworów, jak Modlitwa dziewicy Tekli Bądarzewskiej i utworów podobnych.

Myślenie wielkich albo tylko dobrych kompozytorów jest z natury polifoniczne, dotyczy bowiem współistnienia dźwięków i ich współbrzmienia.

Ktoś, kto dla wielu tradycyjnie z polifonią nie jest powiązany, Wolfgang Amadeusz Mozart, skomponował kilka lat przed śmiercią Symfonię Jowiszową. I nią przywołuję, pisząc o istocie polifonii. Jej finał jest pod każdym względem niezwykły. Stanowi połączenie klasycznej formy allegra sonatowego i ścisłych technik polifonicznych, które są podstawą pracy tematycznej i techniki przetworzeniowej. Misterna konstrukcja ostatniej część Symfonii Jowiszowej opiera się na pięciu tematach. Dwa z nich pełnią rolę pierwszego i drugiego tematu allegra sonatowego, pozostałe mają funkcję tematów pobocznych lub kontrapunktów.

.Polifoniczny przebieg tego ogniwa Mozart buduje z kombinacji tych pięciu tematów lub ich motywów, wykorzystując rozmaite środki techniki polifonicznej, m.in. imitację, fugato i inwersję. Jedynie niewielkie odcinki o charakterze kadencyjnym wolne są od polifonii. Intensyfikacja środków techniki polifonicznej następuje w przetworzeniu, które w całości zbudowane jest z przebiegów kontrapunktycznych. Elementy przetworzenia pojawiają się też w repryzie.

Najbardziej zachwycająca i zdumiewająca jest koda finałowego ogniwa Symfonii Jowiszowej. Mozart bowiem połączył w niej wszystkie tematy w jedną całość jako ekspozycja pięciogłosowej fugi podwójnej. Nie ma w niej ani jednej przypadkowej nuty, ani jednej takiej, która nie należy do któregoś z pięciu tematów. Ścisła konstrukcja polifoniczna osiągnęła tym samym swą skrajną i najdoskonalszą postać.

W podobny sposób chciał zakończyć swoje ostatnie dzieło – Kunst der Fuge – Jan Sebastian Bach. Śmierć przerwała mu pracę w chwili, w której łączył cztery tematy ostatniej fugi. Mozartowi udało się zatem to, czego Jan Sebastian, największy polifonista wszechczasów, nie mógł dokonać z przyczyn jak najbardziej od niego niezależnych i w pełni obiektywnych.

Polifonia jest jednak nie tylko zasadą muzyczną, jest także – a może przede wszystkim – zasadą naszego myślenia. Wymyślona gdzieś w odległym średniowieczu jako sposób pojmowania i rozumienia sztuki dźwięku, stała się prawem naszego myślenia – wielokierunkowego, wielomyślnego, swobodnego i wolnego.

Polifonia jest imieniem wolności w tym sensie, że daje wybór nieskrępowany, że ostateczną instancją nie są jej reguły, bo te zawsze można zmienić, tylko potęga jej brzmienia i potęga splotów głosów, które tworzą jej sens.

Wiele lat temu napisałem w Instytucie Muzykologii Uniwersytetu Warszawskiego pracę o Lamentacjach proroka Jeremiasza Ernsta Křenka. To mało znany utwór, który połączył w sobie dawne techniki polifoniczne z nowoczesnymi zasadami techniki dwunastotonowej. Sam je zmodyfikował. Była to znakomita lekcja dawnej i nowej polifonii, która nauczyła mnie myślenia i słyszenia wielogłosowego, a także nauczyła raz na zawsze, że lepiej myśleć i słyszeć polifonicznie, bo bogactwo otaczającego nas świata w pełni na to zasługuje.

Piotr Orawski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 sierpnia 2014