Rok 2018 to rok, w którym 100-lecie niepodległości świętuje nie tylko Polska. Również kraje regionu, takie jak Litwa, Łotwa, Estonia czy Gruzja celebrują swoją niezależność oraz wolność. I ogromny nacisk kładą właśnie na to ostatnie słowo, „wolność” – z Tartu w Estonii pisze Michał KŁOSOWSKI
.Niepodległość jako możliwość samostanowienia narodów zdefiniował Alexis de Tocqueville. Kładł on jednak główny nacisk na odczucia jednostek, które mają budować wspólnotę wolnych, zdolnych do sprzeciwu obywateli. W środkowo-wschodniej części Europy przez długi czas właśnie w ten sposób definiowaliśmy niepodległość. Zmienia się to jednak wraz z upływem czasu. Niepodległość jest już nie tylko wolnością „od”, ale coraz bardziej wolnością „do”, możliwością działania i podmiotowością w realizacji działań. Doskonałym przykładem tego są kraje bałtyckie: Litwa, Łotwa i Estonia.
Kraje wschodniej flanki NATO zdają sobie sprawę z zagrożenia. Sąsiad ze wschodu coraz bardziej ingeruje w sprawy wewnętrzne, wykorzystując do tego nowe technologie. Coraz trudniej uciec przed możliwymi konfliktami, często generowanymi sztucznie. Wydawać by się mogło, że podobne podejście – konfliktowe i agresywne – może zdominować obchody 100-lecia niepodległości. Nic bardziej mylnego.
Kraje bałtyckie uwolniły się od martyrologicznego, pełnego patosu i poczucia zagrożenia świętowania, mimo że realne zagrożenie istnieje.
Prawdziwa radość wypływać może wyłącznie z poczucia wewnętrznej wolności. Jedynie człowiek wewnętrznie wolny jest w stanie radować się w pełni – wówczas nic nie może tej radości przyćmić. Lęk bowiem w jakiejkolwiek, nawet usprawiedliwionej postaci powoduje wewnętrzne zniewolenie. Człowiek zalękniony nie może być wolny, a bez tego prawdziwie radosny.
Bałtom podczas obchodów 100-lecia odzyskania niepodległości to się udało. A przecież i w ich historii sporo było momentów trudnych, dramatycznych. Wojny światowe, rosyjska okupacja, próby wynarodowienia. Może właśnie dlatego, świętując 100-lecie niepodległości, umieją się nią cieszyć. Bo niepodległość to nie tylko jeden dzień obchodów, ale działanie na rzecz wspólnoty na co dzień. Na pewno trudniejsze i także na pewno jeszcze bardziej owocne.
Obserwując obchody 100-lecia niepodległości naszych sąsiadów, trudno nie zadać sobie pytania, w jaki sposób my, Polacy, będziemy celebrować niepodległość naszej ojczyzny. Czy uda nam się razem powiedzieć: tak, najważniejsza jest dla nas Polska? Czy w obliczu coraz bardziej jaskrawych podziałów pokoleniowych, społecznych, ekonomicznych i politycznych uda się odnaleźć coś, co 11 listopada połączy Polaków? Oby.
Tymczasem przyglądam się Estończykom, Litwinom, Łotyszom i Gruzinom. Jak z wielką radością mówią światu: jesteśmy. Zapraszają do siebie gości ze świata, w końcu jesienią wszystkie trzy kraje, właśnie z okazji 100-lecia niepodległości, odwiedzi papież Franciszek w trakcie specjalnej kilkudniowej pielgrzymki. Teraz obserwuję tę radość w estońskim Tartu, towarzysząc polskiej oficjalnej delegacji z Prezydentem Andrzejem Dudą.
.Jedność, wspólnota ponad podziałami czy wiele małych szwów zamiast jednego wielkiego podziału, jak proponuje R. Rorty. Konflikty, które jesteśmy w stanie wspólnie zażegnać, tworząc dyskusję. Wielogłos i wielobarwność. Szukanie tego, co łączy, nawet jeśli są to drobne sprawy. Tego nauczyć się możemy od naszych sąsiadów, z którymi dzielimy linię brzegową, ale także wielką część historii, a przede wszystkim – mamy z nimi wspólne interesy. Zastanówmy się, czy potrafimy wziąć z nich przykład i podobnie radośnie świętować 100-lecie niepodległości. W naszym wspólnym od ponad 1000 lat kraju, gdzie zawsze mogliśmy czuć się „u siebie”. Dobrze by było, gdyby podobnie było w przyszłości.
Michał Kłosowski