Michał KŁOSOWSKI: Wirus braku nadziei

Wirus braku nadziei

Photo of Michał KŁOSOWSKI

Michał KŁOSOWSKI

Zastępca Redaktora Naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”, szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów, publikuje w prasie polskiej i zagranicznej. Autor programów radiowych i telewizyjnych. Stypendysta Departamentu Stanu USA oraz rzymskiego Angelicum. Ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i London University of Arts.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

To będzie raczej krótki tekst. Bo nadzieja albo jest, albo jej nie ma, stan pośredni nie istnieje. Tymczasem dziś nadziei potrzebujemy jak tlenu, bo rok 2020 zdaje się powtarzać, a szansę na zmianę dostrzega niewielu – pisze Michał KŁOSOWSKI

.To jakaś ponura tragedia, że staliśmy się zakładnikami czasu. Nie ma przyszłości, a przeszłość to jedynie wspomnienie, mrzonka, do której nie ma jak wrócić, choć wielu by chciało. Obserwuję sytuację za oknem, w polityce, w mediach – także tych nie najszczęśliwiej zwanych społecznościowymi – oraz wydarzenia na świecie i zachodzę w głowę: jak do tego doszło? Przecież wczoraj było jeszcze tak normalnie i pięknie.

Otóż, drodzy Państwo, „obywatel Chin na targu w Wuhan spożył nietoperza”.

I od tego się ponoć wszystko zaczęło, świat zaczął zwalniać i przyśpieszać jednocześnie, monotonia wielu dni upływających w przymusowym zamknięciu sprawia, iż – piszę te słowa pod koniec marca 2021 roku – wielu czuje, że są jak muchy uwięzione w bursztynie, skazane na powtarzanie tego samego dnia w nieskończoność. I choć może niekoniecznie bursztynem są nasze mieszkania, to jest nim nasz czas wewnętrzny, który się zatrzymał, podczas gdy świat dookoła pędzi nieubłaganie.

Jakaś straszność więc się tu wydarzyła, bo ta różnica między naszym zasklepionym światem, w którym ruch został zatrzymany, a my powtarzamy ten sam dzień w nieskończoność, a światem zewnętrznym – który pędzi coraz szybciej, w którym technologia rozwija się jak nigdy, a stosunki między państwami może zmienić jeden tweet – wessała w siebie to, co pomiędzy wczoraj i dziś: nadzieję na przyszłość. I nie chce oddać, więc stoimy w miejscu uwięzieni, bez przyszłości, z niekończącą się teraźniejszością. Dzień po dniu powtarzając te same 24 godziny: sen, praca, jedzenie, dzieci, praca, sen. Gdzieniegdzie dochodzi spacer, byle krótki, jeśli mamy lub pożyczymy od sąsiadów czworonoga, albo modlitwa, jeśli ustrzegliśmy wiary.

Ten przykład pokazuje, jak bardzo nadzieja wiąże się z rozumieniem czasu i jego linearną strukturą. Nie mogłaby przecież istnieć nadzieja, gdyby czas był obwodem zamkniętym, a historia kołem, które obraca się w nieskończoność. Wówczas zamiast nadziei mielibyśmy tylko poczucie nieuchronnego przeznaczenia. To poczucie najsilniej zmienia panoszący się w świecie wirus: nie mamy nadziei, mamy przeznaczenie, którym jest przeżycie kolejnego dnia.

***

.Krótka historia czasu Stephena Hawkinga zaczyna się zdaniem: „Zajęci naszymi codziennymi sprawami nie rozumiemy niemal nic z otaczającego nas świata”. Była to prawda wtedy, kiedy genialny fizyk pisał te słowa, ale jest to prawda i dziś, kiedy mamy znacznie mniej spraw codziennych, które zajmują nasze głowy. Wciąż jednak niewiele rozumiemy z tego świata, mimo że teoretycznie mamy więcej czasu, który możemy poświęcić na jego rozumienie. Ale znużeni i zmęczeni wcale nie czytamy więcej, wcale nie myślimy więcej. Trwamy, przeciągając palcem po ekranie telefonu. Byle do następnego dnia.

W obu przypadkach bowiem – zarówno wówczas, kiedy zajęci byliśmy wielością spraw codziennych – jak i dziś, kiedy wirus wielu odebrał znaną codzienność, brakuje nadziei. Pozbawieni odniesienia do czasu i świata innego niż ten, który jest naszym własnym, nie rozumiemy, co się właśnie dzieje. Skupieni odliczamy dni do powrotu do szkół i pracy. Jeszcze dziesięć dni, jeszcze pięć, jeszcze trzy. Zmiana! Trzy, ale tygodnie. Po tygodniu wraca nadzieja i kolejne odliczanie: jeszcze dziesięć dni. Jeszcze pięć. Jeszcze trzy. Obrót! Kolejne dwa tygodnie. Dawno już przestaliśmy słuchać, co mądre głowy mówią w telewizji. Ile można? Mało kto już myśli, że mają do powiedzenia coś więcej niż dnia poprzedniego. Informacje o kolejnych obostrzeniach (sic!) brzmią zwielokrotnione na wszystkich kanałach, wszystkich antenach i stacjach. Podporządkowujemy się albo nie. Zależy od tego, kogo śledzimy w mediach społecznościowych, czy wpatrujemy się tam w złote piaski Zanzibaru, czy szary bruk warszawskich ulic i szyby kolejnych, zamykanych knajp. W natłoku informacji wybraliśmy zindywidualizowaną strategię przetrwania. Niestety, nie każdemu dana była opcja all inclusive.

***

.Ale nadzieja jest. To cisza i spokój świątyń, dla muzułmanów to czas ramadanu, a dla chrześcijan Wielki Tydzień. Krzyż rozbija bańkę czasu, nadając inne znaczenie kolejnym dniom; jest punktem odniesienia zewnętrznym i obiektywnym. Bo skoro jest Zmartwychwstanie, to także ten czas ma znaczenie. Krzyż nadaje kierunek, wyznacza cel, zmienia strukturę czasu: istnieje w czasie i poza nim.

Wielu próbowało przyrównać czas nieszczęsnej blokady życia społecznego do postu właśnie, zapomniawszy, że bez Chrystusa jest to niemożliwe. Dlatego świątynie w tym czasie są ważne. Daleko mi, rzecz jasna, do tego, by zachęcać do tłumnych czy masowych nabożeństw. Nie. To byłoby nierozważne i wbrew logice. Chronić trzeba w końcu każde życie, czy to swoje, czy swoich najbliższych, sąsiadów i parafian. Ale nie zamykajmy Kościoła na Święta, jest przecież tak wiele możliwych rozwiązań: msze polowe, limit osób w świątyni, zwiększenie liczby codziennie odprawianych liturgii. Trudno udawać, że nic się nie zmieniło. Ale chcąc wydostać się z bursztynowej bańki czasu, trzeba dać z siebie trochę więcej. Dotyczy to tak samo wiernych, jak i kapłanów.

.„Odkrycie, że wszechświat się rozszerza, było jedną z wielkich rewolucji intelektualnych dwudziestego wieku”, pisze dalej we wspominanej wcześniej książce Hawking. A skoro wszechświat się rozszerza, czas i historia nie mają kształtu koła, nie są powtarzającą się jak w chińskiej historiozofii maszynerią, ale udowodnioną przez fizykę strukturą liniową, mającą swój początek i koniec. Dziś może i jesteśmy bliżej tego końca, ale prawdą jest, że było tak zawsze: codziennie przecież jesteśmy bliżej końca. A skoro tak, to nie ma co się załamywać. Można chociażby przyjąć najdoskonalszą z póz, aby ten, kto będzie obrabiać nasz bursztyn w przyszłości – bo przyszłość według wszystkich znaków na niebie i ziemi jednak nadejdzie – miał z tego choć trochę więcej radości. Bo tak jak wszystko w świecie, także nasze bursztynowe więzienie przeminie. Wiara zaś powróci.

Michał Kłosowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 31 marca 2021