Nadia FEDECZKO: Wycieczka do Wrocławia i na Dolny Śląsk też jest pomocą

Wycieczka do Wrocławia i na Dolny Śląsk też jest pomocą

Photo of Nadia FEDECZKO

Nadia FEDECZKO

Lwowska dziennikarka mieszkająca w Polsce.

Zatrzymajmy się w hotelu, zjedzmy kolację w restauracji, odwiedźmy muzea, kupmy pamiątki, aby wesprzeć mieszkańców regionów dotkniętych powodzią – apeluje Nadia FEDECZKO

Wrześniowa powódź na południu Polski przyniosła problemy i smutek, szkody szacuje się na miliardy złotych, zginęło 9 osób, tysiące zostały bez dachu nad głową, a całkowite usunięcie skutków klęski może potrwać kilka lat. Cały kraj pomaga ofiarom, przekazując pieniądze, żywność, artykuły chemii gospodarczej. Wojsko i wolontariusze sprzątają ulice i domy. Każda forma pomocy jest ważna i każdy może pomóc, nawet wybierając się w jesienne dni do Wrocławia i okolic, aby wesprzeć mieszkańców zarówno materialnie, jak i moralnie.

Wrocław to miasto rzek i mostów

W życiu bywa tak, że to, co jest zaletą, czymś pozytywnym, pewnego razu może stać się wadą lub zagrożeniem. Dla mnie, jako mieszkanki Lwowa, miasta, w którym nie ma rzeki, Wrocław z jego rzekami, kanałami, strumieniami, wyspami i mostami jest fascynujący. Woda przydaje miastu malowniczości i świeżości, ale nie tej jesieni, ponieważ Odra, Bystrzyca, Dobra, Oława, Ślęza, Widawa, Zielona, potoki Ługowina, Trzciana, Topór, Brochówka czy Leśna w tym roku przyniosły kłopoty.

Każdy poranek dla mieszkańców Polski zaczynał się od pytań: co się dzieje na Dolnym Śląsku, co się dzieje we Wrocławiu? Mieszkańcy miasta ruszyli nad rzeki, żeby pomagać umacniać ich brzegi workami z piaskiem – ramię przy ramieniu z pracownikami służb komunalnych, ratownikami i wojskiem. Bo miasto ma swojego ducha jedności. Fala kulminacyjna dotarła do Wrocławia w sobotę 19 września – rzeka Ślęza zalała park Kleciński, ulicę Opatowicką, woda dotarła do garaży, zalała trawniki, place zabaw i ogrody. Wszyscy byli przygotowani na najgorsze, ale na szczęście Wrocław się obronił.

Dziś spaceruję po stolicy Dolnego Śląska, docieram do ulicy Stare Jatki i patrzę na brązowe rzeźby świni, królika, gęsi, kozy… Kilku studentów rysuje je przy sztalugach, turyści robią zdjęcia. Grupa rzeźbiarska nosi nazwę „Ku czci Zwierząt Rzeźnych”, ponieważ kiedyś mieściły się tu rzeźnie. Obecnie jest to artystyczny zakątek Wrocławia, którego celem jest upiększanie życia, a nie pozbawianie go, co jest tak istotne w obecnych, burzliwych czasach. Tutaj w małych sklepikach można kupić pamiątki, obrazy, grafiki, ceramikę, wyroby z kamienia i szkła, wypić kawę lub zjeść obiad w przytulnej kawiarni. Jako pamiątkę z Wrocławia wybieram figurkę krasnala – w mieście są setki tych zabawnych bohaterów.

Skąd wzięła się ta tradycja? W latach 80. działacze antykomunistyczni malowali na murach uśmiechnięte krasnale na plamach farby, którą władze PRL zamalowywały antysocjalistyczne napisy. Wybieram postać ze skrzydłami, bo symbolizują wolność. Dowiaduję się, że ma na imię Dedalius, „mieszka” na osiedlu Da Vinci, nazwanym tak na cześć wynalazcy maszyny latającej. Kupuję też mapę z naklejkami, na których zaznaczono lokalizację krasnali – będzie to powód, żeby przyjechać do Wrocławia nie raz, żeby zobaczyć je wszystkie! Wybieram się w podróż także do innych miast Dolnego Śląska.

Świdnica – dwie wieże i Kościół Pokoju

W odległości ok. 50 km od Wrocławia znajduje się Świdnica, dla której krytycznym dniem był 15 września, kiedy Bystrzyca przyniosła swe rwące wody do miasta. Ucierpieli nie tylko ludzie, ale także zwierzęta w schronisku. Obecnie, aby Świdnica mogła żyć i usuwać skutki złej pogody, jej mieszkańcy muszą wiedzieć, że o nich nie zapomniano.

Wiedząc, że mieszka tu 56 tysięcy ludzi, spodziewałam się zobaczyć małe prowincjonalne miasteczko. Lecz na Starym Rynku zamarłam – są tu pięciopiętrowe budynki, jeden piękniejszy od drugiego! W centrum rynku znajduje się nie tylko gotycki ratusz, ale także minidzielnica z kilkoma ulicami. Są tam Muzeum Dawnego Kupiectwa, punkt informacyjny, instytucje i restauracja na dziedzińcu, gdzie kamienne mury porasta bluszcz. Szeroki wybór polskich dań, lokalne produkty, doskonała obsługa sprawią każdemu wielką przyjemność i skłonią do pozostawienia hojnego napiwku.

Po obfitym obiedzie wystarczy sił, aby wspiąć się na wieżę ratusza, bilet wstępu kosztuje 8 zł, po obiekcie oprowadza przewodnik. Można podziwiać okoliczne krajobrazy z górami na horyzoncie, oglądać domy przez lunetę (bezpłatnie), ale także obejrzeć sam budynek, który został zbudowany w 1393 roku, później ulegał zniszczeniom i był kilkakrotnie odbudowywany, przetrwał wojny, jednak w 1967 roku się zawalił. Dopiero po przystąpieniu Polski do UE znaleziono środki na jego odbudowę, którą ukończono w 2012 roku. W sklepie kupuję magnes z wizerunkiem wieży, żeby pamiętać, że wszystko da się odbudować.

W Świdnicy jest jeszcze jedna wieża – dawna wieża ciśnień, zbudowana w 1876 roku, która stanowi jedną z atrakcji miasta. Teraz jest tu… hotel. Dlaczego nie zamieszkać w wieży? Doba dla dwóch osób w apartamencie z kuchnią i łazienką kosztuje ok. 250 zł.

Pierwsze dwa piętra i taras letni to sale restauracyjne, a kolejne to pokoje hotelowe. Razem z kluczami do pokoju otrzymujemy również klucze do masywnych drzwi wejściowych do wieży.

Wewnątrz – przyjemny chłód, kamienne kręte schody i żadnych kątów prostych! W niewielkim pomieszczeniu znajduje się aż pięć wysokich okien w drewnianych ramach. Dawna autentyczność łączy się z wygodą: klimatyzacją, kuchenką mikrofalową, płytą indukcyjną, lodówką, czajnikiem, zastawą stołową, a nawet kawą, herbatą i cukrem. Możemy ugotować coś sami, a jeśli nie, idziemy do restauracji. Jedyne, co mnie zaskoczyło, to menu kuchni neapolitańskiej w hotelowej restauracji. Oczywiście pizza, tiramisu i panna cotta są pyszne, ale gdzie są te słynne kluski śląskie? W takim miejscu chętnie zjadłabym coś lokalnego, a nie zagranicznego, co ze Świdnicą nie ma nic wspólnego. Jedyną lokalną propozycją w menu jest piwo „Wieża”, w mieście, w którym w 1471 roku działało ok. 300 browarów.

Spacerując ulicami centrum miasta, mam ochotę uszczypnąć się ze zdziwienia – to albo sen, albo jestem gdzieś we Francji. Pośrodku placu wznosi się poczerniała od starości gotycka katedra z iglicą o wysokości 101,21 m (szósta w Polsce pod względem wysokości). Jej budowę rozpoczęto w 1330 r., a obecny wygląd uzyskała w roku 1546. Przestronne i surowe wnętrze świątyni sprawia, że człowiek czuje się słaby wobec sił natury (a tegoroczna powódź to potwierdziła).

Jeszcze większym zaskoczeniem w Świdnicy był ewangelicki Kościół Pokoju, który jest największym drewnianym kościołem w Europie. Bilet wstępu w cenie 15 zł to darowizna na fundusz remontowy budowli.

Historię świątyni można poznać z nagrania audio, które jest odtwarzane dla każdej grupy turystów. Dowiadujemy się, że po zakończeniu wojny trzydziestoletniej, zgodnie z ustaleniami pokoju westfalskiego z 1648 r., śląskim protestantom zezwolono na budowę kościoła pod warunkiem przestrzegania szeregu wymogów – mogli używać wyłącznie drewna, gliny i słomy, budowa nie mogła trwać dłużej niż rok, a jej koszty spadły na gminę. Podobno ówczesne władze spodziewały się, że powstanie coś całkiem skromnego. Lecz 10 miesięcy później w świątyni, która może pomieścić 7 tysięcy osób, odbyło się pierwsze nabożeństwo! Patrząc na kolumny, rzeźby, sztukaterie, trudno od razu zauważyć, że to wszystko jest wykonane z drewna. Numeracja miejsc w świątyni jest oryginalna, gdyż można je było kupić zależnie od statusu społecznego, a następnie przekazać lub zapisać w testamencie, ale tylko osobie tej samej płci i rangi.

Kłodzko – most gotycki przetrwał

W odległości 90 km na południe od Wrocławia, w kotlinie u podnóża Gór Bardzkich, na wysokości zaledwie 280–431 m n.p.m., znajduje się Kłodzko. Takie specyficzne, nizinne położenie i połączenie kilku ważnych cieków wodnych sprawiło, że wody Nysy Kłodzkiej, Młynówki, Jaszkówki i potoku Jodłownik przyniosły na ulice miasta wodę, muł, kamienie. Rok 2024 nie jest wyjątkiem. Duże powodzie miały w Kłodzku miejsce w latach 1310, 1938, 1997. Woda w Nysie Kłodzkiej w tym roku osiągnęła rekordowy poziom 798 cm, bijąc poprzedni rekord z 1997 roku o prawie 150 cm.

Do centrum miasta przechodzę przez gotycki most z barokowymi figurami nad rzeką Młynówką, przypominający Most Karola w Pradze. Ten most wszyscy widzieli w wiadomościach we wrześniu. To właśnie tutaj ratownicy pomogli kobiecie i jej rodzinie ewakuować się z dachu ich domu. Ta kobieta przeżywała to już w 1997 roku.

Most gotycki przetrwał – w przeciwieństwie do klasztoru franciszkanów i barokowego kościoła Matki Bożej Różańcowej, zbudowanych w 1731 roku. Woda zniszczyła budynki mieszkalne, sklepy, restauracje, Ośrodek Sportu i Rekreacji…

Mimo tych smutnych faktów warto przyjechać do Kłodzka, przespacerować się po Rynku, podziwiać ogromny ratusz, a także odwiedzić gigantyczną twierdzę, o której pierwsza wzmianka pochodzi z 981 roku. W wiekach XII–XIV zbudowano w Kłodzku zamek obronny, rezydencję Piastów śląskich. Przez wiele lat twierdza była więzieniem, hitlerowcy utworzyli tu obóz dla więźniów politycznych i fabrykę. Teraz jest to muzeum (bilet kosztuje 60 zł) – można obejrzeć twierdzę i podziemne labirynty. Warte uwagi są nie tylko eksponaty, ale także widoki na okolicę i góry, które można zobaczyć z murów.

Na pamiątkę kupiłam sobie płócienną torbę z wizerunkiem Twierdzy Kłodzko – wszyscy musimy nabrać sił, by pokonać wszelkie trudności, także te, które przyniosła powódź.

Na Dolny Śląsk wrócę jeszcze nie raz, bo jest tam wiele ciekawych miejsc: Zamek Książ, Karpacz w Karkonoszach, Błędne Skały w Górach Stołowych, twierdza Srebrna Góra i kopalnia złota.

Nadia Fedeczko

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 października 2024
Fot. Bartłomiej KUDOWICZ / Forum