Nick BILTON: "Twitter, czyli... Jak powstał serwis podbijający świat?"

"Twitter, czyli... Jak powstał serwis podbijający świat?"

Photo of Nick BILTON

Nick BILTON

Dziennikarz „New York Timesa”. Prowadzi niezwykle popularny Bits Blog, poświęcony negatywnemu wpływowi najnowszych technologii na biznes i kulturę, rozważaniom dotyczącym przyszłości technologii, prywatności i społecznego wpływu sieci. Jest autorem I Live in the Future & Here’s How It Works.

zobacz inne teksty Autora

Strony księgi przerzucane kciukiem Noaha obracały się z cichym szelestem. Mężczyzna wertował słownik już od kilku godzin, analizując drobiazgowo wszystkie hasła ze skupieniem godnym kardiochirurga podczas operacji.

Gdy znalazł słowo, które mogłoby się nadawać, odczytywał je głośno, aby sprawdzić jego brzmienie. Worship. Quickly. Tremble. Po chwili, kręcąc głową z dezaprobatą, wracał znów do przerzucania kartek słownika.

.Gdy dzień dobiegł końca, Noah opuścił biuro i wrócił do domu, gdzie kontynuował poszukiwania odpowiedniej nazwy dla nowego, pobocznego projektu Odeo. Nagle zamarł. Znieruchomiał, bo jego wzrok padł na słowo… Od razu wiedział, że to może być to. Przeczytał definicję. Potem jeszcze raz. Następnie szybko wysłał e-mail do grupy osób wtajemniczonych w nowy projekt.

Ev próbował za wszelką cenę trzymać Noaha z dala od „projektu statusu”, ale zrezygnował z tego już po… około dwudziestu minutach. Podobnie jak w pierwszych dniach tworzenia Odeo, jeśli Ev mówił jedno, Noah robił coś dokładnie odwrotnego.

Ev musiał w tym tygodniu zająć się również innymi sprawami. Przygotowywał się na kolejne posiedzenie zarządu, podczas którego miał zaproponować sprzedaż Odeo temu, kto da najwyższą cenę. Albo komukolwiek, kto będzie chciał kupić firmę.

Wszyscy programiści niezaangażowani w prace nad szkieletem nowego projektu z niewielkim entuzjazmem zajmowali się tym, co pozostało z Odeo. Od kilku dni niewielka grupa wtajemniczonych uczestniczyła w burzy mózgów, podsuwając coraz to nowe pomysły i nie mogąc osiągnąć konsensusu w kwestii konkretnych rozwiązań.

Jack zaproponował, żeby nowy projekt nosił nazwę „Status”, ale pozostali stwierdzili, że to „brzmi zbyt technicznie”. Biz zasugerował „Smssy”. „Słodkie, ale nic z tego”.

Ev zaproponował „Friendstalker”, jednak ta propozycja została natychmiast odrzucona, ponieważ eliminowałaby z grona potencjalnych użytkowników każdego, kto nie ma ukończonych osiemnastu lat, nie jest osobnikiem płci męskiej i to na dodatek bardzo samotnym.

.Chociaż reszta grupy nie wydawała się jakoś specjalnie przejęta potrzebą znalezienia odpowiedniej nazwy dla nowej usługi, Noah miał na tym punkcie obsesję od czasu tamtej rozmowy w samochodzie z Jackiem. Niedziela, poniedziałek, wtorek, a teraz środa… Ciągle szukał właściwego słowa. W tygodniu zrezygnował ze wspólnych wyjść na lunch. Chował się w jakimś spokojnym kącie biura i szukał dalej…

Gdy w środowy wieczór wrócił do swojego mieszkania, znów zajął się przeglądaniem słownika. Niestety raz po raz rozpraszały go sygnały przychodzących na komórkę wiadomości tekstowych. Telefon co chwila wzbudzał się i oznajmiał głośnym ding!, że ktoś chce się z Noahem skontaktować. Sfrustrowany tym ewidentnym naruszaniem prywatności wyciszył telefon, który zawibrował delikatnie na stole. W tej chwili Noah znieruchomiał i spojrzał z namysłem na telefon, po czym sięgnął po niego ponownie. Zaczął przełączać dźwięki i wibrację, obserwując delikatne drżenie telefonu. Wibrować pomyślał, po czym szybko przeczytał słownikową definicję. „Drgać, trząść się, pulsować; zmieniać się szybko i rytmicznie”. Noah czuł narastające podekscytowanie.

Chociaż wszyscy w mniejszym lub większym stopniu cieszyli się na myśl o nowym produkcie, dla Noaha projekt „status” miał bardziej osobiste znaczenie. Jak wyjaśniał Jackowi w trakcie tamtej samochodowej dyskusji w oparach alkoholu, status mógłby sprawić, że ludzie staną się „mniej samotni”. Noah włożył w Odeo całą swoją miłość do życia, biznesu, a teraz także przyjaźni. A Odeo właśnie się rozpadało. Jednak nowy produkt mógł skleić wszystko jeszcze raz w jedną, spójną całość. Dlatego Noah uznał, że projekt musi mieć nazwę, która będzie symbolizować wszystko to, w co wierzył.

.Wibrujący telefon podsunął mu myśl o impulsach w mózgu, które powodują skurcz mięśni. Twitch? „Nie, to się nie sprawdzi” — pomyślał. Wrócił do przeglądania słownika od haseł zaczynających się na tw. Twister. Twist tie. Twit. Twitch. Twitcher. Twitchy. Twite. A potem…

„Cienki, delikatny głos wydawany przez niektóre ptaki”. Serce Noaha zaczęło bić mocniej, gdy czytał kolejne znaczenia hasła. „Powtarzający się dźwięk, przypominający lekką, bojaźliwą mowę lub śmiech”. To jest to! „Pobudzenie lub podniecenie; trzepotanie”.

Czasownik. Twitter.

Twitter! Ćwierkać. Szczebiotać. Świergotać.

.Gdy słońce chowało się już za horyzont, a mieszkanie powoli kryło się w mroku, Noah napisał krótki e-mail do Evana. Pytał w nim: „Co myślisz o następującej nazwie domeny: Twitter?”. Po chwili dodał uwagę odnoszącą się do motta: „Zupełnie nowy poziom relacji. Albo coś w tym rodzaju”.

Zrzut ekranu 2015-08-08 (godz. 19.11.17)Ponieważ nowa usługa została poddana pod rozwagę wszystkich osób zaangażowanych w nowy projekt, pojawiło się kilka wątpliwości. Trzeba było odwołać się do umiejętności perswazyjnych i przekonywania. Każdy członek grupy w skrytości ducha za najlepszą uważał swoją propozycję. Jednak ostatecznie wszyscy zgodzili się, że Twitter to dobry wybór. Biz od razu zajął się projektowaniem logo.

Nowy serwis miał umożliwiać udostępnianie aktualizacji statusu użytkownika za pośrednictwem wiadomości tekstowych, dlatego Jack zaproponował usunięcie z nazwy samogłosek, co było modnym w owym czasie zabiegiem stosowanym w Dolinie, wzorowanym na nazwie portalu do udostępniania zdjęć, takim jak Flickr. W ten sposób Twitter lub Twttr, mógł wykorzystać do wysyłania wiadomości specjalny pięciocyfrowy numer telefonu nazywany krótkim kodem. Przy okazji sprawdzono, czy domena internetowa jest wolna. Była.

Nick Bilton

Fragment książki: „Twitter. Prawdziwa historia o bogactwie, władzy, przyjaźni i zdradzie”, wyd.Helion/OnePress POLECAMY zarówno wersję PRINT jak i EBOOK: [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 22 sierpnia 2015