Marcin JAKUBOWSKI: "POLSKA. Marnowanie czasu wspólnego"

"POLSKA. Marnowanie czasu wspólnego"

Photo of Marcin JAKUBOWSKI

Marcin JAKUBOWSKI

Fizyk w Instytucie Fizyki Maxa Plancka w Greifswaldzie zajmujący się badaniami nad syntezą termojądrową. Pracował w kilku największych ośrodkach zajmujących się badaniami nad syntezą termojądrową, m.in. w General Atomics w San Diego i National Institute for Fusion Science w Japonii, gdzie wielokrotnie był profesorem wizytującym. Na Twitterze zainicjował stream #PięknoNauki.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

.Siedzę w samolocie na trasie Berlin – Boston. Lecę na sympozjum poświęcone ITERowi, jednemu z największych wyzwań ludzkości, eksperymentowi, który pozwoli nam, tu na Ziemi, ujarzmić energię gwiazd. Badania, które zapoczątkowano w latach 50. ubiegłego stulecia, doprowadzą około 2050 do powstania pierwszej elektrowni, która energię będzie uzyskiwała w reaktorach termojądrowych. Ja skończę wtedy 75 lat, wielu moich kolegów i znakomitych poprzedników nie będzie już wtedy żyło. Stulecie, tyle trwa wdrożenie tak szalonej wizji, jak uzyskiwanie energii tak jak robią to gwiazdy.

– Kiedy wyrobisz sobie w końcu niemiecki paszport? – pyta mnie R. – Tu nie ma przyszłości, nie wrócisz przecież już do Polski.

Po co mi niemiecki paszport? – pytam – na naszym polskim, przecież, mogę tutaj normalnie funkcjonować.

A bo to wiesz, co bedzie za 10, 20 lat?

Prawda, nie wiem. Najgorsze, że chyba nikt tego w Polsce nie wie. Co będzie za 10, 20 lat? Kim będziemy w 2030? Jaka jest nasza wizja na następne 50 lat? Czy Polska będzie wtedy bezpieczna? W ogóle co chcemy/musimy zrobić byśmy byli wtedy bezpieczni? Czy ktoś wie? Ja nie wiem, a z gazet, od polityków nie jestem w stanie się tego dowiedzieć. Wiem za to, że poseł H. upił się, poseł W. naubliżał policjantom, a jeszcze inny zostawił żonę. Śledząc coraz mniej chętnie polską politykę obserwuję nieustający karnawał coraz marniejszych happeningów politycznych, organizowanych pod rękę z coraz bardziej upadającą na pysk polską prasą. Nagłówki gazet, zamiast wciągać w debatę, angażują nas w wojnę plemienną, gdzie z jednej strony barykady siedzą Kaczyński z Rydzykiem, a z drugiej strony Tusk pod rękę z Putinem. Obraz rzeczywistości już tak przerysowany, że nie ma już chyba nic wspólnego z rzeczywistością, tą którą znamy zza okna. Co gorsze, odnoszę wrażenie, że większości to odpowiada – proste wizje podstępnego Tuska i zawistnego Kaczyńskiego. Polityka dla jaskiniowców sprowadzona do jaskrawych, prościutkich klisz.

Polityka dla jaskiniowców sprowadzona do jaskrawych, prościutkich klisz

Marcin, czy wyrobiłeś sobie w końcu niemieckie obywatelstwo? – pyta K.

– Nie, jestem za bardzo zakorzeniony w polskości, by tak nagle wyrobić sobie paszport innego kraju – odpowiadam.

– Zwariowałeś?! Książki po polsku możesz przecież zawsze czytać, gazet już nie warto.

.Od państwa oczekuję w sumie niewiele. Chciałbym dobrą edukację (także uniwersytecką) dla swoich dzieci, służbę zdrowia na przyzwoitym poziomie, sprawną policję i dobrze wyszkoloną armię. Co dostaję?

Moja mama, po kilkudziesięciu latach pracy i płacenia składek, dostała termin w szpitalu na operację zaćmy oka za cztery lata. Za cztery lata nie będzie już czego operować, mama nie będzie widziała. Trzeba było poszukać prywatnie i zapłacić. Dobrze, że miałem jakieś oszczędności. Gdy mój 2-letni synek złapał w Polsce grypę jelitową, nie chciano go przyjąć do szpitala, bo nie było dokumentu, gdzie czarno na białym stało, że jest ubezpieczony. W Niemczech dzieciom nie wolno odmówić przyjęcia do szpitala, nawet tym z ulicy. Rodzic takiego malucha ma w Polsce wyproszony przywilej siedzenia przy nim całą noc na drewnianym krześle. W Niemczech ma prawo do  pobytu razem z maluchem w szpitalu i prawo do łóżka, tuż obok swojego dziecka. Oczywiście, że zdaję sobie sprawę, że budżet NFZ-u to mały ułamek niemieckiej służby zdrowia. Czego nie rozumiem, to przyzwalanie na istnienie systemu upodlania ludzi, których nie stać na prywatne leczenie w dobrych warunkach.

– Po co Ty chcesz tu wracać?! Nie ma do czego. – mówią mi Ch., którzy po latach emigracji wrócili do Polski.

– Na pewno nie jest tak źle – ripostuję nieśmiało.

– Tak źle to może nie, jest po prostu o wiele, wiele trudniej.

.Ona – po doktoracie w topowym instystucie naukowym w Niemczech, on – nauczyciel, postanowili zrealizować swoje marzenie, którym było życie w Krakowie. Po latach w Niemczech postanowili wrócić nad Wisłę. Ona dostała etat na krakowskiej uczelni, on zaczął szukać pracy w szkole, dzieciak do przedszkola. Odrzucili świetną propozycję z Monachium na rzecz Krakowa. Przecież krakowska uczelnia jest jedną z najlepszych w kraju, ma świetnie wyposażone laboratoria. A dobrych szkół tam nie brakuje, na pewno znajdzie się praca dla dobrego, zaangażowanego nauczyciela. Pół roku później zdali sobię sprawę, że ugrzęzli po kolana w „polskim kiślu” – jak to określa Rafał Ziemkiewicz. Można prawie wszystko, tylko, że kosztuje to zbyt dużo wysiłku.

Ona, w Niemczech zajmowała się badaniami na światowym poziomie; w Polsce zajmuje się wypełnianiem wniosków o granty i zajęciaciami dla studentów (wszak pensum płacone jest od liczby zajęć). Przygnieciona codziennością, świetnie wyposażonego laboratorium nie widziała od kilku miesięcy. On, dobry nauczyciel, nie może znaleźć sobie etatu na stałe, wszystko jest już obstawione przez rodziny i „znajomych królika”. Chcą wyjechać z powrotem przy pierwszej lepszej okazji i nie wracać już, nigdy.

Nie mamy czasu, Isaac Newton, jak wielu innych naukowców swoje największe odkrycia dokonał przed trzydziestką.

Problemem nie jest tylko system. Problemem jest też to, że nie szanujemy się nawzajem, swojego czasu, swojej pracy. Marnujemy potencjał młodych, mądrych, wykształconych (których nota bene nie mamy tak wielu). Każdy młody polskie naukowiec na pewno nie raz usłyszał już podobne zdanie: „Czego wy chcecie, przecież macie czas, ja w waszym wieku byłem tylko w Czechosłowacji i pracowałem na maszynie do pisania.” Nie mamy czasu, Isaac Newton, jak wielu innych naukowców swoje największe odkrycia dokonał przed trzydziestką.

– Marcin, po co to się w to angażujesz? – pyta się mnie K. – Masz wszystko co trzeba w Greifswaldzie, rób sobie badania w tej Japonii.

– Ale przecież, tutaj też można – odpowiadam – ludzie są równie zdolni, co w Japonii.

.Sam kiedyś spróbowałem nawiązać współpracę naukową z polskim instytutem, trochę z poczucia obowiązku, wszak wykształcony jestem w Polsce, trochę z sentymentu do stron ojczystych. Termin dawno uzgodniony, loty opłacone, hotele porezerwowane, a tymczasem dostaję wiadomość na dzień przed: „Przepraszamy, nie ma głównego inżyniera, zasilacze nie są podłączone, eksperyment nie odbędzie się.” Na tym zakończyłem współpracę z polską grupą, nie mam na tyle czasu, by go marnować na niepoważne traktowanie. Szanujmy się nawzajem.

Jako wspólnota potrzebujemy wizji, kim chcemy być. Do tego potrzebujemy mądrych, dobrze wykształconych polityków, naukowców, filozofów, czy dziennikarzy. Marzę, by w polskich mediach, zamiast drwienia z Kaczyńskiego, za to że nie ma konta bankowego, spierano się o to jak ma wyglądać polska energetyka, armia, i wizja naszej polityki zagranicznej. Tak jak to dzieje się w New York Timesie, Frankfurter Allgemeine Zeitung, czy Guardianie. Czy to tak wiele?

Jutro zaczyna się sympozjum zorganizowane przez MIT w Cambridge na temat syntezy termojądrowej, którą naukowcy z całego świata badają już od 70 lat. Krok po kroku, systematycznie, wysiłkiem setek ludzi, jesteśmy coraz bliżej szalonej wizji ujarzmienia gwiazd na Ziemi. Także my, jako wspólnota potrzebujemy wizji, kim chcemy być. Do tego potrzebujemy mądrych, dobrze wykształconych polityków, naukowców, filozofów, czy dziennikarzy. Marzę, by w polskich mediach, zamiast drwienia z Kaczyńskiego za to, że nie ma konta bankowego, spierano się o to jak ma wyglądać polska energetyka, armia, i wizja naszej polityki zagranicznej. Tak jak to dzieje się w New York Timesie, Frankfurter Allgemeine Zeitung, czy Guardianie. Czy to tak wiele?

.Siedzę w samolocie na trasie Berlin – Boston, z polskim paszportem, choć tyle rzeczy byłoby łatwiejsze z niemieckim. Trzymam ten polski paszport, bo chciałbym móc kiedyś wrócić do Polski, robić to co wychodzi mi najlepiej, czyli parać się nauką. Robić to z ludźmi, którym nie zależy na bylejakości, i którzy szanują mnie i siebie nawzajem. Chciałbym przy tym nie musieć bać się o bezpieczeństwo moich bliskich, być pewnym, że moje państwo traktuje nas poważnie. Czy to naprawdę tak wiele?

Marcin Jakubowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 kwietnia 2014