Michaił GORBACZOW: Nowa zimna wojna

Nowa zimna wojna

Photo of Michaił GORBACZOW

Michaił GORBACZOW

(1931-2022). Laureat Pokojowej Nagrody Nobla, ostatni przywódca Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego i jedyny prezydent ZSRR. W 1993 r. założył Międzynarodowy Zielony Krzyż, niezależną organizację pozarządową z siedzibą w Genewie, zajmującą się problemami bezpieczeństwa, biedy i degradacji środowiska.

Wydaje się, że balansujemy na granicy wybuchu drugiej zimnej wojny. Niektórzy twierdzą nawet, że już się zaczęła – pisze Michaił GORBACZOW

Nie ma wątpliwości, że zarówno europejskie, jak i międzynarodowe struktury polityczne istniejące od 1989 roku nie wytrzymały próby czasu. Prawdą jest też, że od chwili zakończenia zimnej wojny świat nie musiał radzić sobie z tak napiętą sytuacją, jakiej doświadczył w 2014 roku. Wystarczy wspomnieć rozlew krwi w Europie czy załamanie rozmów między głównymi graczami na Bliskim Wschodzie.

Wydaje się, że balansujemy na granicy wybuchu drugiej zimnej wojny. Niektórzy twierdzą nawet, że już się zaczęła.

Tymczasem główny międzynarodowy organ powołany do utrzymania pokoju i bezpieczeństwa na świecie – Rada Bezpieczeństwa ONZ – właściwie nie podjął żadnych konkretnych działań, by położyć kres rozlewowi krwi. Nie odgrywa też praktycznie żadnej roli w łagodzeniu konfliktów. Dlaczego nie wykazuje determinacji niezbędnej do odpowiedniej oceny sytuacji i opracowania programu wspólnych działań?

Jednym z głównych powodów, jak sądzę, jest to, że upadło zaufanie wypracowane ciężką pracą i wspólnym wysiłkiem, które doprowadziło do zakończenia zimnej wojny. A bez niego trudno wyobrazić sobie utrzymanie pokojowych międzynarodowych relacji w dzisiejszym zglobalizowanym świecie. Jednak owo zaufanie nie zostało naruszone wczoraj. Stało się to znacznie wcześniej. Przyczyn obecnej sytuacji szukać należy w wydarzeniach lat 90. XX wieku.

Koniec okresu zimnej wojny miał oznaczać wejście na drogę prowadzącą ku nowej Europie i porządkowi międzynarodowemu, który gwarantuje większe bezpieczeństwo. Jednak zamiast budować nowe europejskie instytucje bezpieczeństwa i przeprowadzać dalszą demilitaryzację Starego Kontynentu – zgodnie z obietnicami złożonymi w natowskiej deklaracji londyńskiej z 1990 roku – Zachód, a w szczególności Stany Zjednoczone, ogłosił zwycięstwo. Zachodnich przywódców opanowała euforia i poczucie tryumfu. Wykorzystując słabość Rosji i brak jakiejkolwiek przeciwwagi, nie chcieli słuchać ostrzeżeń, że roszczą sobie pretensje do globalnego przywództwa.

Wydarzenia ostatnich kilku miesięcy są konsekwencją krótkowzrocznego dążenia do narzucenia własnej woli przez jedną stronę i lekceważenia interesów partnerów. Na listę takich faktów dokonanych należałoby wpisać rozszerzenie NATO, wojnę w Jugosławii (w szczególności konflikt w Kosowie), plany stworzenia tarczy antyrakietowej, doprowadzenie do konfliktu w Iraku, Libii i Syrii. W rezultacie to, co pierwotnie było jedynie małym zakłóceniem stosunków międzynarodowych, stało się ropiejącą raną.

Najbardziej cierpi na tym Europa. Zamiast przewodzić zmianom w globalizującym się świecie, Stary Kontynent stał się areną wstrząsów politycznych, rywalizacji o sfery wpływów i militarnych konfliktów. W konsekwencji Europa nieodwracalnie słabnie, podczas gdy inne ośrodki władzy i wpływów umacniają się. Jeżeli to się nie zmieni, będzie tracić wpływ na przebieg światowych wydarzeń i stopniowo stanie się nieistotnym pionkiem na arenie międzynarodowej.

Na szczęście doświadczenia lat 80. XX wieku stanowią wskazówkę, jak należy działać. W owym czasie sytuacja międzynarodowa nie była wcale mniej groźna niż obecnie. A mimo to udało nam się ją poprawić – i to nie poprzez normalizację stosunków, a dzięki odrzuceniu polityki zimnowojennej konfrontacji. Osiągnięto to głównie na drodze dialogu. Ale nie byłby on możliwy bez woli politycznej i wyznaczenia odpowiednich priorytetów.

Dziś głównym priorytetem powinien być dialog per se – odzyskanie umiejętności współdziałania, słuchania i przyjmowania do wiadomości tego, co mamy sobie do powiedzenia. Pojawiają się już pewne obiecujące sygnały, choć początkowe wysiłki wskazywały na umiarkowane, a wręcz wątłe rezultaty podejmowanych działań: porozumienie mińskie w sprawie zawieszenia broni i demilitaryzacji na Ukrainie, trójstronna umowa gazowa zawarta przez Rosję, Ukrainę i państwa UE, a także odrzucenie polityki eskalacji wzajemnych sankcji.

Musimy kontynuować starania zmierzające do zaprzestania polemik i rzucania wzajemnych oskarżeń. Rozpocząć działania mające na celu poszukiwanie punktów stycznych i stopniowe znoszenie sankcji, które przynoszą szkody obu stronom. Powinno się zacząć od zniesienia tzw. sankcji osobistych, skierowanych przeciw znaczącym politykom i parlamentarzystom, tak by mogli oni włączyć się w proces poszukiwania rozwiązań możliwych do przyjęcia przez obie strony. Jednym z obszarów współdziałania powinna być pomoc Ukrainie w przezwyciężeniu skutków bratobójczej wojny i odbudowa dotkniętych nią regionów.

Polityka taka ma również zastosowanie w stosunku do wyzwań globalnych i zagadnień bezpieczeństwa paneuropejskiego. Obecne główne problemy międzynarodowe – zjawiska takie jak terroryzm i ekstremizmem, ubóstwo i nierówności, zmiany klimatyczne, migracje, epidemie – zaostrzają się z dnia na dzień. Mimo swej różnorodności mają jedną cechę wspólną: żadnej z tych kwestii nie da się rozwiązać na drodze działań militarnych. A jednak mechanizmy polityczne, które mogłyby się przyczynić do rozwiązania tych problemów, nie istnieją bądź są dysfunkcyjne, chociaż trwający kryzys globalny powinien nas skłonić do szukania – i to bez zwłoki – nowego modelu, który zapewniłby polityczną, ekonomiczną i ekologiczną równowagę.

Jeśli zaś idzie o kwestię bezpieczeństwa europejskiego, to może ona zostać rozwiązana jedynie na płaszczyźnie paneuropejskiej.

W tym obszarze Organizacja ds. Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, z którą wiązano ogromne nadzieje, nie stanęła dotąd na wysokości zadania. Nie oznacza to jednak, że OBWE powinna być zastąpiona jakąś nową strukturą – szczególnie że niedawno podjęła istotne funkcje kontrolne na Ukrainie. Mimo to jest ona, rzec by można, konstrukcją, której stan wymaga poważnych prac naprawczych i nowych dobudówek.

Wiele lat temu były minister spraw zagranicznych Niemiec Hans Dietrich Genscher, eksdoradca ds. bezpieczeństwa narodowego Brent Scowcroft oraz inni twórcy ładu politycznego zaproponowali utworzenie rady bezpieczeństwa czy dyrektoriatu ds. europejskich. Podzielałem ich stanowisko. Podobnie premier Dmitrij Miedwiediew zaproponował opracowanie specjalnego mechanizmu do działań prewencyjnych w sferze europejskiej dyplomacji i obowiązkowych konsultacji na wypadek zagrożenia bezpieczeństwa jakiegokolwiek państwa. Gdyby stworzono taki mechanizm, nie doszłoby do najgorszych wypadków na Ukrainie.

Rzecz jasna, to przywódcy polityczni ponoszą winę za odłożenie na półkę tych oraz innych „europejskich rozwiązań”. Ale powinni się do niej poczuć przedstawiciele całej europejskiej klasy politycznej, instytucji społeczeństwa europejskiego oraz mediów.

I chociaż z natury jestem optymistą, muszę przyznać, że trudno mi nie popaść w pesymizm, patrząc na wydarzenia minionego roku. Ale nie powinniśmy poddawać się panice i rozpaczy ani też nie dać się porwać bierności, która jest źródłem jedynie negatywnych odczuć. Gorzkie doświadczenia ostatnich kilku miesięcy powinny zostać zastąpione wolą ponownego zaangażowania się w politykę dialogu i współpracy.

.Apeluję zatem do naszych przywódców i wszystkich obywateli. Nie przestawajmy myśleć, wychodźmy z propozycjami i podejmujmy wspólne działania przez cały 2015 rok.

Michaił Gorbaczow

Tekst pochodzi z portalu Project Syndicate Polska, www.project-syndicate.pl publikującego opinie i analizy, których autorami są najbardziej wpływowi międzynarodowi intelektualiści, ekonomiści, mężowie stanu, naukowcy i liderzy biznesu.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 4 lutego 2015
Fot.Shutterstock